Temat: Po rozstaniu - czemu on nie jest fair?
Witam. Jestem na tym forum od paru minut, od razu zaznaczę, że dane na moim profilu nie są prawdziwe - boje się rozpoznania.Żyłam w związku przez 3 lata, z bardzo kochającym mnie mężczyzną, niestety z powodu niskiego poczucia własnej wartości (nad czym staram się pracować) stałam się osobą chorobliwie wręcz zazdrosną, kontrolującą partnera, bardzo emocjonalną, łatwo wpadającą w złość. Nie radziłam sobie ze swoimi emocjami i po jakimś czasie partner nie wytrzymał i postanowił mnie zostawić. Świat mi się wtedy zawalił, błagałam o jego powrót, groziłam że zrobię sobie krzywdę (teraz mi za to wstyd), lecz on pozostał nieugięty. Od samego początku jednak nie był fair, często prosiłam go o jednoznaczną decyzję, co z nami. Wymigiwał się, że nie wie co czuję, że oferuje mi przyjaźń, która przecież jest fundamentem do wszystkiego. Takie słowa dawały mi nadzieję, gdy zaczynało mnie to męczyć i zaczęłam się od niego odgradzać, on proponował kawę, spotkania, odnawiał kontakt, jednak gdy robiłam sobie nadzieję na coś więcej, mówił, że z jego strony nic się nie zmieniło. Jest to przeogromny skrót tego co się dzieje, jednak trwa to właśnie w ten sposób od ponad 7 miesięcy. W pewnym momencie przez chyba 3 tygodnie mieliśmy bardzo bliski kontakt, ciągłe smsy, telefony, nawet spotkania - gdy ja chciałam uzyskać jakąś wiedzę na czym stoję, twierdził, że on nic nie czuje, ale przecież łączy nas specyficzna więź, więc może kiedyś z nas coś wyjdzie, ale on mi nic nie zagwarantuje.
Nie jestem w stanie zerwać z nim kontaktu w 100% ze względu na wspólnych znajomych, na ktorych mi zależy. Ostatnio jestem w stosunku do niego bardziej oschła. Staram się odciąć jak tylko mogę. Ostatnio jednak po pijanemu zaczął mi mówić, że za mną tęskni, potem przez parę dni pisał, rozmawialiśmy długo, śmialiśmy się, a potem gdy widzieliśmy się wspólnie ze znajomymi ignorował mnie, był nawet opryskliwy i kompletnie niewzruszony moją osobą.
Przez takie zachowanie od 7 miesięcy moje życie kręci się wokół niego, codziennie myślę, analizuje, mam nadzieję, że będzie chciał wrócić. Mam w sobie poczucie winy za rozpad tego związku. Mimo powtarzających się sytuacji, ja za każdym razem wierzę, że tym razem akurat on będzie chciał wrócić. Do tego kompletnie go nie poznaję, nigdy nie był osobą, która manipulowała by innymi. On był naprawdę dobrym człowiekiem.
Nieraz znajomi, gdy go obserwują, twierdzą, że on żałuje, jednak nie umie przyznać się do błędu, bo jest człowiekiem bardzo dumnym. Jednak ja wiele razy pytałam, on pozostawał nieugięty - nie chce wracać. Skąd więc to zachowanie? Skąd te wyznania po pijanemu (bo zdarzyło się to kilka razy)? Nie mam siły już na szczerą rozmowę z nim, bo takie rozmowy odbywał 1000 razy i nic z tego nie wynikło. Przez jego zachowanie, nawet przy braku kontaktu z nim, nie potrafię myślec o niczym innym. Co robić?