Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Janusz P.:
Sądzę, że rower można przewieźć w pociągu przygranicznym, wykupując międzynarodowy bilet na odcinek pomiędzy dwiema najbliższymi stacjami po obu stronach granicy.
Proszę sprawdzić ceny biletów:
https://docs.google.com/viewer?url=http://przewozyregio...

Większym problemem od "prześladowania" cyklistów jest likwidowanie osobowych pociągów na Ukrainę. Przykładem są połączenia do Rawy Ruskiej, które były, a później je skasowano.

Sądzę, że dla mieszkańców Lublina, czy Bratysławy jeżdżenie na Ukrainę rowerem to swoista fanaberia. To sprawa ważna dla osób z obszarów przygranicznych - jako mieszkańców i jako organizatorów wypoczynku innych ludzi. Jeśli chcą mieć ułatwienie, jeśli chcą przyciągnąć do siebie więcej klientów i dodatkowo zarobić, to niech się postarają. A jeśli nie - mogą "dymać" za końskim ogonem wzdłuż granicy.


Tu mniejszym problemem jest rower, ale brak możliwości przekroczenia granicy pieszo.

Wytłumaczę to na swoim przykładzie. Dwa tygodnie temu wracałem z Kijowa do Bratysławy. Dojechałem pociągiem do Użhoroda i logicznie rzecz biorąc, powinienem przejść w Użhorodzie granicę pieszo i zaraz za granicą wsiąść w autobus do oddalonych o 30 km Michałowic, a stamtąd pojechać do Koszyc.

Ale z nielogicznych względów nie wolno mi było tego zrobić.

Musiałem wsiąść w Użhorodzie w marszrutkę i pojechać do Pereczyna (30 km), stamtąd taksówką za 50 hrn do Małego Bereznego (32 km) i dopiero tam przejść pieszo granicę, aby w Ubli po stronie słowackiej wsiąść w autobus. Zrobiłem wielkie kółko i musiałem pokonać 200 km, żeby dojechać z Użhorodu do Michałowic, chociaż oba te miasta dzieli 30 km. A wszystko przez głupi zakaz, który niczemu nie służy - poza utrudnianiem komunikacji między dwoma krajami.
Anna Wysocka-Gazda

Anna Wysocka-Gazda Anioł nigdy nie
upada. Diabeł upada
tak nisko, że nigdy
s...

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

A linku do pozytywnego postu nie dostałam...
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Anna Wysocka-Gazda:
A linku do pozytywnego postu nie dostałam...

http://www.goldenline.pl/forum/iii-sektor/1543700
Anna Wysocka-Gazda

Anna Wysocka-Gazda Anioł nigdy nie
upada. Diabeł upada
tak nisko, że nigdy
s...

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

To jest POZYTYWNY post? Chyba na kawę muszę zaprosić - podpowiem jak pozytywnie zadziałać.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Z tak piękną panią - będę zaszczycony.
Anna Wysocka-Gazda

Anna Wysocka-Gazda Anioł nigdy nie
upada. Diabeł upada
tak nisko, że nigdy
s...

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Jakub Łoginow:
Z tak piękną panią - będę zaszczycony.

Ładnie to tak, pod włos kobietę brać? :)
Piotr Wojciechowski

Piotr Wojciechowski WSPÓLNIK w POŁONINY
SP. Z O.O.

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Panie Jakubie odnośnie potrzeby zbiurokratyzowania pewnych działań. W naszym systemie prawnym (pewnie już od samego tego zwrotu jeży się Panu włos na głowie:) istnieje coś takiego jak zasada subsydiarności. W dużym skrócie zasad mówi o tym, że określonymi sprawami powinny zajmować się odpowiednio zorganizowane podmioty umiejscowione w strukturze demokratycznego państwa. Upraszczając chodzi o to, żeby Unia Europejska nie strzygła trawnika Kowalskiemu czy Johnsowi (mogą i powinni zrobić to sami), żeby stowarzyszenie nie budowały dróg krajowych (powinno zrobić to państwo) i żeby ministerstwo nie musiało angażować się tam, gdzie wystarczy działanie nieformalnej grupy osób.
Przy całym szacunku do Pana zaangażowania i idei - nie da się rozwiązać spraw międzynarodowych, istotnych z punktu widzenia dwóch państw i UE za pomocą działań grupy nieformalnej. Modelowy plan działania mógłby wyglądać następująco:
1. zawiązanie po obu stronach granicy nieformalnych grup na rzecz zmiany niekorzystnych rozwiązań
2. powołanie międzynarodowej organizacji pozarządowej działającej na rzecz świadomości społeczeństw i samorządów lokalnych
3. rozpoczęcie wspólnych działań przez ngo i samorządy
4. przerzucenie ciężaru działań na organy centralne (przy ciągłej presji ze strony społeczeństwa, ngo i samorządów po obu stronach granicy)

