Temat: Toksyczny zwiazek

Dzień dobry, chciałabym się podzielić z wami swoją historią. Jestem 3 lata po ślubie, męża znam 8 lat, i 2.5 roku po narodzinach córki. Gdzieś 2 lata temu dowiedziałam się o zdradzie męża 0.5 roku przed ślubem z jego byłą dziewczyną, z którą był uwaga 5 lat wcześniej. Poprostu kontakt się odnowił, pod pretekstem kłótni ze mną się do siebie zbliżyli. Potem byłam okłamywaną, że do niczego nie doszło póki ta dziewczyna mi nie powiedziała. Po konfrontacji mąż był w szoku, że jestem smutna bo przecież wybrał mnie, ze mną się ożenił i mamy śliczną córkę ... Myślałam, że umarłam w środku ale wybaczyłam dla nowego początku i nowej rodziny a on się z kolegami świetnie bawił chwilę po. Gdy mu mówiłam o swoich emocjach, mówił że tylko wracam do tematu i zaczyna żałować, że jednak mnie wybrał. Później złapałam go na kłamstwach jak umawiał się za plecami z innymi dziewczynami mnie okłamując, jak romansował i umawiał się przez telefon na "kawę" z inną ale nie doszło do tego bo za wcześnie wróciłam ... Niestety nie ufałam mu na tyle by nie sprawdzać jego telefonu. To mnie połamało i wyprowadziłam się do rodziców. Zaczął przepraszać, że już nigdy tego nie zrobi a po ślubie nie doszło do żadnego zbliżenia cielesnego z inną kobietą. Że ograniczy kontakty, da mi piny do każdego środka komunikacji. Zgodziłam się. Jednak zaczęły pojawiać się częściej incydenty innej natury. Zawsze dużo pracował ale jak zaczął łączyć to alkoholem to zaczynał robić sceny. A to brał wódkę i pasek by powiesić się na drzewie obok, a to z nożem latał i chciał się skrzywdzić, a to z pokoju córki wyszedł przez szklane drzwi i pociął sobie żyłe. Niezbędne było wezwanie pogotowia. Przy tym wszystkim, mówił że mnie nienawidzi, że jestem najgorszym co go w życiu spotkało, przyczyną wszelakich nieszczęść, że nie daje mu ciepła emocjonalnego, nie pozwalam mu się spełnić zawodowo, że już woli kurwie zapłacić i otrzymać od niej więcej ciepła i miłości. Może po pierwszej historii moje gorące uczucia miłości przygasły, wróciłam po macierzyńskim do pracy, po pracy zajmowałam się domem i dzieckiem. On pracował do 23 we własnej działalności gospodarczej. I liczył, że o tej godzinie przywitam go z radością i rozstawionymi nogami. Gdzie po całym dniu ogarniania wszystkiego i potrzeby wstania o 5 do pracy poprostu w tym czasie spałam. Prosiłam go by mi trochę pomógł. By wracał wcześniej. Mówił tylko, że nie może. Że to jest ważne, że to jest pilne. A dość często okazywało się, że pił z kolegami. W tygodniu przez telefon w jedynej drodze kontaktu był dla mnie podły. W niedzielę ( jedyny dzień wolny od pracy) musiał się wyspać do 14 a potem najlepiej mu nie przeszkadzać bo ogląda telewizję lub patrzy w telefon. Do zabaw z córką czy wyjść ze mną był proszony, kilka razy zmuszony by mi w czymś pomógł.... Nie skąpił mi słów nienawisci. Każda niedziela kiedy on miał być w domu była dla mnie zwiastunem nerwów, stresu, smutku. Chciałam normalnej ciepłej rodziny. Po ostatnim incydencie gdy wrócił po ciągu alkoholowym i zaczął chodzić z nożem, zadzwoniłam po jego kolegów. Zabrali go. A ja następnego dnia spakowałam rzeczy swoje i dziecka, i wyprowadziłam się do rodziców. Przepisałam już malą do żłobka obok i zaczynam zastanawiać się nad znalezieniem własnego kąta. Dałam mu jeszcze szansę bycia z nami, o ile zostawi swoją działalność, pójdzie do zwykłej pracy i przeprowadzi się w rejony zamieszkania moich rodziców. Niestety stwierdził, że jego osiągnięcia i biznes są dla niego ważniejsze i tego nie zostawi. Mówiłam też o terapii w związku z depresją. Wykupiłam mu psychoterapię online bo nie chciał iść stacjonarnie. Stwierdziła, że musi iść do psychiatry po dobre antydepresanty. I tu zaczęły się oskarżenia, że zostawiłam go w potrzebie. Ale mówił, że mnie nienawidzi i że jestem powodem jego problemów. Zaczął być coraz niebezpieczniejszy w formach swojego krzywdzenia się. Miałam z małym dzieckiem zostać? Oczekując na to aż przypadkiem zrobi krzywdę mnie lub malej. Lub by widziała brak szacunku i takie zachowanie ojca. Chce być dobrym przykładem dla dziecka. Czas płynie. On wg nie chce się do nas przeprowadzać tylko krzyczy, że robię mu pod górkę i nie może być obok dziecka. Miałam nadzieję, że jego rodzice się wstawią, sprzedadzą plac na którym pracuje. Ale wygląda na to, że nic sobie z tego nie robią. Może usłyszeli syna wcześniej, że mnie nienawidzi. Szczerze mówiąc nie zrobiłam temu człowiekowi w życiu nic złego. Jak szukam w pamięci. Prosiłam tylko o więcej czasu rodzinnego i do pomocy w domu w miłej atmosferze. Przeprowadziłam się po ślubie do niego by było mu łatwiej. O uszanowanie moich emocji po dowiedzeniu się prawdy. O bycie w stosunku do mojej osoby milszym i nie obrażanie mnie również na forum wśród innych. .... Eh. Sama nie wiem. On ma wobec mnie dziwne zarzuty. Że mu z biznesem nie pomagam (nie wiem kiedy bym miała na to jeszcze czas znaleźć), że go nie rozumiem, że nie mam czułości, że nie umiem mu pomóc. Mam wrażenie, że nigdy mnie nie kochał... Nigdy mu na mnie nie zależało. Ostatnia rocznica ślubu to było wyjście z pijanym nim na burgera, gdzie dalej mnie obrażał. Dałam sobie wtedy chociaż raz tę przyjemność zejścia do jego poziomu i mu kilka razy dość dobrze skontrowałam. A potem mimo, że była noc to wrócił do pracy skończyć coś ważnego. Powiedzcie mi może: Czy ja coś przegapiłam? Czy da się wg wykopać z relacji z takim człowiekiem trochę szacunku i dumy do samej siebie. Jest z tego typu osób, które robią na złosc jak nie robi się po ich myśli. Dlatego trochę mi groził jak go zostawiłam ale się nie ugięłam ;) i tu chyba pierwszy raz się do siebie uśmiechnęłam. Czy mogłam jakoś być przyczyną do takiego zwrotu akcji? Czy warto w cokolwiek mu uwierzyć? Czy jestem złą żoną i matką? Takie pytania ciągle mnie dręczą.