Temat: ALEKSANDROWE MYSLI- recenzja z 8 maj 2014

http://aleksandrowemysli.blogspot.com/2014/05/poczucie...

Poczucie winy
Aleksandra Jesiołowska (Aleksnadra)
Jestem Gdynianką z urodzenia i zamiłowania. Akcja "Marynarki" Mirosława Tomaszewskiego rozgrywa się głównie w moim rodzinnym mieście i to ten czynnik zadecydował, że przyjęłam propozycję przeczytania i zrecenzowania tej książki. Na żadnym etapie lektury nie pożałowałam swojej decyzji.

W nocy z 31/1 stycznia 2005 r. do domu starszego, schorowanego fotografa zakrada się dwóch zamaskowanych mężczyzn. Poszukują koperty opisanej tajemniczym kodem ZO- 171270. Kiedy dostają ją w swoje ręce, bez skrupułów mordują pogodzonego z losem świadka.

Kilka miesięcy później Witek Skalski zleca redaktorowi naczelnemu "Dziennika Bałtyckiego" Janowi Badowskiemu napisanie książki o wydarzeniach rozgrywających się na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku.
Fabuła "Marynarki" składa się z kilku wątków prowadzonych jednocześnie. Poznajemy Karola Jarczewskiego, sześćdziesięcioletniego właściciela doskonale prosperującej firmy Karo Sp. Z o.o. jego córki Magdy i zięcia Witka. Przyglądamy się również zobojętniałemu na życie byłemu liderowi punkrockowego zespołu Amnezja, Adamowi "Smutnemu" oraz ambitnej dziennikarce Ninie Lewandowskiej. Na pierwszy rzut oka nic tych postaci nie łączy, a gdy przyjrzeć się bliżej ich działania determinuje jedno wydarzenie.

Mirosław Tomaszewski doskonale wybrał i scharakteryzował bohaterów swojej książki. Wszyscy, nawet ci występujący jednorazowo mają swoją rolę do odegrania i swój znaczący udział w kreowaniu każdego akapitu tej opowieści. Ogromnie podobało mi się, że ich charakterologia jest tak różnorodna, np. Karol jest bezwzględnym biznesmenem, rekinem w swoim zawodzie, ale jednocześnie jest w nim jakiś niepokój, zakłamanie i hipokryzja. Swoimi interesami i ludźmi rządzi twardą, bezkompromisową ręką, nie uznaje słabości, ustawia wszystkich według własnego widzimisię. Jego religijność w tym zestawie wypada bardzo sztucznie, ale dopiero w finale możemy odkryć prawdziwe znaczenie Boga w jego życiu.
Witek to karierowicz, który nie cofnie się przed niczym. Żeby zdobyć pozycję i finansową niezależność posunie się nawet do udawania miłości. Od razu można się domyśleć, że Karola i Witka nie łączy sympatia czy zaufanie.

Moje serce niemal od razu skradli Adam i Nina. "Smutny" to wrażliwy samotnik z krwawiącą raną w sercu. Żyje chwilą, nie troszczy się o przyszłość ani o zawieranie poprawnych relacji międzyludzkich. Adam boi się przyznać nawet przed sobą, jak wielkie szkody w jego życiu uczynił Grudzień' 70. Woli spychać wspomnienia w najciemniejsze rejony umysłu by uniknąć konfrontacji z rzeczywistością.
Nina to przebojowa trzydziestokilkulatka, która potrafi zadbać o własne interesy. Jest piekielnie inteligentna i wie kiedy gra jest warta świeczki i z determinacja dąży do wyznaczonego celu.
Ucieszyła mnie zatem relacja, która utworzyła się pomiędzy Adamem a Niną, która w żadnym razie nie była banalnym romansem a związkiem pełnym żaru, ognia, pasji i tajemnicy.

Jestem zaskoczona ale i zachwycona tym, jak Mirosław Tomaszewski wkomponował w fabułę książki treści znaczące dla Gdyni, Wybrzeża i jego mieszkańców. Bardzo rzetelne i wiarygodne połączenie historii najnowszej i współczesnego- tu i teraz. Autor zadbał szczególnie, żeby Grudzień' 70 nie był tylko pomnikiem czy tanim chwytem marketingowym. Pan Mirosław wiernie, z wrażliwością i odpowiednim balansem, bez idealizowania i rozgrzeszenia oddał barwy cierpienia, boleści, traumy i pozwolił by czytelnik zainteresował, zadumał nad masakrą robotników udających się do pracy w stoczni i porcie pewnego grudniowego poranka. Moim zdaniem ciągle mało się przypomina, wspomina, rozmawia o "Czarnym czwartku", a tragedię rodzin przyćmiła inna grudniowa rocznica...Coraz mniej młodych ludzi wie i interesuje się tym tematem. To smutne.

Należy pamiętać o historii zwłaszcza tej niedalekiej, szczególnie tej z regionu, w którym żyjemy bo to właśnie ona definiuje naszą tożsamość.

"Marynarka" to wyśmienita powieść, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, a dzięki umiejętnie wplecionym retrospekcjom przybliża jedną z najokrutniejszych zbrodni PRL- u.

I tak już całkiem na boku: cudownie było razem z bohaterami poruszać się znajomymi ulicami. Swojego czasu byłam częstym gościem na ulicy Buraczanej, mój kolega pracował w redakcji "Dziennika Bałtyckiego", pracowałam w banku na Wójta Radtkego, a na rondzie w Chwaszczynie "kręcę" się każdego dnia.