Temat: Dwa słowa o kryzysie - oba brzydkie!
Dariusz Świerk:
Dziękuję Ci Ryszardzie za odpowiedź. Przepraszam jeśli mój poprzedni post był zbyt ostry. Wkurzyłem się na Ciebie, najbardziej chyba za negatywną postawę niemożności i pomyślałem, że przeplotę dyskusję bardziej prowokacyjnym tonem co było błędem i za co przepraszam.
Wiesz, ja się nie mam zwyczaju obrażać na ludzi za krytykę, za to nie lubię dyskusji ad personam, zwłaszcza gdy ktoś, kto ledwo zna moje nazwisko z internetu, stawia diagnozy godne profesorów nauk medycznych lub dziennikarsklich z nagrodami Nobla w dorobku. Dla mnie jest to nie tylko brak umiejętności dyskutowania, ale zwyczajna szczeniateria, a na użeranie się ze zdziecinniałymi młodzieniaszkami szkoda mi czasu i klawiatury (o bajtach nie wspomnę).
Wątek, który poruszę był podnoszony wiele razy więc proszę Cię tylko o zastanowienie się nad tym po raz kolejny. Wydaje mi się, że Twoje pisanie zniechęca ludzi tworząc ciężką atmosferę niemożności skąpaną w cieniu dusznych układów o charakterze korupcyjno – personalnym. Tymczasem wielu z nas radziło sobie i radzi „atakując” redakcje z ulicy i wielu, być może bardzo wielu przypadkach takie działania kończą się sukcesem. To raz.
Na niedzielnych kursach dla dziennikarzy uczono mnie, że moim PSIM obowiązkiem, jako dziennikarza, jest upublicznianie zła. Sęk w tym, że najczęściej jest to niemożliwe, bo albo służą temu tabloidy (a nie każdy ma ochotę szargać swoje dobre imię) albo - ludzie chcą żyć w wyidealizowanym świecie. Jeżeli MY im nie otworzymy oczu, to znów wybiorą na prezydenta albo nieudacznika, albo pijaka, do sejmu delegują przestępców, a uczciwych ludzi, którzy NIE MAJĄ SIŁY PRZEBICIA I UKŁADÓW, zepchną na margines. TO FORUM jest jedynym mi znanym miejscem w internecie, gdzie za pisanie prawdy się nie wylatuje z banem dożywotnim.
Dlatego z niego korzystam. Nawet nie wiesz, jak ciężko się żyje z wiedzą o bardzo poważnych przestępstwach na szkodę nas wszystkich lub na szkodę tych najsłabszych, nie mogąc tego innym przekazać. Poza forum pomagam wielu swoim byłym już czytelnikom, którzy zdobyli na mnie namiary z redakcji (bo je do tego upoważniłem). I tylko szlag mnie trafia, gdy np mam w ręku dowody na skorumpowanych sędziów i prokuratorów i co najwyżej mogę o nich napisać sprajem w dworcowym kiblu, bo redakcje wolą inne tematy, nie tak poważne nie tak pachnące niesławną spiskową teorią dziejów i wcale się nie dziwię. 90% poważnych tematów w Polsce to tematy dotyczące różnych powiązań koteryjnio-mafijnych. I zamieszani w nie ludzie ukuli to obrzydliwe powiedzonko, dezawuujące każdego, kto o nich wie i chce je ujawnić.
Dwa, młodym potrzeba zachęty, optymizmu, odwagi i wsparcia z naszej strony, co moim zdaniem Twoje posty im mogą odebrać. Chcesz czy nie jesteś czytany i uważany za kogoś doświadczonego, kto jest w jakimś sensie wzorem. Osobiście wolałbym przeczytać inne zakończenia do historii, które opisujesz. Pozytywne, 100 razy porażka, zmiana sposobu działania i … sukces. To uczy, daje nadzieję, rozwija i otwiera myślenie, motywuje, żeby się nie poddać okolicznościom ale szukać swojego miejsca.
Ja też tak chciałbym, o czym setki razy pisałem w różnych tekstach.Czy to moja wina, że w ręce pchają mi się same takie tematy, że włos na głowie się podnosi nawet łysemu? Muzyk słyszy więcej, niż przeciętny człowiek, dziennikarz widzi więcej, niż przeciętny człowiek. Może to jest przyczyną że ZBYT serio podchodzę do zawodu?
Nie znam zupełnie sytuacji wydawnictwa, oprócz problemów na rynku przyczyną zawirowań w firmie mogą być dziesiątki rzeczy, słabe zarządzanie, nietrafione decyzje inwestycyjne, konflikty wewnętrzne, że wymienię trzy z brzegu.
Jest to możliwe, bo się tam zmienili wspólnicy i tylko w nazwie został założyciel tego wydawnictwa.
