Paweł
Kowalski
tutaj powinien być
opis :-)
Temat: Potrzebuję porady, bo sam już nic nie mogę wymyślić, jak...
Podobno cięcie kosztów jest gwoździem do trumny firmy, bo firma, która nie inwestuje, nie rozwija się. Jednak, gdy koszty przekraczają przychody, to traci się płynność finansową i przestaje być miło, a biznes zamiast być pasją staje się ciężarem. Nie wiem już co robić, pomyślałem, że może osoby "z zewnątrz" poradzą jakieś obiektywne wyjście z sytuacji. Dlatego proszę o pomoc.Kiedyś sprzedawałem komputery do firm, przez telefon. Szło mi zawsze świetnie, bo uwielbiam to robić, więc dwa lata temu otworzyłem swoją firmę. Pracowałem w domu. Po to, żeby zarabiać na siebie a nie na kogoś, żeby mieć wolność wyboru i swobodę działania.
W pewnym momencie doszedłem do wniosku, że przestaję się wyrabiać z pracą i że dużo lepsze będzie wyjście, gdy zacznę rozwijać firmę, zatrudniać ludzi, by w końcu to oni zaczęli pracować na mnie.
Rok temu zatrudniłem pierwszą osobę. Wyuczyłem ją wszystkiego i zaczęła dzwonić, przychodziła do mnie do domu. Wtedy jeszcze całkiem dobrze mi samemu szło, więc byłem w stanie udźwignąć ten ciężar zatrudniania osoby, nawet jakby nie przynosiła zysków przez pierwsze miesiące. I niestety tak było. Ja jednak wierzyłem, że jak się wykona wystarczająco dużo telefonów to i tak się w końcu coś sprzeda i zacznie zarabiać.
Mi szło wtedy świetnie. Zdecydowałem się więc otworzyć biuro. Koszty nie wydawały się zbyt duże. Zatrudniłem wyszkolonego handlowca (choć nie z branży komputerowej) a potem jeszcze jednego, ale na miejsce tej pierwszej osoby, która nie przynosiła zysków.
Niestety nowi handlowcy (z dużym doświadczeniem w sprzedaży przez telefon) wcale nie osiągali lepszych wyników. Wręcz czasami to była totalna porażka. Do tego jeden z klientów nie płacił mi za towar przez parę miesięcy i zacząłem tracić płynność finansową. Postanowiłem zmienić więc umowy handlowcom na prowizyjne, a nie pensja + prowizja, bo niby dlaczego tylko ja mam ponosić odpowiedzialność za ich niepowodzenia w pracy. Policzyłem dokładnie ile muszą sprzedać by zarobić na swoje koszty i przedstawiłem im nowe warunki pracy. Jedna osoba zrezygnowała od razu, druga po dwóch tygodniach.
To był dla mnie ciężki okres. Zamiast zajmować się sprzedażą co mi wychodziło zawsze najlepiej, to zajmowałem się rozwiązywaniem problemów pracowników i pomaganiem im w obsłudze klientów. Spadła więc również i moja skuteczność i zyski.
Po tym co się zdarzyło chciałem zamknąć biuro od razu i wrócić do domu, do tego co było kiedyś i działało. Ale czułem jakoś podświadomie, że to krok do tyłu i zablokuje rozwój firmy na bardzo długo. Pomyślałem, że skoro już zainwestowałem w biuro, to spróbuję jeszcze raz zrobić rekrutację. Zainwestowałem w ogłoszenie na największym portalu... i dostałem raptem 4 CV w ciągu 3 tygodni. Jedno było od pakowaczki towaru, dwa od osób które nigdy nigdzie nie pracowały mających po 20 lat i jedno od jakiegoś ratownika basenowego. Nie mam nawet z kogo zrobić zespół. Do tego moją wadą jako lidera/managera jest to, że jestem bardzo samodzielny i zdyscyplinowany i chciałbym czasem wierzyć, że wszyscy tacy są. Niestety nic z tego nie wychodzi.
Zostałem sam z biurem (dobra cena, dobre miejsce) ale po co utrzymywać coś dla samego siebie?
Moja sytuacja finansowa ciut się poprawiła. Klient zapłacił, bank przyznał mi większy debet, w miarę odzyskałem płynność, ale na pewno nowym pracownikom nie dałbym już nic innego niż wynagrodzenie prowizyjne, bo już się przejechałem i nie chcę tracić więcej kasy.
Czuję, że jestem w patowej sytuacji. Jak zwinę biuro, to ograniczę koszty, odzyskam pewnie część włożonej kasy, ale zablokuję sobie dalszy rozwój, bo moja doba też ma 24 godziny i nie przeorzę więcej klientów niż mogę. Jak będę utrzymywał biuro, to zamiast zarabiać na spełnianie marzeń, to będę pracował na czynsz dla kogoś. Nawet jak znajdę profesjonalnych sprzedawców, to nie wiem czy zgodzą się na pracę za samą prowizję. Nawet jak się zgodzą, to nie wiem czy będą na siebie zarabiać. Co tu zrobić? Czy lepiej się wycofać z inwestycją i nie rozwijać dalej, czy lepiej przeczekać i liczyć na to, że spełni się pozytywny scenariusz? Nie wiem już co zrobić, jestem przybity i przez natłok problemów straciłem całą radość z tego, co tak kocham robić. Czy zechciałby mi ktoś doradzić jak wyjść z opresji?