Beata S.

Beata S. wykładowca
akademicki

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Jestem na GoldenLine bardzo krótko, ale odnoszę wrażenie, że wiele dyskusji zaczyna się bardzo ciekawie i kulturalnie, ale po jakimś czasie emocje tak rosną, że forum przemienia się w ring bokserski. Szybka, bolesna wymiana ciosów, argumenty personalne, ba, zdarzają się nawet obraźliwe słowa. Nie chcę cytować konkretnych wypowiedzi, ponieważ wtedy sama wywołam konflikty, a to ostatnia rzecz, jakiej pragnę, otwierając ten wątek. Mam nadzieję, że w tym miejscu uda nam się uniknąć wzajemnego oskarżania się o cokolwiek.

Najbardziej zaskakujące jest to, że przeczytałam wiele tak "mocnych" wypowiedzi właśnie tutaj, w tej grupie, która z pewnością zrzesza ludzi, dla których normy i wartości etyczne są wyjątkowo ważne w życiu.
Ja wiem, że problemy etyczne są wyjątkowo ekscytujące, wszyscy się bardzo angażujemy emocjonalnie, bo tematy dyskusji dotyczą spraw, które nas żywotnie interesują, no i bywają bardzo kontrowersyjne. Jednocześnie wielu z nas to ludzie już dojrzali, mający ugruntowane poglądy i gotowi walczyć o słuszną według nich sprawę.
Tylko mam pewną wątpliwość. Czy rozmawiając o nawet najtrudniejszych problemach musimy traktować rozmówców jako wrogów, oskarżać się i - w niektórych wypadkach - nawet obrażać? Bardzo chciałam wziąć udział w wielu dyskusjach, ale nie włączyłam się w nie, kiedy przeczytałam, jakie tam padają słowa. I nie mam tu na myśli rzeczowych argumentów, bo one są podstawą dyskusji - w końcu po to rozmawiamy, żeby się dzielić naszymi odczuciami i przemyśleniami, mam na myśli tylko i wyłącznie "wycieczki personalne".

Ponieważ sama się bardzo angażuję emocjonalnie we wszystkie rozmowy, a sprawy etyczne odgrywają w moim życiu niezwykle ważną rolę, to bardzo chętnie przeczytam, co myślicie o moich wątpliwościach. Co myślicie o tym, że walcząc o nasze ideały, nasze przekonania, czasami używamy nie do końca szlachetnej broni? Zapraszam wszystkich do dyskusji!
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Beata Stróżyńska:
Najbardziej zaskakujące jest to, że przeczytałam wiele tak "mocnych" wypowiedzi właśnie tutaj, w tej grupie, która z pewnością zrzesza ludzi, dla których normy i wartości etyczne są wyjątkowo ważne w życiu.
Pojawiają się mocne wypowiedzi, bo tematy budzą emocje. Budzą emocje, bo u podstaw fundamentalnych sporów etycznych leży różnica postaw, a nie przekonań. Różnice przekonań są często wtórne, wynikają z konieczności racjonalizacji postawy, która skutkuje nawet niezgodą na fakty.
Tylko mam pewną wątpliwość. Czy rozmawiając o nawet najtrudniejszych problemach musimy traktować rozmówców jako wrogów,
Niestety tak to jest, że w szczegółowych kwestiach etycznych, przeciwnik bardziej przypomina wroga na polu bitwy, niż polemistę na temat np. wątków masońskich w muzyce Mozarta. Prosty przykład - jeżeli ktoś nazywa kobiety dokonujące aborcji - morderczyniami, ten stawia się w pozycji wroga ich i tych, którzy bronią tego prawa. I odwrotnie, obrońca tych kobiet stanie się automatycznie wrogiem ludzi z pro-life.
I nie mam tu na myśli rzeczowych argumentów, bo one są podstawą dyskusji - w końcu po to rozmawiamy, żeby się dzielić naszymi odczuciami i przemyśleniami, mam na myśli tylko i wyłącznie "wycieczki personalne".
Trzeba tu rozróżnić argumenty ad hominem (np. mówienie czyimś braku kompetencji w danej dziedzinie), ad persona (czepianie się kogoś, ośmieszanie bez związku z tematem dyskusji) i stosowanie wyzwisk, obelżywych słów itp. Pierwszy typ argumentu jest jak najbardziej dopuszczalny w etyce, a czasem wręcz, niezwykle skuteczny. W ten sposób demaskuje się np. hipokrytów, co ma doniosłe znaczenie, bo skoro sam głosiciel danego systemu etycznego nie jest w stanie sprostać jego nakazom, to prawdopodobnie system ten nie jest wiele wart. Natomiast pozostałe - niszczą dyskusję. Problem w tym, że gdy dyskutant zachowuje się po chamsku, absurdalnie albo stosuje nieczyste chwyty retoryczne, czasem dobrze jest uciąć dyskusję w sposób dosadny. Nie zmienia to faktu, że pyskówki ciągnące się po kilka stron, są żałosne.
Beata S.

