Temat: Szukam pomocy wydawniczej...

Szukam osób które są w stanie pomóc mi w mojej pasji wydawniczej...
Chcialabym wydawac książki z dziedziny ezoteryki duchowej...konkretnie z tradycji Sufickiej....
Mam mnóstwo pomysłow, mam materiały, które mozna byloby doprowadzic do wydania.
Są to głownie opwieści, aforyzmy...
Wiec szukam pomocy wydawniczej...
jestem z Torunia:)...

konto usunięte

Temat: Szukam pomocy wydawniczej...

Wrzuć więc coś tutaj by nie nadawać swojej wypowiedzi tylko formy ogłoszeniowej :)

Temat: Szukam pomocy wydawniczej...

Fragment opowiesci o miłosci. Hazrat Inayat Khan

Hazrat Inayat Khan: "MIŁOŚĆ: LUDZKA I BOSKA" SZIRIN I FARHAD

Miłość nigdy nie da się skusić bogactwem czy majestatem. Szirin, córka ubogiego człowieka, lecz bogata w swych ideałach, została porwana i zabrana do szacha Faras, który natychmiast się w niej zakochał, a tych, którzy ja do niego doprowadzili, sowicie wynagrodził. Lecz ku swemu wielkiemu zaskoczeniu stwierdził, ze Szirin pozostała niewrażliwa na jego miłość, gdyż jej ideał był zbyt wzniosły, aby mogła dać się skusić majątkiem i potęga szacha. Czynił wszystko, aby je zadowolić i nakłoni ć do Ślubu, ale każdy wysiłek przynosi! przeciwny skutek.
Kiedy Szirin przekonała się, że w żaden sposób nie uda się jej uciec z pałacu, który dla niej był klatka, a impertynencja szacha i jego sług wyczerpały jej cierpliwość tak dalece, że nie pozostawało już nic innego, jak przyjąć ofertę, uczynić a to pod warunkiem, iż na pamiątkę tego zdarzenia zostanie wybudowany kanał.
Był to, rzecz jasna, pretekst do odłożenia ślubu, gdyż budowa taka musiałaby potrwać lata. Szach tak dalece zauroczony był jej wdziękami i młodością, że natychmiast rozkażą1 nadwornym inżynierom i architektom bezzwłocznie zabrać się do roboty, by, nie szczędząc sił i środków, jak najszybciej wykonali zadanie. Zatrudniono tysiące robotników, a prace toczyły się dzień i noc nieprzerwanie pod okiem samego króla i jego ministrów.
Im bliżej było końca prac, tym żywsza gorzała w królu nadzieja, a on sam z największa przyjemnością zapraszał Szirin do obejrzenia kanału. Ona, przygnębiona, udaia się nad kanał pełna lęku, że wkrótce prace się zakończę i zmuszona będzie spełnić pragnienie szacha, co było dla niej czymś gorszym od śmierci. Kiedy szła, przyglądając się pracy, przy której trudziły się tysiące ludzi dzień noc., ku jej wielkiemu zdziwieniu zbliżyi się do niej pewien robotnik i, urzeczony całkowicie jej pięknem, śmiało wykrzyknął: "O, Szirin, kocham cię." "Miłość ślepa jest na różnice pozycji społecznych kochanka i ukochanej, i na wyżyny, na które kochanek musi się wspiąć."
Był to ten głos miłości i to słowo oddania, którego poszukiwał a Szirin i którego dotąd nie znalazła. Odpowiedział a: "Kochasz mnie? Więc przetnij te góry ścieżką. Będzie nią przejeżdżało złoto." Farhad rzekł natychmiast: "Z największą chęcią, Szirin, cokolwiek sobie zażyczysz. Nie ma rzeczy zbyt trudnej, której nie uczyniłby miłujący dla umiłowanej."
Farhad raźno ruszył w drogę, nie zastanawiając się, dlaczego miałby wykuwać w skale tę ścieżkę, nie myśląc, jak trudne czekało go przedsięwzięcie. Nawet się nie zatrzymał, aby pomyśleć, jak długo mogłoby to trwać, nie obawiał się też, czy jego wysiłki nie będą daremne. Poszedł w góry, na odludzie, i począł rozkuwać skały kilofem. Przy każdym uderzeniu powtarzał imię Szirin. Uderzenia Farhada wywołały cud. Każdy cios w kamień stawał się silny niczym sto ciosów. "Moc człowieka to siła jego ciała, ale moc kochającego to potęga Boga." Jeszcze dobrze nie zaczai pracy, a już ścieżka była skończona. Praca, która mogła trwać wiele lat przy zaangażowaniu wielu robotników, zakortczona została w parę dni.
