Temat: Słowacja - kraj owiec i ksenofobii
To wszystko nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać.
Zanim zamieszkałem na Słowacji, też zachwycałem się tym krajem - że zrobili takie reformy, ściągnęli tylu inwestorów, tygrys gospodarczy itp. Na miejscu okazało się, że to ma też swoją drugą stronę. Mianowicie, na wsparcie dla zagranicznych inwestorów poszły ogromne pieniądze publiczne, a w konsekwencji zabrakło ich na to, na co powinny iść, czyli na infrastrukturę. I tak na przykład Bratysława, statystycznie bogate miasto, jest tak strasznie zaniedbana, że szkoda mówić. Dużo gorzej niż dobrze mi znane metropolie Ukrainy i Białorusi. Nie ma kasy na nic: na ścieżki rowerowe, na chodniki, na obiekty sportowe... Poza centrum jest syf, stare autobusy miejskie, odrapane przystanki, a poza tym w całej stolicy są tylko dwa (!) kryte baseny pływackie - i to jeszcze takie komunistyczne.
Efekt jest taki, że Bratysława przypomina Buenos Aires - osoby zatrudnione w międzynarodowych korporacjach zarabiają bajeczne pieniądze, często 2000 euro lub więcej, ceny w Bratysławie są z kosmosu (Słowacy robią zakupy w Austrii, bo tam jest taniej), a równocześnie "zwykli" ludzie zarabiają 400-700 euro. Nie wiem, czy to jest najlepszy model rozwoju, chociaż akurat Słowacja chyba nie miała innego wyjścia - to był tak prowincjonalny i zapyziały kraj, że musieli zacisnąć zęby i wybrać latynoski model rozwoju, żeby ktoś się w ogóle z nimi liczył w Europie.