Beata S. wykładowca
akademicki

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Mikołaj Gołembiowski:
Beata Stróżyńska:
Najbardziej zaskakujące jest to, że przeczytałam wiele tak "mocnych" wypowiedzi właśnie tutaj, w tej grupie, która z pewnością zrzesza ludzi, dla których normy i wartości etyczne są wyjątkowo ważne w życiu.
Pojawiają się mocne wypowiedzi, bo tematy budzą emocje. Budzą emocje, bo u podstaw fundamentalnych sporów etycznych leży różnica postaw, a nie przekonań. Różnice przekonań są często wtórne, wynikają z konieczności racjonalizacji postawy, która skutkuje nawet niezgodą na fakty.
Tylko mam pewną wątpliwość. Czy rozmawiając o nawet najtrudniejszych problemach musimy traktować rozmówców jako wrogów,
Niestety tak to jest, że w szczegółowych kwestiach etycznych, przeciwnik bardziej przypomina wroga na polu bitwy, niż polemistę na temat np. wątków masońskich w muzyce Mozarta. Prosty przykład - jeżeli ktoś nazywa kobiety dokonujące aborcji - morderczyniami, ten stawia się w pozycji wroga ich i tych, którzy bronią tego prawa. I odwrotnie, obrońca tych kobiet stanie się automatycznie wrogiem ludzi z pro-life.
I nie mam tu na myśli rzeczowych argumentów, bo one są podstawą dyskusji - w końcu po to rozmawiamy, żeby się dzielić naszymi odczuciami i przemyśleniami, mam na myśli tylko i wyłącznie "wycieczki personalne".
Trzeba tu rozróżnić argumenty ad hominem (np. mówienie czyimś braku kompetencji w danej dziedzinie), ad persona (czepianie się kogoś, ośmieszanie bez związku z tematem dyskusji) i stosowanie wyzwisk, obelżywych słów itp. Pierwszy typ argumentu jest jak najbardziej dopuszczalny w etyce, a czasem wręcz, niezwykle skuteczny. W ten sposób demaskuje się np. hipokrytów, co ma doniosłe znaczenie, bo skoro sam głosiciel danego systemu etycznego nie jest w stanie sprostać jego nakazom, to prawdopodobnie system ten nie jest wiele wart. Natomiast pozostałe - niszczą dyskusję. Problem w tym, że gdy dyskutant zachowuje się po chamsku, absurdalnie albo stosuje nieczyste chwyty retoryczne, czasem dobrze jest uciąć dyskusję w sposób dosadny. Nie zmienia to faktu, że pyskówki ciągnące się po kilka stron, są żałosne.