Szirin odmówiła szachowi po tym, jak spotkała Farhada. Powiedziała: "Jest inny oblubieniec, który przechodzi teraz próbę,
i dopóki nie będę znała wyników, lepiej będzie, jeśli powstrzymam się od ślubu."
Królewscy szpiedzy obserwowali Farhada z oddali i bezzwłocznie przesłali szachowi wieść, ze Farhad zakończył swoją pracę, nim kanai został zbudowany. Szach bardzo się zaniepokoił tym, że Farhad najprawdopodobniej zdobędzie serce Szirin i ze po tym wszystkim, co dla niej uczynił, Szirin nie będzie jego. Kiedy powiedział o tym zausznikom, jeden z nich rzekł : "Panie, ty jesteś królem, Farhad jest robotnikiem. Jak równać się może ziemia do nieba? Jeśli tego zapragnie twój majestat, pójdę i skończę z nim raz dwa." "O, nie", rzecze król, "Szirin dostrzeże na mnie ślady jego krwi i odwróci się ode mnie na zawsze." Ozwał się na to jeden ze sług: "Nie jest to dla mnie żadnym problemem, aby zakończyć życie Farhada bez uronienia choć jednej kropli krwi." "To brzmi o wiele lepiej", powiedział szach.
Słudzy udali się do Farhada, który już niemalże zakończył swoje dzieło w nadziei ujrzenia oblicza Szirin. "Szczęście miłującego jest w zadowoleniu umiłowanej." Królewski sługa rzecze do niego: "O Farhadzie, niestety, wszystko na próżno! Rywalka księżyca, twoja ukochana Szirin odeszła nagi ą śmiercią." Farhad odpowiedział w największym zadziwieniu: "Co? Moja Szirin nie żyje?" "Tak, Farhadzie, niestety, Szirin nie żyje." Farhad wydal głębokie westchnienie i upadł na ziemię. Ostatnim słowem, które zdążył jeszcze wyszeptać, było "Szirin", po czym oddał ducha.
Szirin słyszała od życzliwych sobie osób, że Farhad dokonywał cudów, że wykuł w skale przejście, przy każdym uderzeniu powtarzając jej imię, i że wykonał dzieło, które powinnólby trwać przynajmniej całe życie. Szirin, której sercem zawładnął już Farhad i przez której duszę przedarły się strzały jego miłości, nie mogła dłużej czekać, więc wyruszyła w góry przy pierwszej sposobności. "Wyższe siły oddzielają dwa bliskie sobie serca." Szirin, która miała wielkie szczęście posiadania takiego kochanka jak Farhad, nie miała szczęścia ujrzeć go już więcej.
Ku największej rozpaczy Szirin odnalazła ciało Farhada, leżące opodal tej cudownej pracy, jaką dla niej wykonał. Szpiedzy królewscy zbliżyli się, aby zapewnić ją, że Farhad nie żyje, w nadziei, że skoro nie było już Farhada, skieruje ona swój umysł na koronę szacha. Powiedzieli: "To biedny Farhad. Niestety, nie żyje." Od wiejącego wiatru, od płynącej wody, od skał i drzew Szirin usłyszała głos Farhada wołającego: "Szirin, Szirin". Cała panująca w tym miejscu atmosfera ujęła jej duszę magnetyzmem miłości, jaki Farhad wytworzył wokół siebie. Upadła, porażona wielkim poczuciem straty, jakiej jej kochające serce nie mogło znieść. Zawołała jeszcze: "Farhadzie, nadchodzę, aby być z tobą"." "Los takiego kochanka jest dla wzroku świata niezrozumiały, ale bardzo cieszy oko mędrca."
