Magda Żak zzz, xyx
Temat: jak panować nad emocjami?
Witam!Potrzebuję pomocy/porady/wparcia i sama nie wiem czego jeszcze.
Nie poznaję się, nie panuję nad swoimi emocjami (dziś powiedziałam mężowi że go nienawidzę i że chcę się rozstać - powód? już nawet nie pamiętam dokładni jaki, jakaś bzdura).
Mój stan emocjonalny częściowo zwalam na ciążę i buzujące hormony, ale bardzo źle się z tym czuję i nie wiem co mogę zrobić żeby zacząć panować nad swoimi emocjami. Co krok robię/mówię rzeczy, których żałuję, których nigdy nie chciałam robić (np przeklinanie przy półtorarocznym dziecku, krzyki, wyzywanie się z mężem...).
Swoją drogą, ja nie wiem jak on to wszystko znosi...
Mam serdecznie dość tego stanu ducha, z natury jestem optymistką, pozytywnie nastawioną do życia i do świata. Coś się zmieniło i trwa to już mniej więcej 3-4 m-ce (tyle ile ciąża). Nigdy w życiu nie miałam tak długiego doła :(
Doły się zdarzają, wiadomo, ale zazwyczaj świetnie sobie z nimi radzę i trwają krótko.
Może wyjaśnię w skrócie moją sytuację...
Z mężem od dawna układa nam się "tak sobie". Bardzo się kochamy, ale ok rok temu dowiedziałam się (przedstawiając moją sytuację kompetentnej osobie) że jestem ofiarą przemocy psychologicznej. Od dawna "walczyłam" z moim mężem o używanie pod moim adresem pewnych zwrotów, epitetów, wmawiania mi co czuję i co myślę, ale nigdy wcześniej sama tak tego nie nazwałam. Mamy bardzo burzliwy związek, pełen wzlotów i upadków. Słowem - rollercoaster. Kilka razy wyprowadzałam się z domu (jesteśmy razem ponad 9 lat, małżeństwem 3 i pół), oczywiście były powroty, obietnice poprawy (które faktycznie były, ale nigdy na stałe) i tak w kółko.
Długo staraliśmy się o dziecko, 3 lekarzy powiedziało nam że u nas szansa na dziecko jedynie przez in vitro. Rozstaliśmy się, mieszkaliśmy osobno przez 2 miesiące, ale oczywiście wróciliśmy do siebie i "na zgodę" zaszłam w (pierwszą) ciążę bez pomocy lekarzy. Było cudownie przez większość ciąży, mąż był dla mnie przyjacielem, kochankiem, wsparciem i ostoją. Było nam dobrze, dopóki nie pojawiło się dziecko.
Zaczęło się: - że to prze ze mnie ma kolki (bo się czegoś tam "nażarłam"), że to przeze mnie ma katar, że nie tak trzymam, bo kręgosłup dziecku krzywię, że nie tak przystawiam do piersi, że "co z ciebie za matka że.... (to czy śmio).
Wytrzymałam to przez pół roku. I właśnie w tym momencie dowiedziałam się że to przemoc psychologiczna (czy psychiczna).
Coś we mnie pękło, zmieniłam się, zaczęłam olewać, robić swoje, nauczyłam się nie ulegać tylko reagować asertywnie na te wszystkie "zaczepki". Stałam się zimna, oschła, ale nadal byłam łagodna i dobra. Mąż zauważył zmianę, role się odwróciły. Był smutny, przygnębiony, rozmawialiśmy, ja mu tłumaczyłam "na zimno" (na prawdę wtedy nie było we mnie emocji, chciałam się rozstać i mówiłam o tym otwarcie). On sprawiał wrażenie jakby wiedział o co mi chodzi, jakby widział swoje błędy, jakby chciał wszystko naprawić. Ja już nie chciałam, dla mnie było za późno. Żyłam z nim pod jednym dachem, wspólnie wychowywaliśmy nasze dziecko i tyle. Dla mnie on stał się obcym człowiekiem. Przestałam go kochać. Nie chciałam z nim dłużej być. Miałam dość.
