konto usunięte

Temat: Mnich tybetański zmuszony do ukrycia się

Mnich tybetański zmuszony został do ukrycia się po opublikowaniu przykuwającego uwagę i rzadkiego wywiadu na temat tortur i maltretowania.

Zeznanie mnicha tybetańskiego, Jigme:

„Byłem bity nieprzerwanie przez dwa dni, nie otrzymując przy tym nic do jedzenia i nawet kropli wody do picia. […] Za drugim razem leżałem nieprzytomny sześć dni w szpitalu nie mogąc otworzyć oczu ani wypowiedzieć słowa. […] Okłamywali członków mojej rodziny mówiąc im, że mnie nie pobili; kazali mi złożyć odcisk kciuka […] pod dokumentem stwierdzającym, że nie byłem torturowany.”

„Mnichów, którzy rozmawiali z dziennikarzami, bito pałkami oraz łamano im nogi; w stosunku do niektórych z nich używano pałek elektrycznych na ich głowach oraz w ustach – pałki elektryczne miały wpływ na pracę ich mózgów, w wyniku czego doznali oni upośledzenia […], rodzaju choroby umysłowej. […] Naszą główną nadzieją jest teraz by media międzynarodowe oraz śledczy Organizacji Narodów Zjednoczonych przybyli do Tybetu i przyjrzeli się rzeczywistej sytuacji”.

Free Tibet Campaign dowiedziała się, że mnich tybetański, który rozmawiał z zagranicznym dziennikarzem 12 września oraz który złożył na YouTube (1) bardzo szczegółowe relacje z pierwszej ręki na temat tego, w jaki sposób był torturowany w marcu, został zmuszony do ukrycia się w uzasadnionym strachu o swoje bezpieczeństwo.

Według bardzo wiarygodnego źródła, władze chińskie z Biura Bezpieczeństwa Państwa w Gannan (SSB) oraz z Biura Bezpieczeństwa Publicznego (PSB) w regionie Amdo (ch. Gansu) rozpoczęły, po opublikowaniu wywiadu przez Associated Press 14 września (3) oraz umieszczeniu nagrania mnicha w YouTube, szeroko zakrojoną obławę (2) na niego.

Mnich Jigme Gyatso, lat 42, pochodzący z klasztoru Labrang w Amdo (ch. Gansu) złożył obszerne, szczegółowe zeznania w swoim nagraniu na YouTube. Zeznanie to wykracza znacznie poza tortury, jakich doznał: obejmuje ono trafną krytykę polityki rządu chińskiego prowadzonej od rozpoczęcia protestów tybetańskich w marcu oraz skutków takiej polityki dla Tybetańczyków.

W swoim zeznaniu Jigme opisuje nie tylko, w jaki sposób został bezzasadnie zatrzymany, lecz także, jak na oślep aresztowano Tybetańczyków:

„Nie było różnicy, w jaki sposób ktoś się zachowywał czy też w jakim był wieku. [..] Mnisi zarówno czternasto-, piętnastoletni jak i sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatkowie byli aresztowani, bez względu na to czy brali udział w protestach, czy też nie”.

Opisując swoje własne doświadczenia, jak również doświadczenia innych mnichów, Jigme przedstawił obraz żołnierzy chińskich oraz policji, którzy nieludzko traktowali zatrzymanych Tybetańczyków pozostając przy tym bezkarnymi:

„Młody żołnierz skierował swój karabin na mnie i powiedział po chińsku: ta rzecz jest zrobiona, by cię zabić, Ahlos [słowo ubliżające używane przez niektórych Chińczyków, kiedy zwracają się do Tybetańczyków]. Jeśli zrobisz choćby jeden ruch, zabiję cię tym karabinem. Wyrzucę twoje ciało do śmieci i nikt się nigdy o tym nie dowie”.

Oraz:

„Nie mieliśmy ani ubrań na grzbietach, ani butów na nogach. Dwóch mnichów wiązano razem i odwożono samochodem. Byli oni do niego wrzucani jak wrzuca się drewno. Nawet jeśli odnosili rany na głowach, niektórzy nawet doznawali złamania kości czaszki. […] Jedynym powodem, dla którego bito nas w tak okrutny sposób, był fakt, że jesteśmy Tybetańczykami”.