Osoby, których cechy ze sobą współgrają, lubią się wzajemnie. Współgrać mogą cechy cielesne, cechy psychiczne albo cechy duchowe. Najkrócej trwa fascynacja fizyczna, nieco dłużej fascynacja emocjonalna, a fascynacja duchowa trwa wiecznie.
Miłość słabo wyrażona roznieca drugie serce, miłość wyrażona silniej opanowuje je, a miłość wyrażona zbyt mocno owo serce odpycha.
Kontakty czynią z ludzi przyjaciół, choć ani kontakt
śmiertelników, ani przyjaźń nie trwają wiecznie. Przebywanie razem, przesiadywanie razem, jedzenie razem, oddychanie tym samym powietrzem zbliżają serca. Zbliżone do siebie dwa żarzące się węgle czynią jeden ogień jednoczą je płomienie. Gdy łączą się dwie dłonie, z jednej do drugiej plunie prąd elektryczny. To stąd wziął się obyczaj podawania sobie dłoni: aby płomienie obu osób mogły się spotkać. Dlatego jxxwft3re^ś ludzie mają skłonność do splatania dłoni, składania rąk i krzyżowania nóg podczas siedźtenia czy leżenia, gdyż jest im tak wygodnie. Jest to też przyczyna więzi istniejących pośród członków tego samego narodu czy rasy.
W miłości istnieje tendencja do wytwarzania cech, a nawet podobieństwa do obiektu miłości w osobie miłującej. Widzimy często, że przyjaciele, mąż i żona, kochankowie, murszid i muridzi, z czasem upodabniają się do siebie. Różni szejkowie Khandan-i Chiszt wyglądają na portretach tak, jakby odlani byli w tej samej formie. Cztowiek, który opuszcza swój kraj i przed długi czas żyje w innym kraju, dobrze ten kraj poznaje, zaczyna go lubić i czasami nie chce już wracać do ojczyzny, ponieważ skutkiem spędzonego tu czasu zrodziła się w nim miłość.
Spotkanie to rozniecanie miłości, a rozstanie to wybuch ognia pełnym promieniem. Im większa jest odległość pomiędzy kochankami, tym więcej przestrzeni ma miłość do ekspansji. Dlatego też miłość do obiektu nieosiągalnego ma wszelkie możliwości rozwoju, podczas gdy bliskość obiektu miłości często tę miłość ogranicza. Jeżeli rozstanie trwa krótko, wzmaga miłość, a jeżeli trwa zbyt długo, miłość umiera. Jeśli spotkanie trwa krótko, miłość zostaje rozniecona, ale trudno jest podtrzymać płomień; a jeśli kochankowie długo przebywają razem, miłość nie jest zbytnio stymulowana, natomiast głęboko się zakorzenia, wzrasta, rozkwita i trwa długo. Przy braku osoby ukochanej nadzieja jest oliwą podtrzymującą ogień. Spotkania i rozstania ożywiają silne płomienie. Nadmiar spędzonego razem czasu dławi ogień miłości, a przy zbyt długim rozdzieleniu płomień ten umiera z braku oliwy.
W jakimś mieście możemy spędzić rok, możemy poznać i bardzo polubić jego mieszkańców. l oni mogą nas polubić, tak że miłość wzrasta. Myślimy sobie: "Gdybym mógł spędzić tu całe życie!" Gdy wyjeżdżamy, ciężko nam ich wszystkich zostawić. Piszemy potem listy, a przyjaciele na nie odpowiadają, z początku codziennie, potem co tydzień, co miesiąc, aż korespondencja ogranicza się do kartki na święta. Dzieje się tak, ponieważ mamy coraz mniej wspólnych spraw z nimi i coraz więcej z tymi, którymi otoczeni jesteśmy obecnie. Jeśli po pięciu czy sześciu latach wrócimy do tego samego miejsca, przede wszystkim stwierdzimy, że klimat jest dla nas jakiś obcy, a potem, że ulice i domy są jakieś inne i że nie ma już takiego ciepła pośród przyjaciół, jakie było onegdaj. Niemądry człowiek zacznie winić przyjaciół, jeśli jest mądrzejszy, obwini i siebie. To przebywanie razem rozwija miłość, a rozstanie sprzyja jej zanikowi; tak samo dzieje się też z naszym przywiązaniem do miejsc.

