Artur Król

Artur Król Profil nieaktywny,
proszę o kontakt
mailowy. Psycholog,
t...

Temat: „Wolność, Miłość, Szczęście” - czyli przypowiastka o...

„Wolność, Miłość, Szczęście” - czyli przypowiastka o priorytetach

„Musze znaleźć sobie faceta, żeby być szczęśliwa.”

„Jeszcze tylko zarobię pieniądze z tego kontraktu i będzie super.”

„Jestem nieszczęśliwy bo nie mam przyjaciół.”

„W moim wieku wypada mieć rodzinę i stałą pracę.”

„Mam dość tej pracy, ale jeśli tego nie pociągnę dalej, to moje dotychczasowe życie nie będzie miało sensu.”

Brzmi znajomo?


Tak często ludziom zdarza się uzależniać swoje poczucie szczęścia i satysfakcji z życia od czegoś zewnętrznego. Zakładają, że potrzebują czegoś wyjątkowego aby poczuć się szczęśliwymi – a gdy to osiągną, ich szczęście zwykle okazuje się krótkie i ulotne – albo wcale nie przychodzi.

Dlaczego?

Ponieważ, niezależnie od tego, co mogło nam wmawiać społeczeństwo przez kolejne lata naszego rozwoju i dorastania:

„Bądź grzecznym chłopcem to mamusia się ucieszy.”

„Jak przyniesiesz z klasówki piątkę to babcia się ucieszy, że ma taką mądrą wnuczkę.”

„I z czego sie tak śmiejesz? Weź się lepiej do nauki, bo oceny ci ostatnio się pogorszyły!”

„Ale laska! Zaliczyć taką i można umrzeć szczęśliwym!”

„Jesteście studentami naszego uniwersytetu, możecie być z siebie dumni!”

„Kup nasz produkt, a będziesz szczęśliwy!”

Niezależnie od tych wszystkich haseł i przekonań, którymi byliśmy i jesteśmy bombardowani przez otoczenie, „autorytety” oraz speców od marketingu, prawda jest dużo prostsza – jedynym czego potrzebujesz by naprawdę być szczęśliwym, to zdecydować o tym. Wystarczy, że szczerze zdecydujesz się w tej chwili na to by być szczęśliwym, bez żadnego „ale”, bez żadnych przyczyn czy wymówek, „ot tak, po prostu” - i pozwolisz swojemu ciału odpowiednio zareagować.

Bo jest w Tobie ta część, ten system, ten element Ciebie, który sprawia że gdy naprawdę się śmiejesz, to nie możesz przestać i śmiech ciągle wzrasta, ta część która zajmuje się produkcją odpowiednich neuroprzekaźników i hormonów oraz rozprowadzaniem ich po ciele tak, abyś czuł pełniej to co możesz czuć. Ta część Ciebie, gdy jej na to pozwolisz, może Ci pokazać, że szczęście jest czymś do czego masz ciągły dostęp – i może kiedyś uwierzyłeś, że jest inaczej, że potrzebujesz czegoś więcej zanim możesz osiągnąć szczęście – ale prawdą jest to, że szczęście jest Twoim dziedzictwem jako członka rasy ludzkiej – i możesz osiągnąć ten stan w dowolnym momencie, wystarczy że po niego sięgniesz.

Co więcej – ta podstawowa wolność, wolność bycia szczęśliwym absolutnie bez powodu, jest niezbędna dla prawdziwego docenienia tego, co uważamy za 'powody'.

Czy słyszałeś powiedzenie „Jeśli człowiek nie jest szczęśliwy mając jednego dolara, to jak ma byś szczęśliwy mając milion dolarów”? Pieniądze – choć niezwykle przydatne do pełnego i swobodnego przeżywania życia, bynajmniej nie dają szczęścia – w najlepszym wypadku krótki kokainowy napad euforii... Gdyby dawały – to tak wiele gwiazd ekranu, muzyków czy prezesów firm nie byłoby klientami terapeutów oraz klinik dla alkoholików i narkomanów.
Jednocześnie, startując od szczęścia w sobie możesz niezwykle skutecznie zarabiać pieniądze – bo cały czas cieszysz się związanym z tym procesem – i tym bardziej możesz docenić wszystko co płynie z ich posiadania.

