konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Pragnę Was Wszystkich powitać, i starych znajomych, i zupełnie nowych...

Spróbujcie zastanowić się nad następującym stwierdzeniem:
Jakże łatwo jest wyobrazić sobie samochód, albo samolot, albo nawet swój własny lot rakietą na Księżyc. Jakże łatwo... Jakże trudno wymyślić coś malutkiego i nieskomplikowanego, ale czego jeszcze nikt inny nie wymyślił...

Pomyślcie teraz, że właśnie w survivalu całe sedno polega nie na przeżywaniu skoków adrenaliny, nie na dokonywaniu na sobie ciężkich testów wytrzymałościowych, nie na dziwactwie żarcia zebranych z krzaka gąsienic, ale na dochodzenia do zdolności wyobrażania sobie nieznanych nikomu dróg wyjścia z opresyjnej sytuacji... I wychodzenia...

Weźcie więc aktywniejszy udział w naszych spotkaniach - może właśnie tu czeka Was niespodzianka magii survivalu...?
Piotr Kaczmarczyk

Piotr Kaczmarczyk There is no future,
the future is now

Temat: Survival jak magia...

Witam po wakacjach
Właśnie siedzę przy biurku i piję poranną kawę. Potrzebuje jej ostatnio bardzo. W tym sezonie mój surviwal przebiega w domowych pieleszach. Niecałe 3 tygodnie temu na świat przyszła Mała Hania - moja druga córka. Obecnie szukam i znajduję wyjścia oraz radzę sobie nienajgorzej i z tym wyzwaniem ucząc przy tym starszą córkę sprytnych sztuczek ....wymiana pampersa aby nie rozbudzić dzieciaka...strzeliste góry prasowania mozolnie płaszczę żelazkiem...wieczorne manewry kąpielowe z wyłączeniem pępka...śmiało i z uśmiechem wkraczam w kolejne zadania. A teren....cóż odbiję sobie .....może w październiku w Bieszczadach nie będzie już dzikiego tłumu.
Napiszcie proszę jak minęły wasze wyprawy wakacyjne.
Piotr Faltyński

Piotr Faltyński właściciel, Masaż
Sportowy i leczniczy

Temat: Survival jak magia...

Jak każda przygoda zaczyna się już za progiem mieszkania tak i wyzwania stają przed nami każdego nieomal dnia.Kto w czasach mojego dzieciństwa słyszał o słowie depresja(a nie było to tak całkiem dawno:)))) ).Nieumiejętność radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach których nam nie brakuje w życiu codziennym,brak asertywności doprowadza ludzi do załamań .
Od kilku lat pracuję jak gdyby na stałym dobowym dyżurze dostępny 24godz. na dobę staram się przetrwać w ten sposób,że korzystam kiedy trafia mi się okazja wyjazdu i odcięcia od codzienności.Na kilka dni w trakcie wypraw skupiam się na prostych czynnościach:marsz,szykowanie obozowiska,jeśli jest to wyprawa w góry rozpuszczanie śniegu do przygotowania posiłku itp.Ograniczanie do prozaicznych zachowań w naszym świecie miejskim a w terenie tak istotnych sprawia,że mój umysł oczyszcza się od natłoku myśli i choćbym fizycznie był zmęczony moja psychika jest jak po super prysznicu gotowa po powrocie do dalszej pracy.To moja magia której doświadczyłem wiele lat temu i którą staram się rozwijać :))))zachęcam do wypowiedzi na temat magii każdego z was.
Ps.nie lubię jeść robaków :))))

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Chopy! Lejecie miód na moje serce i ciepłe światło na moje oczy...!

Niesamowicie satysfakcjonują mnie posty które CZYTAM, a nie jest tak, że "wystarczy na nie rzucić okiem, by się zapoznać z treścią". A jeśli do tego są z sensem...

W Waszych opowieściach są zawarte dwie sprawy, które w tegoroczne wakacje dotyczyły także mnie. Zazwyczaj robiłem tylko jeden obóz survivalowopodobny w roku. Był zawsze kameralny, dla cennej atmosfery. W tym roku zrobiłem dwa obozy. Sądziłem, że będę potężnie zmęczony. Tymczasem...

