Paulina Judkowiak kobieta
Temat: rozterka dla psychologa
Witam zacnych znawców tematu i tych szukających odpowiedzi,Ja należę do tych zagubionych ostatnimi czasy.
W zeszłym roku zaczęła mi się historia z lękami. Już 3 lata wcześniej męczyły mnie bóle głowy, co znacznie wpływało na moje samopoczucie. Od małego byłam raczej słabo odporna na krytykę i dość wrażliwa. Jednak wbrew tym dziwnym uczuciom lgnęłam do ludzi i byłam raczej szczęśliwa.
Dzieciństwo- męczyły mnie lęki o to (czy nie połknęłam igły, czy będę chora od oglądania tv, czy rodzicom coś się stanie) no, ale nawet nie pamiętam jak i kiedy takie okresy lękliwości mijały.
No i bęc! W zeszłym roku pojawiły się irracjonalne stany lękowe. 2 miesiące próbowałam własnymi siłami i efekty były średnio imponujące. Tym nie mniej z dzisiejszego punku widzenia, próbowałabym dłużej.
Otóż, ze względu na występowanie tych dolegliwości w mojej rodzinie zdecydowałam się udać do psychiatry.
Tu miły pan przepisał mi SETRALINĘ z osłoną w postaci Xanaxu na okres wprowadzania leku SSRI. Po wzięciu leku dopiero poznałam co znaczą stany lękowe, depresyjne, brak apetytu, palenie ciała wew i na zew, całkowita bezsenność w ciągłej panice . W 3 dni zostałam zrównana z ziemią. Praca, samodzielność wszystko stało się wspomnieniem z przeszłości. 3 DNI !!! Dodam że byłam i jestem doceniana w pracy, skończyłam studia itd.
komentarz lekarza " lek nie powinien tak działać" czytaj (nie pomogło to daj mi spokój)! Nie wiem czy mogę Wam to opisać, nikt kto tego nie doświadczył nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.
Kolejno COAXIL (przestało palić ciało- jedyny plus), WENAFLASYNA (znowu powtórka- najgorsze uczucia których nigdy nie wyobrażałam sobie doświadczać). Tutaj psycholog nie bardzo mógł już pomóc (4 spotkania były), trzeba było ratować się tym czym się popsuło. PODZIĘKOWAŁAM MIŁEMU LEKARZOWI,
Drugi był już odważniejszy w leczeniu, a może po prostu nie bał się odpowiedzialności bo przyjmował mnie podczas swojego dyżuru w jednym z większych szpitali warszawskich. Nie miałam karty, tylko uiszczałam zapłatę w trzy razy wyższą niż u poprzedniego specjalisty prywatnego. Przepisał mi clona i paro. Po dwóch dniach wróciłam do pracy i zaczęłam funkcjonować. Po pół roku odstawiłam benzo i do tej pory jestem na samym paro.
Wszystko było super (jeżeli można tak mówić po takim lekowym doświadczeniu) i miałam już odstawiać, aż nagle zaczęły się kiepskie poranki, później kiepskie dni, bóle głowy (oczywiście na przemian z dobrym samopoczuciem). I mam na dzień dzisiejszy dylemat iść do lekarza który nie prowadzi mi karty! Niewątpliwie pomógł mi, bardziej niż ten ostrożny z benzo. Najbardziej mnie boli to że miałam już to odstawiać! Nie bałam się tego i chciałam robić to równolegle z terapią beh pozn.
Moje rozterki, a zarazem pytania do Państwa.
1) Jeśli na nerwicę lękową z elementami depresji cierpiała cała rodzina po stronie jednego z rodziców w tym rodzic( moja siostra też) to jaka jest zasadność prowadzenia terapii skoro nie wystąpił konkretny motyw sprawczy? Czy chodzi bardziej o radzenie sobie z tą chorobą, skoro już jest?
2) Jak to możliwe, że leki mogą TAK pogorszyć stan, przecież ja mam taką traumę, że bolą mnie same wspomnienia. Nikt mnie na to nie przygotował i nikt nie mógł mi pomóc? Przecież to jest kaleczenie psychiki. Jest jakaś szacunkowa, że leki pomagają w 60-70%, na niektórych w ogóle nie działają i są też Ci którym wyrządzają KRZYWDĘ (o nich się nie mówi! cholera (przepraszam)).
3) W życiu każdego są problemy. Jak zaczęłam czytać o zaburzeniach osobowości, to chyba zaliczam się do każdego z rodzajów. Z drugiej strony nie jestem w żadnym w stopniu zdecydowanym. Obawiam się czy zbytnie analizowanie mojej sytuacji nie zaprowadzi mnie do kolejnego absurdu.