Podobnie związki. Jak powiedział kiedyś jeden z moich nauczycieli: „Jeśli chcesz być z kimś tylko dlatego, że jesteś samotny, to jest to prostytucja” - kupowanie poczucia bliskości za swoją obecność i ciało. Podobnie, jeśli uzależniałbyś swoje szczęście od bycia w związku, to związek ten nigdy nie mógłby być związkiem partnerskim – zawsze byłbyś na łasce drugiej osoby, ponieważ brak związku = brak szczęścia... A jednocześnie – pomijając nieliczną grupę ludzi których w jakiś sposób może satysfakcjonować posiadanie niewolnika emocjonalnego – takie pozbawione równowagi związki są po prostu nudne dla osoby dominującej, brakuje w nich wyzwania i ekscytacji... Więc zaczynają się skoki w bok i szybko jest po związku – a niewolnik emocjonalny zostaje na lodzie, nie mając ani związku, ani szczęścia.
Ktoś powiedział kiedyś „Dopiero kochając siebie możesz zacząć kochać innych.” Do podobnych wniosków – jeśli autorytetem jest dla Ciebie Biblia – prowadzi biblijne przykazanie „Miłuj bliźniego swego JAK SIEBIE SAMEGO” - co zakłada, że musisz zacząć od miłowania (kochania) siebie. Niezależnie jednak od kogo weźmiesz to przekonanie, faktem jest, że w momencie gdy potrafisz być szczęśliwy bez związku możesz weń wkroczyć w zdrowy sposób – nie w ucieczce przed samotnością, ale po to by wzbogacić życie swoje i osoby z którą jesteś... Nagle celem staje się nie 'utrzymanie sie w związku za wszelką cenę' – a sprawienie, że każdy dzień będzie dla WAS lepszy. A już ta prosta zmiana percepcji sprawia, że dostrzegasz zupełnie inne aspekty sytuacji, dostrzegasz możliwości tam, gdzie wczesniej kryłyby się tylko zagrożenia – i w efekcie Twój związek faktycznie staje się coraz lepszy.

Ktoś inny może twierdzić, że do szczęścia niezbędna jest kariera. Tutaj wystarczy przejść się po barach uczęszczanych przez biznesmenów w piątkowy lub sobotni wieczór. Jeśli kariera jest potrzebna do szczęścia, to czemu u licha tak wielu „ludzi sukcesu” zapija swój „sukces”, chlając na umór wódę za 30 zł/kieliszek? Kaca będą mieli takiego samego jak po tej za 20 zl/pół litra, ale prawdziwym problemem jest tu chyba kac moralny – płynący z pytania 'skoro to osiągnąłem, to czemu nie jestem szczęśliwy?', pytania które muszą zagłuszać alkoholem...
Czy to znaczy, że kariera jest zła? Bynajmniej. Po prostu, warto docenić inną kolejność... Zacząć od szczęścia, a wtedy okaże się, że kariera przychodzi sama. Możesz wręcz odkryć, że ciężka, wielogodzinna praca staje się łatwa, a czas mija błyskawicznie – bo dobrze się bawisz przy jej wykonywaniu... Ale nieee, to by przecież było za proste! Prawda?

Zacznij od szczęścia. Zacznij od dania sobie prawa do czucia się szczęśliwym bez powodu. Zacznij od czucia się wspaniale w każdej chwili – i WTEDY idź w kierunku swoich celów. Możesz sam się zaskoczyć tym, jak łatwo będzie Ci do nich dotrzeć.

A na deser, ponieważ gdy już jesteś szczęśliwy to jest jeszcze wiele innych cudownych uczuć które warto odczuć jeszcze pełniej, mam dla Ciebie ćwiczenie które często robie ze swoimi klientami w trakcie coachingów, czyli wzmacnianie pozytywnych uczuć.

