Temat: Zło jest w każdym z nas - psycholog Philip Zimbardo o...
Jakub Polewski:
Alicja B.:
O czym Ty mówisz? Jakiej religii?
Nie wiesz czym jest religia? Niezła podstawa do dyskusji ;)
O ranyyyyyy!
Zabawa w kotka i myszkę.
Dobrze, napiszę więc inaczej, bardziej dosłownie, bo nie zrozumiałeś mojego pytania:
DLACZEGO PISZESZ, ŻE PROF. ZIMBARDO UPRAWIA RELIGIĘ, CO TO ZA RELIGIA I NA JAKIEJ PODSTAWIE TAK UWAŻASZ?
Polecam książkę "Przebudzenie" Anthony de Mello. Doskonale wyjaśnił czemu jesteśmy dobrzy :)
Skoro czytałeś ją to sam np. na jej podstawie wyjaśnij. W końcu rozmawiam z TOBĄ na forum, a nie wpadłem do biblioteki. Ergo skoro jestes na forum dyskusyjnym, to sam się wysil,
Hmmm... Znam siebie na tyle, by wiedzieć, że mężczyzną nie jestem, nie byłam i nie będę (przynajmniej w tym wcieleniu) ;)
bo odsyłanie do lektury to nie argument - nawet, jeśli tak Ci się wydaje. Chyba potrafisz po przeczytaniu książki argumentować na jej podstawie?
Może zacznij od odpowiedzi na pytanie: Co to jest dobro? A potem wykaż (nie inetersuje mnie na podstawie czego oprzesz argumentację), że to coś jest we mnie. Bez definicji to puste slogany, równie dobrze możesz napisać: "Jałokin jest w niętknie i gryzie frikatu". Zdanie, jak zdanie. A gdzie sens pojęciowy? Stąd poproszę o zdefiniowanie pojęcia "dobro". Skoro to jest we mnie, to chyba uważasz, że to jakiś byt fizyczny? ;)
Przede wszystkim, chciałam Cię poprosić, abyś stonował troszkę swoje wypowiedzi, wyluzował, wziął kilka głębokich oddechów.
Bo zaczepny jesteś i - na moje oko - próbujesz wywołać burzę w szklance wody, bo ktoś inaczej dyskutuje niż Ty. Może warto dać innym być sobą i pozwolić im dyskutować po swojemu, a nie tylko po Twojemu, co? :)
BTW, do tej pory nikomu odsyłanie do książki nie przeszkadzało (ba, wręcz przeciwnie), pomijając już, że książka "Przebudzenie" jest sama w sobie powszechnie znaną pozycją, miałam więc nadzieję, że i Ty ją przeczytałeś. Nie czytałeś? W porządku, to nic strasznego :) Nie ma sprawy. Ale zamiast dziwnej formy ataku dyskutanta - wystarczyło zapytać, co de Mello o tym wszystkim sądził.
Pytasz mnie czym jest wg mnie Dobro. Cóż - z tego, co wiem - to jest przeciwieństwem złego.
A jeśli chodzi o de Mello, to on nawiązywał do dobroci jako podstawowego argumentu, jakim się tak wychwalają katolicy (między innymi), to zacytuję jego wypowiedź:
"Dobroczynność jest prawdziwą maskaradą interesowności przebranej za altruizm. Mówicie, że trudno się z tym zgodzić, bowiem jesteście uczciwi usiłując kochać i spełniać pokładane w was zaufanie. Postaram się to wyrazić prościej. Zacznijmy od przykładu ekstremalnego. Istnieją dwa rodzaje samolubstwa. Pierwszy polega na tym, że mam przyjemność w sprawianiu sobie przyjemności. Nazywamy to po prostu egocentryzmem. Z drugim mamy do czynienia wówczas, gdy odnajduję przyjemność w sprawianiu przyjemności innym. Jest to nieco bardziej wyrafinowany rodzaj egocentryzmu.