konto usunięte

Temat: Szukam pomocy wydawniczej...

...a według Ciebie co to ma wspólnego z podświadomym umysłem? - pozytywnego znaczenia w tym pytaniu się doszukuj nie ironii.

Temat: Szukam pomocy wydawniczej...

W kazdej opowiesci czy aforyzmie jest jakas pozytywna energia ktora "pozytywnie" wpływa na umysł ..na posdwiadomosc..
Szczegolnie opowiesci i aforyzmy z tradycji sufich.

Temat: Szukam pomocy wydawniczej...

Głosuję dwiema rękami za wypowiedzia Justyny Horskiej na temat miłości. A odpowiadając na pytanie "...a według Ciebie co to ma wspólnego z podświadomym umysłem? - pozytywnego znaczenia w tym pytaniu się doszukuj nie ironii. " wyjasniam, ze jest ona BARDZO na temat. Jest to wyjaśnione w samej historii miłości, a mianowicie, to miłość wyzwala z nas moc jakiej istnienia nie podejrzewamy. Skąd? Z podświadomości biorąc za podstawę podział na świadomość, czyli tę część świadomości której działania znamy (czego jesteśmy świadomi) i podświadomość, czyli nieznaną nam część umysłu, a która zawiera wiele mocy o których istnieniu nie wiemy do momentu gdy coś, jak miłość wyzwoli ją w nas. I wielu z nas, w co wierzę, jest szczęśliwcami, którzy mogliby dopisac swój rozdział na ten temat. Mam nadzieję, że jest to przekonywująca odpowiedź na to pytanie. Pozdrowienia. Janusz

Temat: Szukam pomocy wydawniczej...

Opowiesci i aforyzmy sa bardzo wazne w rozwoju duchowym.....Mozna dojsc do niezwyklych wzniosłych wnosków i przejsc przemiane....

Sufickie przypowieści opowiadane przez Hazrat Inayat Khan” - tlum. Magda Tarnowska

Modlitwa

Opowiadają w Indiach historię o dziewczynie, która przeszła obok modlącego się muzułmanina. A prawo Islamu mówi, że nikt nie może przechodzić przez miejsce, w którym ktoś się modli.
Kiedy dziewczyna wracała, ów mężczyzna powiedział do niej:
- Co za zuchwałość! Czy wiesz, co zrobiłaś?
Nie miałam nic złego na myśli – odparła dziewczyna – ale powiedz mi proszę, czym dla ciebie jest modlitwa?”
- Dla mnie, modlić się, znaczy myśleć o Bogu – odrzekł.
- Oh, ja tylko szłam zobaczyć się z moim ukochanym i byłam tak pogrążona w myślach o nim, że wcale cię nie zauważyłam – odpowiedziała dziewczyna - więc jak ty mogłeś mnie dostrzec kiedy myślałeś o Bogu?”

Jedno westchnienie.

To jest historia o pewnym Arabie, który biegł do meczetu, aby zdążyć na nabożeństwo, ale zanim dobiegł modły się skończyły.
Po drodze spotkał mężczyznę idącego z meczetu:
- Modlitwy skończone?- spytał
- Tak – odrzekł tamten.
Słysząc to mężczyzna westchnął głęboko i powiedział: - Niestety!
Wówczas jego rozmówca zaproponował:
- Oddałbyś mi moc twego westchnienia w zamian za moc moich modlitw?
Mężczyzna się zgodził i dobili targu.
Następnego dnia, ten prosty człowiek ujrzał we śnie Proroka, który zganił go za to, ponieważ to jedno westchnienie było więcej warte niż modlitwy całego życia. Pochodziło bowiem z głębi serca.

To nie wystarczy.

