konto usunięte

Temat: Promocja bandów w necie

Jak w temacie. Wielu wciąż uważa, że "dobra muzyka obroni się sama" i że zawsze wypłynie na szersze wody. Moim zdaniem błędem jest zdawanie się na łaskę / niełaskę mediów w dzisiejszych czasach- wiadomo przecież, jak to wszystko w praktyce wygląda, jeśli chodzi o młode zespoły, które chcą się przebić do mainstreamu. Co więc zostaje na początek? Otóż Internet. Spectrum możliwości ogromne- od portali typu MySpace (który jednak zbyt przydatny nie jest), poprzez włączanie się w ciekawe akcje pro-społeczne w social mediach, filmiki viralowe (nie widziałem ani jednego virala, którego bohaterem byłby jakikolwiek polski artysta), marketing szeptany czy nawet pozycjonowanie "firmowej" strony www. Odnośnie tego ostatniego- przykład pierwszy z brzegu:
fraza "polski rock"- ok. 30 tys. wyszukiwań miesięcznie (według AKT)
Na pierwszej stronie wyszukiwarki 0 (!) stron jakiegokolwiek polskiego zespołu rockowego. Tymczasem będąc w Top 3 na tę frazę spokojnie można byłoby uzyskać wynik oscylujący w granicach ok. 50-70% liczby wyszukiwań podanej prze AKT. Koszty? Śmiesznie niskie- biorąc pod uwagę konkurencyjność frazy (na bardzo niskim poziomie) wypozycjonowanie do Top 3 kosztowałoby zapewne ok. 100 PLN miesięcznie. Czy to dużo w zamian za tysiące osób, które dzięki temu usłyszą o zespole...? Moim zdaniem raczej nie.

Tymczasem w PL promocja w necie ogranicza się zwykle do wysyłania komunikatów na MySpace (nuda...:p), publikowania mało interesujących wpisów na tablicy Fejsa oraz paru recenzji na blogach i w mało poczytnych serwisach traktujących o danym gatunku muzyki. Do tego dochodzi jeszcze zwykle kilkanaście/kilkadziesiąt wpisów wraz z linkami do materiałów na forach fanów danej muzyki. I tyle- the end, konec, finito. O porządnie zaplanowanych akcjach (nie wspominając o kampaniach w dłuższej perspektywie czasowej) można zapomnieć. I w związku z tym chętnie dowiedziałbym się dlaczego tak jest...? Czy:
- szkoda kasy; profesjonalne działania kosztują, ale już za 500-1000 PLN miesięcznie da się wiele zrobić (nawet virala się da nakręcić!) Czy takie sumy to dużo dla zespołów, które zwykle składają się z 5 osób (mamy więc 100- 200 PLN miesięcznie na głowę)...?
- brak świadomości odnośnie możliwości; nie każdy musi być specem od marketingu internetowego, ale przy odrobinie dobrej woli można wiele info znaleźć
- niewiara, że to może przynieść jakiekolwiek wymierne rezultaty; skoro nie ma przykładów internetowych success story na naszym podwórku, to widocznie nie da się nic zrobić i "szkoda czasu na zabawy w internety"

Jak to więc wygląda z perspektywy zespołów...?
Piotr O.

Piotr O. Doradca medialny

Temat: Promocja bandów w necie

Świetny tekst.
O możliwościach jakie daje internet pisał niedawno Newsweek.

http://stylzycia.newsweek.pl/od-sieci-do-gwiazd,92137,...

konto usunięte

Temat: Promocja bandów w necie

Piotr O.:
Świetny tekst.

A dziękuję bardzo za pochwałę :)
O możliwościach jakie daje internet pisał niedawno Newsweek.

http://stylzycia.newsweek.pl/od-sieci-do-gwiazd,92137,...

