Temat: Jak daleko powinna sięgać ochrona i opieka państwa?
Krzysztof D.:
Moim zdaniem państwo powinno stać wyłącznie na straży obowiązującego prawa, natomiast powinno trzymać swoje łapska z dala od umów zawieranych dobrowolnie przez obywateli.
Nawet w sytuacji kiedy po jednej stronie stoi wielka, silna, cwana i dysponująca sztabem prawników instytucja finansowa, a po drugiej naiwny emeryt czy studentka? Mówię teraz o polisach inwestycyjnych.
Obowiązujące prawo? Ależ owszem, mamy!
Art. 286 kodeksu karnego § 1. Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania,
podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Schody zaczynają się już przy pierwszym słowie tego przepisu: KTO. Połączone działy prawny i produktowy w firmie ubezpieczeniowej opracowały zbójeckie warunki polisy inwestycyjnej, zarząd je zaakceptował. Pośrednik ubezpieczeniowy zatrudnił pracownika, któremu naopowiadał bajek, że będzie sprzedawał najlepszy produkt oszczędnościowy na świecie, a potem postraszył, że jak nie sprzeda odpowiedniej ilości polis to nie dostanie kasy. Pracownik dorwał klienta, nawinął mu makaron na uszy, nie przekazał warunków przed zawarciem umowy, sprzedał polisę, a potem zwolnił się z tej dziadowskiej roboty, bo dość miał naciągania ludzi za marne grosze. A klient został z unit-linkiem na 15 lat, choć myślał, że może bezkosztowo zerwać umowę po 2 latach. A figę.
Pytanie za 100 punktów: KTO oszukał klienta? Komu postawić zarzuty?
Obowiązujące prawo nie jest dane raz na zawsze i wściekam się gdy widzę, jak bardzo nie nadąża za rzeczywistością, w której cwane mendy w formie osób prywatnych, spółek z o.o. i spółek akcyjnych panoszą się w rozmaitych branżach i uprawiają "aktywną sprzedaż". Nasze władze od kilku lat nie mogę uchwalić przepisów regulujących polisy inwestycyjne. Rynek sam sobie z tą patologią nie poradził - wszelkimi rekomendacjami i wytycznymi towarzystwa ubezpieczeniowe podtarły sobie tyłki. Dlatego uważam, że w sytuacji, kiedy pomiędzy stronami umowy jest duża dysproporcja, państwo powinno brać w obronę stronę słabszą - oczywiście wyłącznie jeżeli ona takiej obrony potrzebuje i się na nią zgadza.