Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

A. R. Ammons*

Pszczoły zatrzymały się


Pszczoły zatrzymały się na skale
i pocierały swoje główki i skrzydełka
odpoczęły i poleciały dalej:
mrówki przybiegły po białych zielonych czerwonych
chaszczach które rosną płasko na skałach
i których ludzie nigdy nie zauważają
bo nic nie powinno rosnąć na skałach
spojrzałem na jezioro
i dalej na wzgórza i drzewa
i nic się nie poruszało
więc przyjrzałem się uważnie
brzegowi jeziora
zaglądnąłem pod stare liście sitowia
i między kępki suchej trawy
i życie było wszędzie
więc poszedłem dalej czasem pogwizdując

tłum. Paweł Marcinkiewicz

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.04.10 o godzinie 08:28
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Josif Brodski

Mucha

I


Kiedy śpiewałaś, jesień nadchodziła z wolna.
Piec rozgrzewało już polano smolne.
Pieśni lotów ciągle było ci za mało,
gdy pochłodniało.

Teraz pełzniesz po gładzi niedbale umytej,
wyszmelcowanej, kuchennej płyty
i skąd się w kwietniu tu wzięłaś – już nie wiesz.
Teraz się ledwie

ruszasz. Mogę cię zabić, bo już nic nie stoi
mi na przeszkodzie. Lecz ja, jak historyk
wiem, że śmierć jest nudniejsza od męki bezruchu,
zwlekam więc, mucho.

II

Wtedy gdy ty śpiewałaś i latałaś, liście
opadły. Łatwiej wodzie oczywiście
lać się na ziemię, aby z powrotem z kałuży
patrzeć ku górze.

A ty całkiem oślepłaś. Gdy przyjdzie do głowy
wyobrażenie szarych komórek mózgowych,
jak bruk z rysunkiem wedle prawideł
siatki twych skrzydeł,

można się wzdrygnąć. Ale ty się skłaniasz
ku zleżałemu duchowi mieszkania,
które zieloną zasłoną ponuro
życie zasnuło.

III

Ach, ty trajkotko, odeszła cię werwa
i przypominasz starego junkersa,
dokumentalny kadr, czarny jak mroki
dawnej epoki.
Nieraz do późnej nocy – czy to nie ty, mała,
nad moją fajką uparcie brzęczałaś,
prześladowana na okiennej ramie
reflektorami?

A teraz, miła, mój żółty paznokieć
bezkarnie może się bawić twoim odwłokiem,
a ty nie drżysz ze strachu przed tym, kto cię dręczy,
nawet nie brzęczysz.

IV

Gdy śpiewałaś, za oknem odcienie szarości
intensywniały. A drzwi od wilgoci
pełne są szczelin. I pięty zmarznięte, jak w zimie.
Mój dom w ruinie.

Już w zlewie stosy brudnych, fajansowych naczyń
nie zwabią cię, dla ciebie to już nic nie znaczy,
nawet kran pełen cukru i słodyczy
też się nie liczy.

I cóż cię mogę obchodzić poza tym
jakieś drobiazgi, melchiorowe graty;
wiesz, że lepiej, gdy z niczym nic nas już nie wiąże.
Ja też tak sądzę.

V

Jak staromodne są twe skrzydła, łapki,
z którymi się kojarzy woalka prababki,
związana – miarą przedwczorajszą mierząc –
z francuską wieżą.

Wiek numer dziewiętnaście, mówiąc jednym słowem.
Gdy porównuję ciebie z tym i owym,
mogę z twej śmierci, która i tak jest już bliska,
jeszcze skorzystać,

popychając cię jakimś paskudnym patykiem
ku bezcielesnej myśli i ku całkowitej
nieuchwytności, nim termin upływa.
To straszne – wybacz.

VI

O czym śnisz? O swych wydeptanych szlakach,
niezliczonych orbitach? Czy litera jakaś
sześcioramienna, którą zamaszyście
w jakimś zeszycie

zrobiłaś kiedyś na płaskiej stronicy,
wróciła słabym echem cyrylicy,
jedynym, które, jak się wydawało,
rozpoznawałaś,

zrywałaś się, a teraz ślepa i bezwolna
nie reagujesz, ustępując pola
brunetkom, które widywałaś często,
ich minom, gestom.

VII

Kiedy latałaś brzęcząc, ptaki odleciały
i ryb w strumieniach jakoś dziwnie mało.
W zaroślach także zrobiło się pusto.
Chrzęści kapusta

zamarznięta na polach, mino że okryta
strojem zimowym. Jak bomba gdzieś tyka
zepsuty budzik; grozi z jego strony
wybuch spóźniony.

Poza tym nic już nie słychać. A domy
dachami światło odbijają w stronę
chmur. Wypłowiała trawa schnąć niedługo zacznie.
Jest trochę strasznie.

