Temat: Coaching a psychoterapia
Najsampierw zapytam o dwie kwestie:
1. Co to jest psychoterapia?
2. Co to jest coaching?
Dyskusja bowiem w znacznej mierze opiera się na indywidualnym rozumieniu tych dwóch metod pracy z klientem.
Marta Pacek:
Ostatnio spotkałam się z opinią jednego z doświadczonych trenerów coachingu, że "najgorszymi" uczestnikami szkół coachingu są psychoterapeuci, ponieważ nie potrafią "zrezygnować z diagnozy".
Uogólnienie. A może diagnozować prędzej będzie psycholog niż psychoterapeuta? :)))
W szkołach coachingu rozróżnia się coaching od psychoterapii tym, że coaching koncentruje się na przyszłości w przeciwieństwie do psychoterapii, która skupia się na problemach z przeszłości. Jednakże psychologowie ripostują, że są kierunki terapii, które koncentrują się na przyszłości.
W mojej szkole nie daję tak prostego rozróżnienia. Na dobrą sprawę będzie kilkaset odmian różnych (psycho)terapii i wciąż powstają nowe. Niektóre są bardzo - jak to się mówi - "skoncentrowane na przyszłości".
Kierunek przeszłość-przyszłość jest jednym z kryteriów podziału. Równie dobrze można podzielić na metody "skoncentrowane na technikach" w opozycji do metod "skoncentrowanych na kliencie/procesie", albo podejścia "skoncentrowane na szukaniu rozwiązań" w przeciwieństwie do podejść "skoncentrowanych na grzebaniu w problemach".
Terapeuci czasami wyśmiewają coaching, nadając mu mniejszą rangę i zbyt powierzchowny charakter, a zwolennicy coachingu twierdzą, że jest on bardziej skuteczny od terapii.
Jak ktoś stosuje model GROW na kompulsywnego klienta to... hmmm... może mieć ciekawe efekty :) Nie dziwię się zatem sceptycyzmowi terapeutów. Zwłaszcza, kiedy psychoterapeuta ma za sobą 4 lata intensywnej edukacji, pracy nad sobą i superwizji, a spotyka coacha po dwudniowym szkoleniu z aktywnego słuchania...
Kiedyś interesowałem się różnymi stylami walk. Przypomina mi się niejedna dyskusja o wyższości kung fu nad karate i odwrotnie. Każdy swoje chwali :))
Zauważyłam jednak, że narzędzia coachingowe często są podobne do tych, które są stosowane w terapii. Zarówno coaching jak i psychoterapia ma pomóc człowiekowi w rozwoju i podjęciu odpowiedzialności za swoje szczęście i zadowolenie. Więc cel ten sam.
Gdyby przy niektórych technikach zatrzymać się, okazałoby się, że są one wcześniejsze niż psychoterapia. Psychoterapia też nie wzięła się "z powietrza".
Słynna gestaltowska metoda gadania do pustego krzesła może wzięła się z psychodramy, a tam z kolei mogła zostać zaczerpnięta z teatru. A uwierzycie, czy nie - stosował ją mój pradziadek, który z pewnością nie był uczniem Freuda, i - jako prosty górnik - miał skończone tylko trzy klasy szkoły podstawowej.
Ostatnio ktoś mnie spytał: Czy to nie jest tak, że rozróżnienie jest... sztuczne? A coaching jest po prostu zbiorem różnych skutecznych technik terapeutycznych i rozwojowych, łatwych do stosowania i zapakowanym w produkt który jest łatwy do sprzedania w biznesie?
Wydaje mi się, że jest trochę sztuczne - bo zakłada już pewne rozumienie definicji coachingu i terapii.
Tak jak ja patrzę na coaching, jest on dla mnie pewnym metodologicznym podejściem do klienta oraz niezamkniętym zbiorem efektywnych technik, u podłoża którego tkwi jeszcze pewna filozofia.
