konto usunięte
Temat: potrzebuję wsparcia
zanim napiszę w czym rzecz - tak, to fikcyjne konto i nie zależy mi na odpowiedziach w stylu "weź się w garść", "spasłaś się to teraz przestań żreć" itd..skoro zdecydowałam się na ten krok, to znaczy, że poczułam ścianę na czole. będę wdzięczna za próbę refleksji
moje ciało się zmieniło. nie podoba mi się ta zmiana. wiem, że sama się do tego doprowadziłam. zaniedbałam sport, źle jem, nie ćwiczę, ukrywam siebie pod większymi ubranimi.
dziś zauważyłam, że nie cieszy mnie kupowanie nowych ubrań. kusi mnie, żeby wydawać pieniądze na nowe ubrania, ale jak je na siebie założę, to nie czuję się ładnie, wygodnie, swobodnie. w niczym nie czuje się wygodnie.
siedzę i czuję fałdki zbierające się na brzuchu, ocerające się o siebie uda, potężne łydki, szerokie, duże ramiona, pyzatą buzię, grube palce, nawet pachwiny mam wypełnione poduszeczkami. ja to wszystko czuję i wiem a pomimo wszystko nie robię nic, aby to zmienić.
brnę w tą destrukcję. jem słodycze, nie ćwiczę. nie mam hamulców. oglądam zdjęcia sprzed lat i widzę szczupłą, uśmiechniętą dziewczynę - nie ma jej teraz. brakuje mi jej.
najgorsze, że ja nie wierzę, że mogłabym znów być taka, że to jest jakiś zamknięty rozdział, że już muszę ważyć 60+
dlaczego postawiłam na sobie krzyżyk?
dlaczego nie chcę znów siebie lubić?
dlaczego się oszpecam?
nikt mnie nie powstrzymuje - tylko ja sama. inni ludzie umieją się zmienić, zeszczupleć - da się! dlaczego ja nie mam tej wiary?
kocham jeść - taka przychodzi do mnie myśl, że to daje mi przyjemność, spokój, bezpieczeństwo, że z pozoru daję sobie coś dobrego, bo przecież wiem co mi smakuje - dogadzam sobie, rozpieszczam siebie, nagradzam, pocieszam.
ale przecież równocześnie siebie krzywdzę! nie kocham siebie tylko jedzenie! zmiana kojarzy mi się z jakimś ograniczeniem, odebraniem sobie czegoś łatwego i miłego, bo przecież wystarczy pójść do sklepu i o! już to mam!
kupiłam cudowne, po prostu boskie szpilki! zawsze o takich myślałam i nie wiem czy gdzieś je założe, bo mam wrażenie, że się z nich wylewam. stoją sobie a ja na nie patrzę. cieszą moje oko i budzą radość pomieszaną ze smutkiem, że nie są dla mnie, że ja do nich nie pasuję.
co się ze mną dzieje?
wiem, że jestem wygodna i leniwa - lubię odłożyc coś w czasie, zająć się czymś później, ale aż do tego stopnia, że olałam swoje ciało? moją powłokę?
złapałam się na jeszcze jednej myśli w konsekwencji tego wszystkiego: nie niedługo ktoś się zorientuje, że ja nic nie potrafię i że wtedy stracę swoją wygodną, wypracowaną pozycję i zostanę z niczym - oblana tłuszczem.
po prostu się siebie przestraszyłam - nie znam tej dziewczyny