VIII

Dwoje nas teraz – nośników zarazy.
Bakterie mogą zabić, podobnie jak frazy,
wszystko, co żyje. Nas jest tylko dwoje:
zarówno twoje

ciało, które obawa przed śmiercią przenika,
jak i moje, grające tu rolę rolnika,
gdzie osiem pudów wykształcenia mieszczę,
plus jesień jeszcze.

Całkiem już zepsuł się twój ostry brzęczyk.
A czasowi nie szkoda czasu – mogę ręczyć –
dla nas obojga. A zatem wypada
dzięki mu składać.

IX

że nie bardzo wyniosły i dumny. A może
nie czuje, jaką lipę można mu podłożyć,
w postaci różnych, nawet najzwyklejszych,
większych czy mniejszych

świnstw. Nalatałaś się już dość, jak mniemam.
Dla czasu młodość nie do odróżnienia
jest od starości i stwierdzam ze smutkiem:
dla niego skutki,

jak i przyczyny obce są de iure,
zwłaszcza, że idzie tu o miniaturę.
Tak jak dla palców, w ich ruchu pospiesznym,
orły i reszki.

X

Gdy od słabej żarówki umykałaś w ciemność,
gdzieś na suficie kryjąc się przede mną,
przecież czas właśnie taki sam był wtedy,
jak teraz, kiedy

do bezbarwnego prochu cię upodobniły
stosunek do mnie i skutki bezsiły,
a zatem nie myśl, nie wyrokuj z góry
z żalem ponurym,

że czas jest dla mnie wielkim sojusznikiem.
Spójrz, miła: jestem twym druhem, wspólnikiem,
współwięźniem; czasu nie można ominąć,
skrócić terminu.

XI

Na zewnątrz jesień. I nieszczęście gołych
gałązek dereniowych. Tak jak u Mongołów:
małżeństwo ciemnej, karłowatej rasy
i żółtej masy.

Ściślej mówiąc – kontakty. Nikomu na ziemi
nic do nas. Mnie ogarnia dziwne odrętwienie.
Innymi słowy, to chyba twój wirus,
a ty z podziwu

nie wyjdziesz, gdy się dowiesz, jak jest zaraźliwa
senność i obojętność. Zaraz się odzywa
chęć odpłacenia w jej własnej monecie
naszej planecie.

XII

Nie umieraj! Protestuj! Spróbuj pełznąć, ożyj!
Istnienie nic nie warte, gdy przynosi korzyść
zwłaszcza dla siebie – z urzędu. Szlachetniej
obejść się bez niej,

w kalendarzach i datach zamieszanie robić,
obecnością bez sensu udowadniać sobie
i postronnym, że życie nie jest niczym innym,
jak synonimem

niebytu, naruszania prawideł. A gdybyś
ty była młodsza, ja bym wzrok zza szyby
kierował dalej. Lecz tyś, mimo wszystko,
stara i blisko.

XIII

Dwoje nas teraz i ciągnie przez okno.
Deszcz miękkim dziobem próbuje na mokro
szkła i nas chciałby również zakreskować, mucho.
Ty tkwisz w bezruchu.

Jak widać, dwoje nas teraz. Poza tym,
gdy ciebie braknie, ja fakt owej straty
odnotuję w umyśle i będzie to echem
twoich z pośpiechem

kręconych pętli, które do ostatka
wykonywałaś. Wiesz, śmierć, gdy ma świadka,
to stawia kropkę z większą dokładnością
niż w samotności.

XIV

Myślę, że słowa sprawić ci nie mogą
bólu. On szuka miejsc okrężną drogą.
Ciebie podstępnie nakryć mógłby z tyłu,
a to by było

chyba zrobione moją ręką. Ale
palce piórem i linią mam zajęte stale.
Nie umieraj, jak długo poruszać się możesz,
nie jest najgorzej,

dopóki chociaż drżysz. To istny obłęd!
Mniejsza o stan umysłu: ten twór, który mogłem
posądzać o odmowę posłuszeństwa, będzie
w owym momencie.

XV

swoiście piękny. Czyli, że zasłużył
na to, by swoje istnienie przedłużyć,
skoro oklaski na opak odbiera.
Strach to tabela

zależności pomiędzy bezradnością własną
ciał oraz nadliczbową sekundą. I jasno
stawiając sprawę, trajkotko, ja jestem
gotów ci gestem

wspaniałomyślnym moją sekundę poświęcić,
chociaż daremne chyba moje chęci:
poszóstny zaprzęg nawala ci, Sziwo,
i ciągnie krzywo.

