Temat: Najbardziej intrygująca podróż w życiu
I bardzo słuszne pytania Michale :)
Sam do dzisiaj drążę ten temat na wszystkie możliwe sposoby, a zadając setki jak nie tysiące pytań - tak jak dziecko które dorasta, tak i każdy człowiek mając do czynienia z czymś nowym, wyraża zainteresowania właśnie poprzez pytania.
A najważniejsze w końcu są chęci :).
No więc postaram się odpowiedzieć na nie po kolei, i treściwie.
Acha... pozwolę sobie odpowiadać w swojej osobie, gdyż w tym przypadku nie mam pojęcia o wydarzeniach innych osób
(a i tak w dzisiejszym świecie niechętnie luzie dzielą się tymi spostrzeżeniami, gdyż...hmmmm - no bo są dwa minusy, po1. ludzie boją się o własną reputację, a po2. nie chcą być postrzegani jako dziwacy poprzez nie rozumienie udzielanych informacji).
--------------------------
Skąd mam pewność, że świadomość opuszcza ciało? - ja to sądzę, że świadomość to zostaje, a zamienia się miejscami z podświadomością:)- stąd to wrażenie świadomego myślenia. Świadomość nie jest przecież w stanie dorównać możliwościami podświadomemu myśleniu. Ty jedynie jesteś wtedy świadom tego, że kontrole przejmujesz dzięki wyższemu JA.
A może się mylę? - nie wiem - w każdym bądź razie na dziś zadowalam się tym wyjaśnieniem.
I tu nie chodzi o podważanie teorii wybitnych mózgów, bo Oni to na razie przekazują mi potrzebną wiedzę. Jednak daleko w tyle zostawiam w życiu zasady, a skupiam się na metodach.
No z życia wzięta uwaga - nie pojmuję tego, jak można na kursach czy szkoleniach tego typu, narzucać komuś coś, co może być niezgodne z jego duszą
(co innego z przekazywaniem np. teorii matematycznej na wykładach).
Wracając do zdobywania wiedzy. Skoro byli na tym świecie ludzie, którzy stworzyli coś po raz pierwszy, i stali się pierwszymi... co stoi na przeszkodzie, aby tacy ludzie trafiali się i dzisiaj?
A no stoi - ta dzisiejsza chęć dominowania i władzy, ta pieprzona tyrania narzuciła na ludzi wszechobecne uśpienie do tego stopnia, aż ludzie przestali w siebie wierzyć - musi ich ktoś do tego przekonać, bo inaczej to umarł w butach.
Wspomniałeś o pewności, o tych dowodach, które pozwolą sądzić, że to właśnie było to.
Jeszcze nie doszedłem do poziomu jaki dawałby mi osiągnięcie 100% OOBE, w którym mógłbym powiedzieć, iż na 100% byłem tam gdzie chciałem, a często zdarza mi się pomylić początek tego stanu ze świadomym śnieniem - czyli człowiek zasypia, jednak ma świadomość że śpi i czuje emocje
(nieodparta chęć poruszenia ciałem, którym na dobrą sprawę w pierwszych chwilach nie da się ruszyć - to jest właśnie ten moment, w którym można się pomylić - przynajmniej ja na etapie rozwoju do którego doszedłem obecnie).
Co do miejsc.
Zbyt mało doświadczyłem, aby móc sobie porównywać i dzielić się swymi spostrzeżeniami. Lecz już dzisiaj jestem pewny, że tak jak i w snach pojawiają się obrazy niewiadomo skąd, których jeszcze nie wiedzieliśmy, tak i stan OOBE dostarcza tych niewyjaśnionych wizji, z tym że są "popchnięte" emocjami. Bo jak wyjaśnisz chęć przeniesienia się do miejsca, którego nigdy nie widziałeś?
I tu trzeba roztrząsnąć odpowiedź dwojako.
