Temat: Wyjechałam...

Gdy poznałam mojego męża wreszcie poczułam, że żyję, że TO JEST TO i że wreszcie dostalam od życia szansę i że od teraz już wszystko będzie ok, bo we dwoje będziemy dzielić wszelki troski i radości. Nigdy wcześniej w nikim nie miałam takiego przyjaciela i takiego wsparcia. Zdecydowaliśmy się wyjechać z Polski, żeby mieć szansę na lepsze życie i na realizację swoich pasji i marzeń. Zaryzykowaliśmy wszystko, pożyczyliśmy trochę pieniedzy na wyjazd. Po miesiącu od przyjazdu okazało się, że jestem w ciązy. Nie mamy tu nic - domu, pieniędzy, samochodu (a wszędzie jest daleko, nawet do marketu i jestesmy uzależnienieni od znajomych). Mieszkamy u kolegi mojego meza, ale z wizja wypowiedzenia i w kazdej chwili mozemy znalezc sie pod mostem. Pozwolenie na prace mojego meza przyjdzie za ok miesiac lub dwa. Ja na razie nie mam jeszcze zadnych papierow, moge tu byc legalnie do konca waznosci mojej wizy lub jesli uda nam sie przeprowadzic w tym czasie sprawe to wtedy zostane legalnie. Ale i tak nie mam ubezpieczenia. Podczas ciazy musze byc pod stala opieka, bo mam przewlekla chorobe, ktora musi byc pod kontrola. Maz powiedzial, ze jakakolwiek decyzje podejme, bedzie mnie wspieral. Ale ze jest to decyzja bardziej moja niz jego, ze on nie moze mic narzucic. Boje sie, ze jak usune, to juz nie bedziemy mogli miec dzieci, mam juz 35 lat. Z drugiej strony jak mam sprowadzic na swiat dziecko, ktoremu nie moge nic zapewnic? I wiem, ze jesli urodze, to nic tu nie osiagne, przez pierwsze lata kiedy jest najwieksza szansa na poznawanie ludzi, nawiazywanie kontaktow, prace, ja osiade w domu... i juz zostane, dziecko wyssie ze mnie energie i skoncze jako sfrustrowana matka, ktora nic oprocz urodzenia dziecka w zyciu nie osiagnela. Z drugiej strony bede tylko ciezarem dla meza... Na domiar tego w ciazy moje choleryczne usposobienie jest jeszcze bardziej choleryczne i jestem sama dla siebie nie do wytrzymania. Wczoraj wykrzyczalam mezowi, ze mi zjadl kanapke, ktora chcialam zjesc, chociaz jedzenia w lodowce nie brakowalo. Wyszlam i bladzilam 1,5h po ulicach w nocy. Przyjechalam tu z taka nadzieja i takimi marzeniami, a teraz czuje jakby ktos mi zalozyl petle na szyje... Opcja 1 utrzymac ciaze i klepac biede, ryzykujac dodatkowo ze cos mi sie stanie w czasie ciazy. Wiem, ze tu zaczna sie problemy miedzy nami, bo brak pieniedzy zawsze niesie problemy i klotnie. Opcja 2 aborcja z ewentualnymi konsekwencjami w postaci wyrzutow sumienia lub niemoznosci zajscia w ciaze w przyszlosci. Opcja 3 wracam do Polski sama, urodze pod nazdzorem lekarzy, ale bede wiesc marne zycie samotnej matki na zasilku. Opcja 4 skonczyc z tym wszystkim w cholere... Ale tak bardzo go kocham, ze wiem, ze by go to zranilo i obwinialby sie o to...
Gośka J.

Gośka J. Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...

Temat: Wyjechałam...

A co by było, gdybyś na czas ciąży i porodu wróciła do Polski do rodziców a mąż postarałby się ułożyć Wam życie tam, czyli znaleźć pracę, mieszkanie, itd...i ściągnąłby Ciebie tam z dzieckiem?

Temat: Wyjechałam...