XVI

W lukach pamięci, w magazynach, składach,
wśród skarbów, z których każdy się rozpada,
topnieje i tak dalej, (zresztą tych zdobyczy
nikt nie przeliczył,

ni legendarny skąpiec, ani też – tym więcej –
nikt później) wśród tych resztek egzystencji
teraz powstaje wygodne schronienie
twoim imieniem

nazwane, choć pod pseudonimem Muza,
niezbyt dokładnym. Stąd się wzięła Mucha.
A co do dłużyzn – alfabet ma świtę
złożoną z liter.

XVII

Na zewnątrz chmurno. A mój narząd tarcia
o rzeczy w domu, zwany wzrokiem, ma oparcie –
punkt koncentracji na wzorze tapety.
Wziąć go niestety

nie jesteś w stanie. Nie możesz zaskoczyć
nim Serafinów i błysnąć im w oczy
w obłokach, gdzie jest królestwo modlitwy,
ideą rytmu

oraz powtórzeń; z ich punktu widzenia
bezsensowną, w zuchwalstwie mającą korzenie,
co im – owadom chmur – jest w rzeczy samej
raczej nie znane.

XVIII

Czym to się skończy? Muszym Rajem, tudzież
pasieką? Albo może w jakiejś budzie,
w której nad konfiturą z malin, już następne
krążą zastępy

twych poprzedniczek, wydając dźwięk ostry
późnej jesieni, jak drewniane kostki.
Ale, gdy tylko otworzyć podwoje,
to jasnym rojem

zerwą się do powrotu i polecą obok
nas, w rzeczywistość i wtedy jak w obłok
bardzo starannie otulą ją całą
w zimowy całun,

XIX

podkreślając zarazem, już choćby lataniem,
że dusze mają swoiste utkanie,
że losem i materią związane z podłożem,
i że w kolorze

sadzy rzecz każda po prostu, jak umie,
zmienia swą barwę, i wreszcie, ze w sumie
każda dusza przewyższa i naród, i rasę.
Że kolor jest Czasem,

lub chęcią dogonienia go, kiedy umyka
- wspominając wielkiego Halikarnańczyka
i mówiąc jego stylem – wszerz i wzdłuż
lasów i wzgórz.

XX

Cofając się przed bladym, wirującym kłębem,
czy cię rozpoznam? Czy odróżnić będę
mógł w tłumie tego skrzydlatego wojska?
A ty, czy swojsko

znów wylądujesz na moim ciemieniu,
patrząc za uciążliwym, wibrującym brzmieniem
z tęsknotą, pragnąc do niego się włączyć?
Chyba nie. Skończysz

później od wszystkich, już jako stulatka.
Ty, miła, między swymi wytrwasz do ostatka.
Jeśli cię przyjmą, gdy dasz się zatrzymać,
to już sam klimat

XXI

z jego zmiennością na naszym obszarze
daje podstawę, aby zauważyć,
że mogę spotkać cię wiosną i oto
przez rzadkie błoto

depcząc pomyślę: to gwiazda zleciała
i pokonując ociężałość ciała
za nią pomachać ręką się postaram.
To nie ofiarą

Zodiaku będzie, ale twoją duszą
lecącą, by się spotkać z inną larwą muszą,
zademonstrować choćby przed nawozem
metamorfozę.

1985

tłum. Katarzyna Krzyżewska
Ryszard M. edytował(a) ten post dnia 03.06.09 o godzinie 10:48
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Michael Ondaatje

Pajęczy blues

Cóż, doprowadziłem ich do śmiechu, a chciałbym
doprowadzić do płaczu.


David McFadden

Za wonią mojej żony przepadają pająki.
Nocą schodzą po ścieżkach ze śliny
wprost do jej śniącego ciała.
Rytm jej oddechu je hipnotyzuje
a wtedy porzucają swoje konstrukcje
na rzecz intrygującej wędrówki po jej twarzy i ramieniu.
Moje kręte koszmary
padają pod śmiertelnym ciosem jej wrzasku.

Teraz o pająkach.
Ponieważ kiedyś próbowałem grać na pianinie
i nie umiałem pozwolić dłoniom
na odrębne ruchy,
podziwiam pająka, jego klasyczną –
jego osiem wymuskanych odnóży
przędzie liny sokiem z odwłoku.
Pewnie jakiś pisarz.
Wymyśla ścieżkę i wędruje
przez tę pustkę, która tam była,
zostawia za sobą most,
spogląda wstecz i mówi, Jezu
czy to moje dzieło?
i swoją końcówką
wkręca się w nowe regiony,
gdzie czekają już surowce uczuć.

Pająki jak poeci mają obsesję władzy.
Piszą morderczą sztukę, która drzemie
jak gwiazdy w kącie pokoju,
to usta które mają schwytać widownię
słabą, załamaną, chorą.

A pająk podchodzi do muchy, mówi,
Kochaj mnie, mogę cię zabić, pokochaj mnie,
moja inteligencja oplotła cię pierścieniami,
pokochaj mnie, zabiję cię za jasność, która
nadchodzi, kiedy powstają drogi, które buduję
pokochaj mnie, typie aspołeczny, kochanie ty moje.

