Krzysztof Z.:
Adam W.:
traktuję wysokie temperatury jako dodatkowe utrudnienie i dobry trening głowy...
Zgadzam się z Tobą. Upały to trening głównie na głowę. Nie ma mowy o budowaniu kondycji, czy jakiejś szalonej wytrzymałości - to są zwyczajne dożynki, które trzeba przetrwać.
Cały sens biegania w upały to (wg mnie) budowanie wytrzymałości psychicznej, uporu. Gdy mnie kiedyś kryzys złapie będę mógł sobie powiedzieć "Stary, co to za akcja? Zrobiłeś półmaraton w temperaturze powyżej 30 stopni a teraz ci rura mięknie?"
Na mnie takie argumenty działają - więc ich sobie co jakiś czas dostarczam
Korzyści z biegania w upały są co najmniej wątpliwe, owszem biegam, ale nie dla rekordów, tylko po to, żeby się nie odzwyczaić. Zresztą dużo chodzę i biegam, staram się, by tygodniowo wyszło 80 km. A lubię plenery, żeby nie słychać było wycia z autostrady, czy trasy szybkiego ruchu, śpiew ptaków, widok szaraków, saren - to nie bieżnia olimpijska, to czasem wertepy, tam się nie da biec na full, piachy, pagórki, lasy, bagienne łąki, kamienie, drogi poryte przez quady i wszystko co jeźni poza hulajnogą i deskorolką..
Padły słowa o jakichś zawodach, to są biegi dla amatorów, a nie dla zawodowców. Bo co to za tempo dla małego maratonu 2 godz. 35 min.? W tej chwili ludzie już biegają półł-maraton w czasie poniżej 60 min.
Bez sensu jest biegać w upał w południe, przy tej ilości potu, a wraz z nim utraty elektrolitów - człowiek dochodzi do siebie co najmniej tydzień. Sama utrata witamin i minerałów to w sumie pikuś, bo to można szybko uzupełnić, ale człowiek to nie akumulator, że dolej mu się elektrolitu i jak samochód pojedzie dalej.
Czy pobiegłbym w w upalne południe? Tak, w stanie wyższej konieczności.