Temat: Kto opowie o swoim wypadku?
No dobra - moja głupota polegała na kombinacji 3 spraw:
1. gorąc tak diabelski, że chce się latać za szybko
2. wakacje i pustki na drogach
3. asfalt nagrzewany przez cały dzień (temperatura w cieniu 35 stopni) - dodatkowo miejsce, gdzie asfalt jest generalnie miękki
Całość polegała na tym, że zdychając z ukropu w ciuszkach motocyklowych świerzbiła mnie rączka na manetce (a zwykle jestem opanowana). A kiedy wjechałam od strony Białegostoku do Marek zaskoczyło mnie, że jest sobie piątek 15/16, a samochodów praktycznie żadnych. No i tak fajnie mi się latało z ostrym wykopem spod świateł. Gdzieś w żołądku miałam przeczucie, że coś złego się stanie, ale.... babska intuicja czasem zawodzi. No i rozpędziłam się na jednym takim kawałku, za mocno, mocno za mocno (chociaż mówimy przecież o Virago 250). Z daleka widzę, że światło zmienia się na pomarańczowe i być może bym poleciała na "wczesnym czerwonym", bo nie było żadnego pieszego czekającego na zielone, ale stała także spora furgonetka czająca się do skrętu w lewo/zawrócenia? Dałam po heblach i nieźle mi szło, ale niestety, w pewnym momencie złapałam tego miękkiego, rozgrzanego asfaltu i poszłam ślizgiem. W tym momencie prędkość już nie była duża. Ja tylko przetarłam kurtkę na łokciu, delikatnie spodnie na kolanie i nosek buta oraz szybkę kasku z boku - mnie samej kompletnie nic się nie stało, nawet mikro-siniaka nie złapałam. Za to motocykl wykonał niezłe salto na gmolu - z lewego boku na prawy i tam uderzenie w drugi gmol, zaś gniazdko 12V zrobiło wgniotkę w baku.
Wniosek taki:
1. jak ci gorąco, to wody sobie wlej pod ciuchy, a na pewno nie wyłączaj tego, co po garem
2. ograniczenia na terenie zabudowanym czasem mają sens
3. Polska to nie Grecja, ani Floryda, gdzie w upał asfalt był twardy jak kamień