A mucha mówi, O nie
nie – twoje analogie budzą we mnie wątpliwości
nie – sama wybieram z kim chciałabym umrzeć
wy, poeci wśród pająków, jesteście wszyscy tacy sami
w waszej jasnej próżności tworzenia,
a ty jesteś tylko drobnym szkopułem, twoja ślina lśni zawsze jak gwiazda,
wchłania wodę z naszej atmosfery.
I pająk na znak pogardy krzyżuje swe ofiary w ślinie
zamieniając je w sztukę, którą sam się stać nie może.

No więc tak. Teraz koniec, który nas nie minie. W porządku, kochani.
Oto koszmar mój i mojej żony:

Był to duży biały pokój
a pająki wzniosły
rusztowanie z podłogi
ku czterem ścianom i sufitowi.
Przeszły same siebie tym razem.
Białymi ścieżkami, które
zbudowało w pośpiechu ich osiem odnóży,
zaniosły ją na górę – całe jej ciało –
na śniące powietrze, tak delikatnie
że nie zbudziła się, nie krzyknęła.
Co za scena. Tak wiele śladów,
pokój był stłuczoną szybą.
Wszyscy klaskali, wszystkie muchy.
Przybyły i zamarły.
Wszyscy z podziwem patrzyli na piękno
WSZYSCY
z wyjątkiem czarnych architektów zajętych swą pracą
i tej damy zamkniętej w ich śnie, w ich temacie.

tłum. Jerzy JarniewiczRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.06.09 o godzinie 17:05
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Sylvia Plath*

Córka pszczelarza


Ogród rozwartych pyszczków. Purpurowe, cętkowane, czarne,
Wielkie korony rozwijają się z swych jedwabi.
Piżmowa woń wdziera się i rozchodzi kręgami,
Źródło zapachów zbyt dusznych do wdychania.
Hieratyczny w swym surducie, arcypszczelarzu,
Poruszasz się wśród rzędów stożkowanych uli.

Me serce pod twą stopą, pokrewne kamieniom.

Gardła-trąbki otwierają się pod dziobami ptaków.
Drzewo Złotego Deszczu otrząsa swój pył.
W małych buduarach usianych oranżem i czerwienią
Pylniki skłaniają głowy, potężne jak królowie
Założyciele dynastii. Powietrze jest wspaniałe.
Oto królewskość, której nie może zaprzeczyć matka –

Owoc o smaku śmierci: czarny miąższ, czarne okrawki.

W bruzdach wąskich na palec samotne pszczoły
Gospodarują wśród traw. Przyklękam,
Zaglądam do otworu i spotykam oko
Krągłe, zielone, niepocieszone jak łza.
Ojcze, oblubieńcze, w tym wielkanocnym jajku,
Pod wieńcem z róż cukrowych

Królowa pszczół zaślubia zimę twoich lat.

z tomu „The Colossus and Other Poems"”, 1960

tłum. Teresa Truszkowska


Ukłucia

Podaję plastry gołymi rękoma.
Człowiek w bieli uśmiecha się,
Nasze rękawice z gazy są czyste,
Ujścia przegubów jak piękne lilie,
Między

Nami tysiąc kształtnych komórek,
Osiem plastrów żółtych kielichów,
A sam ul jak filiżanka,
Biała w różowe kwiatki,
Z nadmiernej miłości pokryłam ja polewą

Myśląc: :Słodycz, słodycz”.
Komórki szare jak muszle wykopalisk
Są tak stare, ze przerażają mnie.
Czyż nabyłam robaczywy mahoń?
Czy jest tam na pewno królowa?

Jeśli jest, to musi być stara,
Jej skrzydła potargane, długi tułów
Wytarty z pluszu –
Biedna, obdarta, niekrólewska i godna pogardy.
Stoję w rzędzie

Skrzydlatych, zwykłych kobiet,
Pszczół-robotnic.
Nie lubię mozołu,
Choć przez lata jadłam kurz
I suszyłam talerze włosami.

Widząc, ze ma obcość wyparowała,
Jak błękitna rosa z groźnej skóry.
Czyż znienawidzą mnie
Te wciąż zajęte kobiety,
Dla których wszystkim jest kwiat wiśni lub koniczyny?

To minęło.
Panuje nad sobą.
Oto moja wytwórnia miodu,
Będzie pracować bezmyślnie,
Jak pracowita dziewczyna na wiosnę,

Co przeszukuje spienione fale,
Tak jak księżyc szuka w morzu perłowego pyłu.
Ktoś trzeci przypatruje się.
Nic go nie łączy ze mną czy pszczelarzem.
Teraz odbiegł

W ośmiu susach, wielki kozioł ofiarny.
Tu jeden pantofel, tam drugi.
A tam strzep białego płótna,
Co służył mu za kapelusz,
Był dobry,

Pot jego wysiłków sprowadził
Życiodajny deszcz.
Pszczoły go odnalazły,
Zastygały na jego ustach jak kłamstwa
Zacierając rysy.