1. Gdzieś, kiedyś, nawet na sekundę dane Ci to było zobaczyć
(tv, banner reklamowy, rozmowa ludzi itd itd)
2. Gdy już się znajdziesz w tym miejscu, to dopiero wtedy sobie zdajesz sprawę, że to jest zgodne z Twoją wolą.
Na razie inaczej tego sobie wytłumaczyć nie umiem. Choć zdarzają się chwile. Np. kieruje swój stan na seks, i miejsce w którym się znajduje, jest interpretowane później w drugiej kolejności, bo stan emocji był zgodny z moją wolą, a to się liczy najpierw
(co będę ukrywał, nieodparta pokusa jest o tym pomyśleć, a o czym dokładnie to już niech pozostanie tajemnicą, choć przyznam że do dziś nie wiem co z tą kobietą którą widziałem nago w wannie ;) ...hmmm - jakby to powiedzieć - no jak powróciłem do rzeczywistości, zastałem siebie w ciekawym momencie).
Mi osobiście sprawia to przyjemność i tylko dlatego to robię :). To pomaga mi w poznawaniu swojej psychiki i sposoby postrzegania świata - a cenię tą naukę ponad wszystko w świadomym rozwoju. Nie staram się robić tego dla celów pokazowych, czy w zdobyciu jakiegoś dobra.
Człowiek po pewnym czasie zdaje sobie sprawę - skoro jestem w stanie osiągać takie stany, na pewno uda mi się jeszze więcej. Wzmaga się wiara w siebie i swoje możliwości, tym samym rozpoczyna proces dążenia do celów w życiu, dla innych wydające się nierealne :). Sztuka polega według mnie, na skupieniu pozytywnych emocji wewnątrz siebie.
Pytasz się o rzeczy, w jakie zapewne Ty sam w pierwszej chwili byś nie uwierzył :).
Coś przeczytać, świadkiem czegoś, szukanie potwierdzenia? - nic na siłę, takie odpowiedzi przychodzą z czasem same.
Jeśli praktykujesz z duchowością, wiesz na pewno, że EGO, to właśnie przejaw niszczący Nadświadomość
(Wyższą Jaźń), która jest niezbędna w stawianiu kolejnych kroków.
Ale ok. - odpowiem.
W moim przypadku - minie zapewne... nie wiem ile czasu, bym mógł opanować emocje pozwalające się skupić nie na ogóle ale na szczególe. Także i teraz moim zamiarem nie jest osiąganie jakiegoś celu, ale nauka poprzez zabawę, bym siebie nie zniechęcił :)
Naprawdę - doświadczenie po raz pierwszy takiego stanu, jest mmmmm... nooo... - no widzisz, brakuje wręcz słów :). Chcesz po pierwszym razie pobiec do kogoś i o tym wszystkim powiedzieć, tylko że nikt w to nie uwierzy z bliskich i sam nie wiesz jak to ubrać w słowa, więc zachowujesz to dla siebie, a pozytywne emocje w sobie stłumione, sieją ogromny postrach wobec załamania :).
Jest jeszcze coś.
Sprawa świadomego dotyku. Tutaj muszę poświęcić się na zrozumienie tego, czym jest pokora i przyjaźń z czasem. Za mało umiem. Jak zaznaczyłem powyżej - tak jak małe dziecko trzymające się maminej spódnicy, tak i ja ostrożnie uczę się obycia, pośród świata, na którym stawiam pierwsze kroki.
Czy dziecko, które co dopiero się urodziło, nauczysz chodzić?
A na koniec odpowiedzi na pytania - bo skoro o tym pisałem - opiszę pokrótce swoje stany jakie udało mi się osiągać - oczywiście związane z OOBE.
Jak wiemy kolejność jest mniej więcej następująca
(choć i tak jestem przekonany, że to musi być zgodne ze swoją naturą - to też opisuję):
- skupienie uwagi na jednej myśli
- skupienie uwagi na pustce
(brak myśli)
- zapadnięcie w stan głębokiego relaksu
(to nie świadomy sen, to granica między prawdziwym snem - wiem, gdyż w chwili nie nadejścia kolejnego etapu zasypiałem)
- moment nadejścia wibracji
(nieodparta pokusa uwolnienia się - poruszenia ciałem, strach)
- pierwsze obrazy w głowie
(człowiek patrzy w ciemność i zaczyna coś dostrzegać)
- stan w którym obraz się wyostrza i świadomie zaczynamy się poruszać
- moment wyjścia poza swoje ciało
(ręka, noga...)