Nie bardzo mogę liczyć na rodziców, są rozwiedzeni, ojciec ma inną kobietę, która "nie trawi" mnie i mojej siostry, rzadko się widujemy. Z matką... było różnie, raczej gorzej niż lepiej, raz nawet wyrzuciła mnie z domu, od tamtego czasu już nigdy mieszkać tam nie wróciłam, choć stosunki wróciły do "politycznie poprawnych", ale tylko tyle. Generalnie z rodziną to na zdjęciu, to był jeden z czynników, które wpłynęły na decyzję o wyjeździe, po prostu nic mnie tam nie trzymało... I jeśli wrócę, to nie mogę tak naprawdę na nikogo z rodziny liczyć, tyle, że miałabym ubezpieczenie i dostęp do lekarza/szpitala, chociaż w polskich warunkach to i z tym jest różnie, więc nie jest to argument, który bardzo do mnie przemawia na korzyść powrotu.
Gośka J.:
A co by było, gdybyś na czas ciąży i porodu wróciła do Polski do rodziców a mąż postarałby się ułożyć Wam życie tam, czyli znaleźć pracę, mieszkanie, itd...i ściągnąłby Ciebie tam z dzieckiem?
Aneta S.

Aneta S. trener, doradca
zawodowy, coach

Temat: Wyjechałam...

Patrycja Kasznicka:

Nie są proste do rozwiązania te Twoje dylematy, Patrycjo, to fakt.
Rozumiem, że nie oczekujesz od tego miejsca podanej na tacy odpowiedzi, co masz zrobić.
I bardzo słusznie, bo to Ty pozostaniesz finalnie odpowiedzialna za własne decyzje i Ty będziesz się z tą odpowiedzialnością borykać.
Osobiście mogę Ci napisać jedynie, co widzę, albo, co sama robię w sytuacjach, kiedy wydaje mi się, że każdy mój wybór będzie się wiązał z moją rezygnacją z czegoś mniej lub bardziej ważnego.

Na to, jak podejmujemy decyzje zwykle mają wpływ tylko trzy rzeczy - emocje, inni ludzie i nasza osobista hierarchia wartości.

Piszesz o swoich emocjach, że są teraz silne i raczej negatywne. Z jednej strony to zapewne wynik ciąży i burzy hormonów, z drugiej tego, że czujesz się pod presją, być może w lęku, albo niepokoju wielkiej niewiadomej, która przed Tobą.
Te emocje nie pomagają podjęciu racjonalnej decyzji, wiesz, takiej, którą się podejmuje metodą - plusy i minusy i co się bardziej kalkuluje.
Tym bardziej, że decyzja o dziecku to przecież coś bardziej skomplikowanego niż czysta ekonomia i Twoje podejście do niej jest tu może i ważniejsze, niż wszystko inne.
Zawsze uważałam, że dla dziecka najważniejsze jest, żeby było chciane i kochane, ale wiem, że nie każde chcenie i miłość rodzą się w jednej chwili, na pstryk, że czasem trzeba dać temu chceniu i miłości trochę czasu.
Ty jednak, potencjalnie, nie masz go za dużo. Niemniej już teraz możesz wsłuchać się siebie i spostrzec, poczuć czy gdzieś tam, obok tego, co negatywne, kryje się choć odrobina pozytywu - nadziei, radości, wiary.

Piszesz, że na rodzinę nie możesz liczyć.
No, cóż, to będzie przykre, co napiszę, ale uważam, że na swojego partnera niestety również.
Decyzja o dziecku, to decyzja obojga rodziców, nie jednego z nich. Mąż dając Ci wolną rękę tak naprawdę pozostawił cię samej sobie.

No i hierarchia wartości.
Gdzie w swojej tak naprawdę, naprawdę lokujesz dziecko?
W ogóle?
Teraz?

A co robię ja, kiedy mi się wydaje, że za nic nie potrafię wybrać?
Być może wyda Ci się to szalone, ale postanawiam... rzucić monetą.
Sama świadomość tego, że mogłabym decydowanie o sobie powierzyć losowi sprawia, że naraz wyostrza mi się intuicja i bez losowych zagrywek potrafię dojść do określonych wniosków.
Oczywiście nie zawsze okazują się one właściwe, ale to już inna bajka.

Mocno trzymam za Ciebie kciuki.
Beata B.

Beata B. właściciel, Beata
Brzezicka. Biuro
Brzeziccy

Temat: Wyjechałam...