Opakować to można na różne sposoby. Co oczywiście nie oznacza, że produkt jest zjadliwy. Warto dobrze przeczytać, co pisze małymi literkami na opakowaniu. Ile w nim tak naprawdę wartościowych i adekwatnych do klienta technik, a ile... mętnej magii.
Paweł Smółka:
Jest taki kawał o psychoterapeutach - otóż ponoć dla psychoterapeuty nie ma ludzi zdrowych psychicznie, są tylko tacy,
którzy zostali źle zdiagnozowani :)
Fajne :))
Dla coacha nie ma ludzi, którzy by się nie rozwijali. Są tylko tacy, którzy nie mają swojego trenera :)))
Wracając do istoty sprawy. Co to znaczy "zrezygnować z diagnozy"? Przecież diagnoza to pojęcie znacznie szersze niż "diagnoza zaburzeń psychicznych" (co budzi zainteresowanie psychoterapeutów). Analiza potrzeb szkoleniowych lub rozwojowych jest także formą diagnozy. Ustalanie celu coachingowego spójnego z przekonaniami, wartościami i zamierzeniami Klienta także wymaga diagnozy. Powiedziałbym, że, czy to w terapii, czy w coachingu, jakaś forma diagnozy jest zawsze niezbędna. Należy więc zastanowić się nad optymalną formą diagnozy w przypadku coachingu. Ponieważ wyróżnia się zazwyczaj przynajmniej trzy rodzaje coachingu - tj. coaching umiejętności, wykonania oraz rozwojowy - prawdopodobnie należy mieć na uwadze, że w ramach coachingu także można wyróżnić przynajmniej trzy rodzaje pomocnej "diagnozy".
Niektórzy rozróżniają diagnozę od diagnostyki. Albo lepiej - można mówić o "rozpoznawaniu potrzeb", "poszukiwaniu zasobów", "ustalaniu celów".
Zgadzam się z Tobą, Pawle w tej kwestii.
Niektóre szkoły psychoterapii zarówno w warstwie zasad (filozofii) pracy z Klientem, jak i warstwie technik pracy z Klientem są tożsame lub bardzo bliskie coachingowi (zwłaszcza w jego wersji ask-rather-than-tell-approach). Orientacja na przyszłość jest bardzo silna np. w podejściu skoncentrowanym na rozwiązaniach.
Na przykład. Ostatnio zaczyna być modny coaching w Gestalcie. Ba, kiedyś był counselling, który tłumaczono jako "poradnictwo", ale z wyraźnym zastrzeżeniem, że nie radzi się klientowi...
Góral zapytany o to, gdzie studiuje jego syn odpowiedział, że w Krakowie. A na jakiej uczelni? "- Uuuu... uzorł? Nie uzorł... Ugryzł? Nie, nie ugryzł... A! Ujot!" :))))
Coaching bardziej skuteczny od psychoterapii?! Trzy ważne pytania: dla kogo? w przypadku czego? w jakim zakresie? Raczej daleki jestem od myśli o konkurowaniu coachingu z psychoterapią w zakresie leczenia zburzeń psychicznych. Coaching może stanowić tzw. follow up dla sesji psychoterapeutycznych, które zakończyły się sukcesem (tj. eliminacją objawów). W tym przypadku sesje coachingu mają charakter "terapii podtrzymującej" lub "terapii rozwojowej" ukierunkowanej nie na likwidowanie objawów, ale na zwiększanie jakości życia. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na rozwijane w ramach psychologii pozytywnej pojęcie "kompletnego zdrowia psychicznego". Kompletne zdrowie psychiczne to nie tylko brak objawów psychopatologicznych, ale także występowania symptomów dobrostanu emocjonalnego i społecznego. Generalnie rzecz biorąc "remedial coaching" to raczej wąska nisza działalności coachingowej, której podstawą jest stwarzanie optymalnych warunków do rozwoju nieprzeciętnych kompetencji u osób, które już dobrze sobie radzą, ale mają chęć i zdolność po temu, aby osiągnąć jeszcze więcej.