- moment oddzielenia
- podróż
Jak widać kolejność może wydawać się dziwna, jednak przeniosłem to, czego już się nauczyłem w codziennym życiu a co zdało egzamin - otóż pozwalam aby ciało dogoniło myśli na drodze do sukcesu (Karma - prawo przyczyny i skutku - prawo Kosmosu). Tymi pierwszymi swobodnymi obrazami, ułatwiam sobie wyjście.
No więc sama nauka była mozolna, a początek diametralnie się różni od tego co jest teraz.
O zasypianiu nawet nie będę pisał, bo zbyt wiele tego a i oczywistą jest to sprawą.
Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na to, co wydaje się niemożliwe w pierwszych chwilach, a co jest realnie osiągalne
(np. obecnie śpię co drugą noc - nie jest to jednak żadną regułą. Gdy jednak czuje zmęczenie po prostu śpię, jednak wiem, że nie sprawia mi taki cykl problemu w jego prowadzeniu na dłuższą metę).
Mówię tu o stanie skupienia tak silnym, w którym można nie myśleć o niczym. Po około dziesięciu minutach
(tak mi się przynajmniej wydaje - lepiej o tym wie Monroe), do człowieka przestaje docierać szum krążącej krwi
(dźwięk), bicie serca już tak bardzo nie jest wyczuwalne
(dla mnie jest to później jedyny zakłócacz tego spokoju - co do muzyki pomagającej osiągnąć ten stan, to zależy od woli z jaką przystępuję do tego).
Osobiście wybieram takie ułożenie głowy, które później sprawia, że nie muszę nią poruszać w poszukiwaniu początkowego wibrowania
(uczucie braku kontroli najpierw nad nerwami powiek, mięśni twarzy, a nawet niekontrolowane poruszanie palcami - wiem że to robię, jednak nie mam na to wpływu - może i bym miał, jednak nie moim zamiarem jest na tym etapie chęć przerwania tego), tak więc leżę, a wcześniej podkładam pod głowę miękki zrolowany koc, dzięki czemu głowa jest odchylona do tyłu
(do poziomu, po przekroczeniu którego czujemy jak krew napływa intensywniej - to ma być naturalne ułożenie, nie na siłę).
I po tym wszystkim
(nie jestem w stanie określić czasu) przychodzi moment kiedy... no tak jakby - porównać w każdym bądź razie należy to z impulsem jaki towarzyszy ostremu bólowi głowi
(to silne ukłucie).
Twarz w końcu się "uspokaja", po czym zabawa zaczyna się z głową w środku :).
Ja odczuwam to w ten sposób:
Mam wrażenie jakby ktoś zaczął mieszać czymś w głowie, nie jest to jednak spowodowane przepływem krwi do mózgu - ileż to trzeba wisieć do góry nogami aby z nosa krew poleciała, a co dopiero mówić o normalnym leżeniu
(strasznie mi się kołuje, po czym przechodzi to w wibrowanie - jakby ktoś młotem udarowym w głowie szalał). Z racji tego, że wibracje te nie są już zauważalne na ciele, tylko stają się czymś podświadomym wewnątrz - bodźce mogące przeszkodzić zanikają
(wiadomo, że jak podskoczy porządnie powieka, to człowiek straci ten punkt wyciszenia się, a najgorsze jest jak jakiś pyłek opadnie na twarz i zaczyna swędzieć - koniec przygotowywania, trzeba od początku, lub odłożyć to na inną chwilę gdyż myśli będą już zaprzątnięte pytaniem, czy aby na pewno się to nie powtórzy?).
