Temat: Pijany pracownik
Czytając powyższe wypowiedzi, mam nieodparte wrażenie dość mocnego zderzenia się dwóch środowisk - praktyków i teoretyków. Nie chcę umniejszać komukolwiek, ale tak naprawdę to światopogląd rozświetla się dopiero w momencie styku z rzeczywistością - w tym przypadku z problemem alkoholizmu wśród podwładnych. W tym obszarze, niestety, nie należę do teoretyków.
Całkiem niedawno, w firmie, w której zarządzam niewielką grupą programistów (o ironio - ludzi wykształconych, ustatkowanych, dobrze zarabiających) zdarzył mi się przypadek alkoholizmu. Jeden z pracowników, któremu urodziło się drugie dziecko (swoją drogą w sposób szczególny - sam odbierał poród w przedpokoju, bo czasu już nie było...) po ogromie wrażeń, jakie miał za sobą, postanowił jednak przyjść do pracy (no cóż - tak zwana "odpowiedzialność"). Przy okazji przyniósł szampana. Niestety, z charakterystyki firmy wynikało to, że tak naprawdę mało kto mógł wypić razem z owym pracownikiem lampkę szampana. Skończyło się na tym, iż sam wysączył do dna wszystko, co pozostało a dodatkowo "wyskoczył" na przysłowiowego "browarka" (pewnie przynajmniej razy 5) w trakcie przerwy (skądindąd długiej).
Kiedy wrócił do firmy, bardzo chwiejnym krokiem, jak grom z jasnego nieba spadła na mnie odpowiedzialność reakcji na zaistniają sytuację. Problem był o tyle duży, iż ludzkie uczucia, kotłujące się w mojej głowie, rozumiały sytuację (szczęście, stres, adrenalina wywołana odbieraniem porodu), do tego fakt nienagannej wcześniejszej pracy, lojalność wobec firmy, ogrom zaangażowania w projekty - wyliczać mógłbym bez końca... a z drugiej strony fakt totalnego braku odpowiedzialności, głupoty, rzekłbym nawet totalnego debilizmu - to chyba najdelikatniejsze określenie, jakie w tej chwili przychodzi mi do głowy.
Pracownik został wysłany przeze mnie do domu (taksówką - całe szczęście), sprawa trafiła do zarządu, gdzie pojeliśmy decyzję pozostawienia sprawy bez większego echa. Może to nazwiecie "drugą szansą". Ja bym to nazwał "ludzkością" - nie wiemy jak ktoś z nas mógłby zareagować na to, co przeżył tego poranka ów pracownik. Ja na jego miejscu zapewne skrzystałbym z urlopu na żądanie - Wy pewnie też, ale - nie gdybajmy - patrzmy na fakty.
Także pamiętajmy również, że każdą tak naprawdę sytuację należy rozpatrywać wielowątkowo. Wszystko ma swój ciąg przyczynowo-skutkowy - oby skutki nie były tragiczne - tego sobie i Wam wszystkim życzę.