Inaczej można tylko pikietę zrobić. Za to chętnie pomogę Panu rozpocząć działania w tym kierunku.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Pozwolę sobie wkleić poniżej artykuł z Wyborczej na ten temat:

Urzędasy, bez serc, bez ducha Agnieszka Graff* 2010-01-06, ostatnia aktualizacja 2010-01-08 19:21:10.0

Nie ma pieniędzy na przemoc w rodzinie? A zatem zajmiemy się szkoleniami dla bezrobotnych, bo na to jest unijny grant nr 658/555. Organizacje pozarządowe. Spojrzenie z wewnątrz

Zacznę od deklaracji lojalności, bo to, co mam do powiedzenia, może zostać odczytane jako akt nielojalności. Tymczasem moja lojalność jest szczera. Deklaruję zatem sympatię i zaufanie wobec licznych organizacji pozarządowych, z którymi od lat współpracuję, z których publikacji i stron internetowych regularnie korzystam.

Mój NGO-sowy punkt odniesienia to Krytyka Polityczna, Feminoteka, Fundacja Batorego, Fundacja Helsińska, Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny i wiele organizacji, których bywam gościem. Kłopoty z NGO-sami to także moje kłopoty. Mówię ze środka.

Chodzi o stan tego czegoś, co miało być "społeczeństwem obywatelskim", ale nigdy się nim nie stało. Przemianom po 89 roku towarzyszyło marzenie o samoorganizacji obywateli, o odbudowie więzi społecznych. Powszechne zaangażowanie, zrzeszanie się, tworzenie społeczności ludzi zaangażowanych, ale niezależnych od państwa - to właśnie miało się zacząć dziać wkrótce po rozpadzie dawnego ustroju paraliżującego ludzką inicjatywę. Po zburzeniu okropnego muru i podniesieniu przebrzydłej kurtyny. Ale nic takiego nie nastąpiło.

"Marzyliśmy o społeczeństwie obywatelskim, a mamy całą masę organizacji pozarządowych" - zdanie to przypisuje się Jánosowi Kisowi, jednej z czołowych postaci przemian demokratycznych na Węgrzech. Podobne słyszałam z ust sfrustrowanych działaczek i działaczy w Polsce. Mówią tak ekolodzy, feministki, ludzie działający na rzecz mniejszości seksualnych, osoby zaangażowane w walkę z rasizmem i antysemityzmem. Opinie te wypowiada się jednak półżartem i nieco ściszonym głosem - krytyka NGO-sów to temat raczej na prywatne spotkanie niż na konferencję prasową.

Mamy kłopot z kłopotem. Nie potrafimy go nazwać, czujemy się niewygodnie uwikłani w to coś, co należałoby poddać krytyce. Zwieramy szyki. Wszak żyjemy w kraju, gdzie politykom zdarza się publicznie twierdzić, że społeczeństwo obywatelskie jest obce polskiej kulturze narodowej. Krytyczny namysł nad formułą własnego zaangażowania zostawiamy na później, winnych szukamy poza sobą.