Do dyspozycji mieliśmy jak zawsze Bieszczady - nie potrafię się od nich uwolnić, a zresztą po co - z ich najbardziej istotnymi cechami: dzikością i bezludnością. Zwłaszcza, że siedzieliśmy w środku gór i lasów, z dala od szlaków i siedzib ludzkich.

Miałem "czynnik ludzki" ( ;)) dość niezwykły i ciekawy. Łącznie było na dwóch obozach było 21 osób z czego trójka była na obu (włączając mnie). Na każdym obozie w tej liczbie było trzech trenerów (nazwa umowna w naszym przypadku). 40% ludzi to byli początkujący, którzy byli ze mną po raz pierwszy, zaś pozostali byli już drugi, trzeci, bądź nawet ósmy raz.

Najmłodszy uczestnik miał 8 lat, jego tata - 42. Był jeszcze 30-latek, trzech dwudziestoparolatków, pozostali byli w wieku 15-17 lat. Na każdym obozie były dwie dziewczyny (łącznie 4).


Obrazek

Ośmioletni Mateusz szalał na linach.

Co z tego wynikło...? Ci bardziej doświadczeni wciągali w wiedzę i działania pozostałych. Po raz pierwszy mogłem praktycznie siedzieć i czytać kolejną książkę czy gazetę - wszystko szło samo.


Obrazek

Przygotowania.


Obrazek

Jimi na drzewie...


Obrazek

Martyna na moście linowym.


Obrazek

Trening strzelecki.

Już na początku zbudowane zostały schodki przy zejściu do "łazienki", ta zaś została solidnie urządzona do ablucji. Powstał przytulny "ośrodek do dumania na uboczu", który był funkcjonalny do końca bytowania. Kuchnia stała się cacuszkiem, zwłaszcza po wybudowaniu pieca z resztek budowlanych po połemkowskiej wsi. Wszyscy - zgodnie z założeniami - dbali o bezpieczny przebieg zajęć.


Obrazek

Schody do wody.


Obrazek

Budowa pieca.


Obrazek

Leśny piec.

Oto list poobozowy od trzydziestolatka:
"Piszę, jako że chciałem przedstawić, jak na moje codzienne życie wpłynął ten jeden obóz. W dniu wczorajszym (wiadomo - świątecznym) pozostałem bez choćby kruszynki chleba. Wszystkie sklepy, które normalnie czynne są w każdy inny dzień, były pozamykane. Pozostało zrobić sobie dzień głodówki...
Albo działać! Zajrzałem do szafki i ku ogólnej mej radości odkryłem w niej mąkę do pieczenia chleba :). Pół godzinki pracy, godzinka nagrzewania piekarnika i voila! - byłem posiadaczem chlebowych placuszków :). Co więcej - były to _pyszne_ chlebowe placuszki! :). Kolejne pół godzinki później, które poświęciłem na spałaszowanie większości tego, co upiekłem byłem szczęśliwym, najedzonym do syta... survivalowcem? :)

Jako, że nie odbyłoby się to wszystko bez naszego spotkania, chciałem w tym miejscu podziękować Ci jeszcze raz - za możliwość wzięcia udziału w tym obozie, za to że mogłem się czegoś nauczyć, za to że potrafię teraz poszukiwać rozwiązań zamiast siedzieć, biernie czekając. Otworzyłeś mi oczy na inne możliwości, pozwoliłeś mi uwierzyć, że ja też potrafię. I mimo, że być może przykład zbyt błahy, był to jednak element survivalowego działania i jestem niezmiernie dumny z tego, że sam potrafiłem na to wpaść i zrealizować. Dziękuję!
"

Nasze "kamienne", "blaszane" i "popiołowe" chlebki stały się tak popularne, że przestaliśmy w ogóle kupować pieczywo...


Obrazek

Strzała robi ciasto...


Obrazek

Podpłomyki prażone na rozgrzanych kamieniach...


Obrazek

Chleb spulchniany popiołem pieczony nocą w... popiele...


Obrazek

Upieczony nocny chleb.