To rzeczywiście dobra optyka. Sam zresztą wykorzystuję ją w pracy z klientami po własnej terapii.
Fakt, że w coachingu wykorzystuje się wiele technik sprawdzonych w psychoterapii nie powinien być zaskoczeniem, gdyż psychoterapia jest jednym z najważniejszych źródeł inspiracji dla praktyki coachingu. W kontekście praktyki opartej na dowodach należy zaś nadmienić, że badania nad efektywnością różnego typu oddziaływań terapeutycznych są znacznie bardziej zaawansowane niż badania nad efektywnością coachingu. Z tego powodu propagatorzy praktyki opartej na dowodach w coachingu sugerują m.in. rozważne adaptowanie sprawdzonych na gruncie psychoterapii technik i ich wdrażanie w praktykę coachingu.
I mam nadzieję, że to dobry kierunek, zwłaszcza, jeśli rozumiemy coaching jako zbiór SKUTECZNYCH metod, które w relatywnie najkrótszym czasie przynoszą relatywnie najlepsze efekty.
Coaching jest zarówno produktem, jak i nową ideą. Produktem, gdyż w wielu przypadkach stanowi sprzedaż czegoś, co już było lub jest na rynku, tyle że pod bardziej biznesowym "szyldem". Nową ideą, gdyż w niektórych przypadkach oznacza stworzenie oryginalnych, nowatorskich metod i programów wspierania rozwoju Klienta w obszarze np. kompetencji interpersonalnych lub ról zawodowych związanych z zarządzaniem ludźmi. Innymi słowy jeśli prowadzimy psychoterapię pod szyldem "coaching" (aby łatwiej dotrzeć ze swoimi usługami do ludzi z biznesu) to mamy do czynienia z produktem (przy czym - jak łatwo to zauważyć - w tym przypadku pojawiają się wątpliwości etyczne).
I stety, czy niestety - tak się dzieje. Coraz częściej spotykam psychoterapeutów, którzy oferują "coaching" w celu przyciągnięcia odpowiednich (czasami z zasobnymi portfelami) klientów, robiąc z nimi to, co zwykle robią na sesjach psychoterapeutycznych.
A drugiej strony, jeżeli kierunek terapeutyczny jest zbliżony w formie i treści do coachingu, to w zasadzie nazwa nie odgrywa roli - np. terapeuta pracujący w konwencji skoncentrowanej na rozwiązaniach (Solution Focused Approach (SFA) mógłby prowadzić i coaching i terapię.
Mateusz Węgrzyn:
Wazne sa solidne bazy - wyksztalcenie psychologiczne,wczesniejsze doswiadczenia terapeutyczne sa bardzo pomocne (rowniez w coachingu tzw. biznesowym). Nastepnie doswiadczenia w biznesie jako pracownik, menadzer - im dluzsze tym lepsze. Nastepnie odpowiednia szkola coachingu - i juz mozna pomalutku startowac..
Czyli po prostu doświadczenie?
Nie zgadzam się z tą wypowiedzią. Ponieważ proces coachingowy jest absolutną odwrotnością wszelkich terapii leczących, doświadczenie terapeutyczne niejednokrotnie może przeszkadzać osobie, która chce umiejętnie prowadzić. Terapeuci zwracają się do problemu i w nim szukają przyczyn. Caoch koncentruje się tylko na rozwiązaniach i na sposobach dojscia do określonych celów. Obrazując to, terapeuta patrzy w przeszłość, coach w przyszłość. Podejście terapeutyczne może jedynie spowolnić proces coachingowy i negatywnie wpływać na budowanie zasobów klienta. Oczywiście nie "wszystko nadaje się" do coachowania. Cześć problemów rozpoznanych przez coacha może kwalifikować się np do terapii psychiatrycznej (np wykorzystywanie seksualne).