A jednak wydaje mi się, że można obalać tezy "przeciwnika" - skoro tak się go traktuje - bez odniesień do konkretnej osoby, która te tezy wygłasza. Dyskusja nie jest rodzajem wojny na słowa, ponieważ po każdej wojnie tak naprawdę nie ma do końca wygranych; wojna już z definicji niesie śmierć i kalectwo. Czy więc włączając się w te najgorętsze dyskusje musimy liczyć się z poranieniem?
Możemy przecież założyć a priori, że część osób ma poglądy skrajnie odmienne, do tego w dyskusjach etycznych u wielu osób włącza się bardzo silny czynnik - poglądy religijne, które stają się nakazem moralnym i skłaniają do walki z jeszcze większą determinacją.
Efekt jest taki, że często w imię dobra, prawdy i innych wartości, które wyznajemy, niszczymy drugiego człowieka. A to już jest nieetyczne; i to niezależnie od tego, czy ktoś wychodzi z pozycji chrześcijaństwa, jakiejkolwiek innej religii, czy też z pozycji świeckich norm moralnych.
Zgadzam się, że bywa to bardzo skuteczne. Sama spotkałam się tu z tak niegrzecznym zachowaniem, iż uznałam, że kontynuowanie dyskusji byłoby poniżej mojej godności. Tylko, czy o takie "zwycięstwo" chodzi?

Zawsze byłam przekonana, że dyskusja to najlepsza forma nauki - także dla tych bardzo już dorosłych i dojrzałych, bo uczymy się i rozwijamy przez całe życie. Jestem wielbicielką Sokratesa, niezwykle wysoko cenię ludzi o tęgich umysłach, ale... umysłach połączonych z prawem moralnym (oczywiście rozumiem, że dla różnych ludzi może ono oznaczać niekoniecznie to samo). Zawsze, jak tylko jest to możliwe, proszę studentów na początku zajęć, żeby nic nie notowali, żeby słuchali i dyskutowali, bo to wnosi bez porównania więcej niż mechaniczne zapisywanie. Co więcej, uważam, że właśnie emocjonalny stosunek do tematu niezwykle ułatwia zapamiętywanie. Angażując się bardzo głęboko, mamy wyostrzony umysł, dzięki czemu znajdujemy lepsze argumenty.

Jestem przekonana, że to tylko kwestia naszej dyscypliny wewnętrznej. Ten, z kim dyskutujemy, może nas czegoś nauczyć, my jego też, w końcu taki jest cel dyskusji. Mogę więc szanować człowieka, który ma nawet skrajnie odmienne poglądy, ale uczy mnie spojrzenia od drugiej strony. Oboje stajemy się mądrzejsi, bo musimy się skonfrontować z innymi postawami, musimy spróbować spojrzeć czyimiś oczami na to samo zagadnienie, które od drugiej strony wygląda już nieco inaczej. Jest bardzo prawdopodobne, że się nawzajem nie przekonamy, ale na pewno ta powiększona perspektywa rozszerzy nasze horyzonty; coś wniesie.
Tyle tylko, że po to, żebyśmy byli otwarci na czyjeś poglądy, nie możemy się obawiać, że dostaniemy cios w plecy, bo wtedy sami się opancerzamy i podejmujemy walkę, a nie rzeczową dyskusję...
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Beata Stróżyńska:
>
Efekt jest taki, że często w imię dobra, prawdy i innych wartości, które wyznajemy, niszczymy drugiego człowieka.
Dyskusje o aborcji niestety dotyczą prawa do zniszczenia drugiego człowieka. W oczach pro-life, pro-choice domaga się prawa do niszczenia zarodków, które są zdaniem pro-life - ludźmi. W oczach pro-choice, pro-life domaga się prawa do niszczenia kobietom życia w imię ochrony zarodków. Czymże jest przy tym zniszczenie oponenta w dyskusji? Błahostką...