Wszyscy uczestnicy byli zafascynowani, jak proste czynności samoobsługowe potrafią wciągnąć i uczynić z nich "ludzi naprawdę zaradnych". Ja zaś wiem, że to się dzieje faktycznie.


Obrazek

Obiad z pałki wodnej. SMAKOWAŁ...


Obrazek

Wyrób własny.


Obrazek

Upleciony kosz.

Pozdrawiam!Krzysztof J. Kwiatkowski edytował(a) ten post dnia 05.09.07 o godzinie 14:56
Jakub Kierzkowski

Jakub Kierzkowski Specjalista
badawczo-techniczny
(tester), Ośrodek
Przetwa...

Temat: Survival jak magia...

Krzysztof J. K.:
ale na dochodzenia do zdolności wyobrażania sobie nieznanych nikomu dróg wyjścia z opresyjnej sytuacji... I wychodzenia...

Wypisz, wymaluj: MacGyver. Mój ulubiony bohater. No ale to może temat, o którym należałoby pisać gdzie indziej.

Właściwie chciałem się odnieść do tego, co napisał Piotr Kaczmarczyk.
Czytając różne definicje survivalu, oraz patrząc na pochodzenie tego terminu, budzi się we mnie taka refleksja, że survival jest częścią każdego prawdziwego życia. Przy czym nie każdy żyje prawdziwie. To tak jak z tymi bananami w reklamie: banan zwykły i banan Chiquita. To tak jak z pieczywem. Może być bułka do hamburgera z McDonald's, albo pierwszej jakości ciemny chleb. Kto płynie z nurtem cywilizacji, bezkrytycznie karmiąc się tym, co ona niesie, jest zwykłym bananem i bułką od hamburgera. Żyje w Matriksie.
Człowiek z charakterem jest jak solidny chleb, jak ktoś uwolniony z Matriksa. Żyje pełniej, z wadami i zaletami życia. I tu pojawia się survival. Kiedyś (i dotyczyło to 100% populacji) polegało to na wyrwaniu naturze czegoś do jedzenia, przyodziania itp. Dziś walczymy o pracę (chyba po to jest GoldenLine, tak przy okazji), o dach nad głową, o byt rodziny (już teraz, jak u Piotra, czy już niebawem, jak u mnie). Czasem jest trudno i nieprzyjemnie, czasem jest trudno, ale przyjemnie. Każdy chce przetrwać, ale nie każdy nazywa to survivalem.

Wiem, że może być ciężko zrozumieć o co mi chodzi, ale tak właściwie to ja sam jeszcze się nie do końca rozumiem w tym temacie.

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Nooo... odpowiedź z pasją!

W sumie starałem się to wielokrotnie powiedzieć, szukałem słów, tymczasem to jest tak proste: "survival jest częścią każdego prawdziwego życia".

My, szukający, szukający przy pomocy survivalu, staramy się dotrzeć do samego sedna życia właśnie. Tego życia, które nie przynależy do Matrix.

Ludzie, którzy z otwartą duszą, bez sztucznego nadęcia się "Jestem kimś specjalnym, bo SURVIVALOWCEM", jadą na bytowanie - czują niesłychane wyzwolenie. I robią to sami ze sobą, bez wielkich ideologii, bez terapeutów, bez kursów. Ja tylko temu towarzyszę na początku. Potem każdy sam ogląda świat swoimi oczami...
Bartosz Adamiak

Bartosz Adamiak Redaktor naczelny
magazynu Mysaver

Temat: Survival jak magia...

Witam. To mój pierwszy post na tym forum, więc przepraszam jeżeli palnę głupstwo.
Zgadzam się z tym, że survival jest czymś bardzo ogólnym, co towarzyszy każdemu z nas na codzień. Poza definicyjną sztuką przetrwania w warunkach ekstremalnych, jest też sztuką przetrwania w każdych warunkach, na codzień począwszy od ugotowania obiadu, poprzez dotarcie do pracy, na naprawie kontaktu skończywszy. Nikt z nas nie jest ekspertem w każdej dziedzinie i jeżeli się nad tym zastanowić, codziennie uprawiamy sztukę przetrwania podejmując jakąkolwiek czynność. Jest tylko kwestią naszej świadomości, czy potrzegamy coś jako zwykły codzienny obowiązek, czy jako wyzwanie, które wymaga od nas użycia umysłu, pokombinowania, znalezienia w sobie tego, co pozwoli nam rozwiązać dany problem. Zatem nie jest to tylko i wyłącznie sztuka przeżycia w lesie, w górach, na morzu, na pustyni, ale sztuka przeżycia, czy nawet sztuka życia w ogóle.
Przydatne na codzień w budowaniu postaw życiowych.