Nie wiem, czy to samo rozumiemy pod określeniem "terapie leczące". Czy masz na myśli kierunki, w których jest "pacjent" w odróżnieniu od kierunków, w których jest "klient"?
Zdecydowana większość podejść terapeutycznych też generalnie wzmacnia zasoby klienta. Grzebanie się w problemach klienta ma coś dla mnie z przekonania, że "zmiana musi boleć". Przychodzi pacjent masochistyczny do terapeuty i mówi "proszę, aby terapia była bolesna". A terapeuta odpowiada z sadystycznym uśmiechem "nieee, nie ma takiej potrzeby" :))))
To co powinno charakteryzować dobrego coacha to radość życia, spójność wewnętrzna, entuzjazm i umiejętność zdystansowania się do wszystkiego co go otacza. Przydaję się także empatia i charyzma.
I zdrowy rozsądek :)
Marta Pacek:
Jednakowoż spotykam się ze zdaniem wielu, szczególnie młodych coachów, że doświadczenie terapeutyczne PRZESZKADZA w prowadzeniu coachingu. Ja osobiście uważam, że mając wiedzę nt prowadzenia terapii ma się szersze spectrum patrzenia na temat, z którym przychodzi klient. Być może opinia o tym, że terapeuci są najtrudniejszymi do wykształcenia klientami wynikała z tego, że zajmując się zawodowo pomocą ludziom zadają więcej pytań i mają więcej wątpliwości - nie poddając się powszechnym ostatnio bezkrytycznym fascynacjom coachingiem?
Uważam, że to cenna uwaga. Sam zaliczam się do sceptyków i nie pochwalam uczenia przyszłych coachów "magicznych" sztuczek rodem z przerobionego na łatwą papkę Miltona Ericksona. Ile razy agent ubezpieczeniowy czy handlowiec zadał Ci pytanie z presupozycją, licząc, że na to się złapiesz? (Proszę o wybaczenie handlowców i agentów...:)
Dobry psychoterapeuta może szerzej spojrzeć na swojego klienta, ot chociażby z racji często lepszego przygotowania. Jedno natomiast jest ważne - wiara w możliwości zmiany u klienta. Jeśli tego nie ma, to faktycznie, słabo przygotowany coach (ale za to z dużym optymizmem) może mieć dużo lepsze efekty niż najlepiej wykształcony terapeuta, który "skreśla" swojego klienta.
ciesze się widząc takie podejście. Z niepokojem obserwuję opinie na rynku szkoleń/coachingu, które wywyższają jedną metodę pracy z ludźmi ponad inną nie zadając podstawowych pytań: po co? komu? jaki ma być efekt? itp itd.
A co myślicie o tym zjawisku, że coraz częsciej coachingiem zajmują się bardzo młodzi ludzie, którzy przeszli szkołę coachingu i stosują swobodnie narzędzia coachingowe, mimo iż często ich źródłem są kierunki psychoterapeutyczne? Terapeuci musza mieć solidne wykształcenie i superwizje, aby moc rozpocząc swoja praktykę, a "świetnym coachem" można zostać odbywając kilku/kilkunasto-dniową szkołę i nie mieć żadnego dodatkowego wykształcenia ponadto. Czy to nie jest ryzykowne, że dosyć mocne narzędzia wpadają w ręce osób, które nie mają wiedzy na temat psychologii/terapii?
Młodość - to jeszcze pół biedy (sam do starych się nie zaliczam). Ale etyka. Odpowiedzialność. I zasadnicze pytanie "PO CO?"
Narcystyczny coach, który dostaje certyfikat i do ręki mocne narzędzia psychologiczne po kilku dniach szkolenia, może nieźle narozrabiać, szkodząc klientowi, środowisku coachów i... samemu sobie. (Cóż... czemu pomagając komuś, nie próbować podleczyć swoich kompleksów?)