Myślały, ze śmierć tego warta, lecz ja
Muszę odzyskać siebie, królową.
Czy ona zmarła, czy śpi?
Gdzież się podziewa
Z ciałem płowo-czerwonym i szklistymi skrzydłami?

Teraz wzlatuje
Groźna jak nigdy, czerwona
Szrama na niebie, krwawa kometa
Ponad machiną śmierci –
Grobowcem, domem z wosku.

z tomu „Ariel”, 1965

tłum. Teresa Truszkowska

*notka o autorce, inne jej wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.09.11 o godzinie 16:59
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Pablo Neruda

Pszczoły


Istnieje pszczeli cmentarz
tam w ojej ziemi, w Patagonii,
i wracają obarczone miodem,
żeby umrzeć z wielkiej słodyczy.

Jest to burzliwa okolica
napięta niczym kusza
z lukiem nieustannym tęczy
niczym ogon bażanta;
ryczą górskie potoki,
skacze piana jak zając,
świszcze wiatr i mknie
przez otaczającą samotność;
jest to okrągła łąka
z ustami pełnymi śniegu
i brzuchem kolorowym.

Przylatują tam jedna za drugą,
milion w ślad za milionem,
umierać zlatują się pszczoły,
aż wypełniają ziemię
wielkie złociste góry.

Nie mogę zapomnieć ich zapachu.

z tomu „Koniec świata”, 1969

tłum. Jan Zych

Temat: Owady są wszędzie...

Nieoznaczone

żółto-czarna samica osy Symmorphus
wypełnia larwami chrząszczy otwory
w regale z książkami
gotowe sypialnie zalepia błotem

od świtu do wieczora pobzykiwanie
staje się bardziej znajome
niż zakurzone tomy słowników
przetasowania w zarządzie telewizji
a nawet pogrzeb piosenkarza

czternaście domków każdy zamieszkały
przez małego żarłocznego owada
wiem – wylęgną się w lutym i umrą
jak co roku bliżej nieoznaczone
przez entomologa
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Łukasz B.:
Nieoznaczone

żółto-czarna samica osy Symmorphus
wypełnia larwami chrząszczy otwory
w regale z książkami
gotowe sypialnie zalepia błotem

od świtu do wieczora pobzykiwanie
staje się bardziej znajome
niż zakurzone tomy słowników
przetasowania w zarządzie telewizji
a nawet pogrzeb piosenkarza

czternaście domków każdy zamieszkały
przez małego żarłocznego owada
wiem – wylęgną się w lutym i umrą
jak co roku bliżej nieoznaczone
przez entomologa

Łukaszu, świetny wiersz! I tak bardzo pasuje pod każdym względem do tego tematu. Pozdrawiam - RyszardRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 06.07.09 o godzinie 17:45
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Stanisław Czycz*

Okno


Ostry blask z rzeki Skłonione słońce
żarzy rozpiętą w rogu okna pajęczynę

za nią nad rzeką
dziewczyna śmiejąc się
uniesioną ręką wysypuje z buta piasek jak z klepsydry

dziewczyna z głową w promykach pajęczyny w oknie
i jej twarz i ręka świeci w złotej siatce

piaszczysty brzeg
spłowiała krótka trawa

Nagle brzęcząca mucha wpada w złotą sieć
targa ją
tłucze w okno

mucha na twarzy dziewczyny
mucha skrzydłami roztrzepuje jej własne włosy

dziewczyna w barwach blaskach pod słońcem pod niebem

gdy zaraz z góry
na włosy oczy roześmiane usta
spadnie pająk

czekam na morderstwo

i gdy coraz bardziej kłujący muchy brzęk

z radia francuskiej harmonii jasny głos
klekot kastanietów
i świeci rzeka
Blask zdzierany z fal
poraża oczy

światło które
w szczelinie uchylonych drzwi
złoci rozpala pyły
spokojne małe świecące światy
śmiejące się lampki

Zatrzaskuję drzwi

Gasną światełka

I kurz się wzbija

strzaskanym witrażem
firanką dławiącą zasłoną
bije w okno pył -

Kurz przewiewa dziewczynę z uniesionym butem
sycząco sypiący się tam piasek
Strugą smużącą z okna
opadam z kurzem
złotoczerwone ziarnko
prószyna klepsydry

z tomu "Tła", 1957; wersja poprawiona w "Wybór wierszy", 1979

*Notka o autorze w temacie Erotyka,
wiersz jest też w temacie Blask (wysokich) okien
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.07.09 o godzinie 08:00
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Wiesław Sterniczek

Nocny lot trzmiela


Obrót światła
Płoszy godziny.
Ramy okna skrzypliwie
Kołyszą się po nocnym locie trzmiela.
W szybach księżycowe obrazy gór
I twarze z dzieciństwa.
Na podwórku pies-grajek znów wyje o miłość.
Wiem, i Ty słyszysz ten śpiew.
A mimo to
Pytasz już tylko o pieniądze.

