Temat: Pattaya...
Kurort zbudowany na potrzeby turystów. Zabawne, że w podziale administracyjnym Pattaya nie istnieje :) tylko prowincja Chonburi. W ciągu dnia są punkty widokowe, pływający targ, świątynie (w tym Świątynia Prawdy), przepiękna Koh Samet.
A w nocy jest życie nocne. Można spać w hotelu, można się iść bawić. Problem w tym, że pełni uprzedzeń boimy się czasem wejść do baru z dziewczynami tańczącymi na rurkach. Są tu dyskoteki, nie różniące się szczególnie od dyskotek europejskich. Jeśli ktoś się boi, że dziewczyna, to nie dziewczyna, niech wybierze szanujący się klub "I-bar" na Walking Street. Tam przez bramki nie przejdzie żadna "dziewczyna" która może dziewczyną nie być.
Ostatnio zaproszono mnie do jednego z klubów go-go (nazwa obraźliwa dla dziewczyn, które tam dają pokazy) i widziałam akrobatyczny taniec na rurce. Był naprawdę trudny, widowiskowy, zapierający dech. Dziewczyny - finalistki tajlandzkiego "Mam Talent" ćwiczą wiele godzin dziennie, żeby osiągnąć mistrzowski poziom. Wszystkie są kobietami, ale przez teatralny, sceniczny makijaż przygotowany do występu, nie zostały z nami wpuszczone do dyskoteki "I-bar", bo ich umięśnione, akrobatyczne ciała i sztuczne rzęsy poddawały w wątpliwość ich prawdziwą płeć.
Na Walking Street można zajrzeć do miejsc w bocznych uliczkach, gdzie dziewczyny same się podają na obrotowym stole i można zobaczyć wiele, wiele scen, po których to chyba tylko ogolić głowę, posypać się prochem i modlić się w pustelni wypada :) W wielu miejsc byłam jedyną białą, obserwującą kobietą.
Piszecie o Pattaya, powtarzając wyświechtane frazesy o burdelach i barach go-go. Nie mówię, że ich nie ma, ale z wypowiedzi czytam, że to pierwszy krąg wtajemniczenia. Szatan Bluźnierca czeka w siódmym ;)