Bywa i tak, że od czasu do czasu mam klientów, którzy zetknęli się z samozwańczymi "coachami". Tu nierzadko jest hardcore - ludzie wprowadzani w trans przez coachów-szamanów z sugestiami, że od teraz ich życie będzie zajebiste. Pompowani przez kilka sesji takim klimatem nader łatwo rozpadają się potem pod wpływem jakiegoś trudniejszego wydarzenia życiowego. Trudno im wtedy przekazać, że coaching nie jest religią, ani patentem na bezproblemowe życie.
Wprowadziłem na swoim kursie coachingu minimum 20 godzin superwizji, aby w ogóle dostać certyfikat. I nie wyobrażam sobie, aby moi podopieczni pracowali bez standardów profesjonalnych (m.in. superwizji) i etycznych.
Mateusz Węgrzyn:
Co do analizy "problemu" konkretnego klienta i diagnozy czy „ten przypadek nadaje się” na coaching czy terapię to zgadzam się z Tobą, że może to być spawa skomplikowana. Na szczęście jest sporo okoliczności, które są czymś na kształt zaworów bezpieczeństwa. Przede wszystkim cel sesji, który jest skierowany w przyszłość i jeśli posiada wszystkie znamiona celu coachingowego (ekologiczny, pozytywnie sformułowany, wySMARTowany itd), powoduje że rozmowa toczy się w bezpiecznym kierunku.
I dobry kontrakt, w którym (zwłaszcza w life-coachingu) warto powiedzieć o możliwości odesłania klienta do innego specjalisty.
Pytania jakie zadaje coach, o ile umiejętnie to robi i zna zasady ich budowy - także są bezpieczne. Kryterium jakie stawiane są klientowi wyklucza negatywne konsekwencje (zakładamy że klient dobrowolnie zgadza się na sesję i sam chce dokonać zmiany).
Na terapii zwykle też tak jest.
Mam bardzo silne przekonanie, że klient sam będzie wiedział co jest dla niego najlepsze. To jednak, tak jak już wspomniałem w poprzedniej wypowiedzi, jest margines. Coaching i terapia są dwoma zupełnie innymi narzędziami i służą innym celom. Analogicznie i dosyć prozaicznie to ujmując... to jest jak z samochodem... z przebitym
kołem, nie jedziesz do lakiernika, z zepsutymi światłami nie udasz się do wulkanizatora. Mimo, iż zwykły człowiek nie zna się w szczególny sposób na budowie samochodu, może jednak zdiagnozować jaka część w nim nie działa i udać się do odpowiedniego specjalisty. Podobny, moralny obowiązek ma coach względem klienta. Jeżeli stwierdzi, że nie powinien z danego tematu kołczować – powinien odesłać do specjalisty. Tu przydaje się zdrowy rozsądek i moralny wgląd.
Fajna analogia z tym samochodem. W tej kwestii kawał dla coachów i coachowanych:
Blondynka (teraz proszę blondynki o wybaczenie) uderzyła samochodem w drzewo. Nic jej się nie stało, ale zrozpaczona i bezradna patrzy na pogięty samochód. Jakiś dowcipny i szowinistyczny kierowca, przejeżdżający w pobliżu, poradził jej, aby dmuchała w rurę wydechową - wtedy samochód się rozprostuje do poprzednich kształtów. Blondynka dmucha i dmucha. W końcu podjeżdża inna blondynka, przypatruje się i pyta, co tamta porabia. Poszkodowana odpowiada, że próbuje nadmuchać samochód, aby się rozprostował. Przyjezdna blondynka stuka się w czoło: "nadmuchać?! to zamknij drzwi, bo przecież ucieka ci powietrze!" :)))
Co do doświadczenia psychoterapeutycznego, w mojej grupie na studiach podyplomowych ("Coaching w Biznesie" – 210 godzin zajęć w większości praktycznych) , miałem 3 dziewczyny po psychologii i po roku uczestnictwa w procesie jak i jego nauki, zgodnie stwierdziły że ciężko było im odbić się od schematów myślenia zaczerpniętych na studiach i wyłączenia OCENY klienta, która bardzo przeszkadzała im skutecznie kontrolować proces. W konsekwencji, o wiele łatwiej było im coachować pozostawiając nabytą wcześniej wiedzę za drzwiami.