Trwało to 8 miesięcy, w tym czasie przygotowywałam sobie grunt na nowe życie (było ciężko, nie zarabiałam ze względu na urlop wychowawczy, do swojej pracy nie chciałam wracać bo nie wiem czy wystarczyło by mi na żłobek + paliwo na dojazdy).
On wciąż mi udowadniał jak bardzo mnie kocha i jak bardzo się zmienił, jakim jest świetnym ojcem i mężem. Zmiana była niesamowita. No i znowu dałam się nabrać..... Postanowiłam że zostanę, że spróbujemy jeszcze raz. W tej euforii zaszłam w ciążę po raz drugi (mimo wcześniejszych problemów z zajściem w ciążę zabezpieczaliśmy się i pękła nam prezerwatywa...........)
No i cóż mogę powiedzieć. Na początku się załamałam (chociaż zawsze marzyłam o gromadce dzieci), byłam zła że tak się stało, bo:
1. nie byłam pewna co do zmiany męża, potrzebowałam więcej czasu żeby się przekonać
2. zaczęłam się rozwijać, chodzić do szkoły po to żeby się całkowicie przekwalifikować
3. zaczęło się coś"wykluwać" w związku z pracą (dla mnie w mojej sytuacji niezależność finansowa jest podstawową potrzebą). Szansa zmarnowana - nikt nie zatrudni ciężarnej, a im dłużej po skończeniu szkoły będę czekać z podjęciem pracy tym trudniej będzie mi się wbić na rynek. Oczywiście nie jest to niemożliwe, ale niewątpliwie będzie trudniej
4. Miałam dość siedzenia w domu (chociaż oczywiście kocham moje dziecko nad życie... po prostu uważam że 1 1/2 roku, nawet 2 lata zajmowania się tylko i wyłącznie dzieckiem wystarczy - tym bardziej że gdybym zaczęła się w końcu realizować zawodowo byłabym o wiele szczęśliwszą, a przez to o wiele wartościowszą mamą)
5. Miałam plany i marzenia związane z wakacjami, no ale trudno - ten punkt da się zmodyfikować, część odroczyć na kiedy indziej, część zmienić tak, żeby dało się coś z tym zrobić w takiej a nie innej sytuacji;)
Moja frustracja spowodowana jest tym, że sama siebie nie poznaje, nie poznaję swoich reakcji i zachowań....
Mąż oczywiście znowu zaczyna... tzn wychodzi jego prawdziwe oblicze, któe nigdy się nie zmieni. Generalnie da się z tym żyć dopóki się kochamy, chociaż to syzyfowa praca. On nie rozumie że niektóre jego słowa mnie ranią, nie potrafi tego pojąć. Dla niego moje uczucia są śmieszne, twierdzi że nie mam dystansu do siebie (ja tak nie uważam). Np nie rozumie moich nerwów gdy mówi do mnie przy dziecku (które jeszcze nie mówi ale już świetnie wszystko rozumie) że jestem głupia. Twierdzi że mówi to żartobliwie i że ja nie znam się na żartach.
Najgorsze jest to , że ja faktycznie na tym punkcie jestem przewrażliwiona i przestałam reagować asertywnie, a zaczęłam agresywnie :(
Za dużo emocji to we mnie wzbudza i nie potrafię już nie odbić tej piłeczki. A najgorsze z tego wszystkiego jest to że to wszystko się dzieje w obecności dziecka.
Nie wiem już jak mam z nim rozmawiać, nie wiem jak odkręcić swoje zachowanie (bo wiadomo, że z każdym rzuconym w emocjach słowem-sztyletem jest coraz gorzej i trudniej zawrócić)
Już nie chcę go zmieniać, chcę potrafić odpowiednio reagować i nie pozwolić nikomu się ranić.
Co mogę zrobić żeby zacząć panować nad emocjami? Jak je "ćwiczyć"?
Może mój poziom wrażliwości zmienił się przez ciążę, ale wiem że nie mogę tak żyć bo zwariuję. To nie ja.... w każdym razie takiej siebie wcześniej nie znałam....