Roman Wojtala

Roman Wojtala Prezes Zarządu, CBI
ASTROMAN Sp. z o.o.

Temat: Muzeum Regionalne imienia Stanisława Sankowskiego

Muzeum Regionalne imienia Stanisława Sankowskiego

W marcu 2008 roku minęło już 15 lat od śmierci wspaniałego nauczyciela i wychowawcy radomszczańskiej młodzieży, znakomitego historyka i pasjonata ziemi radomszczańskiej oraz rzeczywistego pomysłodawcy i twórcy w Radomsku muzeum z prawdziwego zdarzenia Profesora Stanisława Sankowskiego, w którego domu mieściła się pierwsza siedziba radomszczańskiego muzeum.
Po wielu latach usilnych starań udało się przenieść zbiory Stanisława Sankowskiego do opuszczonego budynku dawnego Magistratu Miasta Radomska przy ulicy Narutowicza 1, przekształcając go na Muzeum Regionalne.

Dlaczego aż tyle lat trzeba było czekać, aby temu Muzeum nadać imię Stanisława Sankowskiego?
Pawel S.

Pawel S. Finanse, HR, Prawo,
Zarządzanie

Temat: Muzeum Regionalne imienia Stanisława Sankowskiego

NIe miałem okazji poznać osobiście Pana Profesora Stanisława Sankowskiego, choć pamiętam jako uczeń dużo dobrego o nim słyszałem.
Interesujące byłyby wypowiedzi osób które bezpośrednio się spotkały z Panem Profesorem lub były jego uczniami.
Zapraszam do wymiany wspomnień.
Roman Wojtala

Roman Wojtala Prezes Zarządu, CBI
ASTROMAN Sp. z o.o.

Temat: Muzeum Regionalne imienia Stanisława Sankowskiego

Pamiętam pana profesora Stanisława Sankowskiego jakby to było tydzień temu.

Wspaniała, charyzmatyczna postać, o dużej dynamice osobowości. Stanowczy, konkretny i zdecydowany. Szczupły, średniego wzrostu, w okularach z grubymi soczewkami w ciemnobrązowej oprawce.
Zwykle chodził w ciemnoszarym garniturze z wełny. Zawsze w śnieżnobiałej koszuli z krawatem w kolorach ciemnego brązu lub czasami błękitu.

Uczył moją starszą siostrę w liceum, którego był dyrektorem.
Ja chodziłem do technikum, więc nie mógł być moim nauczycielem, ale moi rodzice, którzy byli w komitecie rodzicielskim, z Nim się przyjaźnili.

Pamiętam, jak zwykle w niedzielę przed mszą cała rodzina Sankowskich dosłownie pędziła do kościoła św. Lamberta. To był widok. Pan Sankowski z małżonką i obok synowie, jak skrzydła samolotu… pędem.
Potem w kościele wszyscy razem, wspólny śpiew.
Po kościele wychodzili wszyscy razem, już powoli i dostojnie, a po przejściu Placu 3 Maja, na Reymonta, powoli chłopaki odłączali do swoich znajomych dziewczyn i rodzice Sankowscy wracali do domu.
I tak co tydzień, co niedziela.
Zmieniał się tylko kolor krawata, latem z brązowego na błękitny.

Ech, to były czasy…

Następna dyskusja:

Muzeum Regionalne imienia S...




Wyślij zaproszenie do