Mój głos nie jest donosem w sprawie złych intencji czy złej pracy Iksa czy Igreka, choć i te się zdarzają. Kłopot z trzecim sektorem ma charakter systemowy i doczekał się własnej, nieco pokracznej nazwy: "NGO-izacja". Polega ona na instytucjonalizacji działań, które powinny być (i w latach 60. czy 70. były) oddolne i spontaniczne. Na nadmiernej profesjonalizacji tego, co się kiedyś nazywało "działaniem". Ruchy społeczne rozdrobniły się, a małe organizacje nie potrafią się oprzeć presji neoliberalnego porządku ekonomicznego - działają jak małe firmy.

Nie było spisku ani zamachu na niezależność trzeciego sektora. Dramat NGO-izacji wynika po części z historii - z apolityczności czy wręcz antypolityczności wbudowanej w samą koncepcję społeczeństwa obywatelskiego, tak jak ją formułowano w latach 80. w środowiskach dysydenckich we wschodniej Europie. Politykę zostawmy politykom, ekonomię ekonomistom, a idealiści niech się zajmą budowaniem strefy wolności zwanej teraz trzecim sektorem. I ten sposób myślenia po prostu się nie sprawdził. Apolityczność okazała się paraliżująca, stała się przyczyną samomarginalizacji.

Organizacje pozarządowe wyrastają z pewnej odważnej, wręcz utopijnej wizji sprawiedliwości, z pragnienia głębokiej zmiany społecznej. Jednak odchodzą od tej szerokiej perspektywy, bo zajęte są własnym przetrwaniem. Ubiegają się o granty, uczą się biurokratycznej nowomowy, a realizując wymagania systemu, zatracają własną antysystemową tożsamość. Ulatnia się tak ceniona niezależność. Funkcjonują "od projektu do projektu" i stopniowo dopasowują swoje cele do celów źródeł finansowania. Nie ma pieniędzy na przemoc w rodzinie? A zatem zajmiemy się szkoleniami dla bezrobotnych, bo na to jest unijny grant nr 658/555. Trochę fantazjuję, ale podobnych opowieści słyszałam wiele.

Jest też rytualna opowieść o konfliktach i rywalizacji. Tymczasem to NGO-izacja (a nie kłótliwa natura działaczy) sprawia, że zanika poczucie wspólnoty celu między pokrewnymi organizacjami. Zamiast współpracować, rywalizują między sobą o ograniczone fundusze. I wreszcie - bagatela! - problem z reprezentacją. Ponieważ NGO-sy odpowiadają przed grantodawcami, znikają im z oczu grupy społeczne, których interesy miały reprezentować.

Organizacje te powstawały wokół pewnych politycznych wizji, ale instytucjonalizacja sprawiła, że nauczyły się unikać myślenia w kategoriach ideologicznych. Przejmują język technokratów, rezygnując z języka wartości. Zamiast o sprawiedliwości, mówią o skuteczności. Zamiast powtarzać, że równość jest podstawą demokratycznego ładu, argumentują, że "równość się opłaca". Dawni idealiści uczą się posługiwać językiem grantów, projektów i raportów - nudnym i drętwym, bo wypranym z marzeń i emocji.

Przyglądając się lewicowej ucieczce od lewicowości, warto sobie uprzytomnić, że podobnych zahamowań ideologicznych nie mają współcześni fundamentaliści religijni. I to oni skutecznie zagospodarowują dziś na całym świecie przestrzeń zbiorowej aktywności, społecznego gniewu, sprzeciwu wobec niesprawiedliwości i nierówności. Dzieje się tak dlatego, że fanatycy religijni mówią językiem wizji i wartości, a nie językiem grantów i raportów

O tym, że religijna prawica nie podlega NGO-izacji, mówią na międzynarodowych konferencjach kobiety z krajów arabskich, Afryki, Ameryki Południowej. W Polsce jest podobnie. Najpotężniejszym przejawem społeczeństwa obywatelskiego jest Rodzina Radia Maryja, zdolna do mobilizowania zastępów wolontariuszy czy manifestantów (w 2007 roku Rodzina miała 135 tys. 200 członków). Tworzone przez Rodzinę "podwórkowe kółka różańcowe dzieci" to masowy oddolny ruch społeczny, który daje ludziom poczucie sensu i celu.