”Akant” nr 6/2006
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Marian Jachimowicz

Przyjaźń


Mała szara
zwyczajna muszka
ocalała z lata

Odpędzałem ją z czoła
z rąk z nosa
na wpół świadomie

Aż zauważyłem jej uporczywą
przyjaźń

Towarzyszyła śniadaniom obiadom
kolacjom

Nie miała nikogo
poza nami
dwojgiem ludzi

Wyraźnie lgnęła do mnie
w tym mieszkaniu odciętym szybami
od świata

Podsuwałem jej zwilżane okruchy ciastka
zbliżałem palec wskazujący
o pięć centymetrów od niej
i mówiłem:

Czego ty chcesz muszko?
Są kobiety które się tak nazywa
ale przyjaźń twoja jest
nie z tej ziemi

Siedziała na rozwartej książce
ocierała nóżki i skrzydła
Gdy chciałem jej dotknąć
z wdziękiem odfrunęła
grzać się przy lampie

Kiedy spóźniała się na posiłek
martwiło nas że opuściła ciepłe mieszkanie
w czasie wietrzenia
Ale znów się zjawiała maszerując po stole
zatrzymując się przy okruchach
podjadając z brzegów opróżnionych talerzy

Cały listopad przeżyliśmy razem
z samotną muszką samotni ludzi

Nie wiedziała że była prześmiewana
prawie zazdrosnym komentarzem
gdy za długo byliśmy w kuchni
i tam nas szukała

Aż w któryś dzień
zabrakło jej przy stole
Przy łóżku w czas czytania
Przy oglądaniu telewizji
którą przekreślała podrażnionym lotem

Stało się jeszcze samotniej
bez tej przekornej „Muszki”

Tej drobnej miłej przyjaciółki
która szukała ciepła człowieczego
w swojej samotnej kruchej historii
dożywania jesieni.

6 XII 1992

z tomu „W blasku istnienia”, 1994
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Dragoslav Dedović*

Pająk


zielona grudka kołysze się w kółku dymu
wywijam papierosowym mieczem
póki nić nie pęknie jak struna gitary
z której chciałbyś dobyć niemożliwy ton

jego nóżki zagarniając powietrze wypisują przesłanie
łatwo je zrozumieć strach jest
prostą formułą wytatuowaną na wszystkim co żywe

dlatego na wszelki wypadek uśmiecham się do nieba
może trzeba pisać opasłe zdania może
tylko wisimy zahaczeni na oślizłej nici słów

tłum. Dorota Jovanka Ćirlić

*notka o autorze w temacie Emigracja
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.08.09 o godzinie 09:59
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Henri Michaux

Mucha


Mucha urządziła się znakomicie, gdyż od tysięcy lat może człowiekowi składać stale wizyty, nie będąc ani wyrzucaną za drzwi, ani zmuszaną do pracy. Nie krępuje się przy tym wcale i nie stara się bynajmniej, jak kot, udawać oswojonej; wyjątkowo bezczelna, sfruwa nawet na brzeg ludzkiego oka i czerpie z łez osolonych smakowicie dokładkę chlorkową, której brak w innych jej specjałach. Z nie mniejszą dezynwolturą odwiedza też największe ssaki o komfortowych oczach i bez wątpienia marzą jej się oczy jeszcze doskonalsze, to znaczy takie jak spodki, wklęsłe, a nie wypukłe.
Oto żyjątko, które w epoce niewolnictwa każdy człowiek powinien zbadać dokładnie, miast obserwować orły, lwy, konie lub marszałków, którzy nigdy nie nauczą go rzeczy tak istotnej: jak współmieszkać nie służąc?

tłum. Julian Rogoziński

wersja oryginalna pt. „La mouche” w temacie W języku Baudelaire’a


Żywot pajęczycy królewskiej

Pajęczyca królewska niszczy najbliższe sąsiedztwo trawiąc je. A czy któreś
trawienie zaprząta się historią i stosunkami osobistymi trawionego? Które trawienie zamierzałoby utrwalić to wszystko na tabliczkach?

Trawienie zabiera trawionemu cechy, o których obiekt pojęcia nie miał, ale tak substancjalnie, że kiedy przeobrazi się już w fetor, włókna fetoru czym prędzej należy przysypać grubo ziemią.

