Temat: pierwszy dzien w pracy.
Oj, to było aż 27 lat temu! Prehistoryczne czasy :-))
Ale ten dzień pamietam dość dokładnie do dzisiaj.
Zaraz po przyjściu do pracy, pierwsze zaskoczenie.
Mój szef 14-to osobowego zakładu naukowego w pionie badawczo-rozwojowym szanowanej instytucji naukowej w Warszawie, z wielką radością w głosie oznajmił mi na starcie (zrobił to tak, żeby wszyscy dokoła słyszeli): "Panie doktorze, jak to dobrze, że Pan do nas przyszedł. Będzie Pan pierwszą osobą, która będzie zajmowała sie XXXX (tutaj wymienił pełną oficjalną nazwę zakładu istniejacego już od ponad dwóch lat)."
Dosłownie mnie "zamurowało". Poczatkowo myslałem, że sobie kpi, ale potem okazało się, że to prawda. Czterej uradowani inni doktorzy serdecznie mi gratulowali wyboru miejsca pracy, a ja w duchu myślałem, że jak spotkam dyrektora pionu naukowego, który mnie namówił do pracy w tym zakładzie (wtedy docenta, doktora habilitowanego, obecnie wielce szanowanego profesora, dziekana, prorektora, itd..) to go po prostu uduszę i pokroję na drobne kawałeczki.
Po pierwszej godzinie radości otoczenia, a mojego ukrywanego przerażenia, już zaprzyjaźnione koleżanki starsze asystentki i asystentki zwróciły mi uwagę, że powinienem popracować nad polskim akcentem, ponieważ mówię po polsku "trochę śmiesznie". Nie przyznałem się im, że jeszcze cały czas myślę w innym języku i powoli tłumaczę swoje wypowiedzi na język polski, ponieważ języka polskiego nie używałem praktycznie od 8 lat.
Ech, ..... szkoda gadać ... :-))