Polscy konserwatyści mogą nie lubić określenia "społeczeństwo obywatelskie", ale doskonale wiedzą, że zbudowała je w Polsce strona kościelna. "Czy nie wokół polskich parafii kwitnie najbujniej polski republikanizm - zwany z cudzoziemska społeczeństwem obywatelskim?" - pytają retorycznie Marek Cichocki i Dariusz Karłowicz w numerze "Teologii Politycznej" poświęconym polskiej tożsamości narodowej

Trudno sobie wyobrazić świat, w którym po naszej - lewicowej - stronie zamiast licznych małych fundacji i stowarzyszeń istnieją dynamiczne, masowe, wewnętrznie demokratyczne, antysystemowe ruchy społeczne. Ruchy, które mają wizję innego świata, a nie tylko plan działania na następnych kilka miesięcy. Fakt, że nie potrafimy sobie tego wyobrazić, to jeden z efektów NGO-izacji. To proces, który prowadzi do atrofii marzeń, wikłając dawnych marzycieli w pracę na rzecz systemu, który pragnęli zmieniać. Zamiast zmieniać system, obsługują go.

Analizy NGO-izacji dotyczą często konkretnych problemów, takich jak zależność od sponsorów, profesjonalizacja i związane z nią wypalenia zawodowe, biurokratyzacja czy charakterystyczna dla małych, zamkniętych grup zabójcza dynamika wewnętrznych konfliktów. Warto jednak pomyśleć szerzej - zastanowić się nad relacją między organizacjami pozarządowymi a współczesnym porządkiem władzy na świecie.

Dramatycznie skurczyła się wspólna przestrzeń, sfera wolności i działania na rzecz dobra wspólnego. Mechanizmy rynkowe przeniknęły tam, gdzie z pozoru nie powinny być obecne, np. do ruchów społecznych, które odwołują się do idei praw człowieka czy równości płci. Jak pisze brytyjska socjolożka Barbara Einhorn, wschodnia Europa wpadła po 1989 roku w "pułapkę społeczeństwa obywatelskiego". Zamiast budować ruchy na rzecz systemowych zmian społecznych, NGO zajmują się łataniem dziur, które zostawia po sobie wycofujące się z wielu sfer życia państwo

I tak działaczki kobiecych organizacji zostały zredukowane do roli dostarczycielek usług w sferach haniebnie zaniedbanych przez państwo, takich jak pomoc dla ofiar przemocy, szkolenia dla bezrobotnych, telefony zaufania, w których młodzież może się dowiedzieć, jak nie zajść w ciążę, itd., itp. Im więcej robią NGO-sy, tym mniej robi państwo. Tymczasem małe, wciąż walczące o przetrwanie organizacje nie są w stanie zaspokoić morza potrzeb. Starając się to robić, budzą jednak coraz większe roszczenia i pretensje, a jednocześnie tracą jednak z oczu wizję, która towarzyszyła ich powstaniu. I tak koło się zamyka.

Paradoks polega na tym, że godząc się na usługowy, apolityczny model ruchu społecznego, feministki uwiarygodniają patriarchat, a lewicowcy stają się listkiem figowym kapitalizmu, dostarczając alibi twórcom procesu wszechogarniającej prywatyzacji. Widać to było doskonale, gdy sukces Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy omawiano w mediach, sugerując, że jest to najlepszy dowód na to, że służbę zdrowia w Polsce należy całkowicie sprywatyzować. Państwo ma służyć bogaczom, biednymi zajmą się organizacje pozarządowe.

Czy tak ma wyglądać demokratyzacja? Czy to mieliśmy na myśli, marząc o społeczeństwie obywatelskim? Można to nazwać "pracą u podstaw" i tak zapewne widzą swoją rolę liczni etatowi pracownicy NGO-sów. Sądzę jednak, że ta praca jest syzyfowa, a towarzyszy jej smutek politycznej kapitulacji. Działając w ramach trzeciego sektora, nie jesteśmy podmiotami politycznych przemian, lecz trybem w machinie neoliberalizmu.