Od tego momentu rozpoczynam proces tworzenia pierwszego kroku na drodze do wyjścia. Gałki oczne przesuwam jeszcze bardziej ku górze
(od początku są zwrócone w górę), wiedząc już, że teraz gdy poruszę nie wybudzę się ze stanu skupienia.
(nie będę tutaj poruszał kwestii trzeciego oka, ze względów tak czysto teoretycznych jak i dużej ilości pisania co to i po co - odsyłam do wiki).
Od tej chwili świadome myślenie zaczyna się mierzyć ze zbliżającą chęcią uwolnienia które zaraz nadejdzie.
Równo z pojawieniem się zarysu pierwszej wizji
(czyli tego gdzie się zaraz dokładnie znajdę), czuję jak bezwładnie przekręcam się ba brzuch
(leżę jak kołek i się przekręcam)... i tu już jest chwila, która albo pozwoli pójść dalej, albo kończymy ten proces. To tutaj pojawia się pokusa wybudzenia, i panicznego szarpania swoim ciałem aby się obudzić... z czysto naturalnych przyzwyczajeń
(to nauka z dzieciństwa kiedy po raz pierwszy nauczono nas gdzie szukać bezpieczeństwa) chce się wydusić z siebie krzyk - mamo!!. Na plecach czuć dotyk... na dzień dzisiejszy sam sobie nawet nie jestem w stanie wytłumaczyć z czym to ma związek - jednak wczytuje się w podpowiedzi Monroe, i wierzę że odpowiedź przyjdzie z czasem
(to motywuje, gdyż wiem że idę dobrą ścieżką).
Raz mi się zdarza oddzielić w sposób bardzo szybki
(to akurat po momentach, kiedy przetrzymuję coraz silniejszy strach), po którym to, gdy już jest po wszystkim ocieram policzki z łez
(czucie pędu powietrza) - z "niebywałą prędkością" zapadam się w dół, i da się odczuć pęd tego wiatru oraz nieprzyjemnego chłodu, a znowu innym razem
(wszystko robię na przekór sobie i w pokoju mam całkowite zaciemnienie - czas na element rozpoznawczy w pokoju jeszcze przyjdzie, bo nie jestem jeszcze psychicznie gotowy na moment, w którym zobaczę sam siebie z innej perspektywy... dostosowuje się tutaj do uwag innych, którzy mówią, że szok może wywołać nawet zawał serca), unosząc się ku górze, odbywa się to bardzo powoli - tu z kolei tracę czucie gruntu, i da się wyczuć lekkie łaskotanie, które według mnie jest tym stykiem ciała materialnego i niematerialnego
(spróbujcie tego sami poprzez bardzo wolne zanurzenie w ciepłą wodę, na płask ułożonej dłoni).
Gdy i ten etap pomyślnie przejdę, do głosu dochodzi czas. Wystarczy naprawdę odrobina jakiejkolwiek woli, i albo zaczniemy powoli przesuwać się w którymś kierunku, albo w jednej chwili znajdujemy się tam gdzie chcemy.
A właśnie :) - nawet małe odwrócenie uwagi od tego stanu w jakim jesteśmy, powoduje utratę wyciszenia i możemy już otworzyć oczy, bo dalej nic nie będzie. Tak jak granica snu, tak i to jest bardzo kruche.
---------------------------------------------
Jednego stanu nie zapomnę nigdy, gdyż to wywołało największe i najradośniejsze emocje. Był to stan, w którym nie doświadczyłem w ogóle strachu, i z pełną świadomością oraz ostrością obrazu zacząłem sobie fruwać :).
Sen nawet świadomy, ma to do siebie, że udaje się osiągnąć tylko jedną rzecz, albo obraz, albo świadomych ruchów.
Wtedy było to jednak coś innego. Każdy mój ruch był dokładnym odzwierciedleniem tego o czym pomyślałem... ba, to się działo w tej samej chwili
(R.Monroe właśnie o tym ładnie pisze).