Spory etyczne tak właśnie wyglądają i trudno się dziwić emocjom, które im towarzyszą, jak i ostrym argumentom, które w takiej dyskusji padają. Trzeba się przyzwyczaić, zaczepki ignorować, chamom-recydywistom nie odpowiadać. Albo wybrać sobie lepsze miejsce na dyskutowanie niż forum internetowe.
Jestem przekonana, że to tylko kwestia naszej dyscypliny wewnętrznej. Ten, z kim dyskutujemy, może nas czegoś nauczyć, my jego też, w końcu taki jest cel dyskusji. Mogę więc szanować człowieka, który ma nawet skrajnie odmienne poglądy, ale uczy mnie spojrzenia od drugiej strony. Oboje stajemy się mądrzejsi, bo musimy się skonfrontować z innymi postawami, musimy spróbować spojrzeć czyimiś oczami na to samo zagadnienie, które od drugiej strony wygląda już nieco inaczej. Jest bardzo prawdopodobne, że się nawzajem nie przekonamy, ale na pewno ta powiększona perspektywa rozszerzy nasze horyzonty; coś wniesie.
Tak jest pod warunkiem, że dyskusja nie dotyczy tematu, w którym już wszystko zostało powiedziane, a dyskutanci to są głównie ci, którym jeszcze chce się droczyć. Niestety, większość tematów etycznych uznawanych za "palące", ma taki właśnie charakter.

konto usunięte

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Spory etyczne często są tematem zastępczym. To dobrze pokazuje spór o aborcje. We współczesnej polityce konflikt pomiędzy głównymi ugrupowaniami bardzo się zawężył. Dziś główne ugrupowania nie różnią się zbytnio rozwiązaniami gospodarczymi. Ludzie muszą mieć inne miejsce, gdzie będą mogli pokazać różnice pomiędzy sobą.
Beata S.

Beata S. wykładowca
akademicki

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Na pewno wielu z nas uwielbia dyskutować, bo być może traktujemy to trochę tak, jak inni chodzenie do siłowni - to taki trening, dzięki któremu lepiej się czujemy i zachowujemy higienę psychiczną. Tylko dlaczego mamy prezentować te swoje poglądy kosztem innych? Piszę "my", bo oczywiście też jestem tylko człowiekiem i też chciałabym w kwestiach etycznych, w które głęboko wierzę, przekonać innych. Bardzo się jednak staram zatrzymać w momencie, w którym mogłabym kogoś zranić. Czy to się udaje, to inna sprawa. Mogę tylko mieć nadzieję.
Natomiast co do tematów zastępczych w naszej polityce - zgadzam się, że w kwestiach gospodarczych jakoś trudno o konkrety, wszyscy skrzętnie omijają ten ogródek, bo trudno tu zaznaczyć swoje różnice. Mam jednak wrażenie, że sprawy etyczne przybrały w Polsce przede wszystkim postać sporu światopoglądowego, coraz więcej spraw rozgrywa się na płaszczyźnie religii. Może z przyzwyczajenia z czasów PRL-u część społeczeństwa pozwala się pociągnąć w kierunku ideologii "my, katolicy - oni, obcy, zdrajcy, zagrażający nam". Zresztą od tylu stuleci byliśmy "my, Polacy" i "oni, zaborcy, okupanci, ZSRR", zawsze jacyś "obcy", że pewnie w niektórych środowiskach pozostał nawyk gromadzenia się i barykadowania przed tymi, którzy na pewno chcą nam zabrać (tożsamość narodową, wiarę itp.). Łatwo grać na tych utrwalonych uczuciach i stereotypach. No i wtedy, rzeczywiście, jest "nasza etyka" i "ich brak etyki". Środek sceny politycznej w ogóle nie ma sprecyzowanych poglądów, bo to już zbiór wszystkich postaw - od lewicowych po prawicowe, a lewica... no cóż, jeśli aborcja i związki partnerskie są głównym tematem lewicy w państwie, w którym wciąż tyle dzieci chodzi głodnych, jest tak wysoki stopień ubóstwa itp., to cóż tu komentować.
Więc może rzeczywiście jako naród, któremu zawsze tak trudno było funkcjonować jako społeczeństwo, rozgrywamy te nasze wewnętrzne konflikty na gruncie, na którym zawsze będzie można się pokłócić. W końcu to w tym państwie tak wspaniale rozkwitło "liberum veto". Indywidualizm cudownie przekształca się u nas w pieniactwo.
Nadal jednak dręczy mnie pytanie, czy tak być musi. Czy nie da się na pewnym stopniu rozwoju intelektualnego powiedzieć - nie akceptuję twoich poglądów ani Twojego postępowania, przeraża mnie twoje podejście do pewnych spraw, ale to nie znaczy, że uważam, iż jesteś głupi. Wiem, że to bardzo trudne, szczególnie, jeśli temperamenty są gorące, a emocje rozgrzane gorącym tematem, ale może warto. Bo inaczej, zanim się zdążymy obejrzeć, przychodzi moment, w którym świat ogląda w osłupieniu to, co się działo pod tym krzyżem...