Dopiero teraz przeczytałem powyższe posty dokładniej. Myślę, że moja wypowiedź doskonale pokrywa się z wypowiedzią pana Piotra. Survival to codzienne wyzwania. Gratuluję ojcostwa :)Bartosz Adamiak edytował(a) ten post dnia 29.11.07 o godzinie 13:22
Bogdan Jaśkiewicz

Bogdan Jaśkiewicz Czasem siedzę w
lesie...

Temat: Survival jak magia...

Survival to sztuka życia i prze-życia.

Zaczyna się zwykle od "ekstremalnych" wycieczek do lasu, specjalnych umiejętności i działań.

A potem jest to sposób myślenia pomagający tak przy spotkaniu z dzikiem jak i "wrednym typem". Skutkiem tego myślenia jest noszenie noża i zapalniczki w kieszeni dżinsów, wożenie apteczki w samochodzie i wyłączanie korków przed naprawą gniazdka.
Ale postawa "Nie poddam się" objawia się w zwykłym życiu i podejściu do problemów.

I nieważne że rąbanie drewna stało sie dla ciebie zwykłą codziennością. Jeśli myślisz survivalowo NIGDY nie będziesz traktował siekiery lekceważąco.

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Oj nie lekceważ Ty siekierki, nie lekceważ...


Obrazek
Krzysztof J. Kwiatkowski edytował(a) ten post dnia 30.11.07 o godzinie 12:54
Bogdan Jaśkiewicz

Bogdan Jaśkiewicz Czasem siedzę w
lesie...

Temat: Survival jak magia...

To tylko dowód na to, że błędy trafiają się również najlepszym.

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Piotr Faltyński:
Od kilku lat pracuję jak gdyby na stałym dobowym dyżurze dostępny 24godz. na dobę staram się przetrwać w ten sposób,że korzystam kiedy trafia mi się okazja wyjazdu i odcięcia od codzienności.Na kilka dni w trakcie wypraw skupiam się na prostych czynnościach:marsz,szykowanie obozowiska,jeśli jest to wyprawa w góry rozpuszczanie śniegu do przygotowania posiłku itp.Ograniczanie do prozaicznych zachowań w naszym świecie miejskim a w terenie tak istotnych sprawia,że mój umysł oczyszcza się od natłoku myśli i choćbym fizycznie był zmęczony moja psychika jest jak po super prysznicu gotowa po powrocie do dalszej pracy.

Hej Piotr!:)
Twoje doświadczenia i uwagi są mi bliskie. Zauważyłem, że im większy/dłuższy stres [dyspozycyjność], im większe obciążenie pracą umysłową, tym bardziej intensywnego wypoczynku potrzebuję. Intensywnego w sensie wysiłku fizycznego a zupełnego uspokojenia w sensie wysiłku intelektualnego - te proste czynności o których piszesz :) To działa naprawdę fantastycznie, bez tego można by się wykończyć. Teraz rozumiem dokładnie, że powiedzenie "w zdrowym ciele, zdrowy duch" ma bardzo głeboki sens :)

Pozdrawiam
tom

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Jeśli zgodzimy się, że w survivalu jest jedyny główny cel i jest nim przetrwanie, to dalej mamy do dyspozycji cele prowadzące do celu głównego, a więc
• zdobywanie wiedzy o:
- zagrożeniach
- sposobach ochrony
• zdobywanie umiejętności z zakresu
- samoratownictwa
- ratownictwa

Celami towarzyszącymi są (mogą być):
• rekreacja
• zdobywanie wiedzy i umiejętności ogólnych
• samorozwój
• kształtowanie cech organicznych
• kształtowanie charakteru
• szkolenie sprawnościowe
• specjalizacja zawodowa
• terapia

W tych wszystkich suchych wyliczankach mieści się pełnia życia. Tak jak jeden człowiek będzie się gapił w pustą ścianę przed sobą i na twarzy będzie się malować całkowite bezmyślę, tak drugi w pyłkach, plamkach, zarysowaniach i półcieniach zobaczy kwiaty, twarze rycerzy i smoki...

