Temat: ocena ryzyka zawodowego
Swego czasu "popełniłem" pracę inżynierską dotyczącą analizy i oceny ryzyka. I dość wnikliwie zapoznałem się z szeregiem metod stosowanych w ocenie ryzyka, nie tylko zawodowego.
I jedna myśl mi się tylko nasuwa - większość z tych metod to akademickie rozważania, z których dla codziennej praktyki BHPowca niewiele wynika.
Sam jestem zwolennikiem oparcia się o metody matrycowe, np. te zawarte w Polskiej Normie. Daje to możliwość opisowej analizy, pozbawionej pseudonaukowych cyferek, przeliczeń, sumowań itd. Według mnie, często stosowana i rekomendowana metoda Risk Score zupełnie nie nadaje się do oceny ryzyka zawodowego. Owszem, powstanie szereg dokumentów, tabelek... nawet w Excelu ładnie to wygląda... ale nic z tego absolutnie nie wynika! To metoda stworzona na potrzeby marynarki wojennej USA (o ile dobrze pamiętam) i niech tak zostanie! :)
Inna rzecz: w mojej krótkiej karierze behapowca natknąłem się na typową postawę jeśli chodzi o analizę ryzyka, która wyglądała mniej więcej tak: "analiza zrobiona, skoroszyt pełen papierów jest, są podpisy, więc jest fajnie i sprawa z głowy".
Dopóki nie włączy się dokumentacji z analizy ryzyka do codziennych zajęć behapowca, dopóty będą to martwe zabiegi wykonywane dla zaspokojenia potrzeb PIPu. A przecież może to być użyteczne narzędzie, wskazujące kierunki działań i niejako "podsumowujące" pracę działu BHP.
Naprawdę nie ma na rynku dobrych opracowań?
P.S. A już zlecanie oceny ryzyka firmie zewnętrznej kiedy w danym przedsiębiorstwie funkcjonuje dział BHP to zbrodnia :)
Adrian B. edytował(a) ten post dnia 19.04.08 o godzinie 17:25