Oddalamy od siebie świadomość, jak daleko zabrnęliśmy w ślepy zaułek apolitycznej usługówki. Nasze kłopoty tłumaczymy niedostatkami zewnętrznymi. Narzekamy na bierność Polaków, na obojętność polityków, na własną rzekomą konfliktowość. Jak tu budować społeczeństwo obywatelskie, jęczymy, skoro żyjemy w kraju ludzi chorobliwie nieufnych, lojalnych tylko wobec własnej rodziny, biernych.

Stanowi polskiego społeczeństwa zwykliśmy przypisywać słabość polskich ruchów społecznych. A gdyby tak odwrócić tę zależność? A może to typ aktywności, jaką proponujemy, alienuje tych, którzy mogliby chcieć się do nas przyłączyć? Co my właściwie mamy do zaoferowania kobietom, skoro w Polsce nie ma ani jednej organizacji feministycznej, do której można by się zwyczajnie zapisać i uczestniczyć w jej działaniu według jakichś klarownych reguł, nie będąc jej etatową pracowniczką?

Da się działać inaczej. Coroczne marcowe manify są właśnie próbą budowania ruchu kobiecego poza NGO-sową niszą - bez struktur i etatów, za to z radosnym zaangażowaniem. Z roku na rok są liczniejsze, nawet media zaczęły traktować uliczny feminizm serio. Ale, po pierwsze, manify odbywają się raz w roku, po drugie, nie towarzyszy im długofalowa polityczna strategia. Partia Kobiet także próbowała przełamać NGO-sowy marazm - zabrakło politycznego sukcesu, ale przecież udało się zmobilizować setki kobiet. Czerwcowy Kongres Kobiet Polskich to też istotny wyłom - był otwarty i otwarcie polityczny. Zbiórka podpisów pod projektem ustawy o parytetach pokazała, że jednak da się działać wspólnie, mieć wzajemne zaufanie i pragnąć zmian.

Od lat nasze środowisko - czyli lewicująca inteligencja, ludzie, których uwiera neoliberalny model przemian, a także uprzywilejowane miejsce katolicyzmu w debacie publicznej - krąży wokół problemu NGO-izacji. Nie doszło jednak do otwartej debaty na ten temat. Podpisujemy się raz po raz pod protestami - a to w sprawie heilujących pod pomnikiem Dmowskiego bojówek ONR, a to w kwestii ustawy o in vitro czy dramatów wynikających z zakazu aborcji. "Działamy", ale nie czujemy się uczestnikami ruchów społecznych, raczej gośćmi tych czy innych NGO-sów. Niechętnie o tym rozmawiamy.

Może obawiamy się, że nasz "kłopot" zostanie wykorzystany przeciw nam? Sądzę, że głęboki powód jest inny. Otwarta debata o NGO-izacji wymagałaby zakwestionowania sensu naszego istnienia w przestrzeni publicznej w obecnych ramach strukturalnych. NGO-izacja to potężny proces, potężny samoreprodukujący się mechanizm sprzężony z relacjami władzy we współczesnym świecie. Jesteśmy uczestnikami tych procesów. Gorzej - jesteśmy w znacznym stopniu ich produktem.

*Agnieszka Graff, adiunkt w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW, autorka książek "Świat bez kobiet" i "Rykoszetem", członkini zespołu "Krytyki Politycznej", od lat zaangażowana w ruch kobiecyTekst to rozszerzona wersja wystąpienia na konferencji "Gender w UE. Przyszłość unijnej polityki równościowej" zorganizowanej 28 października 2009 r. w Warszawie przez przedstawicielstwo Fundacji im. Heinricha Bölla w Polsce. Ukaże się w materiałach pokonferencyjnych Agnieszka Graff*
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

I jeszcze cytat z artykułu "Nie takie znowu pozarządowe" dra Pawła Załęskiego:

"Wśród zachwytów nad trzecim sektorem brakuje przede wszystkim refleksji nad rzeczywistymi źródłami jego finansowania. Badania międzynarodowe pokazują, że filantropia stanowi zaledwie 10 proc. dochodów organizacji pozarządowych. Na świecie organizacje te finansowane są głównie ze źródeł publicznych, stanowiąc jeden z kanałów redystrybucji podatków. Nic dziwnego więc, że w większości zajmują się one tradycyjnymi dla państwa opiekuńczego dziedzinami: edukacją, zdrowiem i opieką społeczną."

