Temat: Motocykle są ...
Janusz B.:
prawie wszystkich wypadków można by uniknąć, gdyby tylko motocyklisci przestrzegali przepisów ruchu drogowego.
Jasne. A jak wiemy, "prawie" robi wielką różnicę.
Panie Januszu, stał się Pan na tym topiku obiektem niechęci, bo najpierw "błysnął" Pan wypowiedzią, którą uznał Pan zapewne za zabawną i/lub kontrowersyjną, a którą ja osobiście - i najwyraźniej nie tylko ja - odebrałem jaką obrzydliwą. Następnie - w ramach obrony zapewne - zaczął Pan przytaczać stereotypy, znane wszystkim motocyklistom i bardzo ich irytujące, bo - jak każdy stereotyp - mające tyle wspólnego z prawdą co gwałt z samogwałtem.
Tak, widuję motocyklistów ruszających spod świateł na jednym kole i przeciskających się między samochodami. I co z tego? Równie często widuję kierowców samochodów, którzy zajeżdżają motocyklom drogę, bo nie chciało im się wystarczająco dokładnie spojrzeć w lusterko. Czy dlatego mam nazywać samochodziarzy mordercami? W ubiegłym roku na warszawskim Żoliborzu kierowca samochodu zajechał (umyślnie, jak zeznali świadkowie) motocyklowi drogę i zepchnął go na latarnię, czego skutkiem była śmierć motocyklisty. Czy to daje podstawę do przypuszczania, że kierowcy samochodów to debilne gnoje bez wyobraźni? Tzw. "klasyka gatunku" to samochodowy skręt w lewo przed motocyklistą jadącym na wprost, i w efekcie wbicie się motocykla w bok samochodu. "Bo nie zauważyłem że on jedzie".
Nie wiem i nie rozumiem, jakiego rodzaju przyjemność (mentalną lub zmysłową) sprawia Panu publikowanie takich wypowiedzi, które są delikatnie mówiąc mało przemyślane (choć może się mylę, może musiał się Pan nad nimi mocno nawysilać umysłowo), powielają stereotypy i obrażają innych ludzi. Ale nie odbieram Panu prawa do sprawiania sobie tej przyjemności, mimo, że Pan najwyraźniej ma coś do motocyklistów (do których ja się akurat nie zaliczam).
Pozdrawiam i namawiam do bacznego patrzenia w lusterka samochodowe, coby nie przytrafiło się Panu spowodowanie śmierci lub obrażeń któregoś "szaleńca na ścigaczu".
To moja ostatnia wypowiedź pod Pana adresem. Inni być może będą kontynuować tę polemikę, choć nie wiem po co.