Ćwiczenie:
Intensyfikacja Przyjemności


Masz pewne przyjemne wspomnienia i pewne bardzo przyjemne wspomnienia. A gdyby mogły one stać sie jeszcze bardziej przyjemne? Gdybyś mógł odczuwać je jeszcze pełniej? Kusząca propozycja? Doskonale!

Więc do dzieła!

Przypomnij sobie teraz taką naprawdę przyjemną sytuacje. Zobacz ją wyraźnie, niech będzie naprawdę kolorowa i pełna głębi. Jeśli patrzyłeś w niej dotąd na siebie z pewnego dystansu - teraz wejdź w nią i zobacz wszystko tak jakbyś teraz to widział. Dodaj tam ruch i zobacz jak zmienia to Twoje odczucia. Powiększ całe wyobrażenie i przybliż je jeszcze bardziej, tak by całą ta sytuacja otaczała Cię w pełni. Jeśli były tam jakieś charakterystyczne dźwięki (np. muzyka w tle, szum fal, itp.) - usłysz je teraz. Poczuj zapachy, pozwól sobie nabrać w płuca powietrza z tego miejsca. Bądź tam w pełni.

A teraz, gdy tak wyraźnie odczuwasz to wszystko, zobacz gdzie to uczucie przejawia się w Twoim ciele. Gdzie sie zaczyna i jak sie rozprzestrzenia, w jakim miejscu (lub miejscach) czujesz je na końcu... Po czym wyobraź sobie ze to uczucie wychodzi z tych punktów końcowych, jeszcze sie wzmacnia, po czym wędruje poza Twoim
ciałem do punktu startowego - i stwórz taką samo-napędzającą się pętle przyjemności... Po czym zacznij ja coraz bardziej rozkręcać!

Możesz to wykorzystywać z praktycznie każdym przyjemnym uczuciem - korzystaj, baw sie i eksperymentuj.

Artur KrólArtur Krol edytował(a) ten post dnia 06.11.07 o godzinie 17:40
Sławomir Łebkowski

Sławomir Łebkowski Grywalizacja dla
handlowców,
aplikacje SFA do
raportowani...

Temat: „Wolność, Miłość, Szczęście” - czyli przypowiastka o...

To wszystko bardzo pięknie brzmi, i choć nie twierdzę, że jest nieprawdą to mam pytanie: jak Ty sobie z tym radzisz? W momencie gdy coś nie idzie tak jak trzeba, szczególnie, gdy się sypie kilka rzeczy na raz. Czy przypominasz sobie wówczas napisane przez Ciebie słowa i jest Ci lżej, nabierasz nowych sił do działania? Z wykształcenia jesteś psychologiem, a jest taki stereotyp, że psychologowie potrafią pomagać innym a mają problem z tym, by pomóc sobie samemu. Jak to wygląda z Twojego punktu widzenia?
Artur Król

Artur Król Profil nieaktywny,
proszę o kontakt
mailowy. Psycholog,
t...

Temat: „Wolność, Miłość, Szczęście” - czyli przypowiastka o...

Sławomir Łebkowski:
To wszystko bardzo pięknie brzmi, i choć nie twierdzę, że jest nieprawdą

Lubie takie sformułowania ;) 'Wysoki sądzie, nie będę tutaj wspominał o tym, że świadek jest podejrzewany o wielokrotną pedofilię, ale chciałbym zapytać ławy przysięgłych, czy naprawdę można go uznać za kogoś godnego zaufania?' :D
to mam pytanie: jak Ty sobie z tym radzisz? W momencie gdy coś nie idzie tak jak trzeba, szczególnie, gdy się sypie kilka rzeczy na raz.

Pytam się czego ma mnie to nauczyć.

Kiedyś zdarzało mi się pozwalać na wkurzanie tego. Teraz nie tracę na to czasu i energii, ponieważ nic nie dostanę w zamian. Wolę zużyć tą energię na coś innego - choćby na zmianę określonej sytuacji.
Czy przypominasz sobie wówczas napisane przez Ciebie słowa i jest Ci lżej, nabierasz nowych sił do działania?

