Temat: Dziecko księdza można było uratować

I tak to jest z czarnymi - czysta hipokryzja.

Takiego zdania jest biegły ginekolog prof. Tomasz Opala - podał Głos Wielkopolski
Prawie dwa lata temu na plebani parafii św. Andrzeja Boboli zmarło dziecko wikarego, który podczas porodu nie wezwał pogotowia. Prokuratura postępowanie umorzyła, a księdza wysłano na misję na Ukrainę.

Gdy o sprawie jako pierwszy napisał "Głos Wielkopolski" prokuratura jeszcze raz przyjrzała się sprawie: początkowo uznała, że nie ma sobie nic do zarzucenie, bo oparła się na opinii biegłego medyka sądowego dr Krzysztofa Kordela, który uznał, że nawet w szpitalu dziecko nie miało szans przeżycia z powodu węzła na pępowinie. Również matka zmarłego dziecka broniła księdza.

Potem jednak prokuratura postanowiła wznowić postępowanie i powołała kolejnego biegłego, tym razem ginekologa. Prof. Opala stwierdził, że gdyby dziecko urodziło się w szpitalu, miałoby szanse na przeżycie.

Jak udało nam się ustalić, poród odbył się 25 lutego 2011 r. w mieszkaniu ks. Mariusza G., który pracował w parafii św. Andrzeja Boboli na Junikowie. Matką dziecka była dziewczyna, którą ksiądz poznał na rekolekcjach. Kapłan nie chciał dziecka i żył tak, jakby go po prostu nie było. Według zeznań dziewczyny, spotykali się regularnie, a kobieta u niego mieszkała. Poród zaczął się tydzień przed terminem. Pierwsze skurcze zaczęła odczuwać wieczorem. Wikary przygotował jej posłanie i poszedł do swojego pokoju słuchać muzyki. Nad ranem obudziły go krzyki. Dziewczyna krwawiła i prosiła o wezwanie karetki. Kapłan nie zareagował, dziecko zmarło.

Ks. Mariusz G. trafił do parafii na Junikowie w 2008 r., trzy lata po święceniach.

Ks. Włodzimierz Koperski był proboszczem junikowskiej parafii, gdy doszło do zdarzenia na plebanii. W lipcu przeszedł na emeryturę. - Prokuratura wzywała mnie na przesłuchanie, ale co ja im mogłem powiedzieć, jak nie było mnie wtedy w parafii - mówi. - Ks. Mariusz prowadził różne grupy, ale nie zauważyłem, żeby zachowywał się nieodpowiednio. Owszem, młodzież przychodziła do niego, czasem siedzieli, modlili się i rozmawiali po kilka godzin, ale żeby on miał jakieś kochanki, to naprawdę gruba przesada. Nie mieszkała u niego regularnie żadna kobieta, bo przecież bym zauważył i zareagował - mówi zdecydowanie ks. Koperski. Były proboszcz przyznał, że wikary powiedział mu o tym zdarzeniu: - Ale ja nie jestem śledczym, nie mnie oceniać. Jako duszpasterz pytałem go tylko o sumienie. Powiedział, że może pełnić kapłańską posługę - tłumaczył ks. Koperski i dodał, że poinformował o wszystkim kurię metropolitalną.

Krótko potem przełożeni odwołali wikarego z parafii na Junikowie i przenieśli do klasztoru pod Ostrowem Wlkp., a potem wysłali na Ukrainę. Dziś jest jednym z siedmiu kapłanów archidiecezji poznańskiej, którzy wyjechali na misję.

Gdy w lipcu napisaliśmy o sprawie, kuria uważała, że sprawy nie ma: prokuratura umorzyła postępowanie, poza tym to wewnętrzna sprawa Kościoła.