Patrycja, czy Ty czujesz się kochana przez męża?
To, że sama kochasz, to jedno, ale czy czujesz się kochana, to zupełnie co innego..

Mąż powinien wiedzieć jakie Tobą targają emocje w związku z tym wyjazdem, niedostatkiem ekonomicznym, brakiem bezpieczeństwa i jakiegokolwiek "przynależenia". A może się dowiedzieć tego tylko od Ciebie, bo sam albo się nie domyśli, albo minie się z Twoją prawdą o tym co czujesz.

Co do dziecka...

To nieprawda, że są tylko dwie opcje: urodzić, lub usunąć.
Możesz przecież urodzić i oddać do adopcji, a wcześniej zgłosić się do agencji adopcyjnej, która znajdzie rodziców czekających na białego, zdrowego noworodka i pokryje koszty, skoro to pieniądze są prawdziwym powodem tego, że sama tego dziecka nie chcesz.

Masz dostęp do internetu, dosyć sprawnie wyrażasz myśli, więc może mogłabyś sprzedać swoją opowieść jakiejś gazecie, albo pisząc bloga?

Co do opcji czwartej....

Korzystałaś kiedykolwiek z psychologa? Grupy wsparcia?
Nagromadziłaś przez całe życie masę emocji, otoczyłaś serce kamiennym kręgiem i wciąż przychodzi Ci do głowy najszybsze rozwiązanie: uciec, żeby nic nie czuć, nie dać się zranić.
Jesteś w Stanach, czy gdzie?
Zresztą to nie ma wielkiego znaczenia, bo wszędzie są grupy wsparcia.
Gośka J.

Gośka J. Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...

Temat: Wyjechałam...

Patrycja Kasznicka:

Patrycjo a co potrafisz robić? Masz jakieś szczególne "uzdolnienia", co mogłabyś w domu wykorzystać i przy tym zarabiać?

Temat: Wyjechałam...

Chyba nie zdążę odpowiedzieć pojedyńczo każdej z Was, bo mam tylko kilka minut, ale dziękuję za wszystko, co napisałyście.

Jedziemy do kliniki aborcyjnej. Zobaczymy. Jestem przekonana na 95%. Jadą z nami dwie dziewczyny jako wsparcie - żony najbliższych przyjaciół męża. Jedna z nich miała zabieg dwukrotnie, ma dwójkę dzieci, druga jedno i nie miała. Jeśli to ma jakieś znaczenie... dla mnie ma takie, że nie będą to dwie osoby, które są "po" i będą mnie do czegoś namawiać.

Rzut monetą, która nota bene wypadła mi z ręki podczas żonglowania, wyszedł na "tak". Ale i tak wszystko wyjaśni się na miejscu, postaram się wsłuchać w moją intuicję, która raczej mnie nie zawodzi.

Dziękuję za wszystko :)

Temat: Wyjechałam...

Beata B.:
Patrycja, czy Ty czujesz się kochana przez męża?
Tak, bardzo.
To, że sama kochasz, to jedno, ale czy czujesz się kochana, to zupełnie co innego..

Mąż powinien wiedzieć jakie Tobą targają emocje w związku z tym wyjazdem, niedostatkiem ekonomicznym, brakiem bezpieczeństwa i jakiegokolwiek "przynależenia". A może się dowiedzieć tego tylko od Ciebie, bo sam albo się nie domyśli, albo minie się z Twoją prawdą o tym co czujesz.
On wie, dużo o tym rozmawiamy.


Co do dziecka...

To nieprawda, że są tylko dwie opcje: urodzić, lub usunąć.
Możesz przecież urodzić i oddać do adopcji, a wcześniej zgłosić się do agencji adopcyjnej, która znajdzie rodziców czekających na białego, zdrowego noworodka i pokryje koszty, skoro to pieniądze są prawdziwym powodem tego, że sama tego dziecka nie chcesz.
Noworodek nie będzie biały, nie powiedziane, że będzie zdrowy, w pierwszym okresie (jeśli przejmie moje przeciwciała odpowiedzialne za chorobę) może u niego wystąpić zagrożenie życia, a moja ciąża jest ciążą wysokiego ryzyka, więc nie wiem czy to w ogóle podchodzi pod akceptację przez taką agencję, raczej wybierane chyba są kobiety zdrowe...


