Marcin Nowak

Marcin Nowak Handel B2B

Temat: Reinkarnacja jak najbardziej chrześcijańska

Reinkarnacja jak najbardziej chrześcijańska

Wyjątki z forum: http://www.kosciol.pl/content/article/2004032717025162...

Autor: montsegur śro, 22 wrz 2004

http://www.kosciol.pl/content/article/2004032717025162...

Jesli juz koniecznie o Biblii dyskutowac w tym kontekscie, to czemu nie przytoczyc Mt 17; 12-13, gdzie mowa o Eliaszu, a uczniowie zrozumieli, ze Chrystus uwazal Jana Chrzciciela za Eliasza.

No, ale to drobnostka. Rzecz w tym, ze albo sie wierzy w reinkarnacje, albo nie. Jesli sie w nia wierzy, bo sie ja uwaza za conajmniej prawopodobna, to "podkladki" biblijnej nie trzeba. Jesli sie zas uwaza, ze to bzdura, to i setka cytatow biblijnych przyda sie "jak zajacowi dzwonek".

Jesli mowa o "ojcach kosciola", to przeciez wiadomo, ze jedni z nich reinkarnacje odrzucali, podczas gdy inni nie. "Zarzut" wobec reinkarnacji cytowany z Augustyna jest doprawdy tak zenujacy i dziecinny jak ten, ktory w ewangelii Lukaszowej wysuneli przeciw zmartwychwsatniu saduceusze (Lk20;27-33). Mnie zatem na podobne styl "myslenia" nikt nie nabierze.

Mozna cytowac na potwierdzenie wiary w reinkarnacje we wczesnym chrzescijanstwie m.in. Sw Grzegorza, biskupa z Nyssy ("of Nyssa"), ktory stwierdzil:

"Jest absolutnie konieczne, by dusza zostala uzdrowiona i oczyszczona, a jesli nie nastapi to w ciagu jednego zycia na ziemi, to musi to zostac osiagniete w przyszlych zywotach ziemskich".

Jak widac, juz wowczas reinkarnacja byla jak najbardziej do pogodzenia z chrzescijanstwem. Jesli w r. 533 sobor w Konstantynopolu potepil reinkarnacje jako "herezje" (a coz zreszta w historii kosciola nie bylo w takim czy innym momencie uznawane za herezje?), to czy z tego dowod, ze przed r.533 nie bylo chrzescijanstwa?

Jesli dzisiaj (wg statystyk) na Zachodzie ze 25% chrzescijan wierzy w reinkarnacje, to stanowi to tez niepodwazalny dowod, ze jest ona jak najbardziej do pogodzenia z chrzescijanstwem. Dywagacje teologiczne niewiele tu zmienia. Zreszta juz nie pierwszy raz teologia ma sie tak do praktyki jak "piesc do nosa".

http://www.kosciol.pl/content/article/2004032717025162...

Dziekuje serdecznie, Panie Romanie, za dluga odpowiedz. Ja sie postaram streszczac. Caloksztalt biblijnej antropologii nie wyklucza reinkarnacji. To jedynie pewne jej interpretacje ja wykluczaja. Ta antropologia nie znala kiedys nawet pojecia niesmiertelnej duszy, potem przejela ja od Grekow, a NT odnosi sie do niej niejednokrotnie.

Jasne, ze zaden fragment biblijny nie "dowodzi" reinkarnacji (bo niby jak moglby?) tak samo jak nie "udowadnia" jej nieslusznosci. Takie idee starozytnym Zydom zapewne w ogole nie byly znane (tak jak ta niesmiertelna dusza). Ale Biblia powstawala na przestrzeni wiecej niz 10 wiekow, a w tym czasie cos niecos sie jednak zmienia. Sam Pomazaniec nauczal byl rzeczy, ktore uwazane sa czesto za bezprecedensowe w judaizmie, ale nie byly one wowczas obce na przyklad buddyzmowi.

