Temat: rozpalić ognisko
Heh :D Dobrze się składa bo właśnie pracuję nad serią artykułów dla Gazety Ryceskiej o metodach i sposobach rozpalania ognia :) Więc tak po kolei:
1. Najważniejsze to mieć przygotowany wcześniej odpowiedni zestaw do rozpalania. Nie ma się co zastanawiać co się zrobi jak drewno jest mokre i nie ma suchego, zwyczajnie trzeba się zaopatrzyć odpoiednio wcześniej w niezbędne skłądniki. Osobiście stosuję korę brzozową, puch pałki wodnej (albo inny o podobnych właściwościach) a także karpinę sosnową. Jedna uwaga co do karpiny - powszechnie się słyszy o struganiu jodełki albo szczapieniu... IMHO jest to niepotrzebna walka z materiałem. Wolę położyć moją karpinkę na pieńku i kilka razy przywalić od serca obuchem siekiery. Dzięki temu działamy 10 razy szybciej i efekt jest lepszy bo otrzymujemy materiał poszczapiony na grubość zapałki. Jeśli chodzi o hubki to używam zwykle lnianych lub bawełnianych szmat uzyskanych metodą suchej destylacji. Próby uzyskania zadowalającej hubki z huby jak na dziś nie zakończyły się spektakularnym sukcesem. Ługowanie w popiele powiodło się tylko dla czesci materiałów, mocz zupełnie nie zdał egzaminu. Hubę można użyć do czegoś innego za to w sposób bardzo fajny, konkretnie do przenoszenia ognia. Huba wielkości grapefruta według eksperymentu jaki robiłem ostatnio jest w stanie tlić się ok 5 godzin w bardzo równomierny, spokojny sposób zostawiając jedynie drobniutki szary popiół niezagrażający pożarem. Przy okazji jak to określiła pewna dziewoja, jest świetnym ogrzewaczem do rąk :D Ciekawym materiałem na zainicjowanie ognia są też suche igły (np. modrzew ma tak rozłożone gałęzie, że praktycznie pod nim zawsze jest sucho), ptasie gniazda, żywica sosnowa - często można ją zebrać z uszkodzonych drzew bez robienia im krzywdy. Jeśli chodzi o korę brzozową to do zainicjowania ognia najlepsza jest łuszcząca się kora, a nie grube płaty darte z żywych drzew. Jeśli szukamy suchego drewna to najlepiej zwyczajnie wyszukać drzewo martwe stojące (sosna nadaje się idealnie). Takie drewno zawsze jest idealnie suche, starczy je poszczapić
2. Co do metod rozpalania... oczywiście zapałki etc. jak się ma to fajnie, a jesli nie to można użyć np. świdra ogniowego. Obecnie przygotowuję się do porównawczego rozpalania świdrem z użyciem różnych gatunków drewna, jednak z moich dotychczasowych doświadczeń wynika że najlepiej sprawdza się wierzbowy świder w połączeniu z wierzbową deską zapałową. Świder powinien mieć ok 1,5 cm średnicy, długość nie mniej niż 20 i nie więsej niż 40 cm. Za krótki świder utrudnia prowadzenie na cięciwie, za długi jest mało stabilny i ma zwyczaj się klinować. Świder musi być niemal idealnie prosty - im prostszy tym lepszy. Od strony trącej powinien być dość tępo zakończony, od strony docisku zaś zaostrzony jak ołówek. Łuk powienien mieć ok 50-100 cm, choć lepiej dłuższy niż krótszy. Cięciwę można zrobić ze sznurowadła, ja tradycyjnie używam porządnego rzemienia z maszyny do szycia. Nie znam innego naturalnego materiału który wytrzymuje tarcie z jakim w rozpalaniu mamy do czynienia. Deska zapałowa powinna mieć ok 30 cm, grubość ok 1 cm, szerokość ok 4-5 cm, obrobiona jak deska ^^ Docisk ma mniejsze znaczenie - moze to być zwykły kawałek drewnianego klocka z małym nacięciem na koniuszek świdra (w trakcie pracy otwór sam się powiększy w wyniku tarcia). Dobrze zrobiony zestaw to 90% sukcesu w rozpalaniu. Wiem o tym najlepiej bo ucząc tej metody udało mi się kilka osób nauczyć rozpalania już za pierwszym podejściem. W desce robimy małe nacięcie pod końcówkę świdra i ustawiamy się tak aby świder był wpleciony w cięciwę (nie może ona być napięta ani zbyt luźna (świder powinien wejść dość trudno ale nie można się z tym mordować). nakładamy docisk na świder od góry, klękamy