Jak Jigme wyjaśnia, tego rodzaju nieludzkie traktowanie Tybetańczyków było kontynuowane przez władze państwowe, które nie przejmowały się rzekomą ochroną oraz teoretycznym prawnym nadzorem zagwarantowanym w chińskiej konstytucji. Odnośnie do żołnierza, który trzymał karabin przy jego głowie, Jigme zauważa:
"Nie bałem się karabinu wycelowanego w moją głowę, bałem się myśli, że człowiek ten jest nie tylko żołnierzem czy członkiem służb bezpieczeństwa, lecz także oficerem mającym przestrzegać prawa”.

Jigme podobnie podkreśla sprzeczność między teoretyczną prawną ochroną Tybetańczyków, jaką gwarantuje konstytucja, oraz niepowodzeniem w stosowaniu tego typu ochrony – a nawet pogardą okazywaną takiemu zapewnieniu bezpieczeństwa – w rzeczywistości:

„Kiedy zapytaliśmy dlaczego nas biją, odpowiedzieli, że „nie rozumiecie języka chińskiego i kpicie z nas”. Pytam więc: w Karcie oraz Konstytucji Chińskiej Republiki Ludowej gwarantuje się, że w regionach zamieszkałych przez różne narodowości, powinien być używany język danej narodowości. […] Dlaczego więc na terenach tybetańskich zamiast używania języka tybetańskiego przez władze, Tybetańczycy są nie tylko obrażani słownie jako „zwierzęta” i „głupcy”, lecz są także bici fizycznie tylko dlatego, że nie rozumieją chińskiego”?

Zeznania Jigme opowiadające o torturach, biciu, dowolności aresztowań i działaniach wymierzonych bez różnicy we wszystkich Tybetańczyków z uwagi na ich narodowość zgadzają się w znacznym stopniu z zeznaniami innych mnichów i mniszek, jakie przedstawiało Free Tibet oraz inne wiarygodne organizacje praw człowieka.

Dyrektor Free Tibet Campaign, Stephanie Bridgen, mówi:

„Ten odważny człowiek stał się z winy rządu chińskiego zbiegiem za to, że ośmielił się powiedzieć światu, czego doświadczył. Celem zweryfikowania poważnych kwestii, jakie Jigme podniósł w swoim zeznaniu, przywódcy światowi powinni okazać wsparcie wołaniu Jigme wywierając presję na władze chińskie, by te wpuściły śledczych Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz zagraniczne media do Tybetu.”

Przypisy:
(1) http://www.youtube.com/watch?vGZLIKmInP24. Nagranie zamieszczone na YouTube pochodzi z wywiadu, jakiego Jigme udzielił Voice of America (VOA). Nagranie jest w języku tybetańskim, jednak angielskie tłumaczenie zeznania Jigme zostało opublikowane na blogu znanej poetki tybetańskiej, Woeser: http://woeser.middle-way.net/2008/09/blog-post_7346.html.
(2) Relację Associated Press na temat telefonicznego wywiadu z Jigme można przeczytać na stronie http://ap.google.com/article/ALeqM5giC5O5VbQ0i1kfspRBW...
(3) Źródło poinformowało Free Tibet, że dzień po tym, jak Jigme udzielił wywiadu Associated Press, siedząc w swoim pokoju w klasztorze Labrang usłyszał pukanie do drzwi. Obawiając się aresztowania, wspiął się na dach i uciekł. 15 urzędników, wśród których część nosiła uniformy policyjne, wyłamało drzwi i weszło do środka. Urzędnicy ci, według źródła, byli z Biura Bezpieczeństwa Państwa Tybetańskiej Prefektury Autonomicznej Gannan (SSB) oraz z Biura Bezpieczeństwa Publicznego (PSB) (ch. prowincja Gansu). Przeszukali oni dokładnie pokój, lecz niczego nie znaleźli. Free Tibet dowiedziało się ponadto, że tej nocy widziano kilka wozów policyjnych w klasztorze Labrang oraz że 19 września policja przesłuchiwała mnichów z tego klasztoru żądając od nich wyjawienia miejsca pobytu Jigme. Policja przesłuchiwała następnie w dniu 20 września rodziców Jigme, grożąc, że jeśli rodzina odmówi ujawnienia jego miejsca pobytu, Jigme, po złapaniu go przez policję, otrzyma znacznie surowszą karę. Rodzina Jigme nie przekazała policji żadnych informacji.

Źródło >>