Temat: Co warte jest CE nadawane przez Chińskich producentów....?
Bardzo fajna dyskusja i zarówno Tomek jak i Leszek wnieśli wiele do tego tematu i wasze wypowiedzi wcale się nie wykluczają a raczej uzupełniają ten problem.
Teraz kilka kwiatków z mojego doświadczenia dotyczącego problemu CE w przypadku maszyn:
1. Podrabianie certyfikatów CE w Chinach jest nagminne. Jeśli nie jest to declaration of conformity producenta, tylko dokument wystawiony przez jednostkę notyfikującą łatwo to sprawdzić. Na początek należy sprawdzić czy taka jednostka istnieje i czy ma kompetencje do wystawiania takich dokumentów, a później u samego źródła sprawdzić, czy wystawili taki certyfikat. Najczęściej Chińczycy biorą certyfikat innego producenta, w programach graficznych wpisuje swoje dane i dokument gotowy. Często dochodzi do śmiesznych sytuacji bo widać, że 80% producentów pewnego rodzaju maszyny kopiowało znak CE od lidera branży, który również miał fejkowy certyfikat, a widać to było po tym, że wszyscy to robili z tymi samymi trzema błędami. Niestety świadomość chińskich producentów dotycząca CE jest bardzo mała i nawet sami nie potrafili znaleźć tych podstawowych błędów tylko bezczelnie je powielali.
2. Często Chińczycy-producenci padają ofiarą oszustów i to zagranicznych, które wystawiają im fałszywe dokumenty. Na stwierdzenie, że mają fałszywy dokument, jest oburzenie i stwierdzenie, że wydali kupę kasy firmie zagranicznej na certyfikat i musi on być prawdziwy. Procederem tym zajmują się Brytyjczycy, Niemcy, a nawet Polacy (jeszcze dwa lata temu działało dwóch naszych rodaków w tej dziedzinie w Tianjinie). Proceder jest prosty, zagraniczni "inżynierowie" przyjeżdżają do fabryki i oferują certyfikat za 3-10 USD od maszyny. Certyfikat najczęściej wystawia firma z siedziba w Londynie, Brukseli, Frankfurcie. Gdy się sprawdzi dokładnie adres to okazuje się, że jest to firma powstała w obiekcie gdzie wynajmuje się biura na godzinę lub na określony czas. Często te certyfikaty są bardzo dobrze zrobione i o dziwo nawet normy dobrane są odpowiednio pod daną maszynę. Jeśli celnik jest kumaty mógłby sprawdzić w internecie w ciągu 15 minut oryginalność takiego certyfikatu. Polskim się chce, niemieckim nie za bardzo w związku na skalę odpraw, ale jak transport został wyznaczony do szczegółowej kontroli wtedy na bank są kłopoty.
3. Nasi rodacy-importerzy również nie są bez winy, bo śmiem sądzić, że z pełną świadomością używają podrabianych dokumentów, a nawet sami je tworzą. Widziałem CE na maszyny, których importerem jest potężny gracz, jedna ze spółek notowanych na naszej giełdzie. Otóż koledzy z tej firmy wzięli Certyfikat CE wydany w Szwecji na urządzenie do klimatyzacji, w Corelu zmienili dane (nazwe firmy, modele maszyn) i odprawiali (może jeszcze odprawiają) na ten dokument maszyny. Pal licho, że dyrektywy, czy normy na urządzenie do klimatyzacji i maszyny (może poza napięciową) są całkiem inne. Papier jest papier. Do odprawy nawał się idealnie.
I na koniec. Przestrzegam importerów przed takimi praktykami, bo to może rzeczywiście się udać podczas odprawy, ale co później. Nie daj Boże w ten sposób sprowadzona maszyna zrobi jakąś krzywdę pracownikowi, który ją obsługuje i od razu wchodzą inspekcje, a przy poważniejszych zdarzeniach prokuratura. W tym przypadku odpowiedzialnym podmiotem za fałszywy certyfikat CE nie jest chiński producent, a podmiot sprowadzający towar na obszar Unii...czyli importer.