Klaudia Raczkowiak

Klaudia Raczkowiak Naprawa obuwia oraz
pozostałych wyrobów
skórzanych.

Temat: Jestem tylko matką... chcę zrozumieć co się dzieje w...

W poprzedni piątek, zadzwoniła do mnie wychowawczyni mojego syna informując, że Amadeusz od jakiegoś czasu jest w złym stanie psychicznym, zrobił się agresywny, nie chce pracować, spóźnia się i unika matematyki z której jest najbardziej zagrożony. Ostatnio kiedy go nie było, dostała informację sms-em, że jest chory ale dziś przyszedł do szkoły o 10.30, więc prosi o natychmiastowe moje przybycie do szkoły, ponieważ również pan dyrektor i pedagog chcą ze mną rozmawiać. Ja, pierwszy dzień byłam w pracy, wciąż jeszcze chora ale zmuszona brakiem pieniędzy. Zdenerwowałam się, bo syn pojechał do szkoły autobusem o 6.23 i nie powinien był się spóźnić. Czułam się bardzo słabo, więc obiecałam przyjechać we wtorek ok. dziesiątej, przekonana, że do tego czasu powinnam wydobrzeć. Powikłało mi się bardzo mocno przeziębienie i we wtorek wciąż ledwo żywa i zestresowana dotarłam do szkoły po godz 12 stej. Wychowawczyni zdenerwowana bo pan dyrektor trzy razy o mnie pytał a teraz już go nie ma, zaprowadziła mnie i pedagoga mówiącego w kołko, że on właśnie skończył pracę i potrzebuje wyjść, do pani wicedyrektor, żeby chociaż ustalić nowy termin bo wszuscy muszą być i ja muszę zobowiązać się podpisem. Czułam obcość i lęk którego dotąd nie doświadczyłam nigdy w tym miejscu. Pani dyrektor od razu zaczęła krzyczeć i grozić mi policją; że tak nie może być, nie mam kontaktu ze szkołą, do czego to podobne, żeby z wychowawcą kontaktować się przez jego prywatny numer (wychowawczyni sama mi to zaproponowała, ponieważ nigdy nie udało mi się z nią rozmawiać, kiedy dzwoniłam na szkolne numery i nigdy nie przekazano jej, żadnej odemnie wiadomiści).Krzyczała, że nie potrafię wychować dziecka bo on wszystkich ma za nic, wagaruje i nawet bezczelnie na ulicy udawał, że jej nie widzi, zamiast powiedzieć dzień dobry, że groził samobójstwem, jeżeli nie zostanie promowany a jeżeli już tak mówi to kiedyś napewno to zrobi i oni za niego nie będą odpowiadać. Nie do końca nawet rozumiałam o co jej chodzi. Miałam podpisać też jakieś dokumenty i powinnam je donieść, więc widać jak jestem zainteresowana. ( Miał mi je przekazać Amadeusz i zapomniał.) Zmieszała mnie z błotem i poniżyła. Czułam się upokorzona, bezsilna wobec ataku na każde wypowiedziane przeze mnie słowo i wiedziałam, że w piątek o 10 tej muszę tam być, nawet gdybym miała przypełznąć. Oczywiście, nie poszłam już do pracy grzejąc się w domu, zrobiłam na kredyt zakupy, głównie dla dziecka i miałam nadzieję, że pan dyrektor, zawsze, serdeczny i grzeczny, wyjaśni mi w sposób bardziej cywilizowany o co wogóle chodzi. Odebrałam od wychowawczyni opinię dla poradni psychologicznej i wiedziałam co mam robic dalej, żeby pomóc synowi w nauce. Ponieważ problem z nauką i zmotywowaniem Amadeusza do poważnego traktowania obowiązków, istniał od zawsze a gotowość poprawienia ocen, pisanie planów, zobowiązań itp. nie przynosiły rezultatów a jedynie pretensje. -" Bo przecież ja się staram", "wczoraj pół dnia uzupełniałem ćwiczenia", "wszyscy uwzięli się na mnie", " nie będę niczyim niewolnikiem" itd... Dodam jeszcze, że obecne problemy nie wzięły się z nikąd, a cała sytuacja nie jest łatwa i ciągnie się od lat. To prawda, że nie było mnie na ostatnim zebraniu, ale w tym samym czasie umówiona byłam razem z dzieckiem u psychologa szkolnego w innym zupełnie miejscu. Po konsultacji z panią psycholog zaczęłam załatwiać indywidualne nauczanie, na w szkole i z możliwością chodzenia na pozostałe lekcje z klasą . Pomyślałam, że w ten sposób powinien wybrnąć z zagrożeń, bo to, że stać go na wiele więcej, nie ulega wątpliwości... Pojawiła sie