Te słowa chyba najlepiej obrazują problem. Osobiście nie mam nic przeciwko zbiurokratyzowaniu pewnych działań, ale moim zdaniem te sprawy powinny być zorganizowane inaczej. Np. projekty finansowane z Europejskiego Funduszu Socjalnego powinny być adresowane nie do NGO, ale do prywatnych firm konsultingowych, działających dla zysku. Dotację dostawałaby ta firma, która projekt (pomoc utalentowanej młodzieży, schronisko dla psów, przeciwdziałanie dyskryminacji) wykona najtaniej. Myślę, że w ten sposób skończylibyśmy z fikcją organizacji non-profit, które przecież nie są non-profit - każda z NGO stara się o jak najwięcej pieniędzy dla siebie i w tym celu w projektach zawyża koszty, np. starając się zakupić ze środków projektu wyposażenie dla swojego biura, o ile się to da.
Jakub J.

Jakub J. Graphic Designer

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Kuba, zapytam wprost - zostałeś skrzywdzony w młodości przez jakąś organizację NGO??

Rany jak pomyślę, że tak mieliby podchodzić do stowarzyszenia które prowadzę wszyscy ludzie, to wychodzi mi, że powinienem się rozliczać nawet z moich własnych prywatnych pieniędzy wydanych na działalność non profit...

... wiesz co - masz rację III sektor to do cna zdemoralizowana część społeczeństwa, która żeruje na uczciwych niezrzeszonych obywatelach nic przy tym nie robiąc. Lepiej Ci?

JJ
Krzysztof W.

Krzysztof W. dyrektor, Ośrodek
Działań
Ekologicznych
\"Źródła\"

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Jakub Łoginow:
każda z NGO stara się o jak najwięcej pieniędzy dla siebie i w tym celu w projektach zawyża koszty, np. starając się zakupić ze środków projektu wyposażenie dla swojego biura, o ile się to da.

W wielu programach grantowych, projektowanych rozsądnie (osobiście mam doświadczenia np. z PHARE, Access) zakup wyposażenia do biura był nie tylko kwalifikowanym, ale wręcz zalecanym kosztem projektu. Podobnie jak zatrudnianie personelu, zatrudnianie _własnych_ specjalistów itp.

To polskie instytucje - takie jak FIO, urzędy gminy, a z mojego ogródka - np. WFOŚiGW - wymusiły na tych bardziej spolegliwych i mniej pryncypialnych organizacjach uprawianie takiej fikcji - dotyczącej właśnie wynagrodzeń, wkładu własnego, przycinania kosztów itp. Proszę nie pisać "każda z NGO" - są takie, które nie godzą się na takie traktowanie. Zresztą, powoli te zasady zmieniają się na bardziej życiowe, w miarę jak te finansujące instytucje oswajają się z NGOs, z ich specyfiką.Krzysztof W. edytował(a) ten post dnia 18.04.10 o godzinie 20:35
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Kuba, zapytam wprost - zostałeś skrzywdzony w młodości przez jakąś organizację NGO??

Owszem, i to niejednokrotnie.
Jakub J.

Jakub J. Graphic Designer

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

To może opisz przypadek razem pobiadolimy a jak nie chcesz opisywać to skieruj swoje pretensje do tego kto Cię skrzywdził.

Rozlewanie żali na wszystkich w około to takie małostkowe.

JJ
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

A może zamiast kierować dyskusję na osobiste wycieczki odniesiesz się merytorycznie do treści wklejonego przeze mnie artykułu i stawianych tam tez?

Dyskusję na temat jakości "społeczeństwa obywatelskiego" podjąłem dlatego, że sam osobiście mam charakter społecznika i nie są mi obce sprawy publiczne. Angażuję się w wiele spraw publicznych (działania na rzecz polepszenia sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej, lepszej jakości połączeń między Polską a Słowacją) i nie potrzebuję do tego grantów ani żadnych innych pieniędzy. Wiele spraw, problemów, idei udało mi się nagłośnić bez grosza dotacji, jedynie dzięki osobistemu zaangażowaniu - mojemu i innych osób. I takich ludzi w naszym społeczeństwie jest o wiele więcej. Dlatego ubolewam nad faktem, że to autentyczne zaangażowanie społeczne jest wypierane z przestrzeni publicznej, z mediów, z debaty publicznej, przez zbiurokratyzowane organizacje, które mają mało wspólnego z autentycznym społeczeństwem obywatelskim.