konto usunięte

Temat: dyskusje (nie)etyczne

człowiek zawsze definiował swoich przed określenie kim są inni. To nie wina PRL. Zawsze tak było. Od starożytnych Egipcjan czy Odysei...
Beata S.

Beata S. wykładowca
akademicki

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Ja powiem więcej - na etapie wspólnot pierwotnych.
No właśnie, dokładnie do tego zmierzam. Jeśli próbujemy bardziej czy mniej udolnie zbudować Unię Europejską, oczywiście zachowując etos narodów i co krok potykając się o nacjonalizmy, to nie po to, żeby się cofać do etapu dawnych kultur, ale żeby próbować na gruncie różnorodności stworzyć jakąś całość, nie bać się siebie nawzajem, a nauczyć się rozmawiać w imię wspólnego dobra.
W 1000 r. się to nie udało, choć była piękna idea, teraz też nie wiem, czy się uda, ale jesteśmy już o wiele bliżej, żeby nauczyć się szanować innych.

Tak, wiem, że z kolei rodzą się inne lęki, inni obcy - np. islamscy terroryści. No cóż, droga do doskonałości jest trudna i daleka. I kto wie, czy nie prowadzi donikąd...

Ale i tak trzeba mieć nadzieję, że możemy się jakoś dogadać.

konto usunięte

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Bardzo ciekawy temat :)) dziekuje Ci Beata,ze wypowiedzialas cos co i ja nosze w sobie...moge odpowiedziec na Twoje pytanie na bazie moich osobistych doswiadczen-tych w pierwszej osobie jak i z obserwacji.

Piszesz:

"Czy nie da się na pewnym stopniu rozwoju intelektualnego powiedzieć - nie akceptuję twoich poglądów ani Twojego postępowania, przeraża mnie twoje podejście do pewnych spraw, ale to nie znaczy, że uważam, iż jesteś głupi"...

Pierwsza sprawa to wychowanie...cala matryca, ktora w nas siedzi pochodzi z pierwszych lat zycia. Klimaty, ktorymi oddychamy w dziecinstwie procentuj w przyszlym zyciu. Potem wszystko zalezy od tego na ile jestemy swiadomi i zauwazamy w sobie rzeczy, ktore nas uwieraja i ktorych chcielibysmy sie pozbyc by nam sie lepiej zylo z innymi. Na ile jest nam to potrzebne, na ile chcemy , na ile potrafimy to zmienic...Czy wogole to zauwazam w sobie? czy mam na tyle samokrytyki by miec sile stwierdzic,ze to ja powinnam sie zmienic a nie inni. Czy w jakis sposob dostrzegam mozliwosc zmiany mojego podejscia do drugiej osoby, do szacunku do jej pogladow, jej innosci....czesto istnieje olbrzymia blokada, ktora nie pozwala na to by w ogole dostrzec problem. Innym dobrze z ta klotliwoscia, inni czuja sie Alfa i Omega i uwazaja,ze to oni maja absolutna racje...To wszystko sprowadza sie wciaz do jednego: SWIADOMOSCI. U jednych jest wieksza u innych mniejsza. Sa ludzie, ktorzy w swoich kompleksach nizszosci musza krytykowac innych by podbudowac wlasne ego-ale nie sa tego wlasnie swiadomi- sa otwarta ksiazka dla tych, ktorzy te sprawy maja opanowane.Dlatego nie wchodzimy za mocno w dyskusje z tymi, ktorzy nie umieja inaczej :))
Ja tez bym chciala jak Ty, by mozna bylo dyskutowac z klasa- bo kazda wymiana pogladow buduje- lecz bardzo trudno o ludzi, ktorzy nie potrzebuja potwierdzenia jacy sa madrzy i wspaniali zachowujac sie agresywnie i niegrzecznie na forum. Jesli akceptujemy i kochamy wlasna osobe w zdrowy sposob wowczas potrafimy robic to samo w stosunku do innych :))Marta G. edytował(a) ten post dnia 30.07.11 o godzinie 14:56
Artur Królica