To w człowieku schowana jest potrzeba tego, by świat jednak trochę bajką był. I to człowiek może piękno wydobyć przed swoje oczy i duszę. Nie darmo na swojej stronie w zestawie filmów o survivalowym wydźwięku przedstawiłem "Niekończącą się opowieść", opowieść o ratowaniu ginącego świata. Przesłanie filmu zaś mówi o tym, że nieraz patrzymy na karty książki i i czytamy o wartko biegnącej akcji i nawet nie wiemy, że w tym samym czasie jesteśmy osobiście uczestnikami podobnych wydarzeń.

Zamiast sycić się podziwianiem cudzych i zmyślonych opowieści - bierzmy czynny udział w opowieści SWOJEJ.
Piotr Kaczmarczyk

Piotr Kaczmarczyk There is no future,
the future is now

Temat: Survival jak magia...

To w człowieku schowana jest potrzeba tego, by świat jednak trochę bajką był. I to człowiek może piękno wydobyć przed swoje oczy i duszę. Nie darmo na swojej stronie w zestawie filmów o survivalowym wydźwięku przedstawiłem "Niekończącą się opowieść", opowieść o ratowaniu ginącego świata. Przesłanie filmu zaś mówi o tym, że nieraz patrzymy na karty książki i i czytamy o wartko biegnącej akcji i nawet nie wiemy, że w tym samym czasie jesteśmy osobiście uczestnikami podobnych wydarzeń.

Zamiast sycić się podziwianiem cudzych i zmyślonych opowieści - bierzmy czynny udział w opowieści SWOJEJ.

Krzysztofie jesteś opętany w sposób zupełny i znakomity, jak sądzę masz na swoim sumieniu wiele obudzonych "duszyczek". Życzę powodzenia w Twoich zamysłach i gratuluję świetnej roboty.

Serdeczności

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Rumieńczyk...

(chociem zarozumialec i sam sobie codziennie powtarzam, że i geniusz też)

A tekst o opętaniu podoba mi się niezwykle. Biorę go!

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Czy ktoś jeszcze w naszym kraju potrafi pisac prozą tego typu poezję? Myślę, że do Nevrlego możnaby porównać naszego świetnego Władysława Krygowskiego, autora serii ksiąg o górach, lasach, wędrowaniu. O Życiu.
Do tej pory z twórczości czeskiego autora udało się przełożyć, niestety tylko, dwa rozdziały z książki p.t. Karpackie Gry. Hmmm. Gdybym miał odrobinę więcej pieniążków, chętnie wyłożyłbym większą sumkę na tłumacza i wydanie tej wspaniałej książki A może znajdzie się ktoś, kto zechce pokusić się o publikację tego jakże cennego tomu.? Kto wie? Może dowódca-prezes Ruthenusa wyda kiedyś tę kapitalną opowiastkę?

( Poniższy tekst tak mnie rzucił na kolana, że postanowiłem podzielić się nim z Wami)

Miloslav Nevrlỳ "Karpatské hry"

Wędrowanie pod gwiaździstym kapeluszem.

Motto:
Miej namiot, przez który wiatr przewiewa,
on jest wdzięczniejszy niż wspaniały zamek.
Um - Jesid, matka szóstego kalifa.