Zadałbym tu ważne pytanie, które mnie kiedyś nurtowało: czy skupiam się na ocenie klienta (w sensie diagnozy), czy na procesie (i jego efektywności). Ani jedno, ani drugie nie powinno przeszkadzać. Mi przeszkadzało coś innego - na niektórych kursach wymagano bezgranicznej wiary w techniki. Jeśli ktoś był sceptyczny lub zbyt dociekliwy, posądzany był o "nadmierną wiedzę psychologiczną", która rzekomo miała przeszkadzać w coachingu.
O tym jaką psychoterapeuci mają superwizję, najdobitniej przekonałem się ja sam, zupełnie niedawno ,w rozmowie panią psycholog, dyrektorem jednego ze szpitali psychiatrycznych.(25 lat praktyki). Pani ta, podniosła argumenty o szarlataństwie czegoś takiego jak coaching, manipulacji i krzywdzeniu ludzi. Słuchając ją i analizując jej emocjonalne reakcje, cały czas zastanawiałem się jak można dokonywać tak wielu ocen w ogóle nie wiedząc z czym się ma do czynienia, bo znajomość tematu była nikła.
Bywa, że ludzie opierają swe sądy na plotkach i doniesieniach. Bywa, że się unoszą. Superwizor też człowiek. Natomiast co to ma wspólnego z superwizją?
Cały szacunek jakim darzyłem tą panią przez wiele wiele lat (przyjaciółka rodziny) zniknął po kilkunastu minutach rozmowy. Czy to nie zastanawiające jest jakim ślepym zaufaniem i wyolbrzymionym szacunkiem darzymy czasem lekarzy ( i księży :))? Śmiem twierdzić, że ludzie, którzy kończą psychologię, psychiatrię lub kierunki pokrewne - też są ludźmi - takimi jak my i tak samo jak my wpadają w różne pułapki. To, że ktoś poświęcił 5 lat na studiowanie czegoś i w żadnym wypadku nie stawia go na żadnym piedestale i nie czyni go specjalistą w żadnej dziedzinie.
Zgadzam się.
Niedawno dowiedziałem się od kogoś, że mój superwizor, znane i cenione nazwisko i niemłoda już osoba też się regularnie superwizuje... Zaskoczenie i ważna lekcja dla mnie.
Warto dodać, że słabością coachingu nadal jest to, że nie ma on rangi oficjalnej nauki. To jednak w przyszłości się zmieni. Tak czy inaczej myślę, że zarówno w prowadzeniu procesów terapeutycznych jak i coachingowych najważniejsza jest praca nad samym sobą. Nie wiem jak jest z psychologami, ale coach sam musi przejść proces coachingowy.
Przy terapeutach jest wskazane, a czasem nawet wymóg terapii własnej. To samo coach - powinien przejść własny coaching (i cieszę się, że tak samo myślisz Mateuszu).
Psycholog... hmmm, w zasadzie musi... skończyć psychologię :) A tak poważnie to może być czysto teoretyczny zawód, więc nie ma tu jakiegoś specjalnego wymogu. Inaczej oczywiście przy psychoterapii czy coachingu - tutaj praktycznie pracujemy z ludźmi.
Czy psychiatrzy przechodzą procesy psychiatryczne z innymi psychiatrami? To tylko takie akademickie wywody ale pomijając już czynnik ludzki, w którym ciężko nie uciekać się do oceny – warto zadać sobie pytanie, czy proces coachingowy jest bezpieczny i czy niesie pozytywne konsekwencje?
Dobre pytanie.