Artur Królica "Droga przesady
wiedzie do pałacu
mądrości (William
Blake)

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Jednak wśród codziennej, chamskiej często kopaniny na GL zdarzają się także wspaniałe pojedynki bokserskie na naprawdę wysokim poziomie sportowym ;))
Gdyby tak zupełnie usunąć z dyskusji emocje, argumenty ad hominem a nawet ad personam, to spór nie tylko przestały być ciekawy, ale straciłby także walory poznawcze.
Dzisiaj w dobie poprawności politycznej mamy często do czynienia z deklamacją, stosowaniem w dyskusjach jakiś gotowych schematów myślowych. Zaostrzenie dyskusji bywa formą sprawdzianu, na ile ktoś, z kim dyskutujemy, ma swój pogląd przetrawiony, "przeparty przez ciało", daje jakąś odpowiedź na pytanie, czy przeciwnik jest kimś określonym, czy wieszakiem na cudze formy światopoglądowe.
Fora dyskusyjne to jednak miejsce walki - dlaczego miałoby być tu szczególnie "bezpiecznie"?

konto usunięte

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Nie ma jednej poprawności politycznej. W Polsce mamy do czynienia z prawicową poprawnością polityczną, gdzie płód został zastępiony przez dziecko poczęte, a ciąża w wyniku gwałtu przez ciąże w wyniku przestępstwa.
Język zawsze jest istotny dla znaczenia i oceny terminów, zjawisk społecznych. Tak naprawdę polityczna poprawność istnieje od zawsze. Kiedy Nowak nazywa sektami nowe ruchy religijne (aby je negatywnie naznaczyc), to nie różni się od Rzymian, którzy nazywali chrześcijaństwo zabobonem. Polityczna poprawność jest tak samo stara jak świat

konto usunięte

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Tak naprawdę dyskusja bardzo często służy nie dyskusji a utwierdzaniu się w swoich poglądach. To dlatego ludzie często nie wchodzą w dyskusję a przedstawiają jedynie co sami myślą

konto usunięte

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Artur Królica:
>Jest duzo racji w tym co piszesz Artur-chodzi jednak o to by nie bylo chamstwa-mozna sie zagrzac ale na poziomie-dyskusja jest sztuka a niewiele osob ja posiadlo. Poza tym kazdy wchodzi na forum w innym celu-jeden by utwierdzic sie we wlasnych przekonaniach, drugi by przekonywac innych, trzeci by uczyc sie czegos nowego itp...nie ma wspolnego interesu w zwiazku z tym i dyskusje beda czasem popaprane ...
Beata S.

Beata S. wykładowca
akademicki

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Artur Królica:
Jednak wśród codziennej, chamskiej często kopaniny na GL zdarzają się także wspaniałe pojedynki bokserskie na naprawdę wysokim poziomie sportowym ;))
Gdyby tak zupełnie usunąć z dyskusji emocje, argumenty ad hominem a nawet ad personam, to spór nie tylko przestały być ciekawy, ale straciłby także walory poznawcze.
Dzisiaj w dobie poprawności politycznej mamy często do czynienia z deklamacją, stosowaniem w dyskusjach jakiś gotowych schematów myślowych. Zaostrzenie dyskusji bywa formą sprawdzianu, na ile ktoś, z kim dyskutujemy, ma swój pogląd przetrawiony, "przeparty przez ciało", daje jakąś odpowiedź na pytanie, czy przeciwnik jest kimś określonym, czy wieszakiem na cudze formy światopoglądowe.
Fora dyskusyjne to jednak miejsce walki - dlaczego miałoby być tu szczególnie "bezpiecznie"?

