Temat: PHARE
Ja mam odwrotne zdanie na ten temat. Niepotrzebnie uczymy ludzi "grantożerstwa", zamiast kierować ich aktywność na pozyskanie środków na wolnym rynku. Zamiast uczyć ludzi przedsiębiorczości, uczymy ich wyciągania pieniędzy od podatnika.
A często prowadzi to do wypierania z rynku dobrych projektów komercyjnych przez mierne projekty grantowe.
Przykład pierwszy z brzegu. Jak dobrze wiecie, z mniejszym lub większym powodzeniem prowadzę portal internetowy, poświęcony Europie Środkowej. Jego celem jest popularyzowanie tego regionu, dostarczanie wartościowej informacji o krajach takich jak Słowacja, Austria, Ukraina czy Białoruś, ale dla mnie celem jest również po prostu zarabianie na tym pieniędzy. Dlatego muszę się starać, żeby portal był ciekawy, dobrze wypozycjonowany, żeby zarabiał na siebie. I chociaż kokosów nie ma, to te starania przynoszą efekty i są weryfikowane przez rynek.
Niestety, muszę się zmagać z konkurencją, która na swoją działalność dostała ostatnio sto tysięcy złotych dotacji. I ta konkurencja, nie poddawana presji rynku, działa w sposób który mnie zdumiewa. Efekt jest taki, że mimo ogromnego zaangażowania polskich podatników, konkurencyjny portal ma tylko 2 razy więcej odwiedzin i mniej odbiorców newslettera, niż mój portal. Przy tym mój serwis zarabia na siebie i przynosi jakieś skromne dochody, co nie przeszkadza mi skutecznie realizować czegoś co mogę górnolotnie nazwać misją publiczną. I robię to z wewnętrznej potrzeby, zachowując przy tym niezależność od rządu, czego nie można powiedzieć o projektach dotowanych.
Przy tym chciałem nawiązać współpracę z tym konkurencyjnym dotowanym portalem, ale natrafiłem na mur arogancji i pychy z ich strony. Bo oni są tacy ważni i dostojni, że nie będą się zniżać do tego, by mi odpisywać na maile (łaskawie po którymś razie raczą odpisać) czy współpracować ze mną przy akcjach społecznych, które prowadzę, np. w sprawie ucywilizowania granicy czy drogich rozmów telefonicznych:
http://porteuropa.eu/ukraina/granica
http://porteuropa.eu/nieafryka/5031-deklaracja
I tu ciekawostka: zawsze jak zwracałem się do kogoś z tego środowiska z propozycją, by jakoś wykorzystać ich kontakty, autorytet i siłę przebicia i nagłośnić, spróbować rozwiązać problemy na granicy polsko-ukraińskiej, to z tamtej strony jest reakcja: "w zasadzie można, trzeba poszukać partnera, napisać projekt, dostać grant". Czyli niczego nie zrobią ot tak, z wewnętrznej potrzeby, tylko dla kasy. A nie mówię tu o jakichś abstrakcyjnych sprawach, tylko po prostu o ruszeniu d... i zadbaniu o nasze wspólne interesy - jako grupa ludzi jeżdżących często na Ukrainę powinno nam zwyczajnie zależeć, by granica była przejezdna, a rozmowy telefoniczne na UA - tanie.
Efekt jest taki, że zupełnie obcy ludzie, osoby niezwiązane z tematem zwyczajnie po ludzku te moje akcje wspierają (choćby poprzez wrzucenie info na swoje strony internetowe), a ci grantożercy z branży nie, tylko "napiszmy projekt, napiszmy projekt".
Tak więc moje zdanie o grantach jest mieszane. Wiem, że granty mogą mieć pozytywny efekt i wiele dobrego dzięki nim zrobiono, ale niestety wyrządzają też wiele szkody, deprawują ludzi, wypierają z "rynku idei" inicjatywy autentycznie oddolne i bezinteresowne, zastępując je dyktatem cynicznych grantożerców. Już nie mówiąc o tworzeniu się klik, towarzystwa wzajemnej adoracji, które potrafi zdominować debatę publiczną, żyć w wyimaginowanym świecie i uniemożliwiać rozwiązanie (a przynajmniej nagłośnienie) realnych problemów, jak np. wspomniana już patologiczna granica.