Masz dostęp do internetu, dosyć sprawnie wyrażasz myśli, więc może mogłabyś sprzedać swoją opowieść jakiejś gazecie, albo pisząc bloga?
Powiedz mi gdzie mam tego szukać, bo czasami mam wrażenie, że moje życie to film... Spisanie tego siedzi w mojej głowie, chociaż do bloga nie mam już cierpliwości (pisałam przez 5 lat).


Co do opcji czwartej....

Korzystałaś kiedykolwiek z psychologa? Grupy wsparcia?
Nagromadziłaś przez całe życie masę emocji, otoczyłaś serce kamiennym kręgiem i wciąż przychodzi Ci do głowy najszybsze rozwiązanie: uciec, żeby nic nie czuć, nie dać się zranić.
Jesteś w Stanach, czy gdzie?
Zresztą to nie ma wielkiego znaczenia, bo wszędzie są grupy wsparcia.
Tak, kiedyś w Polsce, bo moje doswiadczenia rodzinne i choroby, pobytów w szpitalu, bycia jedną nogą po tamtej stronie, OIOMu, to są doświadczenia, które bardzo odciskają się na psychice. Tutaj - nie wiem, nie szukałam...

konto usunięte

Temat: Wyjechałam...

Szkoda....oddaj dziecko mi, proszę.
Gośka J.

Gośka J. Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...

Temat: Wyjechałam...

Patrycja Kasznicka:
Jedziemy do kliniki aborcyjnej. Zobaczymy. Jestem przekonana na 95%.

Jakąkolwiek decyzję podejmiesz to jesteśmy z Tobą. To nie koniec świata. Jeśli masz oparcie w mężu to przetrwasz trudne chwile, po których z pewnością zaświeci słońce. Tylko Ty wiesz, co dla Ciebie najlepsze. Na pewno jeszcze lekarz z Tobą porozmawia i pomoże Ci podjąć odpowiednią decyzję. Jeśli zadecydujesz jednak zatrzymać dziecko to może w Anglii jest jakaś pomoc społeczna?
Niemniej to Twoja decyzja. Trzymaj się i pisz, jeśli będziesz chciała.
Gośka J.

Gośka J. Urząd
Wojewódzki/Wydział
Bezpieczeństwa i
Zarządzania Kr...

Temat: Wyjechałam...

Patrycja Kasznicka:

Tak, kiedyś w Polsce, bo moje doswiadczenia rodzinne i choroby, pobytów w szpitalu, bycia jedną nogą po tamtej stronie, OIOMu, to są doświadczenia, które bardzo odciskają się na psychice.

Po pierwsze powinnaś myśleć o sobie i swoim zdrowiu a potem o całej reszcie.

Temat: Wyjechałam...

Aneta S.:
Patrycja Kasznicka:

Nie są proste do rozwiązania te Twoje dylematy, Patrycjo, to fakt.
Rozumiem, że nie oczekujesz od tego miejsca podanej na tacy odpowiedzi, co masz zrobić.
I bardzo słusznie, bo to Ty pozostaniesz finalnie odpowiedzialna za własne decyzje i Ty będziesz się z tą odpowiedzialnością borykać.
Osobiście mogę Ci napisać jedynie, co widzę, albo, co sama robię w sytuacjach, kiedy wydaje mi się, że każdy mój wybór będzie się wiązał z moją rezygnacją z czegoś mniej lub bardziej ważnego.

Na to, jak podejmujemy decyzje zwykle mają wpływ tylko trzy rzeczy - emocje, inni ludzie i nasza osobista hierarchia wartości.