również nowa okoliczność. Stowarzyszenie Wiosna, prowadzi akcję pod nazwą Akademia przyszłości. To tego, dotyczyły dokumenty, o które miał mi dać Amadeusz i jak się okazało, nie było wcale pośpiechu. Polegi to między innymi na tym że:" Podczas cotygodniowych spotkań wolontariusze pomagają uczniom w nadrabianiu szkolnych zaległości oraz dzielą się z nimi swoją wiedzą i zainteresowaniami. Dbają przy tym o zapewnienie każdemu dziecku,doświadczenia osobistego sukcesu*- w myśl zasady, że*KAŻDE DZIECKO MA PRAWO DO SUKCESU!" W piątek na dzień dobry pan dyrektor zawołał. - No co mamo! Zapłaciłaś już pięć tysięcy za niewywiązywanie się z obowiązku? - Nie rozumiem. Odpowiedziałam. - To zaraz się dowiesz mamusiu. Ton, jakim do mnie mówił wyrażał dominację i lekceważenie. Poprosiłam o chwilę rozmowy tylko z nim, ale schodził po schodach głośno mówiąc.- Nie! Przy tej rozmowie muszą być wszyscy świadkowie! Obnosił się z irytującą wyższością... Zanim wszyscy zeszli udało mi się tylko powiedzieć, że o cokolwiek by nie chodziło, chciałabym, żeby nie mówił do mnie w taki sposób a potem zmiękłam... Po prostu wszystko mi się załamało...Nie umiem tego wyrazić... Amadeusz w tej szkole napewno nie dostanie promocji do klasy szóstej, manipuluje wszystkimi i nie robi nic, wagaruje, jest wulgarny, przychodzi brudny i dzieci się z niego śmieją. Ponieważ daleko dojeżdza i wszystko po drodze może się zdarzyć a szkoła nie może być za to odpowiedzialna i napewno niewysypia się bo kładzie się na ławce i jest często zmęczony.Ja natomiast, nie potrafię być autorytetem dla własnego dziecka i pozwalam sobą manipulować. ( To tak w skrócie) I pytanie do mnie. - Chce pani, żeby jej go zabrano? Nadal uważa pani, że jest pani dobrą matką? Jeżeli nie zmieni szkoły, to po za tym, że nie zda, sprawa będzie zgłoszona do kuratoriam , na policję a może nawet do burmistrza a ja zapłacę karę 5000zł za niewywiązywanie z obowiązków rodzica. Najlepszym więć rozwiązaniem ma być przepisanie go do szkoły tam gdzie mieszka gdzie będzie miał czystą kartę i otrzyma promocję. Nic w nowej szkole nie muszę mówić, po prostu, przeprowadziliśmy się. To oczywiście wersja szkoły, która dotąd uważała , że nie powinien zmieniać szkoły ponieważ trudno będzie mu się gdzie indziej zaaklimatyzować( chodził na terapię dla dzieci z zespołem Aspargera) a tutaj wszyscy go znają i akceptują. Trochę inaczej, to wygląda naprawdę. Fakt, że Amadeusz spóżniał się do szkoły, ok piętnascie minut, bo miał później o 10 min autobus i uciekał mu następny. Rozmawiałam o tym z wychowawczynią. Napewno, nie jest święty, bo w domu też manipuluje i bywa okropny. Napewno, bywam zbyt łagodna i mało konsekwentna. Wychował się widząc przemoc i patologię, choć babcia go kochała. Zabrano go z tamtąd i przez miesiąc był w domu dziecka.. Nie mogłam nic zrobić bo ćpałam, więc poszłam na terapię. Od tamtego czasu leczę się. Kiedy byłam na terapii babcia zabrała mi prawa mówiąc że zniknęłam. Odkąd pamięta , wmawiano mu, że go zostawołam, że tylko babcia go kocha i tata. Tata raczej nie trzeżwiał. Już wtedy próbowałam coś zrobić. Prowadzałam go do poradni i mógł od drugiej klasy chodzić do szkoły terapeutycznej ale dopiero częściowo udało mi się odzyskać prawa. Babcia nie zgodziła się bo nie widziała problemu a tata wytłumaczył, że mama chce z niego zrobić debila. Gdzie wtedy była szkoła? Myślę sobie. No, ale babcia regularnie przychodziła na zebrania.... Czuję się okropnie. Jestem po wielu terapiach i staram się wciąż rozwijać ale tego nie potrafię zrozumieć. Czy można tak potraktować nawet najgorszego rodzica? Przeniosę go, ale nie chcę kłamać i niczego ukrywać a tak naprawdę , nie wiem co powiedzieć. Może jednak się mylę i cała sytuacja jest adekwatna i właściwa?
Tomasz Mikołajczyk