5 tys to rzeczywiście niewiele, nakład raczej hobbystyczny, ale tu mamy (mogę się zupełnie mylić) do czynienia z szerokim otwarciem na zachód, gwałtownym rozwojem mediów alternatywnych oraz transformacją ustrojową w toku, która pochłania czas. Wszystko razem sprawia, że ludzie mniej czytają a mają większy wybór stąd polscy autorzy giną w natłoku konkurencji.
W tej chwili w Polsce nakład książki powyżej 10 tys. uważa się za sukces. I jednocześnie wydawcy NIE WZNAWIAJĄ książek, na które jest zapotrzebowanie. Tego nie rozumiem i liczę na to, że ktoś mi otworzy oczy. Może nie lubią danego autora? A może nie lubią tych, co tego autora kilka lat wcześniej wypromowali?
Z jego modlitewnikami spędziłem w ścianie wiele cudownych chwil.
I te "śpiewniczki" też chciał wydać pod koniec lat osiemdziesiątych i NIKT nie chciał z nim rozmawiać. W końcu wydał to w formie reprintów Sklep Podróżnika. Mam ich prawie cały komplet.
Może dodam – pisywałem do wydawnictw raczej specjalistycznych (Internet, modele biznesu, współczesne zarządzanie), na „szerokim rynku” pewnie bym sobie nie poradził, za duża konkurencja, za ładnie pisząca, co w przypadku byłego naukowca było problemem.
10000% racji. Gazety specjalistyczne rzeczywiście chętnie współpracują przez internet. Jeszcze do tego lata je lekceważyłem, teraz bez problemu załapałem zlecenia w trzech. Zaś normalne gazety OLEWAJĄ kandydatów z e-maili. Dziś zarobiłem dzięki jednemu z nich 2500 złotych. Za 8 godzin ostrego pisania.
Ciekawe, znakomity, gorący temat, aktualny jak diabli. Może nie chcieli wywoływać paniki? W sytuacjach postrzeganych jako zagrożenie nikt nie chce się wychylać bo łatwo oberwać to raz, a dwa – w takich sytuacjach działają równe zarządzenia o których my ludzie „z dołu” najczęściej nigdy się nie dowiemy. W każdym razie gratuluję pomysłu i odwagi.
Zaryzykowałem wówczas odsiadkę, bo to była spontaniczna akcja, bez wsparcia ze strony redakcji. Zrobiłem to oczekując na samolot, a trwało to wszystko mniej więcej 40 minut - od 15.30 do 16.10 (odlot miałem o 16.20). Byli przy tym (ale nie ze mną, tylko w hali odlotowej na Okęciu) dziennikarze Super Expressu, Gazety Wyborczej, i dwóch gazet lokalnych. Trafiła się okazja więc ją wykorzystałem do maksimum, nie planując jej. Przeczytaj o niej jak chcesz. Z założenia miał ten teksy\t mieć formę listu od czytelnika (taki wymóg postawiła redakcja WPROST) dlatego tekst jest pisany trochę nieskładnie, żeby wyglądał na głos oburzonego obywatela. Jego tytuł to "Gdybym był przyjacielem Bin Ladena".
Redakcja, taka poważna, zrobiłaby mnie w konia, każąc napisać tę relację właśnie w takiej formie????????
Od około 10 lat nie czytam gazet, ostatnio kupiłem 1 tygodnik i to tylko dlatego, że w środku była moja wypowiedź i przeczytałem go od deski do deski podczas podróży do Warszawy. Znalazłem 1 (słownie: jeden) artykuł, który mnie zainteresował, dotyczył umów międzynarodowych po zakończeniu II wojny, wskutek których Polska wiele straciła. Napisał go pewien profesor ale i tak nie pozwolił się wypowiedziec „drugiej stronie” kimkolwiek ona jest i naświetlił problem jednostronie. Z poczuciem dobrego wyboru prolonguję swój zakaz czytania na kolejne 10 lat.
Ja czytam serwisy agencyjne, to mi wystarczy do szczęścia. Gazety ogólnie nie nadają się do czytania, są nudne a tematy we wszystkich te same.
Wszędzie na świecie jest podobnie i nie zapominaj, że wydawnictwo to biznes którego celem jest zysk a jak jest zysk to wtedy ewentualnie jakas misja społeczna.
Mój ojciec zna wydawcę (Niemcy), który gdy przyszedł do niego U. Eco z „Imieniem róży” powiedział że takiego kryminału ze średniowiecza nikt nie przeczyta.
To święta prawda. I obowiązuje we wszystkich branżach. Np. Pułkownik Sanders ze swoją recepturą na smażone kurczaki objechał ponad 1000 (!!!) firm, zanim w końcu znalazł tę jedną, jedyną i dziś sieć z jego podobizną w logo należy do największych w świecie.
To samo na rynku wydawniczym, i to nie tylko w Polsce. Ale na naszym obowiązują bandyckie zasady i o tym traktuje mój tekst na początku wątku.
Ryszard Jakubowski edytował(a) ten post dnia 28.11.07 o godzinie 21:03