Wypowiedzi
-
Chwilę temu wróciłam od kardiologa, serduszko mimo fatalnego stanu bije zadowalająco.
Robiliśmy badanie nerek i ekg bo nie chce jeść i jest osowiały. Czekam na wyniki. Narazie mam odstawić enarenal i furosemid do odwołania. Pani kardiolog mnie uspokoiła, że ona jest póki co spokojna to i ja powinnam. Cały czas walczę -
Dziś ledwo chodzi, wczoraj nie mógł miejsca sobie znaleźć, wczoraj zjadł odrobinę, dziś jeszcze nic. Leki daje na siłę. Serce jest w bardzo złym stanie, bije nierówno, jego kardiolog powiedział, że może odejść w kazdej chwili. Poprostu się przewrócić i nie wstać. Nie może na spacery, wynosze go na siku i od razu do domu, najlepiej żeby w domu też nie chodził bo to wysiłek dla niego, szczekac nie może, nie wychodzę z domu, nie zostawiam go samego bo się boję. Pilnuje i liczę oddechy, nie śpię, nie jem, żyje o kawie. To ciężkie patrzeć jak jest coraz gorzej. Poprosiłam żeby mi wet powiedział kiedy nie będzie już najmniejszej szansy. W przyszłym tygodniu mamy na badanie nerek czy radzą sobie z taką ilością leków. Martwi mnie to że nie chce jeść. W głębi serca wiem, że jeśli nie będzie szans to pozwolę mu odejść.
-
Jestem załamana, we wrześniu diagnoza zastoinowa niewydolność serca, tachykardia.
Był leczony, w niedzielę zemdlał, myślałam że umrę. Pani kardiolog oznajmiła że to ostatnie stadium, rokowania ostrożne, próbujemy go ustabilizowac, we wtorek miał obrzęk płuc, ale po lekach w badaniu wyszło, że jest ok.
Ale nie jest, nie ma siły, robi dwa, trzy kroki i się kładzie, tak ciężko mi patrzeć jak gaśnie, nie chce za bardzo jeść, przestał leki przyjmować, muszę na siłę dawać, wynosze na siku bo nie toleruje wysiłku . Patrzy na mnie oczami smutnymi, ciągle śpi, jestem strzępem człowieka. Nie wiem co robić. Usłyszałam że kochać tzn pozwolić odejść z godnością. Ale jak? Wiem że to byłaby dobra decyzja bo nie będzie cierpiał i się męczył, ale nie umiem sobie poradzić z samą myślą