Tego akurat nie czytałem- naprawdę ciekawy artykuł. Jak widać na przykładzie opisanych wokalistek, jednak można zaistnieć dzięki sieci. Oczywiście wymaga to talentu, odpowiedniej pracy i, nie ukrywajmy, nieco szczęścia. O jednej rzeczy jeszcze nie wspomniałem w moim poprzednim poście- relacje na linii manager- zespół. Młode zespoły bardzo często oczekują od managera, że ten z miejsca załatwi im media z kategorii "RMF- VIVA" oraz spowoduje, że będą regularnie pojawiać się na Pudelkach wszelakich. Do tego taki manago ma załatwić sponsora, który wyłoży kilkadziesiąt (taaa... jasne :p) tysięcy na teledysk zespołu, który, nie oszukujmy się, jest co najwyżej w 3 lidze rozpoznawalności. Oczywiście dbanie o wizerunek w mediach itp. "pierdoły" (z punktu widzenia zespołu) to oczywiście oczywista oczywistość. I teraz czas na wynagrodzenie takiego managera- według wielu kapel powinien się on cieszyć, jeśli dostanie 15-20% z koncertów (które sam załatwi, bo jak coś zespół załatwi to wara!). Więcej- powinien sam zapłacić z własnej kieszeni za telefony, paliwo, materiały promocyjne itp. Sorry, ale tą drogą do niczego się nie dojdzie! Prawda może się niektórym wydać brutalna, ale "masz to, za co płacisz!". Poznałem już niejednego manago i większość z nich właściwie wykonuje swoje obowiązki społecznie, licząc, że może uda się wskoczyć na "wyższy poziom" i "wtedy się odkują". Ja rozumiem, że młode zespoły nie mają zbyt wiele kasy na promocję, ale nie można oczekiwać od specjalisty, że zgodzi się pracować za 1000-1500 PLN miesięcznie (i to niepewne!). Promocja i dbanie o wszelkie rzeczy związane z promocją bandu jest tak samo czasochłonna, jak każda inna kampania reklamowa. A czas to pieniądz moi drodzy :) I jeszcze sprawa kontaktów- każdy, kto profesjonalnie działa w branży, doskonale zdaje sobie sprawę, ile trudu kosztuje zdobycie wartościowych kontaktów np. do szefów stacji muzycznych (i nie chodzi mi bynajmniej o "firmowego maila" podanego na oficjalnej stronie www) czy też do realizatorów programów wszelakich jak chociażby "JTM" :) I co, za darmo te ciężko zdobyte kontakty wykorzystywać społecznie dla dobra kapeli...? Z punktu widzenia managera to oznacza absolutny brak szacunku do jego pracy. Tak więc, moim zdaniem, na pracę za % z wynagrodzenia od koncertów może sobie pozwolić co najwyżej nieliczna grupa manago zespołów typu Bajm czy Lady Pank- cała reszta z tego nie wyżyje. I klops, błędne koło, czy kto co tam chce :P
Się rozpisałem i chociaż wiem, że mój głos jest głosem wołającego na puszczy, to mam nadzieję, że chociaż co poniektórzy zaczną zmieniać swoje podejście do tematu promocji i managerki. Chceta profesjonalystę z kontaktami? To płaćta jak należy! ;)Maciej B. edytował(a) ten post dnia 16.06.12 o godzinie 14:21
Piotr O.

Piotr O. Doradca medialny

Temat: Promocja bandów w necie

Chyba wkrótce musimy iść na piwo;)

Podpisuję się pod każdym Twoim zdaniem;)

Dodaj mnie na FB, to ułatwi kontakt:)
Piotr O.

Piotr O. Doradca medialny

Temat: Promocja bandów w necie

Przyklejam temat
To wszystko co mam do powiedzenia w tym temacie:)

Uczcie się na pamięć tekstu Macieja!
Zbyszek Ziemka

Zbyszek Ziemka Handel Detaliczny,
Produkcja,
Nowoczesne
wzornictwo, Pol...