To samo spotyka małe NGO, założone nie dla "grantożerstwa", ale z potrzeby wspólnego działania na rzecz wspólnych celów jakiejś społeczności. Te stowarzyszenia nie mogą się przebić do świadomości publicznej i do decydentów, bo większą siłę przebicia mają biurokratyczne molochy, podszywające się pod III sektor, a w rzeczywistości finansowane przez podatników (żadna różnica, że jest to unijny podatnik).
Jakub J.

Jakub J. Graphic Designer

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Odniosę się - robisz krzywdę tym których nazywasz "biurokratyczne molochy, podszywające się pod III sektor" nie wskazując nazwy. W ten sposób nie wiedząc "kto" można powiedzieć "wszyscy".

Mamy obecnie 16 członków - nie jesteśmy wielkim stowarzyszeniem. I nie znoszę ludzi, którzy dziajac zgodnie ze swoim przekonaniem szykanują innych bo ci inni działają ze swoim.

Życzę powodzenia.

JJ
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Przeczytaj uważnie mojego posta. Wyraźnie napisałem, że na zbiurokratyzowaniu III sektora najbardziej cierpią te małe, autentyczne organizacje - takie jak Twoja. I w interesie naszego środowiska - ludzi, którym nieobce jest działanie pro publico bono - jest mówienie głośno o problemach III sektora, o jego zbiurokratyzowaniu, o zjawisku "grantożerstwa". I celowo nie wymieniam żadnej nazwy organizacji, bo nie chcę nikogo konkretnego urazić - a ci którzy sami są grantożercami i tak będą wiedzieli, że to o nich chodzi i może pewne sprawy do nich dotrą.

Mam dość udawania, że wszystko jest z III sektorem w porządku i mówienia o NGO samych pozytywów - bo rzeczywistość jest niestety inna.
Jakub J.

Jakub J. Graphic Designer

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Jakub - ale co to da? Twojego posta przeczytałem dość uważnie.

Tak samo ja mogę powiedzieć, że ludzie to złodzieje. Ucziwy się nie obrazi a ten co kradnie będzie wiedział że to do niego i może się zastanowi... ??

JJ
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Nie odwracaj uwagi od tematu.

A temat jest taki, że mamy dwie opcje:
- z przykrością stwierdzamy, że jakość III sektora jest niezadowalająca ze względu na powszechne "grantożerstwo" i niski poziom autentycznego zaangażowania społecznego i kierując się dobrem tegoż III sektora dyskutujemy nad tym, co z tym fantem zrobić. Nawet, jeżeli uznamy, że sami nic nie możemy - to już samo przyznanie, że jest problem i otwarta debata o nim będzie pozytywnym zjawiskiem.
- uznajemy, że problemu nie ma, wszystko gra i nie ma o czym dyskutować.

Ja osobiście skłaniam się ku opcji pierwszej. Z pewnością nie we wszystkich szczegółach moja diagnoza jest słuszna, może trochę przesadzam, może podaję niewłaściwe źródła problemu i błędne recepty - ale do diabła widzę, że coś tu nie gra i system źle funkcjonuje.
Jakub J.

Jakub J. Graphic Designer

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Jakub Łoginow:
Nie odwracaj uwagi od tematu.

Masz rację - spadam bo się wybitnie nie rozumiemy.

JJ

konto usunięte

Temat: Zbiurokratyzowane społeczeństwo obywatelskie

Dyskusja dawno wygasła, ale jest wciąż aktualna, zapraszam do kontynuacji, w nieco innym kontekście - konsultacji społecznych:
http://www.goldenline.pl/forum/3396143/spoleczenstwo-o...



Wyślij zaproszenie do