Ten komentarz bardzo wiele mi wyjaśnił. A więc "chleba i igrzysk"? Teraz rozumiem, o co chodzi. Czyli to trochę jak zawody sportowe, w których jedni walczą, inni im kibicują; a że niektóre walki zamieniają się już w boje gladiatorów, w których ktoś powinien polec...
Czyli nawet na polu intelektualnym pozostajemy na etapie jakże pierwotnej walki...

Od razu wyjaśnię - jestem absolutnym przeciwnikiem poprawności politycznej; zamykając usta mądrym ludziom budzimy psychopatyczne skłonności tych, którym i tak nikt nie zamknie ust. Stąd te haniebne wpisy na anonimowych forach internetowych. Człowiek ma prawo powiedzieć, że coś mu nie odpowiada - zarówno u przedstawicieli większości, jak i mniejszości (narodowych, religijnych, seksualnych; bez znaczenia i bez wyjątków). Nie powinno być wyjętych spod ogólnego prawa do krytyki. Pod tym względem rzeczywiście cywilizacja zachodnia sięgnęła już dawno poziomu absurdu.

Ale zgadzam się z Robertem - chyba wiele osób wchodzi na fora tylko po to, żeby się utwierdzić w swoich poglądach; wcale nie po to, żeby się rozwinąć i czegokolwiek nauczyć.

Nie sądzicie, że trudno się uczyć w trakcie walki, kiedy adrenalina zalewa mózg? Obawiam się, że ta uwielbiana przeze mnie idea dyskusji (idea, bo z praktyką też bywało różnie) niektórych starożytnych Greków, która opiera się na zasadach etyki, gdzie nie ma prawdy bez dobra, piękna, to w tym kontekście mrzonka idealistów, którzy wierzą, iż człowiek jest w stanie odciąć się od swoich pierwotnych instynktów...
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Artur Królica:
Zaostrzenie dyskusji bywa formą sprawdzianu, na ile ktoś, z kim dyskutujemy, ma swój pogląd przetrawiony, "przeparty przez ciało", daje jakąś odpowiedź na pytanie, czy przeciwnik jest kimś określonym, czy wieszakiem na cudze formy światopoglądowe.
Fora dyskusyjne to jednak miejsce walki - dlaczego miałoby być tu szczególnie "bezpiecznie"?
Zgadzam się z powyższym. Uważam, że ostre dyskusje są ciekawsze poznawczo. Mnie kilka razy zdarzyło się zmodyfikować wyjściowy pogląd pod wpływem ostrej wymiany zdań. Natomiast rozmówcy poklepujący się po plecach, podkreślający na każdym kroku "prawo do wyrażania własnych poglądów" (jakby w dyskusji na forum istniała w ogóle możliwość odebrania tego prawa przez kogoś nie będącego moderatorem), maskują w ten sposób czasem słabe przygotowanie merytoryczne, brak przemyślenia tematu itp.
Dyskusji zawsze szkodzi szufladkowanie. Przeszkadza w przedstawianiu poglądów oryginalnych. Jeżeli dla kogoś wszelkie możliwe opcje zostały już zawarte na łamach Gazety Wyborczej, Naszego Dziennika i Gazety Polskiej, a teraz dyskusja toczy się jedynie o to, by wyperswadować opcji zgodnej z określoną linią, to nie warto z kimś takim gadać. Podobnież jak nie warto gadać z Krąpcowym tomistą o filozofii, bo i tak wiadomo, że nazwie cię "idealistą", cokolwiek byś nie powiedział. ;)
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Beata Stróżyńska:
Nie sądzicie, że trudno się uczyć w trakcie walki, kiedy adrenalina zalewa mózg? Obawiam się, że ta uwielbiana przeze mnie idea dyskusji (idea, bo z praktyką też bywało różnie) niektórych starożytnych Greków, która opiera się na zasadach etyki, gdzie nie ma prawdy bez dobra, piękna, to w tym kontekście mrzonka idealistów, którzy wierzą, iż człowiek jest w stanie odciąć się od swoich pierwotnych instynktów...

