Bogdan Zbigniew Kaczmarek

Bogdan Zbigniew Kaczmarek lider
profesjonalista

Temat: Czy warto jej szukać?

Pracownik w Polsce to wciąż przede wszystkim koszt, a nie cenny zasób.
-Joanna Skrzypiec: "Poniżam, więc jestem”. Takie właśnie hasło przyświeca naszym polskim realiom – twierdzi pan w swojej najnowszej książce "Kapitalizm drobnego druku". Co się kryje za tym hasłem?
-Prof. Andrzej Szahaj: To próba skrótowej rekonstrukcji myślenia kogoś, kto na upokarzaniu innych buduje swoje poczucie bycia kimś lepszym. Pewnie to banał psychologiczny, że są ludzie, którzy rosną tylko wtedy, gdy inni maleją, są tym bardziej kimś, im bardziej inni są nikim. Poniżanie jest najprostszym sposobem utwierdzenia się w przekonaniu, że ma się władzę. Z dostępnych mi danych naukowych oraz lektury tekstów publicystycznych wnioskuję, iż tego poniżania jest w Polsce sporo, pewnie dużo więcej niż gdzie indziej. Warto zapytać: dlaczego.
-Czy to, o czym pan pisze w książce, można odnieść do traktowania pracowników w korporacjach, którzy nie mogą po prostu rzucić papierami i odejść? Do relacji szef - pracownik?
-Nie wiem, jak jest w korporacjach, nigdy w nich nie pracowałem. Znam jednak publikacje na temat tzw. folwarcznych stosunków pracy w polskich przedsiębiorstwach (m.in. profesora Janusza Hryniewicza), upokarzania biedniejszych uczniów w szkołach, a kiedyś obserwowałem też festiwal upokarzania w niektórych polskich programach typu talent show. Wszystko to wskazuje, że ukształtowała się u nas specyficzna "kultura upokarzania".
-Pan mówi: polska praca jest chora, panują niezdrowe stosunki pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. Zastanawiam się, właściwie dlaczego? Jeśli mojemu szefowi w korporacji wydaje się, że trzyma mnie w garści, jeśli z uśmiechem mówi do mnie, że mam się cieszyć, że regularnie dostaję pensje (on myśli, że to niezły żart), to mam wyjście: albo próbuję dokonać zmiany, coś zmienić w korporacji (najczęściej nieskutecznie) albo w końcu odchodzę.
-Sytuacja, w której muszę znosić upokarzanie, odziera mnie z godności. Żaden człowiek nie godzi się na to, jeśli nie musi. Rozumiem zatem, że ci, którzy to potulnie znoszą, nie mają wyjścia albo przynajmniej wydaje im się, że nie mają. Strach przed utratą pracy jest większy niż walka o swoją godność. Czują, że nikt za nimi nie stoi, żadna instytucja, która mogłaby ich wziąć w obronę. Są sami. Samotność, niepewność i strach to charakterystyczne cechy życia w naszym kapitalizmie. Państwo z reguły staje po stronie silniejszego, związków zawodowych nie ma, społeczeństwo jest sproszkowane, nie tworzy już żadnej wspólnoty, w której można by znaleźć oparcie.
Ci, którzy sprawują władzę ekonomiczną na różnych szczeblach, dobrze o tym wiedzą, od dwudziestu pięciu lat czują się bezkarni, wszak to oni zostali uznani za motor naszego rozwoju. Czasami zresztą sami są upokarzani (każdy ma jakiegoś szefa), a potem znajdują satysfakcję w upokarzaniu innych, podporządkowanych. Zaklęty krąg upokarzania się zamyka.