Tomasz Mikołajczyk nauczyciel, trener
IT, Software QA
Manager

Temat: Jestem tylko matką... chcę zrozumieć co się dzieje w...

skrótowo i syntetycznie:

1) jeśli literalnie TAKA sytuacja miała miejsce to jest karygodna i za to są konsekwencje prawne (mówię tu o stronie instytucji)

2) napisałem JEŚLI bo póki co mamy słowa przeciwko słowom. Nie trzymam niczyjej strony, natomiast delikatnie podpowiadam aby w sytuacjach newralgicznych posiadać świadków naocznych / potencjalne dowody (notatki z obraźliwymi tekstami, nagrania rozmów telefonicznych czy osobistych na dyktafonie)

3) jeśli dziecko groziło samobójstwem to niektóre ze wspomnianych zachowań mogą być podyktowane tylko i wyłącznie troska o dobro dziecka - tutaj należałoby też wziąć taryfę ulgową, w tak niebezpiecznych i chwiejnych stanach należy reagować błyskawicznie i intensywnie

4) zupełnie na chłodno, pomijając całą historię, może faktycznie bardziej zasadne byłoby znalezienie dziecku szkoły bliżej miejsca zamieszkania?

Pozdrawiam, szczerze życząc prostszych ścieżek na drodze życia.

konto usunięte

Temat: Jestem tylko matką... chcę zrozumieć co się dzieje w...

Pani Klaudio, napisała Pani, że syn chodził na terapię dla dzieci z zespołem Aspargera. Smutna prawda jest taka, że do pracy z dziećmi cierpiącymi na ZA potrzebne jest profesjonalne przygotowanie, którego przeciętny nauczyciel nie posiada. Wsparcie ze strony terapeutów ma zwykle bardzo ograniczony zakres, więc nauczyciel staje wobec problemu, który go przerasta i w końcu zaczyna robić wszystko, żeby się go pozbyć - w tym przypadku skłonić Panią do przeniesienia syna do innej szkoły. Często dochodzą do tego naciski ze strony innych rodziców, zniecierpliwionych zachowaniem dziecka, nieprzystającym do przyjętych reguł.
O ile rozumiem próbę ucieczki od problemu, o tyle nie mogę usprawiedliwić sposobu, w jaki Panią potraktowano. Dyrektor nie miał prawa zwracać się do Pani z lekceważeniem ani uciekać się do szantażu ("Jeżeli nie zmieni szkoły, to po za tym, że nie zda, sprawa będzie zgłoszona do kuratorium , na policję a może nawet do burmistrza a ja zapłacę karę 5000zł za niewywiązywanie z obowiązków rodzica.")
Ma Pani rację, nie chcąc niczego ukrywać w nowej szkole. Sadzę, że dobrym rozwiązaniem byłoby na tym etapie nauczanie indywidualne - miałam okazję uczyć chłopca z zespołem Aspargera, który na indywidualnych zajęciach nie miał problemu z koncentracją ani z nawiązaniem relacji z nauczycielem, natomiast zajęcia z klasą stanowiły dla niego ciężką próbę.

Następna dyskusja:

Kalkulatory w szkole - wypo...




Wyślij zaproszenie do