I uważajcie teraz... przez korytarz do progu w pokoju, w którym siedział brat z mamą przed telewizorem - jedna myśl i stało się to co chciałem - zbliżyłem się do nich, jednak nie panuję do końca nad chwilą w której coś chcę bardzo dokładnie osiągnąć - bo owszem, zbliżyłem się, ale znalazłem się poza ścianą na balkonie, gdzie... zrobiło mi się zimno !! Dosłownie ułamek sekundy i otworzyłem oczy, przy dość szybkim pulsie, bo to w jaki sposób "walnąłem" o podłogę było niezbyt przyjemne - powracać należy spokojnie.
(o właśnie co do powrotów - gdy coś w rzeczywistości nam przeszkodzi, np. dający się we znaki odgłos z poza okna, nawet nie wiadomo kiedy otwieram oczy).
Ktoś może powiedzieć, że to był sen - ale czy w śnie, czuliście że poruszacie ciałem jak podczas spaceru parkiem, i macie wrażenie chodzenia, a tak naprawdę unosicie się nad podłogą ? :)
W tym całym interpretowaniu, pomogła mi pewna operacja sprzed kilku lat w szpitalu. Miałem operowaną rękę, i było to znieczulenie miejscowe
(żadnych głupich jaśków na uspokojenie nie dostałem), w chwili gdy anestezjolog przed samym zabiegiem poprosił abym uniósł rękę - zrobiłem to - jednak już jej nie opuściłem - opadła bezwładnie a ja przez ponad dwie godziny mogłem rozmyślać nad tym, jak to jest mieć świadomość że właśnie jestem poza jedną częścią swojego materialnego ciała :). Cały czas odczuwałem, że ręka była uniesiona, a nawet poruszałem sobie palcami - z czystej ciekawości czy lekarze to zobaczą.
To właśnie dowód na to, że oszukując mózg podświadomością, można osiągać tego typu stany :).
Sądzę, że najlepsze przede mną :)
A celem z racji duchowego rozwoju, jest osiąganie stanu, w którym będę umiał dostrzegać pozbawione materii rzeczy jak i istoty.
To na razie nauka, która jednak nie do końca pozwala w pełni skupić się na fakcie, że człowiek daleko zostawił właśnie materialny świat, pełen problemów, rozterek i innym pierdół bez których można się obejść, a jest w stanie pozwalającym w pełni oczyścić swoje wnętrze. Taka chwila, która ma pomagać w zachowaniu życiowej równowagi.
Chcę spojrzeć na np. las, i mieć świadomość, iż widzę coś więcej niż tylko szumiące drzewa. Że podniosę z ziemi kamyka, i poczuję coś więcej niż twardą, zimną rzecz.
Jeśli zjednam się w pełni myślami w życiu realnym z faktem, że jest coś piękniejszego ...życie nabierze barw niekończącego się optymizmu, który pozwoli się uśmiechnąć na pogrzebie bliskiej osoby
(od ponad dwóch lat nie chodzę do kościoła, gdyż to co kościół wyprawia, nie jest spójne z moimi żarliwymi modlitwami).
Choć i tak już dziś jestem pewien, że śmierć do dopiero piękny początek wspaniałej przygody. Bo jeśli z takiej podróży, jakie jest mi doświadczyć na krótką chwilę, już się nie powróci, i takie pozytywne emocje już nie znikną - ja już dzisiaj chciałbym się znaleźć po drugiej stronie, niż każdego dnia walczyć z codziennością by choć o "milimetr" przybliżyć się do sukcesu.
Najważniejsze, to chcieć to osiągnąć, poprzez pilną obserwację samego siebie - każdy z nas ma inne opakowanie :)
p.s. przepraszam za stylistykę i powtarzające się słowa, jednak gdy o tym piszę, wszystko widzę przed oczami i nie jestem w stanie się skupić na niczym innym jak na myślach.
p.s2. będę wdzięczny za poszanowanie mojej decyzji, w której proszę o pytania - jeśli ktoś będzie miał - kierowane na priv.