Temat: może ktoś pomoże
jestem z chłopakiem od prawie 5 lat. od 2 lat jesteśmy zaręczeni. poznałam go na Sylwestra. 2 tyg. później poszedł do wojska. obiecałam, że będę na niego czekać. mieliśmy ze sobą dobry kontakt przez ten czas. smsowaliśmy i jak mógł to dzwonił. zaufałam mu, nie znałam go, ale postanowiłam spróbować. i nie zawiódł mnie. nie zdradził, dalej byliśmy razem. ale problemy rozpoczęły się tuż po jego wyjściu z wojska. przykro mi było, bo upił się z kolegami, a nie padł mi w ramiona (jak sie spodziewałam) czekałam w końcu tyle na niego. później kłóciliśmy się ciągle przez jakieś pół roku. potem było troche lepiej. po 2 latach bycia razem zaręczyliśmy się. chciałam się zaręczyć. myślałam o nim poważnie. przez cały ten czas kochałam go, mimo kłótni, i On też mnie kochał. mówił mi to. gdy sie nie kłóciliśmy to naprawde było nam razem dobrze. dlatego pomyślałam o tych zaręczynach. myślałam o nim poważnie. a te kłótnie, to głównie z tego powodu, że moja nerwowości wzrasta gł. przed okresem, a On się dał tej nerwowości zwieść i wszystko co mówiłam traktować 100% na serio. a ja pogadałam, popłakałam, uspokoiłam się i było ok. drugim powodem kłótni było to, że On ma olbrzymi problem z wyrażaniem uczuć. nie da sie z nim rozmawiać. po prostu ja mówię, a On słucha i nic nie mówi. ani nie przytakuje ani nie zaprzecza. bez względu na to co mówie. jak się z czymś nie zgadza to zamiast powiedzieć to, to się wścieka. i to do takiego stopnia, że aż nie może myśleć z tych wściekłości. ciągle mówiłam, wrzeszczałam, prosiłam, żeby zaczął ze mną rozmawiać. to nie był najlepszy sposób. teraz to wiem. wtedy to wydawało mi się najlepsze. myślałam, że jak będę mu tłumaczyć, że mi może powiedzieć wszystko, mi może zaufać, że go kocham, że chce dla nas tylko dobrze, myślałam, że to zrozumie, że to doda mu odwagi. a On potrzebował czegoś innego. gdybyśmy już wtedy zwrócili uwagę na tą złość, dzisiaj byłoby zupełnie inaczej.
pól roku po zaręczynach zamieszkaliśmy razem. on nie bardzo chciał. nie myślał o tym. ja chciałam mieć go bliżej niż tylko w weekendy. w pierwszym miejscu mieszkaliśmy miesiąc, to było beznadziejne mieszkanie. 2 mieszkanie było super. obojgu nam się podobało. urządzaliśmy sobie, byliśmy szczęśliwi. ale nagle po 4 miesiącach musieliśmy się wyprowadzić (właściciel miał inne plany co do tego lokalu)
to go chyba trafiło najbardziej. spodobało mu się to miejsce.od tego zaczęło się jego przygnębienie i niechęć.
przeprowadziliśmy się do mieszaknia kogoś z jego rodziny. małe, ale udało nam się zmieścić. ale po nie długim czasie zauważyłam, że On mnie nie dostrzega. mogę przejść koło niego choćby nago i nawet by tego nie zauważył. zaczęłam rozmowy,ale kończyły się okropnymi kłótniami. najpierw zaprzeczał. i trwa to już prawie rok. raz nawet wyprowadziłam się do mamy. bywałam w domu codziennie, bo mamy zwierzęta (On się nimi nie zajmuje)
któregoś dnia zostawił mi kartkę, żebym wróciła do domu, że brakuje mu mnie. zostałam.
były takie chwile,że czy ja czy on, mieliśmy ochotę rozstać się.
mniej więcej od roku nie mówi mi, że mnie kocha. na początku mówił, że sama powinnam to wiedzieć, że nie musi mi tego mówić. później nie mówił już nawet tego.
po kłótniach staraliśmy sie obiecać, że zadbamy o nas związek, że się zmieni, ale na następny dzień wszystko wracało do szarej rzeczywistości, a my do codziennej gonitwy szczurów.
tym razem postanowiliśmy inaczej. mamy opracowany system, codziennie o 21.oo kładziemy się do łożka i to czas dla nas. możemy poprzytulać się, obejrzeć coś razem, mamy czas na intymności(bo z tym też bywa różnie), a oprócz tego wyznaczamy sobie coś na każdy tydzień, jakieś zadania, które staramy się realizować. w tym tyg. staramy się okazywać sobie więcej czułości. staramy się jak najwięcej głaskać, przytulać, mieć kontakt z sobą (nie sex, po prostu dawać sobie do zrozumienia, że jesteśmy blisko siebie, że mamy siebie) - pogłaskać po plecach, przytulić, objąć, oprzeć głowę na ramieniu...
i tak co tydzień dochodzi coś nowego. tak na 2 miesiące. jeśli się nic nie zmieni to damy sobie spokój (on tego chce), chociaż nie potwierdza tego, że już mu nie zależy. po prostu nic nam nie wychodzi. jesteśmy oboje za nerwowi. mamy tyle spraw, mało czasu na odpoczynek, a zero czasu dla siebie. kocham go bardzo i chce być z nim na zawsze. mimo tych kłótni.
właśnie jest taka różnica - on pamięta tylko kłótnie, ja tylko te dobre chwilę
wiem, ze potrafimy panować nad emocjami, po tegorocznych wakacjach. czasami coś się szykowało do kłótni, ale drugie szybko starało sie rozwiać nadchodzące chmury. to było coś cudownego. mogłoby być tak zawsze. no, ale 2 tyg. po wakacjach znowu zaczęły się kłótnie.
o ślub też były kłótnie, bo ja nie chciałam wesela, a on tego nie potrafił zrozumieć. dla mnie to głupota i strata pieniędzy. nie ważne co mówiłam, nic go nie przekonywało. ważne było to co on myśli.
czesto jest tak. jest uparty. liczy się dla niego tylko to co myśli.
a ja, oprócz tego, ze jestem nerwowa, to jestem wrażliwa, czuła, kochająca, odkąd mieszkamy naprawdę bardzo sie staram. robię co mogę. on tego nie zauważa i nie docenia.
co robić? może ktoś coś pomoże..