Temat: Wykształcenie - czy ważne?
Łukasz F.:
Po pierwsze: znam tylko jedną osobę, która skończyła studia na ocenach bdb (mówię o średniej ocen bez dyplomu). Osoba ta w dniu dzisiejszym rozwija się poza granicami naszego kraju w ośrodku naukowo-przemysłowym, których w Polsce brak (bo tu coś jest albo naukowe, albo przemysłowe).
Z Politechniki i IChF PAN znam kilka takich osób i poza tymi, którzy wyjechali reszta działa dalej w nauce - co dalej, to już czas pokaże. Z tzw "Wyższych Szkół czegoś w czymś" niestety co najmniej kilkanaście i nie będę tracił czasu na porównywanie ich (tych konkretnych osób) nawet z dobrym technikum.
Po drugie: znam tylko kilka osób, które skończyły studia zdając wszystko w "zerowych" terminach.
Znam takiego który skończył przed terminem, ale jest bardzo specyficzną osobą.
Po trzecie: nie znam żadnej osoby z powyższej grupy, która na dzień dzisiejszy nie jest specjalistą w swoich branżach.
Podobnie, choć mam tu na względzie absolwentów państwowych uczelni.
Więc dziwi mnie, że ze straszną regularnością pracodawcy trafiają na tych "piątkowych" i na dodatek tak strasznie beznadziejnych...
Też kiedyś nie wierzyłem w to zjawisko, ale przekonałem się, że ono istnieje, choć może nie na taką skalę do jakiej zostało wyolbrzymione. Może to efekt tego, że często są to dosyć charakterystyczne postaci, które zapadają w pamięć.
Zaś prywatnych uczelni technicznych nie znam aż tyle, żeby ktoś mógł sobie "kupić" dyplom. Ale, nie ma to jak powielanie historii zasłyszanych, albo dość poważnie przekoloryzowanych.
Hmm - właśnie jakoś prywatnych uczelni technicznych to za bardzo nie znam w ogóle, choć może różnie rozumiemy uczelnie techniczną.
Tomasz Mąkowski:
Aż mi się nasuwa pytanie:
- To czemu nie rozwija Pan dalej kariery naukowej?
Bo taka kariera nic nie gwarantuje, a nawet odstrasza. Co gorsza, niektórzy pracując zawodowo i rozwijając się naukowo są traktowani jako zło przez pracodawcę i na uczelni. Nie zależnie od tego ile taka osoba wnosi w rozwój firmy czy w osiągnięcia naukowe. Druga sprawa to kwestia pracy na uczelni... Szczęściarz ten, kto taką zdobędzie, a jeśli już zdobędzie to i tak te 1800zl na rękę milionera z niego nie czyni, więc zasuwa nad książkami i badaniami, żeby zdobyć stypendium, które i tak w sumie nie wie czy dostanie.
To prawda, choć osoba przedsiębiorcza i otwarta mając stałą pracę w placówce naukowej może wykorzystać swoja wiedzę i doświadczenie na różne sposoby. Niemniej pytanie uważam za logiczne następstwo gdy ktoś ma na tym polu sukcesy. Tak samo spytałbym handlowca deklarującego rozpoczęcie pracy jako np grafik komputerowy.
P.S. Samo wykształcenie nie świadczy o umiejętnościach pracownika, ale daje pewien obraz jego podejścia do wykonywanych zadań. Jednak żeby zdobyć te 5 na uczelnie trzeba czasem się napocić, więc sumienność, odpowiedzialność i brak snu nie są obce tym osobom. Co do wiedzy (tej praktycznej) - tu już bywa różnie. Nie sądzę, że wykształcenie jest gwarantem dla pracodawcy, że będzie miał dobrego pracownika - prędzej sumiennego.
Gwarancją jest moim zdaniem okres próbny, kiedy wszystkie te deklarowane przymioty można sprawdzić w praktyce. Pomocne bywają też różnego rodzaju testy. Tu już mamy ogromne pole do popisu. Tak samo jak na drodze widzę tu zastosowanie zasady ograniczonego zaufania.
Samo wykształcenie to argument, który może, ale nie musi być tym decydującym - to moje zdanie.
P.S. Tak dla ciekawości można poczytać jak Einstein rozwiązał test Edisona, gdy ten szukał asystenta. To też daje do myślenia.
Trafne spostrzeżenie, choć na przyszłość byłbym wdzięczny za jakiegoś linka - bardzo pomocne narzędzie;)
Z Einsteina pozwolę sobie dokleić:
Na początku naukowej kariery Alberta Einsteina pewien dziennikarz spytał panią Einstein, co myśli o swoim mężu.
- Mój mąż to geniusz! On umie robić absolutnie wszystko, z wyjątkiem pieniędzy.