Temat: Promocja bandów w necie

Zostalem wywolany wiec sie wypowiem jako samozwanczy glos ludu pracujacego. My Artysci w tym tekscie widzimy wiele sprzecnosci. Opisane oczekiwania finansowe hipotetycznego managera przerastaja nasze mozliwosci, z kolei sam MAciek napisal, ze artysci wypromowani maja gdzies managera hipotetycznego. Jak to powinno dzialac w realiach "showbiznesu w POlsce" - ilu ludzi tyle recept ale wystarczy sobie przeczytac historie karier chociazby Beatelsow, Qeen czy The Police w kontekcie udzialu managerow - kluczowego dla ich historii - by sie przekonac ze Brian Epstein, Miles Copeland etc zanim kupili domy i baseny zainwestowali mase swojego czasu, umiejetnosci, znajomosci i nieco pieniedzy (Epstein calkiem sporo) by muzyka w ktora oni uwierzyli byla dostepna dla innych. Maciek pisze o jakims braku szacunku - pewnie chodzi o godne zycie, odpowiednia place etc - Panie to showbiznes a nie urzad miasta . Brak szacunku dla managera na pewno okazywal Lennon czestujac Epsteina niewybrednymi zartami nt. jego orientacji czy pochodzenia a oczekiwanie, ze ktos zaplaci gosciowi chcacemu zarabiac na zarzadzaniu sztuka z pieniedzy zarobionych przez rockmenow na rozkladaniu towaru w tesko traci przynajmniej niezrozumieniem swojej roli by nie nazwac tego dosadniej. Twoj glos Macku pozostanie glosem wolajacego na puszczy i chociaz pewnie tatus Natalki Lesz wydaloby troche grosza na twoj talent promotorski, jakbys go dobrze zaprezentowal, wypozycjonowal etc ale mam dla ciebie bad news - sam wskazujesz odkrywczo w swoim tekscie, ze dobrze zagospodarowany internet faktycznie pozwala pozbyc sie posrednika w postaci managera, zamiast niego moze trzeba sie zglosic do firmy pozycjonujacej w wyszukiwarkach

Oczywiscie dobra muzyka nie obroni sie sama i przyklady z Newsweeka w kontekscie ostatniej laureatki TopTrendow napawaja spiewakow i grajkow optymizmem, ale wy Panowie powinniscie sie raczej bac... Kto zatem mialby sie uczyc tekstu Macieja? Przeciez nie managerowie. Internet ich eliminuje z procesu promocji a artysci nie zaplaca zamanagera ktory nie potrafi sam na siebie zarobiczanim jego zespol zarobi na hot doga (dokladnie o tym pisze Freddy Mercury w piosence Death on two egs - manager jezdzil Rollsem a do perkusisty wolal ze nie ma lamac palek bo mu nie da na nowe )Zbyszek Ziemka edytował(a) ten post dnia 23.06.12 o godzinie 00:04

konto usunięte

Temat: Promocja bandów w necie

Zbyszek Ziemka:


O proszę, ktoś chętny do dyskusji ze strony Artystów się znalazł :) Cieszy mnie to bardzo, bo będzie można się wymienić argumentami :)
Zostalem wywolany wiec sie wypowiem jako samozwanczy glos ludu pracujacego. My Artysci w tym tekscie widzimy wiele sprzecnosci. Opisane oczekiwania finansowe hipotetycznego managera przerastaja nasze mozliwosci, z kolei sam MAciek napisal, ze artysci wypromowani maja gdzies managera hipotetycznego.

Największa sprzeczność jest taka, że zespoły niewypromowane oczekują, że profesjonalny manager zajmie się nimi "na cały etat" jedynie w zamian za % z koncertów i najlepiej jak sam wyłoży kasę na działania promocyjne. To trochę tak, jakby np. właściciel sklepu przyszedł do dobrej agencji reklamowej i powiedział "zaplanujcie mi kampanię i zainwestujcie w reklamę, a do tego zdobądźcie więcej kontrahentów- jak wzrosną mi obroty w sklepie to odpalę wam działkę". Nie trzeba być wielkim znawcą rynku, żeby przewidzieć, że spotka się to z odmową. A co wypromowanych gwiazd- one tym bardziej potrzebują managera na pełen etat, ale nie zawsze układy na linii manago- gwiazda są właściwe. Taka Sablewska np. pracowała dla Dody bez żadnej umowy- czy to jest normalne w kraju gospodarki rynkowej...?
Jak to powinno dzialac w realiach "showbiznesu w POlsce" - ilu ludzi tyle recept ale wystarczy sobie przeczytac historie karier chociazby Beatelsow, Qeen czy The Police w kontekcie udzialu managerow - kluczowego dla ich historii - by sie przekonac ze Brian Epstein, Miles Copeland etc zanim kupili domy i baseny zainwestowali mase swojego czasu, umiejetnosci, znajomosci i nieco pieniedzy (Epstein calkiem sporo) by muzyka w ktora oni uwierzyli byla dostepna dla
innych.