Piszesz o swoich emocjach, że są teraz silne i raczej negatywne. Z jednej strony to zapewne wynik ciąży i burzy hormonów, z drugiej tego, że czujesz się pod presją, być może w lęku, albo niepokoju wielkiej niewiadomej, która przed Tobą.
Te emocje nie pomagają podjęciu racjonalnej decyzji, wiesz, takiej, którą się podejmuje metodą - plusy i minusy i co się bardziej kalkuluje.
Tym bardziej, że decyzja o dziecku to przecież coś bardziej skomplikowanego niż czysta ekonomia i Twoje podejście do niej jest tu może i ważniejsze, niż wszystko inne.
Zawsze uważałam, że dla dziecka najważniejsze jest, żeby było chciane i kochane, ale wiem, że nie każde chcenie i miłość rodzą się w jednej chwili, na pstryk, że czasem trzeba dać temu chceniu i miłości trochę czasu.
Ty jednak, potencjalnie, nie masz go za dużo. Niemniej już teraz możesz wsłuchać się siebie i spostrzec, poczuć czy gdzieś tam, obok tego, co negatywne, kryje się choć odrobina pozytywu - nadziei, radości, wiary.

Piszesz, że na rodzinę nie możesz liczyć.
No, cóż, to będzie przykre, co napiszę, ale uważam, że na swojego partnera niestety również.
Decyzja o dziecku, to decyzja obojga rodziców, nie jednego z nich. Mąż dając Ci wolną rękę tak naprawdę pozostawił cię samej sobie.
Nie czuję się pozostawiona sama sobie. Dużo rozmawialiśmy, na tak, na nie, emocje, ekonomia... Uważam, że jego powiedzenie, że wesprze każdą moją finalną decyzję, jest dojrzałe z jego strony. Nie zaakceptowałabym faceta, który namawiałby mnie do urodzenia dziecka, by poczuć się dumnym tatą lub który za wszelką cenę przekonywałby mnie do usunięcia. Wiem, że nim też targały emocje, widziałam jak się cieszył, kiedy zrobiliśmy test, z jaką radością i czułością mnie dotykał i traktował - inną niż wcześniej. Powiedział, że ja dla niego jestem najważniejsza i ja mam być przede wszystkim szczęśliwa i spełniona - jeśli to oznacza urodzenie, ok, ale jesli nie, to też ok. Wczoraj w nocy jak o tym rozmawialiśmy, powiedział mi, że nawet jeśli zejdę z fotela w ostatniej chwili, to on to zrozumie.

No i hierarchia wartości.
Gdzie w swojej tak naprawdę, naprawdę lokujesz dziecko?
W ogóle?
Teraz?
Kiedyś nie chciałam mieć dzieci. Nigdy nie czułam pociągu to macierzyństwa, nie jestem jedną z tych kobiet, które pochylają się nad wózkiem i mówią ciuciuciuciu. Odkąd poznałam męża, wiem, że chcę mieć z nim dziecko, ale jeszcze nie teraz, w ogóle tak, ale nie teraz, chcę też własnego spełnienia.
Choroba, o której wspominałam, na lata uziemiła mnie w domu. Zdecydowałam się na wyjazd, bo choroba nieco odpuściła, mogę wieść normalne życie pod warunkiem dbania o siebie, ale normalne, nie jak kiedyś, że były okresy, że nie mogłam nawet sama jeść. Chciałabym "odzyskać" kilka lat, pożyć pełną piersią, poznawać, iść na całość, robić to, na co kiedyś nie mogłam sobie pozwolić ani nawet o tym pomyslec...

A co robię ja, kiedy mi się wydaje, że za nic nie potrafię wybrać?
Być może wyda Ci się to szalone, ale postanawiam... rzucić monetą.
Sama świadomość tego, że mogłabym decydowanie o sobie powierzyć losowi sprawia, że naraz wyostrza mi się intuicja i bez losowych zagrywek potrafię dojść do określonych wniosków.
Oczywiście nie zawsze okazują się one właściwe, ale to już inna bajka.

Mocno trzymam za Ciebie kciuki.
Dzięki! :)
Joanna Małgorzata W.

Joanna Małgorzata W. Wiceprezes
Zarządu/Dyrektor
zarządzający J4J Sp
z o.o.

Temat: Wyjechałam...