Noce są węgielnymi kamieniami podróży, królewskimi grami. Dni mogą być gorące lub dżdżyste, nużąco długie i podobne do jedwabnego oka mgnienia, wesołe i monotonne ale ich niespodziankom pątnik przeciwstawia się w stanie czuwającym. Kroczy bezbronny, wystawiony na pastwę ciemności. Kiedy zbliża się wieczór, staje się niespokojnym jak cielna łania - nastał czas by iść spać. Ogląda krainę innymi oczyma, lasy przybierają przed przyjściem nocy inne oblicze. Jeśli wieczór jest ciepły, to i lasy wydają się być przyjazne, kiwają mi. Suche skraje boru rozpościerają się jak wabiące rusałki leśne, ale jeśli idą w karpackim gradobiciu mętnymi, obcymi górami, wtedy mgła, poprzedzająca noc na wysokości dwóch tysięcy metrów wzbudza poczucie strachu. Zionie z niej niepewność, zagłada. Byłbym szczęśliwy będąc daleko stąd, przy ludziach, w słonecznym poranku, ale nie można wybierać, pora iść spać, pora szukać sobie dobrego noclegu. Nie obawiaj się bojaźliwy braciszku, do tej pory zawsze spałem i każdego ranka budziłem się! Im mniej zabieram ze sobą w podróż, tym bardziej zdany jestem na łaskę matki natury i niezwykłe przeżycia.

Kiedy mam namiot, to jestem milionerem, obojętny, nie zwracający na nic uwagi, pewny siebie. Dojdę dokąd mi się spodoba, rozwinę zielony pałacyk, strach z nocy znika. Trzeba tylko dbać o arabskie powiedzenie: Najpierw przywiąż wielbłąda mocno do drzewa i dopiero potem oddaj go pod opiekę Boską. Rozbiję więc i wzniosę swój namiot i polegam zuchwale na miłosierdziu nocy, będzie bowiem długa. Lepiej spać niż w ciemnościach łatać rozerwane płótno, po błoniach z wichrem zgarniać rzeczy, którym narosły skrzydła wietrzne, wykręcać wodę ze śpiwora. Potem dopiero kładę się do snu.

Namioty są jak przybywający z innych krajów, każdy pachnie inaczej, ale wszystkie wspaniale. Każdy w inny sposób przepuszcza słoneczny blask, ranki maja w nich rozliczne kolory. Dziwne - istnieją ludzie, którzy nigdy nie zasypiali w powietrznym pałacyku. Ubodzy!

Jeśli mam tylko jedną płachtę, jestem jeszcze nadal bogaczem. Płótno długości dwa i szerokości dwa metry, mały i lekki tłumoczek i nie muszę się obawiać nocy. Leżę pod płachtą i przeżywam dwojaką radość, szczęście bogacza i szczęście banity. Mam dom ale też wiatr i gwiazdy. Jestem jak u Pana Boga za piecem, chociaż w deszczowej aurze nie trzeba mi oglądać się za odrobiną wody. Krople wody w namiocie z podłogą rzecz poważna - wsiąkną do ziemi, teren wyschnie, przestanie padać i gwiazdy znów się pokażą. Wychodzę z pod płachty, na twarz mi tu i tam kapnie z konarów, ale kto troszczył by się o to, czy ciało zostało suche. Niesamowite - na świecie są ludzie, którzy nie zasypiali z oczyma zapatrzonymi uważnie w niebo. Bardzo ubodzy!

W końcu przyjdą podróże, przy których nie mam niczego. Jestem bez namiotu, bez płachty i przygotowuję się do nocy. Źle jest kroczyć naprzeciw długiej, dżdżystej nocy. Wzrok błądzi po niebie, po chmurach, po gęstwinach. To jest dobre, chmury z prawego południa wieczorem rozpłynęły się, rozpuściły w blednącym błękicie, prędko oziębia się. Noc będzie pogodna i zimna, lecz chłód nie przeszkadza, szybko się do niego przyzwyczajam. Pocieszam się wspomnieniem o Tarasie Bulbie: nocny mróz na Dzikich błoniach rozochocił kozackie kości. Zdejmuję plecak, dzień jest już poza mną. Kula ziemska dokończyła swój codzienny, słoneczny taniec, zatoczyła krąg przed swoją gwiazdą, jej twarz gaśnie, nadchodzi noc. Osobliwe - istnieją ludzie, którzy nie mają plecaka, którzy nie mogą i nie potrafią nosić ze sobą wszystkiego. Czego potrzebują w życiu. Arcyubodzy.