Jeżeli chodzi o metody pracy z ludźmi to one ewoluują szybciej niż ich akceptacja. To naturalny proces. Sama piszesz że „psychoterapia ma dłuższą tradycję...”. Jak się nad tym zastanowić, historia wiele razy pokazała nam, że długie tradycje, często zastępowane są czymś co jest skuteczniejsze. Czy coaching może wejść kiedyś w kompetencje takiej nauki jak psychiatria czy psychologia i ją w jakiś sposób zastąpić? Myślę, że jest to możliwe. Dziś metody NLP zaczynają być stosowane do leczenia pacjentów, nie tylko z alergii, ale także o wiele poważniejszych schorzeń jak nowotwory.., kto wie jak będzie dalej rozwijał się ten kierunek. Jeśli się okaże, że Budda miał rację i potwierdzą to badania fizyki kwantowej, staniemy przed nielada wyzwaniem, w którym okaże się, że życie człowieka jest sumą jego myśli, pragnień i przekonań, a zjawiska fizyczne występujące w jego życiu są tylko manifestacją jego kondycji wewnętrznej.
Transpersonal coaching :))
Odnosząc się do młodego wieku ludzi, którzy zajmują się teraz coachingiem, jestem zdania że nie jest kluczowy w rozgraniczaniu kto powinien coachować, a kto nie. Wydaje mi się, że dobry coach potrafi być elastyczny i musi mieć bardzo otwarty umysł. Przez lata ludzie wyrabiają w sobie pewne nawyki, które z wiekiem bardzo ciężko jest pokonać. Na pewno o wiele ciężej pracuje się z przekonaniami ludziom starszym. Mają przewagę w doświadczeniu, ale stricte coaching nie polega na tym żeby być mentorem czy doradcą.
I tu się zgadzam. Gdyby przyrównać coaching do jakiegoś rzemiosła, to warto się go uczyć jak najwcześniej. Potem można przejść na emeryturę i mentoring.
Z tym wiąże się kolejny temat jaki poruszyłaś. Granica między doradzaniem a manipulacją. Po pierwsze myślę, że jest ona bardzo cienka. W przypadku osób charyzmatycznych jak coachowie, każda rada może być przyczynkiem do powstania oczekiwań samego klienta wobec coacha o
dawanie recept na wszystko. Te zaś dawane świadomie są manipulacją, w której wykorzystuje się pozycję eksperta. Karmienie klienta radami nieświadomie świadczy o braku umiejętności coacha co do zdolności patrzenia z meta pozycji i braku kontroli procesu. Czy ktoś ma prawo być lepszym znawcą swojego życia niż klient? Po drugie w coachingu nie trzeba doradzać. Jeżeli coach chce coś skomentować to ma do tego świetne narzędzie jakim jest feedback.
Jak już wcześniej zaznaczyłem i bardzo chętnie to podtrzymam cechy jakimi pownien charakteryzować się coach: radość życia, spójność wewnętrzna, entuzjazm, empatia, charyzma i umiejętność zdystansowania się do wszystkiego co go otacza.
Pięknie powiedziane.
Pokusa bycia guru w coachingu jest realna. Dawanie rad przy niedojrzałej osobowości może być bardzo pociągające - zarówno dla coacha (bo karmi jego ego), jak również dla klienta - bo zwalnia go częściowo z odpowiedzialności za własną (czysto osobistą) zmianę.
Paweł Smółka:
Słyszałem głosy, że nie tylko doświadczenie psychoterapeutyczne (tj. w zakresie prowadzenia terapii), ale także w ogóle doświadczenie zawodowe może przeszkadzać w prowadzeniu coachingu. Jak łatwo się domyśleć tego typu "argumenty" są używane najczęściej przez osoby, które są "bardzo młode i bardzo niedoświadczone" i które "bardzo chcą coachować".