Gdybym musiał sobie te słowa przypominać, byłoby to zbyt wolne. Chodzi o pójście o krok dalej. O zmianę nawykowej reakcji 'stres, bo coś źle idzie' na, dla przykładu 'coś idzie nie tak jak planowałem, co z tego uzyskam i czego się nauczę?' Jako osoba której życie (a przynajmniej możliwość chodzenia na dwóch nogach) uratował, dosłownie, jeden cukierek M&Ms (i nie jest to reklama M&Msów - już ich nie jadam :D ) - mam bardzo namacalny dowód na podejście 'drobne rzeczy mogą prowadzić do bardzo istotnych zmian' - i po prostu zakładam, że cokolwiek miało miejsce, miało miejsce 'po coś'. Arbitralne i subiektywne - oczywiście. Ale jakże skuteczne.

Chodzi też jeszcze o coś - o ogromny szacunek jaki mam do siebie, szacunek jaki, moim zdaniem, każdy powinien przejawiać wobec siebie samego/samej. Po prostu - gdybym pozwalał sobie na negatywną reakcje wobec takich rzeczy - o oznaczałoby, że szanuje je bardziej, że daje im wyższą wartość niż sobie, swojemu szczęściu i zdrowiu. A na to po prostu nie mogę się zgodzić.

>Z wykształcenia jesteś psychologiem,

Dla precyzji, jeszcze nie - o tym porozmawiajmy za pół roku, gdy będę miał przed nazwiskiem mgr ;)
a jest taki stereotyp, że psychologowie potrafią pomagać innym a mają problem z tym, by pomóc sobie samemu. Jak to wygląda z Twojego punktu widzenia?

Z mojego punktu widzenia, bezdyskusyjnie nieco osób trafia na psychologię licząc, zwykle błędnie, że nauczy sobie radzić z sobą - jednocześnie, znajdziesz wiele osób po psychologii które mają ogromne kompetencje do pracy z innymi i ze sobą - zwłaszcza, jeśli dobrze wykorzystali swój czas na psychologii i interesowali się innymi tematami poza samą psychologią.
Sławomir Łebkowski

Sławomir Łebkowski Grywalizacja dla
handlowców,
aplikacje SFA do
raportowani...

Temat: „Wolność, Miłość, Szczęście” - czyli przypowiastka o...

Właściwie moje pytanie powinno zabrzmieć: Czy człowiek jest w stanie się tak przeprogramować, że potrafi bezbłędnie odrzucać negatywne emocje? Ile czasu na to potrzeba? Czy mimo wszystko nie zdarzają się chwile słabości? Czy czasem małe doły nie sa wrecz wskazane dla rownowagi zdrowia psycicznego?
Artur Król

Artur Król Profil nieaktywny,
proszę o kontakt
mailowy. Psycholog,
t...

Temat: „Wolność, Miłość, Szczęście” - czyli przypowiastka o...

Sławomir Łebkowski:
Właściwie moje pytanie powinno zabrzmieć: Czy człowiek jest w stanie się tak przeprogramować, że potrafi bezbłędnie odrzucać negatywne emocje?

Nie odrzucać ;) Nie odczuwać od samego początku ;)

Wszystkie negatywne - nie, kilka mamy wpisanych czysto biologicznie, np. strach na głośny hałas z nieznanego źródła. Być może dałoby się i je, ale wolałbym nie eksperymentować. Natomiast ogromną większość, obejmującą praktycznie wszystkie sytuacje życiowe - tak.
Ile czasu na to potrzeba?

Docelowo - jedną sekundę.

W praktyce, z mojego doświadczenia, czasu nie da się określić, jest to pewnego rodzaju proces. BARDZO dużą zmianę da się uzyskać w ciągu kilkudziesięciu minut, jeszcze większą w ciagu kilku godzin. Jednocześnie doszlifowywanie może zająć długo, zwłaszcza gdy osoba nie jest świadoma tego, że w danych sytuacjach przechodzi na emocje.
Czy mimo wszystko nie zdarzają się chwile słabości?