Łamię świerkowe konary, aby nimi podłożyć śpiwór. Błogosławione kraje, gdzie mogę to w ogóle robić. Jeśli łamię gałęzie w lasach karpackich, jest to tak jak bym wyrywał sobie kilka ostatnich włosów z własnej głowy. Świerkowe łoże w przerzedzonym europejskim lesie - jest to skubanie ostatnich szczecin staremu mężczyźnie z jego ciężkiej pochylonej głowy.

Przed nadejściem nocy znoszę drewno, przygotowuję wielki ogień, rumuński "foc mare". Błogosławione kraje, które mają jeszcze dostatek drewna dla nocnych pątników! Ogniska zasłużyły na specjalny rozdział, opowiadający o najwspanialszej, migocącej nocnej grze. Ognie są radosne i czyste, godzinami mogę na nie patrzeć, miałbym je pamiętać jak dobrych ludzi. Ciche ognie z trzech polan, u których spałem w Połoninach. Tajne wartownicze ogieńki w leśnych parowach, w skalnych dołach. Pachnące ognie z drzew w południowym krasie słowackim. Pełgające ognie z drewna sosnowego pod wapniowymi ścianami Wielkiej Fatry, pod piaskowymi występami skalnymi w Ścianach Dieczyńskich, które ogrzały i oświetliły kamienie schronienia. Ognie z drewna nanoszonego prądem rzeki Cisy na jej piaszczyste mielizny, zapach ryb, bagien, wolności i słoniny na wierzbowym pręcie, gorący proch stadnin i błoni. Jasne ognie z drewna bobrowych budynków na polskiej Suwalszczyźnie, gdzie do stromych, pustych brzegów głębokich jezior biją przezroczyste wody i nad powierzchnią niesie się krzyk ptaków wodnych. Pasterskie ognie z jałowcowego drewna, z różanecznika i kosodrzewiny w Karpatach Siedmiogrodzkich i w macedońskim Pirinie. Ogień i owoce - kojący, bezpieczny zapach. Żyliśmy w ten sposób tysiące lat, tych kilku lat w kamiennych i betonowych ścianach miasta nie mogą rzucić słodką przeszłość.

Zasypiam wśród pasterzy u cichych stad, owce beczą przez sen, tu i tam potrząsają głową, ciche dzwonienie, pies poliże rękę obcokrajowcy. Cicho. Wielkie dobro umyka przed słowami, wcale nie dosyć wychwalałbym wszystkie ognie, to najstarsze dobro, które od wieków wygania zwierzę z człowieka, strach z duszy, chłód z ciała. Nie dograłbym się najmigotliwszych ogniowych iskier, wspaniałych i przy tym pożytecznych. Dlatego też ani słowem więcej o nich, mój przemiły braciszku! Ale kiedy tobie znudzą się pierzyny i łóżka, nałóż sobie na głowę szeroki, gwiaździsty kapelusz. Pod takim szerokim kapeluszem zasypiali podczas podróży poeci w czasach odrodzenia narodowego, pod takim szerokim kapeluszem układają się do snu pątnicy z najdawniejszych czasów. Ale kiedy znudzi cię świat, wsadź swój szeroki kapelusz głęboko na czoło! Połóż się pod księżycową skałę, ułóż się na południowym ugorze, ziemia jest sucha i twarda, pod twoją głową pachną korzenne niskie przyległe byliny. Nad takimi noclegami świecą gwiazdy najjaśniej i pełnia lśni jak okno ciemnej barki płynącej po Bałtyku.

Leżę na błoni i powtarzam sobie nazwy gwiazdozbiorów. Kiedyś znałem je wszystkie i z zadowoleniem uczyłem się o nich, ale dziś widzę, ze nie jest to potrzebne. Również co się tyczy gwiazd - i nie tylko ich - dobrą rzeczą jest w młodości nawet zupełnie nieodzowne znać wiele, lecz jeszcze lepszym jest w starości świadomie zapominać o nieważnych rzeczach. Pozostaje tylko to co ożywia wnętrze. Tak jak dla kwiatów, zwierząt i gwiazd nie są najważniejsze ich nazwy, tak nie jest dla nich ważne, do jakich sztucznych grup ludzie je zakwalifikowali. Wystarczy pod nimi leżeć i "paść" myśli na zielonych pastwiskach, czyny zostawić, by piły w czystych wodach. Słowa dziękczynnej wieczornej pieśni lecą jak srebrne jaskółki.