Pierwszy typ samolubstwa sam narzuca się ludzkim oczom, drugi natomiast jest ukryty, głęboko ukryty, dlatego też nade niebezpieczny. Powoduje on bowiem, iż zaczynamy wierzyć, że jesteśmy naprawdę wspaniali.
(...)
Wiecie, że dobro ma znaczenie wówczas, gdy czynione jest bezwiednie. Nigdy nie będziecie lepsi niż wtedy, gdy nie wiecie, jak jesteście dobrzy. Albo jak powiedziałby wielki sufi: "Świętym jest się tak długo, dopóki się o tym nie wie"."
A najgorszy rodzaj samolubstwa to wtedy..:
".. kiedy robisz coś dobrego tylko po to, by uniknąć złego samopoczucia. Jednak spełnianie dobra nie daje ci przyjemności, wręcz przeciwnie, wywołuje w tobie negatywne uczucia. Nie cierpisz tego. Poświęcasz się w imię miłości, ale to ci się nie podoba. no widzisz, jak mało o sobie wiesz, jeśli sądzisz, że znasz prawdziwe motywy swojego postępowania."
Dość odważny zarzut jak na studenta.
Tak piszesz, że bo nie znasz mnie z liceum jeszcze ;)
Piszę tak na podstawie bardzo odważnego (?) ocenienia człowieka przez studenta, bez podstawowego uzasadnienia swojej oceny, i to w dodatku gdy krytyka została dokonana w stosunku do człowieka, który ukończył profesurę - chyba ma ją nie bez powodu, prawda? :) Zabrzmiało to jakbyś uważał się za kogoś lepszego od niego.
Nie lepiej oceniać czyjeś ZACHOWANIA, a nie osobę jako taką? Przecież dzięki temu jest szansa by uniknąć poważnych naruszeń czyjejś godności.
Odrobina skromności, Panie Jakubie, by się przydała :)
Proszę bardzo, bądź sobie skromny. Mnie do tego nie mieszaj ;)
Pozdr.
Hmm.. ma Pan jakiś problem? ;)
Bo ja naprawdę nie jestem mężczyzną :)
Pomijając, że jest różnica między hipotezą a teorią, ale mniejsza z tym...
Naprawdę? :D To jest jakaś różnica? :D Żartujesz?! :D
Wybacz mi to żartowanie, ale.. przeczytaj ten cytat raz jeszcze :) Ta przewrotność nie znalazła się w tym zdaniu przez przypadek i nieznajomość pojęć :)
Założenie, że człowiek posiada świadomą sferę decyzyjną jest sprzeczne z KAŻDYM doświadczeniem (czytaj uważnie, słowo "KAŻDY" jest istotne) psychologicznym. Ostatnio przodująca dziedzina w psychologii osobowości, tj. badania nad primingiem to gwóźdź do trumny (że się tak potocznie wyrażę) dla religijnych HIPOTEZ o wolnej woli.
Cóż, poczytam o tych badaniach, potrzebuję do tego chwili spokoju i odpowiednich warunków do czytania :)
Ja miałam tutaj na myśli ŚWIADOMOŚĆ SIEBIE, samopoznanie.
A to, że ludzie DZIAŁAJĄ nieświadomie, było mi wiadome od dawna.
Masz inne zdanie? Spróbuj się wysilić i wykazać na przykładzie (możesz nawet przytoczyć - jeśli znasz, bo ja nie - badania), że człowiek podejmuje decyzję, a nie robi to za niego jego podświadomy system osobowości. Bleblanie ogólnikami, że "coś się 'na pewno' kiedyś zmieni w nauce" nie jest argumentem.