Nie zazdroszczę Ci dziewczyno bo wyglada na to,ze Twoje problemy sie nagromadziły....są takie sytuacje w zyciu gdy czujemy się jak w zakletym kręgu, z którego nie mozna się wyrwać, im dłuzej o tym myślimy tym bardziej jesteśmy przytłoczeni a wymyslona przez nas pułapka zaciska się coraz bardziej..z Twojej opowieści wynika,ze nie masz na kogo liczyć poza meżem, ze nie masz rodziny, przyjciol, którzy mogliby pomóc finansowo, mieszkaniowo, emocjonalnie etc...a wiesz jak wielu ludzi nie ma na kogo liczyć? i teraz wyobraz sobie chora kobieta w ciazy, bez pieniedzy, bez pracy i bez...partnera..tylko sie pociąć...To,ze masz wspacie w meżu to wielki dar, takie uczucia naprawde przenoszą góry a twoje połozenie choć wydaje się beznadziejne moze takie nie jest, to kwestia Twojego postrzegania, które teraz dodatkowo jest zaburzone przez hormony.
Zmierzam do tego, ze jeśli masz to co w zyciu najwazniejsze - miłosć, szczesliwie zaszłaś w ciaże ( w Twoim wieku to wcale nie takie oczywiste, cos o tym wiem) to moze warto jednak przemyslec decyzje o usunięciu...moze tak być, ze już nie bedziesz mogła mieć dziecka, przez Twoją chorobę, wiek lub aborcję..moze się zdarzyć, ze za kilka mcy Wasza sytuacja się nagle lub stopniowo poprawi i wtedy moze przyjsc refleksja, szanuje Twoją decyzje jakąkolwiek podejmiesz ale prosze - przemysl to jeszcze, przemysl mozliwosć oddania dziecka do adopcji jesli naprawde go nie chcesz lub jeśli Wasza sytuacja nie pozwoli Wam go utrzymać. Znajdź tez koniecznie mce, do którego mozesz udac sie po wsparcie psychologiczne.
Aneta S.

Aneta S. trener, doradca
zawodowy, coach

Temat: Wyjechałam...

Patrycja Kasznicka:
Nie czuję się pozostawiona sama sobie.

Bo jesteś silna? Może silniejsza od swojego męża?
Dlaczego tak sądzę?
Wspierający partner powiedziałby tak: jestem przy Tobie i razem, nie ma bata, na pewno sobie poradzimy. Wziąłby odpowiedzialność za swoje postępowanie i jego skutki.
Wspierają ci, którzy się uważają za mocnych.
Akceptujący mówią: zrobisz, co uznasz za słuszne, pozwalając w ten sposób na bycie samodzielnym, ale i samym.
Chciałabym "odzyskać" kilka lat, pożyć pełną piersią, poznawać, iść na całość, robić to, na co kiedyś nie mogłam sobie pozwolić ani nawet o tym pomyslec...

Tak czułam.:)
Bardzo podoba mi się Twoja szczerość wobec siebie.:)

Życzę Ci w dalszej perspektywie szczęścia i spełnienia wszystkich marzeń, a w bliższej zdrowia i spokoju.:)

Serdeczności.:)

konto usunięte

Temat: Wyjechałam...

Patrycja Kasznicka:
Zdecydowaliśmy się wyjechać z
Polski, żeby mieć szansę na lepsze życie i na realizację swoich pasji i marzeń. Zaryzykowaliśmy wszystko, pożyczyliśmy trochę pieniedzy na wyjazd. Po miesiącu od przyjazdu okazało się, że jestem w ciązy. Nie mamy tu nic - domu, pieniędzy, samochodu (a wszędzie jest daleko, nawet do marketu i jestesmy uzależnienieni od znajomych). Mieszkamy u kolegi mojego meza, ale z wizja wypowiedzenia i w kazdej chwili mozemy znalezc sie pod mostem. Pozwolenie na prace mojego meza przyjdzie za ok miesiac lub dwa. Ja na razie nie mam jeszcze zadnych papierow, moge tu byc legalnie do konca waznosci mojej wizy lub jesli uda nam sie przeprowadzic w tym czasie sprawe to wtedy zostane legalnie. Ale i tak nie mam ubezpieczenia. Podczas ciazy musze byc pod stala opieka, bo mam przewlekla chorobe, ktora musi byc pod kontrola.

Dużo chaosu w tym Twoim życiu, zadbaj o swoje zdrowie i kąt do życia
to wydaje mi się najwazniejsze i powoli poukładasz swoje sprawy.



Wyślij zaproszenie do