Bardzo często pajęczyca zbliża się jak przyjaciółka. Uosabia łagodność, tkliwość, chęć nawiązania kontaktu, ale tak nienasycona jest jej pożądliwość, ogromny otwór gębowy tak spieszy się zbadać cudzą pierś (język również jest zawsze niespokojny
i pożądliwy), że musi w końcu połknąć.

Iluż cudzoziemców pochłonęła już jej czułość!

A przecież pajęczyca rozpacza potem. Jej ramiona nie znajdują już niczego, co mogłoby opasać. Zdąża więc ku nowej ofierze, im bardziej zaś ofiara się szamoce,
tym namiętnej pajęczycę ogarnia pasja poznawcza. Powolutku wciąga w siebie ofiarę, porównuje jej przymioty ze swoimi własnymi najdroższymi i najważniejszymi, ponad wszelką przeto wątpliwość konfrontacja ta rozbłyśnie wiedzą jedyną w swoim rodzaju. Tymczasem zaś konfrontowany pogrąża się w naturze nieskończenie zmiennej i unia dokonuje się na ślepo.

tłum. Julian RogozińskiRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.11.10 o godzinie 10:08

konto usunięte

Temat: Owady są wszędzie...

Robert Frost

Urzędowo

(czyli koniec mojej mrówki Jerry)

Mrówka, po obrusie łażąc,
Wpadła na ćmę śpiącą, wrażą,
Większą od niej kilka razy.
Nie okazała odrazy.
Nie ma żadnych spraw z czymś takim,
Więc nie tknęła tej pokraki
I dalej w obchód ruszyła.
Jednak gdyby natrafiła
Na wysłańca roju, który
Ma odnaleźć wśród natury
Boga czasu i przestrzeni,
Wlokła by go do podziemi.
Budzą w nas zaciekawienie
Mrówki, bo gdy któraś w biegu
Znajdzie trupa wśród kolegów,
Tylko na moment przystaje –
Żadnych wrażeń nie doznaje,
Lecz daje znać bez wątpienia,
Z kim ją tam łączy antena,
A dalej płyną raporty
Do urzędu wyższej sorty,
Aż ogłoszą w mrówczym kwasie:
„Zmarł Jerry w tym a tym czasie,
ofiarny furażer Jerry.
Oddział janczarów w potrzebie
Ciało z urzędu pogrzebie,
A z ciałem wszystkie ordery.
W domu czekają go tkliwie.
Złożyć go w grób tam na kwiatkach.
Owinąć całunem z płatka.
Zabalsamować w pokrzywie.
To jest Królowej życzenie.”
I po chwili na tej scenie
Staje grabarz uroczysty
Zachowując krok służbisty
I czułkami w krótkim czasie
Nieboszczyka chwyta w pasie,
A dzierżąc go ponad głową,
Wynosi stąd przepisowo.
Znikąd żadnego spojrzenia.
Nikt
Nie ma z tym nic do czynienia.

Trudno rzec tutaj złe słowo.
Odbyło się – urzędowo.

1936

przełożył Juliusz Żuławski
Marek F. edytował(a) ten post dnia 02.09.09 o godzinie 14:35

konto usunięte

Temat: Owady są wszędzie...

Józef Czechowicz

O świerszczach


paście się paście w chrzęście połonin
włóczęgi świerszcze śpiewacze
chmura za chmurą góra za górą
za górą goni
zwiastuje rzeczy podwójny urok
tak nie inaczej

deszcz w seledynach drobno zacina
po niedalekimi stoku
szopa zwalona zgniłe ma krokwie
o słońce z malin oświeć ją okwieć
łuną dwoistych uroków

z tamtego deszczu jeszcze w potoku
pianą przepływa sam szum
a cieniów szprychy za drzewami
wieczór nierychły
wiozą tu po ziół zamszu

maleństwa świerszcze chwila upalna
upalna ale jak ciało

wieźcie ją w śpiewie po gniewnym niebie
pieśń kto wie może czasem uwalnia
jedyność a tej tak mało

1936

konto usunięte

Temat: Owady są wszędzie...

"Ćma"

Ostry blask setki zwabił ją na swoją orbitę
Szarpie się i miota jak w ekstazie
Parzy swoje delikatne skrzydełka
Spod sufitu co chwila spada srebrzysty pył
Jak droga mleczna na firmamencie nieba
Odtwarzana w negatywie filmu
Uciekaj stąd wariatko
Zaraz zginiesz
W szaleńczym tańcu w rytm własnej muzyki
Wpada do klosza
Kręcąc piruety kończy spektakl swojego życia
Jutro trzeba będzie posprzątać

konto usunięte

Temat: Owady są wszędzie...

