Temat: Po co egzaminy?
Dorota Urbaniak:
myślę, że przynoszą coś dobrego - choćby to, że uczeń czy nawet rodzic tak naprawdę może sprawdzić poziom swojej wiedzy.
A tego nie da się zrobić wewnętrznym sprawdzianem? No i co to znaczy "poziom wiedzy"? Szkoła bez egzaminów nie będzie szkołą, w której nie sprawdza się wiedzy czy umiejętności - to będzie szkoła, w której wiedza i umiejętności sprawdzane będą nie poprzez standaryzowane testy, ale w praktycznym działaniu na konkretnych problemach.
Niestety często dzieje się tak, że dziecko "jedzie na opinii" - i potem co? trafia na studia i okazuje się, że wcale taki mądry jak to przez tyle lat mu sie wydawało nie jest.
Odpowiednio poprowadzona rekrutacja bez problemu pozwoli wybrać tych, którzy się najlepiej nadają. A co dziś? Przychodzi na studia kujonek, który ma średnią 6.0 i maksa z matury, a głupieje przy najprostszym problemie, który wykracza poza schemat po prostu dlatego, że potrafi jedynie wykuć, a kompletnie nie czuje tego, czego się uczy.
fakt, uważam, że dzisiejsze formy egzaminów promują przeciętniaków ze standardowym wpojonym myśleniem, uczniowie kreatywni, twórczy nie mieszczą się w standardy klucza odpowiedzi. Natomiast uczniowie słabsi to bez względu na formę egzaminu generalnie wypadają słabiej:P
Niekoniecznie. Szkoła standaryzowana potrafi jedynie stwierdzić, że uczeń tzw. słaby nie daje rady osiągnąć odpowiednich progów w standardowych umiejętnościach. Ale może ten uczeń ma jakieś niestandardowe umiejętności? Tego w takiej szkole już się nie wykryje. A nawet jeśli, to słaby uczeń będzie notorycznie zniechęcony, bo mimo tego, że w czymś tam błysnął, ale standardów opanować nie potrafi. Szkoła bez standardów tymczasem pozwalałaby mu iść tylko (czy przede wszystkim) w kierunku, który nie sprawia mu trudności i opanować chociażby jedną czy kilka umiejętności w stopniu dobrym lub bardzo dobrym (a może nawet celującym).
Odejście od systemu egzaminów zewnętrznych zdjęłoby ze szkoły ten kaganiec. Szkoła mogłaby uczyć w taki sposób, który uzna za najlepszy dla osiągnięcia postawionego sobie celu. Program byłby ustalany przez samego nauczyciela.
no to by się działo....
Fakt, nie ma odpowiednich nauczycieli. Większość zapewne i tak - przynajmniej na początku - jechałaby po standardach. Ale możliwość odejścia od standardów pozwoliłaby na wymianę kadry na taką, która potrafi wyjść poza standard.
myślę, że nie da się i nie można całkiem wyeliminować czynnika stresu - w szkole dziecko ma się również nauczyć życia więc powinno doświadczyć również stresu związanego z oceną jego pracy. Przecież ciągle ktoś nas ocenia i w dorosłym życiu taki stres jest nie do uniknięcia. Warto więc
Nie wiem, czy się nie da. Stres towarzyszy naszemu życiu i (wraz z towarzyszącym mu zwykle strachem) ma pewne działanie pozytywne (chroni przed lekceważeniem problemu). Ale czy stres musi towarzyszyć ocenie? Ocena stresuje, gdy człowiek jest niepewny jej wyniku (im większy zakres niepewności, tym większy stres). Tego niestety uczy szkoła, gdzie wciąż jest wielu nauczycieli, którzy zamiast sprawdzić, co uczeń umie, doszukują się tego, czego nie umie. Jeżeli ocenie poddawana jest osoba, która ma świadomość swojej kompetencji w przedmiocie oceny, to nie ma stresu: bo osoba taka wie, że w najgorszym przypadku popełniła co najwyżej drobne omyłki.