Chrzescijanstwo jest samo w sobie jak najbardziej synkretyczne, nie ma sie wiec co obawiac synkretyzmu. Pomazaniec w NT to ewidentna mieszanina tradycji zydowskiej o mesjaszu z poganska tradycja boga urodzonego z dziewicy, by swoja smiercia na krzyzu (lub drzewie, albo znow przez pocwiartowanie) zbawic ludzkosc od potepienia. Tradycja "Trojcy Swietej" tez nie jest zydowska. Nie dziwi mnie wiec, ze i dzisiaj mamy do czynienia z synkretyzmem, a w przyszlosci bedzie go jeszcze wiecej i juz niczego nie da sie na to poradzic, gdyz teraz istnieja takie mozliwosci wymiany mysli, o jakich w czasach Pomazanca nawet sie nie snilo.

No i oczywiscie sa rzeczy w naszej religii, ktore jednak sa ewidentnie sprzeczne z Biblia, jak Maria, ktora w NT jest jedynie osoba ludzka (niewyrazna zreszta), a ktora u nas stala sie niemal boginia w stylu Izydy. Zanoszenie modlow do swietych i stawianie im oltarzy tez nie ma niczego wspolnego z tradycja ST lub NT, natomiast ma wiele wspolnego z tradycjami poganskimi. I piszac to, bynajmniej nie mam naszej religii tego za zle (juz raczej przeciwnie, choc nie wszystkie te tradycje uznaje). To tyle odnosnie "zachowania tozsamosci". Tozsamosc chrzescijanstwa wyznacza m.in. wlasnie ow synkretyzm, o ktorym mowa.

Jesli natomiast sobory zadaly sobie trud potepiania np. reinkarnacji, to sam ten fakt moglby swiadczyc na rzecz tezy o pewnym jednak rozpowszechnieniu takich wierzen. Inaczej nie byloby wielkiego sensu zajmowac sie nimi. Oczywiscie ja nie twierdze, ze wiekszosc chrzescijan reprezentowala takie wierzenia i nie przypuszczam tez, by stalo sie tak w najblizszej przyszlosci. Natomiast co do tego, kto sie "myli" lub "ma racje" odnosnie slusznosci takich czy innych wierzen, to my chyba jedynie bedziemy mieli sposobnosc (o ile!) przekonac sie o tym nie w tym zyciu, wiec tu spierac sie nie ma chyba sensu. To nie jest tez calkiem tak, ze w reinkarnacje wierza jedynie ci, co koniecznie pragna nastepnego wcielenia. Ale nawet gdyby tak bylo, to co z tego? Czy jednym z powodow, dla ktorych chrzescijanstwo zyskalo przewage nad mitraizmem nie bylo to, ze mitraizm byl kultem jedynie dla mezczyzn, wiec dla kobiet byl nieatrakcyjny? I co widzi Pan zlego w atrakcyjnosci wierzen religijnych? Jesli dotychczasowe wierzenia staja sie w jakis sposob nieatrakcyjne, to bynajmniej nie swiadczy jeszcze na ich korzysc (moze wrecz przeciwnie).

Przeciwnicy np. reinkarnacji utyskuja na jej atrakcyjnosc, bo widza, ze ich wlasne poglady zaczynaja z nia przegrywac. Zawsze w takich wypadkach pojawia sie "wylewanie zolci", proba dyskredytowania odmiennych pogladow i arbitralnego "decydowania", ze sa one "nie do pogodzenia" z chrzescijanstwem (rozumiem, ze z ich chrzescijanstwem, bo niekoniecznie z naszym). Tymczasem oni sami (tak jak Pan) lubia "chwalic sie", ze reinkarnacja byla reprezentowana w przeszlosci przez mniejsza liczbe chrzescijan i czynia z tego argument na rzecz swojej tezy o "glownym nurcie". Teraz natomiast, gdy role zaczynaja sie z wolna odwracac, argument o atrakcyjnosci oraz "modzie" maja za nic. Ciekawa to i z pewnoscia godna odnotowania metamorfoza...