Cóż, w chwili obecnej mam otwarty zakład - piwo lub kawa dla każdego, kto skłoni mnie do tego, żebym się zdenerwował. Jestem pewien, że jakieś sznurki mogły mi jeszcze zostać - więc tym bardziej chcę je wyplenić.
Czy czasem małe doły nie sa wrecz wskazane dla rownowagi zdrowia psycicznego?

Hmm, nie spotkałem się dotąd z sugestią, że dla równowagi zdrowia fizycznego należałoby raz na jakiś czas złamać nogę ;) Więc nie rozumiem dlaczego od zdrowia psychicznego takiego okazyjnego złamania się oczekuje.
Sławomir Łebkowski

Sławomir Łebkowski Grywalizacja dla
handlowców,
aplikacje SFA do
raportowani...

Temat: „Wolność, Miłość, Szczęście” - czyli przypowiastka o...

To nie jest chyba najlepsze porównanie. Czasami dół może działać oczyszczająco, podobnie jak kłótnia na relacje międzyludzkie. Nie mówię o jakiejś regule, ale myślę, że nie jest to też coś rzadkiego.
Poza tym, czy takie życie bezemocjonalne, taki stoicyzm nie jest trochę nudny? Czy nie jest tak, że jak przez jakiś czas jest źle to potem bardziej doceniamy to, że jest dobrze?
Wiem, że troszkę zaczynam filozofować, ale skoro tak sympatycznie sobie rozmawiamy... :)
Artur Król

Artur Król Profil nieaktywny,
proszę o kontakt
mailowy. Psycholog,
t...

Temat: „Wolność, Miłość, Szczęście” - czyli przypowiastka o...

Sławomir Łebkowski:
To nie jest chyba najlepsze porównanie. Czasami dół może działać oczyszczająco, podobnie jak kłótnia na relacje międzyludzkie. Nie mówię o jakiejś regule, ale myślę, że nie jest to też coś rzadkiego.

Sławomirze, jedna z głównych zasad NLP mówi 'nie ma złych stanów, są tylko stany mniej lub bardziej użyteczne w danej sytuacji'.

Jednocześnie, odnośnie owego 'oczyszczającego' działania dołu czy kłótni - z pewnością mogą tak działać, ale pytanie brzmi - czy jest to aby najskuteczniejsze narzędzie?

Mogę kopać dół łopatką do piasku, albo mogę go kopać koparką. W obydwu wypadkach dół wykopie, ale jeden z nich wymaga mniej mojej energii, drugi więcej.

Ja postuluje - wybierajmy to, co wymaga mniej energii :)
Poza tym, czy takie życie bezemocjonalne, taki stoicyzm nie jest trochę nudny?

Hmm, nie zrozumieliśmy się - nie chodzi o życie bez emocji. Chodzi o życie bez NEGATYWNYCH emocji - dobrych przeżywasz całą masę, co więcej - uczysz się ich doświadczasz na poziomach, które wcześniej wydawały się niemożliwe do wywołania, albo dostępne jedynie w szczytowych chwilach życia. Rośnie Twoja kompetencja odczuwania emocji i zakres emocji jaki potrafisz odczuwać - tych miłych emocji ;)
Czy nie jest tak, że jak przez jakiś czas jest źle to potem bardziej doceniamy to, że jest dobrze?

Powiedziałbym tak - gdyby czuć JEDNĄ pozytywną emocje cały czas, to może by tak było. Nawet czysty raj może się robić nudny, następuje habituacja, etc.

Ale nikt nie każe czuć jednej emocji pozytywnej - możesz je zmieniać, czując szczęście, radość, miłość, pasję, przyjemny spokój, przyjemność, etc. I wtedy nie ma ryzyka znużenia czy niedoceniania.

A gdy dodasz do tego ciągle rosnącą skalę odczuwanych emocji... To robi się ciekawie :)



Wyślij zaproszenie do