Cezary Geroń

Karaluch na brzegu łóżka


Cokolwiek było w marzeniach
musi ustąpić teraz wobec przepowiedni,
moja młodość skończyła się zanim
zrozumiałem czym naprawdę była.
Jestem już jak wszyscy łupem dla plugastwa
albo dla strachu przed jego powrotem:
a ten był doskonałością diabelską naprawdę
i jeśli nawet bezskrzydły, musiał
jako wysłannik mego przeznaczenia
znać prawdziwą drogę.
Moje złudzenia, moja duma, sny
stały się dostępne dla takiego brudu.
Już jestem bezdomny i boję się zarówno
zapalić jak i zgasić światło:
moje bezpieczne życie zostało zdobyte
jakby było czymś co można zdobyć
i zabrać mi przed czasem, przede mną nawet.

Temat: Owady są wszędzie...

Drozofilie

Tłum owocówek z żółtej gruszki
spłoszyłem żeby obrać owoc

a one wierne parnym dniom
i burzom i zachodom słońc

resztek trzymają się kurczowo
ociekających sokiem łupin
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Harry Martinson*

* * *


Światło pada na wyblakłe kępy,
trafia na życie w korzeniach,
łaskocze poczwarkę, wywołuje owady
z zimowego snu do wiosny i poranka.
Pora przygotować się do porannych ćwiczeń,
napiąć czułki,
ogrzać swój instynkt,
znaleźć właściwe znaki swego bytu,
związać to co było z tym co będzie.
Teraz skoro świt powróciła biegłość.
Teraz jest ciepło, teraz jest czas.
Przezroczyste skrzydełko układa się delikatnie
i wydany rozbudzonym instynktom
o brzasku owad unosi się do słońca.

tłum. ze szwedzkiego Barbara Kobos-Kamińska

* * *

Usiadł ci na rękawie
ostatni żółty motyl
przebudzony
przez pomyłkę
zwodniczą siłą słońca.
Gdy zauważył, jakie to daremne,
runął na oślep z twojej ręki
mieszając swój lot z lotem spadających liści.

tłum. ze szwedzkiego Leonard Neuger

* * *

Późno narodzone roje latających istot
prą naprzód pod odlistnionymi drzewami.
Zatrzymują się w osłoniętych miejscach
i zdają się tańczyć w dół i w górę,
tam gdzie słońce jesienne jeszcze przygrzewa.
Nikt nie wypowie ich nazw i rodzajów,
dopóki wiatr jesienny nie wydmie ich z tego roku,
hen na bezdomne powietrzne odmęty.

Gdyby każda z nich mogła nazwać się słowem,
to z wiatrem ulatywałaby mowa życia.
Życie i śmierć, tych dwoje wielkich rozrzutników,
gra tej nocy krociami.
Niezliczone i niezmierne prawie wszystko, co widzimy,
zawsze wywirowuje, na wieczne roztrwonienie.

tłum. ze szwedzkiego Leonard Neuger

z tomu „Tuvor”, 1973

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja skandynawska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.10.11 o godzinie 06:44
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Bolesław Fac

Motyl


Na ciemność otwarte okno
wyrzuciło dużego motyla
W bladej świecy zapłonął
okiem rdzawo zasyczał
gdy pogoniłem dłonią
znikł
w nocy otwartym pniu
w dziupli jałowca

Trzeźwy w zamknięciu powiek
na czarnym ekranie wyobraźni
oglądam co chwila
płaty ruchomych skrzydeł

Długo nie mogłem zasnąć
kolorów nieznanych tęcza
niepokoiła nocy zbliżenie

płaty drgające
kolorów ostrza nienazwane

z tomu „Zegar w brzuchu Jonasza”, 1980
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Owady są wszędzie...

Janusz Kryszak*

Wielka księga owadów


zmiana barwy w górnym punkcie
wyłupiastego oka odwłok krótszy
o mgnienie przezroczystych skrzydeł
błąd niepojęty w genetycznym kodzie

nic nie ratuje

już wytropiony na zawsze schwytany
w siatkę biegnących drobnym ściegiem liter

jest ciepły marzec nie było zimy
wsparty o półkę na zapleczu księgarni
przeglądam karta po karcie
wielki album owadów

nie dać się ponieść nadziei
tanecznym ruchom jej lotnych skrzydeł

ten gwar radosny nie na twoją cześć
zgiełk gorączkowy nie na powitanie ciebie
pełno głosów nie wiadomo skąd nawołują się
spieszą powtarzają siebie wieloma echami
więc głowy uniesione i cisza zapada

nie odstępuj rozpaczy ona jedna wskaże ci miejsce
w wielobarwnym katalogu istniejących stworzeń

z tomu „Czwarta dekada. Wiersze wybrane i nowe”, 2001

*notka o autorze w temacie Ciało mojego ciała

Następna dyskusja:

Kto lubi fotografować owady?




Wyślij zaproszenie do