Pewnego razu żył sobie młodzieniec, syn słynnego nauczyciela. Mistrz miał wielu uczniów z całych Indii, nauczał także innych nauczycieli. Prawdę mówiąc w pobliskich wioskach i miasteczkach nie było nauczyciela, który wcześniej nie był jego uczniem.
Oczywiście jego syn miał zapewnioną opiekę i edukację.
Pewnego razu, młodzieniec miał sen. Śnił, że wraz z ojcem udali się aby wziąć udział w wielkim zgromadzeniu świętych istot, i duchowych mistrzów. Ale podczas gdy jego ojciec został zaproszony do tego wspaniałego grona, jemu nie pozwolono wejść.
Odczul to bardzo boleśnie, i kiedy obudził się następnego ranka opowiedział sen ojcu.
- Miałem bardzo nieprzyjemny sen – powiedział - śniło mi się, że poszedłem z tobą na zgromadzenie i ciebie wpuszczono a mnie nie.
– To jest przesłanie dla ciebie – odpowiedział mistrz. - Aby kroczyć duchową drogą, nie wystarczy być synem nauczyciela. Musisz więc czyimś uczniem i poznać istotę uczniostwa.
Jak to – myślał chłopak - jestem synem wielkiego nauczyciela, od dzieciństwa uczyłem się od niego tak wielu rzeczy, i choć nie wiem jak wielki jest nauczyciel, gdy spotyka mojego ojca okazuje mu wielki szacunek. Nie może być nikogo lepszego dla mnie.
Postanowił więc zostać w domu. Jednak ojciec nie pozwolił mu na to.
- Nie mogę cię już niczego więcej nauczyć, synu. – powiedział - Musisz znaleźć kogoś innego.
- Kogo – spytał młodzieniec
- Miałem takiego ucznia, jest rolnikiem i naucza wieśniaków. Idź do niego, on udzieli ci inicjacji.
Chłopak był bardzo zaskoczony. Wiedział, że tamten nie jest ani wykształcony, ani zbyt wysokiego urodzenia, nie cieszy się tez zbyt dobrą reputacją. Jest po prostu analfabetą. Żyje na wsi, nosi się jak prosty chłop. I pomimo tego wszystkiego ojciec posyła go do niego!
Niezbyt chętnie udał się w drogę. Szedł na piechotę do wioski, gdzie żył jego przyszły mistrz. I zdarzyło się tak, że spotkał go na swej drodze, jadącego konno do sąsiedniego gospodarstwa.
Kiedy młodzieniec podszedł bliżej i pokłonił się, nauczyciel spojrzał na niego z góry i powiedział:
– To nie wystarczy.
Chłopak pokłonił się aż do jego stóp, ale i to nie wystarczyło.
Pokłonił się więc do końskich kolan – i znów nauczyciel rzekł:
– To nie wystarczy.
Wtedy pokłonił się jeszcze raz, tym razem aż do końskich kopyt. Wówczas ten niewykształcony nauczyciel powiedział mu:
- Teraz możesz wrócić do domu, ukończyłeś już swoje nauki.
To było wszystko! Żadnych praktyk, żadnych świętych słów, nic do studiowania, żadnej nauki!. To była ta lekcja, której ojciec nie mógł mu udzielić!
Teraz już mógł wejść do kręgu mistyków.

Temat: Szukam pomocy wydawniczej...

Kiedys razem z moim przyjacielem Jarosławem wydalismy kilka opowiesci o Nasrudinie. Bylo to w ramach Zakonu Sufickiego.

MUŁŁA NASRUDIN PRZYBYWA DO AMERYKI

nowe opowiastki Hamida Touchona

Tłum. z ang. i oprac.: Jalilal Justyna Horska,, Jarosław Buller

GŁÓWNA PRZYCZYNA ŚMIERCI

Podczas odpoczynku od swoich intensywnych zajęć, Mułła Nasrudin postanowił pooglądać trochę amerykańską telewizję. Najpierw zabawiał się pilotem, oglądając na różnych programach wszystko co popadnie. Po pewnym czasie jakaś rzecz przyciągnęła jego uwagę do programu z wiadomościami. Przedstawiono tam sprawozdanie oparte na najnowszych statystykach na temat chorób i tego, które z nich stanowiły największe zagrożenie dla życia, oraz jaki postęp został poczyniony w ich leczeniu. Po tym programie, Mułła wychylił się z pokoju zwracając się do jednego ze swoich uczniów, skupionego akurat na przygotowywaniu obiadu.
„Nie mogę w to uwierzyć!” - wykrzyknął Mułła.
„Żyjemy w najwyżej cywilizowanym kraju, a w ogóle żadne badania nie są tu prowadzone nad tą najbardziej rozpowszechnioną ze wszystkich przyczyn wiodących do śmierci! Nawet o tym nie wspominają! - dramatycznie relacjonował Mułła.
Uczeń zaprzestał swoich czynności i odwracając się do niego powiedział:
„W ogóle żadnych badań? Jaka to przyczyna, o której pan mówi?
Mułła spojrzał na ucznia i odrzekł:
„Narodziny, oczywiście! A cóżby innego?”.