:))
Psychoterapia i coaching nie są rywalami. Mogą stanowić dla siebie nawzajem aktywności komplementarne (tu: coaching jako follow up sesji terapeutycznych) lub po prostu usługi skierowane do różnych grup docelowych. Pamiętajmy - najogólniej rzecz biorąc - psychoterapia jest leczeniem konkretnych jednostek chorobowych (vide: DSM IV); coaching jest zaś wspieraniem rozwoju
osób, które zasadniczo są zdrowe i sprawne psychicznie
Albo jako różne sposoby pracy z ludźmi.
Mateusz Węgrzyn:
Nadal mam jednak wątpliwości co do podkreślanego doświadczenia w danej branży przy samym procesie coachingowym. Nie umiem sobie jeszcze odpowiedzieć na pytanie, na ile jest to kreowany trend na
rynku przez firmy, które mają za sobą bagaż doświadczeń i chcą aby rynek je tak postrzegał (ludzi w nich pracujących) a na ile jest to prawda i "mus". Wydaje mi się, że coaching ma uczyć jak być szczęśliwym, elastycznym i zgodnym z samym sobą. Jeśli osiągnie się te kryteria w sposób zadowalający, sukcesy bez względu na rodzaj zajęcia, przyjdą same.
I w tym obszarze możesz zdefiniować swój Personalny Produkt coachingowy ;)
Tak jak wspomniał Paweł w innym miejscu - samo życie. Bywa, że poważny klient szuka coacha do bardzo wąskich, precyzyjnych zadań. Wtedy go sprawdzi pod kątem oczekiwanych umiejętności. Ale jeśli ktoś potrzebuje coacha, który potowarzyszy w życiowej drodze, Twoje kompetencje (a więc i produkt) mogą okazać się najlepszą opcją.
Marcin Szczygieł:
dodam kilka moich refleksji w omawianej przez Was kwestii;
1. coaching nie jest psychoterapią a psychoterapia nie jest coachingiem.
2. zarówno coaching jak i psychoterapia w pewnym wymiarze interesuje się doświadczeniami z tzw. przeszłości klienta oraz zarówno coaching jak i psychoterapia nastawiona jest na tzw. przyszłość - zmianę.
3. kryterium różnicującym jest według mnie obszar zainteresowania i interwencji - psychoterapia interesuje się osobowością klienta i tym w jaki sposób jest ona aktualizowana w sposobie funkcjonowania intrapschicznego i interpersonalnego - psychoterapeuta wspiera klienta w lepszym uświadamianiu sobie siebie po to, by był bardziej świadomy i odpowiedzialny za swoje wybory (również objawy);
coaching nie skupia się na specyfice osobowosciowej klienta (choć wartością coacha może być umiejętność rozumienia specyfiki charakterologicznej swojego klienta) lecz na generowaniu zmian w kontekście rozpoznania (zdiagnozowania) potrzeb, mozliwości, celów, powodów podjęcia coachingu etc.
4. proponuję rozważenia przez Was założenia, że tak naprawdę ani przeszłość ani przyszłość nie istnieje; istnieje jedynie teraźniejszość i w ramach teraźniejszości aktualizowane są wcześniejsze doświadczenia oraz antycypowane wyobrażenia; wynika z tego, że ani coach ani psychoterapeuta nie zajmuje się przeszłością klienta.
Zwłaszcza punkt 4. jest mi bardzo bliski.
Dzięki za tę dyskusję.
Przytoczyłem chyba ze trzy "transowe" dowcipy... mam dobry humor tego wieczora :)) Postaram się więc o krótkie podsumowanie.
Kiedyś ktoś mnie zapytał o różnicę między coachingiem, a psychoterapią - gdzie leży granica między tymi sposobami pracy. Wtedy przypomniało mi się pytanie, które często zadawała mi młodzież - "gdzie leży granica w całowaniu się?". Nie wiem...
Chodzi o głębokość? O umiejętności? O podniecenie?...
A może o pełne szacunku przyjrzenie się naszej relacji?