Temat: Narodziny w garniturze od Armaniego
Janie, nieco nabzdyczyłeś się na mnie, może i słusznie z twojego oglądu, z mojego nie. Piszę o prostej relacji o której wspomniał Mariusz znad książek, dualizmie podejścia. Racja że możemy tu rozmawiać używając terminologii Fleischera, ale problem w tym że to nie forum akademickie i zaglądają tu także owi mali i nieobeznani z terminologią. Terminologia rzecz w teorii ważna, nie przeczę, ale, mnie interesuje nie teoria a jej przełożenie na praktykę dlatego piję cały czas do używania języka zrozumiałego nie tylko dla nas wewnętrznie. Mówisz że klient poszukuje fachowca operującego terminami dla niego niezrozumialymi? ejże, ja mam dokładnie inne doświadczenie, potrzebuje kogoś kto nie tylko zrobi ale wytłumaczy i pomoże zrozumieć, uporządkować. Pisałem kiedyś, na moim blogu, o hermetycznym języku, którym się blebla dla oczadzenia klienta. Tak, tak dla oczadzenia, a nie wyjaśnienia. Prawidłowość nazywania rzeczy mówisz, ok prawidłowość jaka i dla kogo skoro nie do końca poszczególne teorie definiują tak samo to samo. Jeżeli CI jest tym wszystkim co dotąd napisaliście, to to kosmos dla klienta. Inna sprawa że klient wogóle nie musi wiedzieć o corporate identity a jednocześnie precyzyjnie realizować jej cele. To co mówisz - "da się w małej firmie zastosować CI", ja mogę skonkludować pytaniem po co? dlatego że w każdej małej czy dużej jakieś elementy tego CI, nienazwane tak, już funkcjonują, dojdą nowe, można opracować kompletnie nowe strategie i wogóle nie używać hasła CI. Czym innym jet akademicka teoretyczna klasyfikacja, w której to istotne, a czym innym praktyka w której istotny jest efekt a nie etykiety. Jeżeli z jednej strony piszcie, szkoła wrocławska, o wielim systemie corporate identity, analizach i innych rzeczach, a z drugiej o tym że każdy element, jaki dzieje się w firmie, to element CI to ja się zgadzam, ale podchodząc do małej firmy nie jest istotne, na początek, jak wielki to system, a jedynie jakie elementy potrzebne są u wejścia. No chyba że chodzi o postraszenie i zobrazowanie jaką kasę musi mieć na początek do wywalenia. Ręczę że i tak jej nie wywali przerażony obojętnie jak szumnie nazwiesz teorię.
Co do Fleischera mam jedno ale, jak do kogoś kto zajmuje się komunikacją, w swojej książce komunikuje się li tylko z teoretykami i nikim więcej, a zmieniając język na bardziej popularnonaukowy zrobiłby dużo więcej. Rynek nie potrzebuje dysertacji naukowych a poradników i jest na to ogromnie chłonny. Inna sprawa to brak korekty po tłumaczeniu na polski - przyznasz że "designingowanie" w poważnej publikacji sprowadza temat do parodii.