Widocznie jednak wiara w reinkarnacje jest do pogodzenia z chrzescijanstwem, bo inaczej my, ktorzy w reinkarnacje wierzymy, nie uwazalibysmy sie juz za chrzescijan. A czy nas uwazaja inni - to juz ich zmartwienie, nie nasze. I nie nasza "zolc", ktora oni na nas wylewaja (bo przeciez nie my sami). Prawdopodobienstwo reinkarnacji jest nie mniejsze niz "zmartwychwstania cial". Teza o "sadzie ostatecznym" da sie dopasowac do nich obydwu. No, ale to tylko rozwazania teoretyczne. Jedyne, co mozna powiedziec o poszczegolnych tradycjach to to, ze probowaly na swoj sposob wyjasnic sens zycia, smierci, tego co po smierci nastepuje, a nie, ze cokolwiek one udowodnily.

Co najwyzej zasmucajace jest, ze ilekroc przychodzi do dyskusji na takie tematy, z pewnej strony zawsze (wprost nieodmiennie) pojawia sie (w sprawach zupelnie nie do rozstrzygniecia w tym zyciu) "argument", ze druga strona sklada sie jedynie z ignorantow. Typowe dla pewnego rodzaju mentalnosci, pelnego egocentryzmu, wedlug ktorego "w co ja wierze, jest jedynie sluszne". Zupelnie tak, jak gdyby ta strona wiedziala juz lepiej niz sam Bog co jest prawda. I nawet fakt, ze wiara w reinkarnacje istniala w chrzescijanstwie od czasow antycznych i istnieje dzisiaj nie potrafi otworzyc takim ludziom oczu. Oni po prostu nie chca wiedziec, widziec ani slyszec, ze mozna byc chrzescijaninem, nie zatracic swej tozsamosci i byc jednoczesnie otwartym na mysli spoza (coraz bardziej "tak zwanego") "glownego nurtu".

Tak, to prawda, ja nie jestem biblista. Chrzescijaninem nie jestem jednak przez to w mniejszym stopniu niz np. Pan. Zawsze uwazalem, ze Joanna d'Arc, ktora byla analfabetka (umiala sie jedynie podpisac) zachowala wiecej chrzescijanskiej tozsamosci anizeli jej sedzia, bp. Pierre Cauchon, ktory byl teologiem (Biblie mial w "malym palcu") i nie tylko pracowal nigdys na uniwersytecie, ale nawet byl tam rektorem. Tak samo jak katar Guilhabert de Castres to dla mnie lepszy chrzescijanin niz katolik Domingo Guzman (sadze, ze nie musze Panu ich blizej przedstawiac). Moze roznica w naszym podejsciu wynika z faktu, ze dla Pana chrzescijanstwo (i jego tozsamosc) to konkretna tradycja w nim oraz suma interpretacji teologicznych. Dla mnie natomiast jest to pewna postawa (nie twierdze, ze juz ja osiagnalem) wobec zycia, a poczatkiem chrzescijanstwa (jako pewnej tradycji) jest dla mnie Pomazaniec, a nie jakikolwiek rodzaj "antropologii" biblijnej czy pozabiblijnej, obojetnie czy jest ona "zgodna z semicka mentalnoscia" czy jakakolwiek inna. Dla mnie najwieksza "Biblia" kiedykolwiek stworzona jest ludzki umysl, a najlepsza doktryna - wolnomyslicielstwo. Do tego, zeby w cos wierzyc nie jest potrzebna zadna Biblia. Moze byc ona uzyteczna (choc nie jest "alfa i omega", co najwyzej czyms posrodku tego "alfabetu") i takie tam sformulowanie o uzytecznosci na jej temat znajdujemy, ale nawet ona sama nie stwierdza, ze jest nieomylna. To znowu jedynie czyjes zalozenie ( i niech nim pozostanie).

Ja tez, Panie Romanie, wierze w "Ducha Swietego" (choc moze inaczej to pojecie rozumiem niz Pan) i ani ta wiara, ani ten "Duch" nie stoja mi na przeszkodzie w uznaniu reinkarnacji, wrecz przeciwnie - bardzo mi jej uznanie ulatwily.