Porównanie rynku w UK i polskiego nie jest najlepszym przykładem- inne realia (szczególnie finansowe), inne światy. UK jest przyczółkiem do światowej kariery, a u nas w PL jak na razie możemy sobie pomarzyć o gwiazdach, których przeboje hulałyby po czołowych miejscach listy Billboardu ;) Nawet Doda nie będzie polską Katy Perry- nie ma szans na to ;) A jak nie ma wielkich gwiazd, to i nie ma kasy.
Maciek pisze o jakims braku szacunku - pewnie chodzi o godne zycie, odpowiednia place etc - Panie to showbiznes a nie urzad miasta .

Równie dobrze mógłbym powiedzieć w drugą stronę- "Panie, to showbiznes, a nie urząd miasta! Chcesz być sławny to płać Pan!" ;)
Brak szacunku dla managera na pewno okazywal Lennon czestujac Epsteina niewybrednymi zartami nt. jego orientacji czy pochodzenia a oczekiwanie, ze ktos zaplaci gosciowi chcacemu zarabiac na zarzadzaniu sztuka z pieniedzy zarobionych przez rockmenow na rozkladaniu towaru w tesko traci przynajmniej niezrozumieniem swojej roli by nie nazwac tego dosadniej.

A nie jest brakiem szacunku oczekiwanie, że ktoś będzie dla nas poświęcał swój czas i umiejętności przez lata za pół darmo...? Artyści, z tego co mi wiadomo, to strasznie psioczą, że muszą grać w klubach wyłącznie za % z biletów- a to przecież bardzo podobna sytuacja. Zbyszku, z tego co piszesz, wynika, że powinien być społecznikiem pracującym za półdarmo przez lata (bo wypromowanie zespołu trwa). Jak się uda, to jeszcze pół biedy, ale jak nie, to kilka lat zmarnowane i przebiedowane. Który spec się na to zgodzi...? I tutaj dochodzimy do ważnej kwestii- ja cały czas mam na myśli specjalistów, a nie hobbystów bez doświadczenia!
Twoj glos Macku pozostanie glosem wolajacego na puszczy i chociaz pewnie tatus Natalki Lesz wydaloby troche grosza na twoj talent promotorski, jakbys go dobrze zaprezentowal, wypozycjonowal etc ale mam dla ciebie bad news - sam wskazujesz odkrywczo w swoim tekscie, ze dobrze zagospodarowany internet faktycznie pozwala pozbyc sie posrednika w postaci managera, zamiast niego moze trzeba sie zglosic do firmy pozycjonujacej w wyszukiwarkach