I. MOJE CUDOWNE NASIONKO
Z opowiastek Hamida Touchona o Nasrudinie
Tłum. z ang. i oprac.: Justyna Horska, Jarosław Buller

W piątkowe wieczory, w swoim mieszkaniu, Mułła Nasrudin udzielał swym uczniom nauk. Pośród tych, którzy tam przy-chodzili, bywał pewien profesor religioznawstwa. Profesor ten był wielce uczony i na wszelkie sposoby przejawiał wobec Mułły nie-zmierne poważanie.
Jednakowoż za każdym razem, gdy Mułła - przy okazji swoich nauk - zaczynał coś opowiadać, profesor ów poprawiał go, wtrącając różne drobiazgowe informacje i historyczne fakty. Ilekroć Mułła rozpoczynał jakąś suficką historię, to już po pierwszym zdaniu, profesor zaśmiewając się wołał : ”A to dobre!”:
Po jednym z takich spotkań Mułła Nasrudin myślał sobie w duchu: „I po cóż ten człowiek do mnie przyszedł? Najwyraźniej jest on lepiej poinformowany odnośnie tematów, które podejmuję, niż ja sam i jeszcze pojawia się tutaj co tydzień. Choć jest on bardziej uprzejmy, niż cała reszta moich uczniów razem wzięta, to przy tym tymi swoimi wstawkami, interesującymi nawet, rozbija moje wykła-dy. Dlaczegóż tu wciąż przychodzi ? Co ja mam z nim począć?”.
Podczas gdy Mułła roztrząsał tę sytuację, spoglądając jednocześnie przez okno na rosnący po drugiej stronie ulicy kwiat, przyszedł mu do głowy pewien pomysł. „To jest to” – powiedział sobie.
Poprosił profesora, aby na następne spotkanie przyszedł trochę wcześniej. Kiedy, tydzień później, profesor zapukał do drzwi, Mułła otwierając zagadnął :”Profesorze, czy zechciałby pan wy-świadczyć mi pewną przysługę?”
„Jak najbardziej” – odrzekł tamten.
„Zatem proszę, niech pan pójdzie na drugą stronę ulicy i kupi mi trochę nasion kwiatów oraz wszystko, co będzie potrzebne, abym mógł je zasadzić”.
„Oczywiście!” - powiedział profesor i oddalił się.
Wkrótce powrócił z nasionami, doniczką i wszystkimi nie-zbędnymi do uprawy kwiatów akcesoriami - tak jak Mułła Nasrudin prosił. Wtedy Mułła otworzył torebkę z nasionami i rozsypał je na stole. „Ach!” - powiedział - „Oto najpiękniejsze ze wszystkich moich nasion. Pragnę oświadczyć, że to jedno właśnie posiada największy potencjał. Zamierzam zatem potraktować je w bardzo szczególny sposób”. Pokazując nasionko profesorowi, dodał: ” Czyż to ziarenko nie jest urocze?”
„Tak” - zgodził się profesor - „Jest ładne.”
„Zrobię z nim coś bardzo specjalnego. Te inne zaś, niech pan posadzi, proszę, w tamtej doniczce”. Powiedziawszy to, Mułła wyszedł do drugiego pokoju.
Kiedy powrócił, profesor skończył właśnie sadzenie.
