Temat: Pierdzielone 3 miesiące
Magdalena Bartoszewska:
Opowiedz co się działo po kolei w kolejnych miejscach zatrudnienia. Jakie wynegocjowałaś warunki na początku, jak Ci się pracowało, co z warunków początkowych zostawało po trzech miesiącach?
3 przykłady:
pierwszy:
małe wydawnictwo szuka dziennikarza i redaktora (umowa o pracę):
zostaję zatrudniona w tym charakterze, ale powoli moja praca coraz bardzie przypomina pracę handlowca, jestem średnim handlowcem, więc wyniki kiepski, wkurzam się na siebie, że mnie mam wyników, szef wkurza się na mnie, że nie mam wyników i mówi mi, że skoro nie mam wyników sprzedażowych to nie zasługuję na umówione wynagrodzenie, gdy podpieram się umową - tłumaczy, ze nie stać go na pracownika, który nie przynosi firmie zysku, spinam się więc aby zasłużyć na tą wypłatę, przez to popełniam coraz więcej błędów, co sprawia, że szef jest jeszcze bardziej wkurzony i ja na siebie też jestem coraz bardziej wkurzona (a w międzyczasie dochodzi sprawa prowizji - szef wypłacając je przypomniał sobie, że mówił o 10% ale chodziło mu o całkiem nowych klientów, za tych co już kiedyś się reklamowali, prowizja jest tylko 5% lub 0) w końcu jest we mnie tyle napięcia że mam tygodniową migrenę i potem sama rezygnuję z pracy.
drugi:
małe wydawnictwo szuka dziennikarza i redaktora (na umowę o dzieło):
zostaję zatrudniona w tym charakterze redaktora, z informacją, że jeśli dodatkowo będę sprzedawać to moja pensja powiększy się o prowizję. Schemat się powtarza jak za pierwszym razem, mam coraz więcej poleceń związanych ze sprzedażą, ale niewystarczające wyniki. Dodatkowo zaniedbuję swoje obowiązki redaktorskie, bo szef nie zwraca w ogóle na nie uwagi i ciągle dopytuje o sprzedaż. Spinam się coraz bardziej i chodzę sfrustrowana, bo wyniki sprzedażowe kiepskie. Dostaję wypowiedzenie przed końcem umowy za "kiepskie rezultaty" w pracy i za ostatnie pół miesiąca nie dostaję wynagrodzenia.
trzeci:
sklep spożywczy (jestem bez grosza i biorę cokolwiek, by móc opłacić mieszkanie):
Rozmowa o prace informacja: siedem i pół godziny dziennie, dwa weekendy w miesiącu wolne, pensja taka a taka. W praktyce płaca za 7,5 godz dziennie, praca 8,5. Weekendy praca 16h sobota, 12h niedziela (o czym szef nie wspomniał na rozmowie o prace). Brak jakichkolwiek przerw, jedynie na wyjście do toalety. Czuję się jak w obozie pracy. Dodatkowo czuję się jak w matrixie, bo mam wrażenie, że tylko mi to przeszkadza, inni się cieszą, że w ogóle mają pracę i nie rozumieją, o co mi chodzi (to nie była Biedronka, a eleganckie modne Delikatesy). Po 3 tygodniach pracy gigamigrena - przychodzę do szefa i mówię, że warunki naszej umowy były inne, poza tym to jest wszystko niezgodna z kodeksem pracy. Zostaję zwyzywana od leni i oszustek - bo tylko zmarnował czas przyuczając (!!!) mnie do pracy i dostaję tylko część należnego mi wynagrodzenia. Gdy wychodzę syczę do dziewczyn, że tak tego nie zostawię i idę do sądu pracy. Prawie na kolanach błagają mnie bym tego nie robiła, bo wszystkie stracą pracę. Kolejna tygodniowa migrena, bo nie jestem w stanie pojąć o co kaman.
Ewa Pokrywa edytował(a) ten post dnia 27.03.10 o godzinie 13:02