Nasza (ludzi) historia przecież jest najlepszym dowodem na zmiany :) Ileż to teorii (i jak się ostatecznie okazało - hipotez:)) przetoczyło się przez ten świat! A ile eksperymentów! Więc nie wiem kto tu "blebla". Historia, czy Pan? :)
Świadomość siebie (i tutaj nie przekonasz mnie, że wszyscy ludzie, czy nawet większość, są tacy właśnie) daje lepsze zrozumienie iluzji jakimi utkany jest nasz umysł, a to z kolei daje umiejętność oddzielania ich (iluzji) i emocji od rzeczywistości - pozwala to na lepsze dokonanie oceny sytuacji i lepszego wyboru, czy wprowadzania zmian. Nie dziwi mnie, że badania naukowe potwierdziły nieświadomość decyzji, bo ludzie właśnie nie są świadomi siebie. Owszem, wiedzą, że żyją, że oddychają, że są ludźmi, że mieszkają w takim a nie innym kraju, zdobywając wiedzę ogólną przez lata, ale to nie jest świadomość SIEBIE SAMEGO (a o tym cały czas pisałam). To jest tylko świadomość faktu, że jestem, żyję i coś się wokół mnie dzieje.
To było moimi słowami. Ponieważ może być nieskładnie - to wrzucam definicje:
"Samoświadomość - świadomość siebie, zdawanie sobie sprawy z doświadczanych aktualnie doznań, emocji, potrzeb, myśli, swoich możliwości, czy ograniczeń, autokoncentracja uwagi.
Świadomość siebie tu i teraz może prowadzić do rozpoznania wzorców i mechanizmów działania oraz ich przyczyn, co pozwala niekiedy na uwolnienie się od zaburzonych zachowań, np. poprzez zrozumienie ich funkcji i znaczenia. Zaburzone zachowania czy negatywne emocje wiążą się niekiedy z pozostawianiem jego przyczyn w nieświadomości, na przykład na skutek stosowania mechanizmów obronnych."
I a propos nauki:
"Teoria samoświadomości (samospostrzegania) (self-perception theory) skonstruowana przez D. J. Bema (1972) jest ściśle powiązana z teorią atrybucji. Źródłem samowiedzy jest zewnętrzna obserwacja swojego zachowania. Dzięki procesowi samopostrzegania jednostka zdobywa informacje o sobie. Bem budując teorię przyjął dwa założenia:
I - jednostka zdobywa wiedzę o swoich kompetencjach, motywacji i emocji dzięki wnioskowaniu o nich na podstawie zewnętrznego zachowania i zewnętrznych okoliczności, w których działa.
II - spostrzeganie siebie i innych ludzi przebiega podobnie do I-go założenia. W obu przypadkach człowiek pełni funkcję obserwatora, który sterowany jest przez bodźce zewnętrzne. Samowiedza (samospostrzeganie) jest koncepcją behawiorystyczną, która ma złożony mechanizm formułowania sądów opisowych i samoocen sprowadzających się do zewnętrznych obserwacji. Jest to teoria jednoczynnikowa."
Tutaj więcej znajdzie Pan o tej teorii:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Teoria_spostrzegania_siebie
Możesz być nawet zwolenniczką modelu Ziemi w kształcie banana. To, że jesteś zwolenniczką niewiele wnosi do dyskusji (której na razie nie ma).
Skoro nic nie wniosło do dyskusji, to po co mi Pan odpisał:)
I doprawdy, zadziwiające - bycie zwolennikiem - jest równoznaczne z wykluczenie z dyskusji? Hmm.. Ciekawe założenie, naprawdę. A czyż Pan nie zaprezentował właśnie swojego pkt. widzenia i nie jest obecnie zwolennikiem badań naukowych i teorii jakie podał wyżej? Hmm..
Owszem, przeważająca większość ludzi żyje nieświadomie
No to jeszcze raz. Ludzie żyja ŚWIADOMIE.
Źle się wyraziłam. Chodziło mi o to, że ludzie NIE SĄ ŚWIADOMYMI SIEBIE.
I na sam koniec - mam dziwne przekonanie, że wszyscy nawet najbardziej zagorzali ateiści (osoby niewierzące), skażeni jednak gdzieś na początku drogi jakąkolwiek religią, pod koniec swojego życia - będą się niezwykle żarliwie modlić do tych właśnie odrzucanych przez większość życia bóstw.