„Profesorze, co do mnie, wzrastałem na bardzo jałowym gruncie, a tam nie marnujemy naszej drogocennej wody, aby upra-wiać rzeczy dla ich piękna czy interesującej formy. Stąd też jestem najbardziej niedoświadczoną osobą, jeśli chodzi o uprawianie czegoś takiego jak kwiaty. Jak pan sądzi, czy mógłby on dla mnie przystanąć na chwilkę każdego dnia przy tych nasionach, aby je sprawdzić i po-doglądać ?”
„O tak, byłbym szczęśliwy móc zatrzymać się przy nich po drodze z pracy do domu. Ale co zamierza pan w takim razie zrobić z tamtym jednym ziarenkiem?” - odparł profesor.
Mułła Nasrudin położył na stole jakąś świętą księgę, którą wcześniej trzymał w ręku. Kiedy ją otworzył, ukazało się tam to na-sienie, które trzymał oddzielnie od innych. „Jakież to cudowne nasionko” - kochająco pogładził je palcami i pospacerował do kuch-ni, po czym powrócił do księgi z lejkiem i lampą do naświetlania. Poprosił następnie profesora, aby ten włączył lampę i skierował światło na nasionko. Wówczas przyłożył sobie szerszy koniec lejka do ust, zaś wąski do ziarenka i zaczął recytować coś ze świętego pisma. Profesor stał, trzymając lampę - wyglądał na rozbawionego, ale nic nie mówił. Gdy Mułła skończył, wziął od profesora lampę, podziękował mu i pożegnał go, odprowadzając do drzwi: ”Do zoba-czenia jutro.”
Dzień po dniu profesor przychodził, aby podlewać nasionka oraz przytrzymać Mulle lampę, który przez lejek trzymany nad wy-branym ziarnkiem recytował święte teksty. Wkrótce ziarna, które by-ły umieszczone w kwietniku, zaczęły kiełkować i wzrastać, a nie mi-nęło jeszcze kilka tygodni, gdy część z roślinek zaczęła kwitnąć. Przez ten czas Mułła Nasrudin całą swoją uwagę poświęcał owemu pojedynczemu nasionku, któremu wciąż czytywał i które przechowy-wał w księdze ze świętymi tekstami.
Pewnego dnia, kiedy profesor znowu zatrzymał się przy kwietniku, ostatnie z roślinek były już pokryte kwieciem. Mułła popatrzył wówczas na kwiaty, po czym podszedł do księgi, w której trzymał nasionko i badawczo przyjrzał się ziarnku. Następnie wyjął je z książki i umieścił w dłoni profesora.
„Niech pan spojrzy na to nasionko, profesorze. Wydaje się, że nie zaszła w nim żadna zmiana. Jest wciąż takie samo, jakie było na początku. Niewątpliwie natomiast ziarnko to jest tysiąc razy mądrzejsze, niż wszystkie tamte ziarna wzięte. Przeczytałem mu wszystkie z owych Słów Żywota, oświetlaliśmy je światłem inteli-gencji, a ono i tak stale jeszcze nie chce rosnąć. Jakiż mógł zakraść się tu błąd?”
Profesor popatrzył wpierw na ziarnko, potem na Mułłę i z powrotem na nasienie, zaś po jego twarzy spłynęły łzy.
„To ja jestem tym ziarnkiem” - powiedział - „To wszystko było po to, aby otworzyć moje serce - teraz w końcu to rozumiem.” Zacisnął w swej dłoni ziarenko i załkał.
Wtedy Mułła Nasrudin objął profesora i szepnął mu do ucha: „Właśnie zakiełkowałeś. Moje cudowne nasionko.”