na prawe kolano, lewą stopą dociskamy deskę w takim miejscu aby lewa ręka którą będziemy trzymać docisk znajdywała oparcie przy kolanie - ułatwi to bardzo proste prowadzenie swidra. Bierzemy łuk w prawą rękę, docisk mamy w lewej, świder w nacięciu. Zaczynamy lekko powoli pracować łukiem, świder się obraca. Pierwsza faza rozpalania ma na celu osadzenie świdra w desce zapałowej. Po kilku sekundach zaczynamy pracować coraz szybciej i szybciej, zwracamy uwagę na to aby nie dociskać świdra za bardzo, ważne jest wyczucie. Kiedy widzimy dym przyspieszamy jeszcze mocniej i po kilku mocnych pociągnięciach odkłądamy zestaw. W desce pojawiło się wgłębienie odwzorowujące kształt świdra, łatwo też wyznaczyć jego środek. Bierzemy nóż i do samego środka robimy przez całą grubość deski nacięcie w kształcie litery V. Gdy już to mamy kłdziemy na ziemi coś na co zbierać się będzie żar - kawałek kory lub większy wiór to to o co chodzi. Na tę podkładkę układamy deskę tak aby nacięcie było nad nią. Powtarzamy nasza pozycję wcześniejszą i powoli zaczyn amy rozgrzewać drewno, kiedy pojawi się dym nalezy jeszcze kilka obrotów świdra prowadzić dość wolno, potem lekko zwiększamy nacisk i szybkość - zacznie się porządnie dymić, gdy dym stanie się bardzo gęsty (ok 20-30 pociągnięć po pierwszym dymie) przestajemy. Odkłądamy zestaw i deskę, żar mamy na podkładce. Trzeba go przenieść do wcześniej przygotowanego gniazdka zrobionego z suchej trawy, puchu pałki, kory itp. suchych ingredientów. Z umiarem dmuchamy, można gniazdko rozbujać wymachami ramienia. Jak się rozpali wrzucamy całość do wcześniej przygotowanego ogniska w którym powinny znajdować się drzazgi karpinowe, żywica, kora brzozowa itp. skłądniki. Ważne jest aby ognisko rozpalać w taki sposób aby wiatr wiał w jego stronę od strony z której będziemy wrzucać zaczyn ogniowy. Dzięki temu nie będzie trzeba dodatkowo walczyć z siłami przyrody, a wiatr sam nam pomoże w rozpaleniu ognia. Oczywiście o wcześniejszym przygotowaniu odpowiedniej ilosci drewna na rozbujanie ogniska szkoda nawet pisać ;) Pojawiły się opinie że z łuku ogniowego nie ma ognia długo. Pomijając czas wykonania zestawu (najlepiej zwyczajnie mieć go ze sobą) sama procedura rozpalania trwa około 5-10 minut, choć jasne, ze zależy to bardzo od warunków. Bzdurą jest dobieranie drewna - to tylko dodatkowa niepotrzebna komplikacja - między innymi to chcę wykazać eksperymentem który będe niedługo przeprowadzał.
3. Co do krzesiwa - metoda o niebo wygodniejsza, szybasza i prosta. Używam historycznego krzesiwa kutego. Bierze się krzemień (zakrzesany czytaj o ostrych krawędziach i najlepiej dość cienki), na nim kładzie się hubkę i szybkimi ruchami pod odpowiednim nachyleniem uderza się dzięki czemu powstają iskry padajace na hubkę. W przypadku dobrej hubki lnianej i doświadczenia na odpowiednim poziomie dziesiątki razy udawało mi się uzyskać żar już przy pierwszym uderzeniu. Potem procedura jest identyczna jak przy swidrze - żar trzeba przenieść do gniazdka, gniazdko rozpalić, od niego ognisko
4. Jeśli chodzi o dobór materiału na ognisko to na początek swietne jest drewno drzew iglastych - spala się szybko, daje dużo swiatła, mało żaru i dość dużo ciepła. Na noc idealnie jest sobie dorzucić kilka solidnych polan ciężkich odmian drewna lisciastego np. dębu albo buka - daje bardzo dużo zaru, pali się powoli, dostojnie, daje mało swiatła za to sporo ciepła. Bardzo często robionym błędem jest podtrzymywanie swiatła z ogniska na siłę. W efekcie zużywa się ogromną ilość opału zupełnie niepotrzebnie, choć zawsze można wyjść z założenia iż "Rozpalanie ognia rozgrzewa nas cztery razy. Pierwszy raz gdy zbieramy opał, drugi raz gdy go rąbiemy, trzeci raz gdy rozniecamy ogień i czwarty raz gdy przy ogniu siedzimy " :D
Pozdro
Fiolnir