Problem w tym, że dziś, być może poza salami wykładowymi (i to nie wszystkimi), nie ma miejsca, gdzie kulturalne dyskusje na poziomie prowadzić. W Internecie ma Pani tylko taki wybór - albo pseudo-dyskusja, gdzie wymiana zdań ogranicza się do "Mam pogląd X", "A ja sądzę Y", "To fajnie, może kiedyś pójdziemy na piwo, jak wpadnę do Twojego miasta", albo jest to cięta dyskusja na określony temat naładowana emocjami. Z dwojga złego cięta, emocjonalna dyskusja jest bardziej pouczająca od pseudo-dyskusji.

Mocne sformułowania mają poza tym swoje piękno. Nawiązując do Pani działki, miłośnik "trudnych" kompozytorów, np. Mahlera, może powiedzieć następujące zdanie "Muzyka Lehara jest w moim osobistym odczuciu mało wyrafinowana". Nikogo to nie obrazi, ale również nie ma tu z czym dyskutować. A może wyrazić swoją ocenę tak: "Lehar
komponował maistreamowy pop swoich czasów, nie wart więcej, niż piosenki Toma Jonesa, czy Madonny." Może jest to nieco krzywdzące wobec kompozytora, niektórzy miłośnicy Lehara mogą czuć się urażeni, ale jest przynajmniej o czym podyskutować.Mikołaj Gołembiowski edytował(a) ten post dnia 31.07.11 o godzinie 17:43
Beata S.

Beata S. wykładowca
akademicki

Temat: dyskusje (nie)etyczne

Można też powiedzieć, że się nie kocha Mozarta, że ma mu się do zarzucenia mnóstwo rzeczy, czasami naprawdę bardzo ciężkiego kalibru, i zapewniam, że w moim środowisku to świętokradztwo. A ja poprowadziłam taki Hyde Park na wielkiej konferencji naukowej. Postawiłam tezy, po których prawie wszyscy najchętniej wyrzuciliby mnie z sali, a jednak tak się nie stało. Udało się podyskutować z ogromnymi emocjami, ale nikt nikogo nie obraził. Dlatego nikt mnie nie przekona, że się nie da. Da się, głowy mogą być rozpalone do czerwoności, ale to nie ma nic wspólnego z przekreślaniem człowieka, z którym się rozmawia.
Natomiast ja - jak pisałam dzisiaj rano - zrozumiałam już chyba, o co chodzi. Wydaje mi się, że panowie (bo chyba jednak głównie mężczyźni) po prostu traktują dyskusję jako walkę, to ma być taki rodzaj sportu. Tyle tylko, że tu nie grają mięśnie, ale intelekt. Wciąż jednak chodzi o zwycięstwo nad przeciwnikiem. Może się mylę, ale tak odczytałam niektóre wypowiedzi. Nie piszę, że to gorszy sposób podejścia. Po prostu inny. Jak rozumiem, musi być odpowiednia dawka adrenaliny, żeby było ciekawie, a ta adrenalina wydziela się w większych ilościach wtedy, kiedy jest przeciwnik i cel - pokonanie go. Oczywiście są dyskusje na najwyższym poziomie (te meandry nauki to dobry przykład; tam można się naprawdę wiele nauczyć), są też takie, które bywają miejscami po prostu żenujące, bo brak argumentów zastępuje się niegrzecznością, ale to wciąż ring.

No cóż, żeby być wierna swoim ideałom, mogę tylko uznać, że świat jest różnorodny i każdy z nas ma prawo do innego podejścia. Bo gdybym teraz potępiła to "męskie", twarde podejście, to sama bym się wykazała brakiem tolerancji. A ja nie chcę walczyć. Chcę zrozumieć.
Oczywiście każdy z nas ma prawo wyboru i możemy pisać zarówno tam, gdzie się toczą ciężkie boje, jak i tam, gdzie jest bezpiecznie.

Następna dyskusja:

"Nie dla idiotów!"




Wyślij zaproszenie do