II. ACH, JUŻ WIEM!

Pewien uczeń zapytał raz Mułłę Nasrudina: ”Jak to jest, że taki pobożny człowiek jak ty modli się razem z chrześcijaninem, hinduistą i buddystą, i nie odczuwa przy tym, że kompromituje swoją własną wiarę? Czyż nie robisz z siebie „wodoleja”, kiedy zgadzasz się z buddystą mówiąc „Tak, Boga nie ma”, a jednocześnie i z chrześcijaninem, głosząc „Tak, Jezus jest Synem Bożym”? Wydaje mi się, że naprawdę kompromitujesz swą wiarę, a na wszystkie wierzenia patrzysz jakby to były zabawki!”
Mułła popatrzył przez chwilę na ucznia. „Chodź ze mną” - powiedział i zabrał się z nim do domu swojej siostry, która przed laty imigrowała do USA. W tym czasie gościli u niej również rodzice.
Pukając do drzwi, Mułła zwrócił się do ucznia: ”Patrz uważnie.”
Drzwi otworzył jeden z siostrzeńców. „Bardzo proszę, wejdź wuju”. - powiedział i obdzielił Mułłę mocnym uściskiem. Przez chwilę obaj rozmawiali, gdy podeszła siostra Mułły: „Jakże miło ciebie widzieć bracie; jednak dobrze by było, żebyś wcześniej dał znać”. Zaczęła się wymiana zdań. Po chwili do Mułły podszedł jakiś starszy człowiek: „Jakże dobrze ciebie znów spotkać bratanku! Zamyślałem wpaść do ciebie, ale byliśmy tu bardzo zajęci!”
Wówczas Mułła przeszedł do kuchni, gdzie byli jego ro-dzice. „Mój synu, dlaczego cię nie było tak długo? Czyżbyś był aż tak zajęty, że nie możesz spędzić choć trochę czasu ze swoją rodzi-ną?” - usłyszał.
W tym momencie mąż siostry Mułły przyszedł do domu ze swoim przyjacielem, a widząc Mułłę powiedział: „Szwagrze, co ty tutaj robisz? Myślałem, że po twojej ostatniej wizycie nie będziesz chciał już tu więcej wrócić”. Zaraz po tym odezwał się ów człowiek, który przyszedł razem z nim: „Stary przyjacielu, jakże wiele czasu upłynęło od chwili, gdy się ostatnio widzieliśmy!”. Obaj się serdecz-nie wyściskali.
I w ten sposób przeszło kilka godzin, gdy Mułła zdecydo-wał, że nadszedł już czas aby pójść. Po wszystkich pożegnaniach, wraz z uczniem, powrócił do miejsca, z którego wcześniej razem wychodzili.
„Czego zatem się nauczyłeś?” - zapytał Mułła.
„Tego, że posiadasz wielką rodzinę” - odrzekł uczeń.
„Nie o to chodzi” - Mułła na to - „Mam na myśli, jakim to sposobem jestem „wodolejem.”
Student, którego całkowicie pochłonęły zdarzenia w domu siostry Mułły, zapomniał zupełnie o swojej wcześniejszej z Mułłą rozmowie. „Bardzo cię przepraszam, kompletnie umknęła mi z pa-mięci cała nasza rozmowa”.
Mułła odpowiedział: „Czyż nie pytałeś mnie, jakże to ja mogę podzielać wierzenia tych wszystkich różniących się między so-bą wyznawców? I przy tym jeszcze: jak mogę jednocześnie moją własną wiarę uważać za tak samo słuszną? Czyż to nie z powodu twego pytania udaliśmy się po odpowiedź do domu mojej siostry?”
„Oczywiście, Mułło” - rzekł uczeń z uśmiechem - „Ale temat religii ani razu nie został tam poruszony. Zatem jak widzisz, tak samo zapomniałeś o tym pytaniu!”
Wówczas Mułła popatrzył w niebo i pokręcił głową: „Z ja-kiego to powodu, Umiłowany, uszczęśliwiłeś mnie tak inteligentnym uczniem?” Następnie zaczął wyjaśniać: „Nie rozmawialiśmy o religii w ogóle, ponieważ odpowiedź nie dotyczyła religijności. Otóż jest to sprawa wzajemnych relacji. Czy nie zwróciłeś uwagi na to, kiedy tam przybyliśmy, że mój bratanek zwracał się do mnie ‘wujku’, nato-st mój wujek mówił ‘bratanku’, moja siostra – ‘bracie’, moja matka zaś – ‘synu’, mąż mej siostry nazywał mnie ‘szwagrem’, a tamten człowiek – ‘starym przyjacielem’? Czy zaobserwowałeś w jakimkolwiek momencie, żeby w mojej rodzinie spierano się ze sobą z powodu tego, że każdy zwracał się do mnie inaczej? Czy którykolwiek mówił tam coś takiego: „To nie jest twój wujek, tylko mój szwagier”? Albo też czy ja mówiłem: „Nie nazywaj mnie synem, skoro najwyraźniej jestem starym przyjacielem”?
„Ach, już wiem!” - wykrzyknął uczeń.
„Jestem wprost zdumiony” - pomyślał sobie Mułła Nasrudin otwierając drzwi do mieszkania.



Wyślij zaproszenie do