Ażeby cię nie zrazić do nocnych podróży - inne noclegi niż te pod gwiaździstym kapeluszem również są wspaniałe! Często budzę się pod gwiaździstym kapeluszem, badam nocne podmuchy wiatru i patrzę na chmury. Również głosy ptaków nocnych budzą mnie, pod szerokim gwiaździstym kapeluszem śpię lekko jak zwierzę przygotowane do wszystkiego, przygotowane szukać kryjówki czy schronić się przed ulewnym deszczem, burzą, niebezpieczeństwem. Wiedz zatem mój wygodny braciszku, iż najlepiej zasypia się na sianie, suchej trawie. Chyba dlatego, że rodzaj ludzki pochodzi z ciepłych, wschodnich stepów. Jesteśmy braćmi koni. Do siennicy, starego strychu na siano z dziurawym dachem pada światło księżycowe. Powietrzem cienko ciągnie się miły zapach wonnego ciepła i świeżej nocy - głębina bezpieczeństwa. Jeśli ci ktoś przed zaśnięciem położy ciepłą łapkę koło karku, tym lepiej, o wiele lepiej, mój wrażliwy braciszku. Stryszek na siano, najwspanialsze połączenie przyrody i cywilizacji, trawy i pomysłowości. Leżę zmęczony, nasycony. Wszystko co miało się stać tego dnia, stało się, jest wykonane. Ostatni głęboki wydech i całym ciałem rozleje się pełny i suwerenny smak odchodzącego dnia, wszystkich jego dobrodziejstw. Zrównoważony smak czosnku i czekolady. Dwa pozornie przeciwstawne zapachy połączyły się w jedwabny sposób.

Leżę i uważnie słucham: czy nie tańczy ktoś w polu w szarości? Nie tańczy, tylko trawa ucieka przed nocnym wiatrem. Dziwne, że nie wierzę w nocne rusałki z rzeszy traw, przecież wszystko co jest potrzebne dla ich zrodzenia i istnienia, dla ich tańca, jest właśnie pod gwiazdami wszechświata w zasięgu ręki. Nie wierzę w nie tylko dlatego, że oczy ich nie widzą, podobnie jak nie można uwierzyć bez odbiornika w radiowe fale, które są wokół kuli ziemskiej i niesłyszalne również grzmią w cichym, stryszku na siano zalanym światłem księżyca. Potem już cicho spoczywam bez jakichkolwiek myśli, zalewa mnie gnuśność, ciężka i ciepła jak roztopiona cyna. Nie można już poruszyć ręką, zasypianie jest słodkim odejściem. Z lasu przyszła do strychu noc, ciemna siostra czasu. Przyległa do mnie, przemknęła się, nie utrzymam otwartych oczu, nadaremnie przypominam jej słowa Proroka, iż modlitwa lepsza jest niż sen. Uśmiecha się, ma gorące ciało, którym napełnia głębinę bezpieczeństwa. Nadchodzi jej królestwo, władza snu, władza… właaaa…
Piotr Faltyński

Piotr Faltyński właściciel, Masaż
Sportowy i leczniczy

Temat: Survival jak magia...

Piękne,tyle w tym treści i myśli się kłebią...

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Rafalisko, powiedzże, gdzie ten tekst jest do znalezienia. Widziałem ci ja parę cytatów w necie, tłumaczenia były rozmaite, nikt nawet nie podawał - czyje...

konto usunięte

Temat: Survival jak magia...

Tłumaczenia są Milana Klimanka, pewnego Czecha z Katowic. Sam zabrałem się również za tłumaczenie kilku rozdziałów. Może coś z tego będzie.

Następna dyskusja:

Dlaczego survival...?




Wyślij zaproszenie do