Dobra :) Internet eliminuje managera? Baaaardzo daleko idący wniosek. Zacznijmy może od tego, jaki rodzaj kariery chce się zrobić. Jeśli nie zależy nam na rozgłosie i byciu w mainstreamie, to w zasadzie manago można sobie darować- samemu się wypromujemy dla wąskiej grupy wiernych fanów. Jeśli jednak wybierzemy typ kariery celebryty, to bez dobrego manago nie ujedziemy. Internet to jeden z kanałów, a takie pozycjonowanie to tylko mały kawałek możliwości. Zaplanowanie całej kampanii promocyjnej wymaga wiedzy i doświadczenia- sam zespół będzie miał czas się tym zająć? Może (jeśli w zespole jest ktoś, kto się zna), ale kiedy czas na granie ma znaleźć... Do czego się przydaje manager /spec od spraw promocji...? Hmmm... A kto nawiąże kontakty z portalami plotkarskimi i będzie newsy tworzył...? Kto będzie "ustawki" aranżował...? Kto zdobędzie wejściówki na modne branżowe wydarzenie, żeby artysta mógł się pokazać i żeby fotoreporterzy parę fotek mu strzelili...? Kto będzie negocjował z dyrektorami muzycznymi stacji radiowych, żeby singiel leciał w głównych stacjach radiowych...? Kto będzie kontaktował się z realizatorami programów rozmaitych, żeby zechcieli naszą gwiazdę zaprosić...? Kto stworzy profesjonalną ofertę dla sponsorów z uwzględnieniem specyfiki ich działaności, żeby w ogóle wzięli pod uwagę możliwość współpracy...? Kto będzie... długo by wyliczać jeszcze :) I to wszystko może za darmo? Jak myślisz- dlaczego jest tak wiele zespołów, które świetnie grają, ale nie usłyszysz ich w największych stacjach radiowych? Bo im nie zależy na rozgłosie? Raczej nie chyba ;) Nie ma ich dlatego, że majorsy nie wzięły ich pod swoje skrzydełka, a do tego same zespoły nie chcą wydać kasy na manegera, który mógłby im wiele załatwić. I tym sposobem cieszą się, że mają 2-3 tysiące fanów na fejsie i grają ich utwory w kilku niszowych stacjach radiowych. Jeśli komuś to wystarczy to ok., ale jeśli nie, to warto się zastanowić nad obraną drogą. Czy lepiej dalej próbować przebić się na własną rękę, czy może jednak zainwestować kilkadziesiąt tys. PLN w profesjonalną promocję mająca wprowadzić nas do mainstreamu, wiedząc, że po pierwszej dobrej trasie koncertowej się to zwróci, a potem kosimy kasę aż miło...? ;)

Oczywiscie dobra muzyka nie obroni sie sama i przyklady z Newsweeka w kontekscie ostatniej laureatki TopTrendow napawaja spiewakow i grajkow optymizmem, ale wy Panowie powinniscie sie raczej bac... Kto zatem mialby sie uczyc tekstu Macieja? Przeciez nie managerowie. Internet ich eliminuje z procesu promocji
a artysci nie zaplaca zamanagera ktory nie potrafi sam na siebie zarobiczanim jego zespol zarobi na hot doga (dokladnie o tym pisze Freddy Mercury w piosence Death on two egs - manager jezdzil Rollsem a do perkusisty wolal ze nie ma lamac palek bo mu nie da na nowe )

Moim skromnym zdaniem najważniejszy jest szacunek obydwu stron do swojej pracy. Manager jest po to, żeby zapewnić zespołowi jak najlepsze warunki do tworzenia i jak najszerszy rozgłos, a zespół ma jak najlepiej grać. Banał, ale prawdziwy. Jeśli bowiem ja szanuję artystów, z którymi współpracuję, to chcę, aby i oni mnie szanowali, a nie traktowali jako chłopca na posyłki, który się będzie cieszył jak dostanie na lizaka. Jak wyglądają realia w naszym showbiznesie wie każdy, kto próbował w nim na poważnie zaistnieć- znajomości i umiejętność odnalezienia się w tych realiach są jedną z kluczowych kwestii, czy się komuś to podoba, czy nie. Można się "wypiąć" na ten cały system i uznać go za chory, ale można spróbować w nim zaistnieć. Ja wiem, że Artyści są najczęściej "ponad to" i brzydzą się czysto komercyjnymi metodami promocji, bo uważają, że sztuka sama powinna wypłynąć. Ale rolą managera powinno byś właśnie wzięcie na siebie takich "podejrzanych etycznie" spraw. A to wymaga najczęściej kasy. I kto ma za to płacić...? Manager ze swoich ma wykładać...? Jak nie ma co z kasą robić, to może :) I co istotne- dobry spec od promocji potrafi na siebie zarobić i bez zespołu (vide przykład z hot-dogiem;) Po prostu zatrudnia się w komercyjnej firmie i planuje kampanie reklamowe dla nowej marki budyniu, a nie dla nowego zespołu (oczywiście to uogólnienie). Się rozpisałem, a tu jeszcze połowy argumentów za managerami nie podałem :) To chyba w tej grupie ktoś napisał motto- "chcesz mieć darmowego managera? znajdź zakochanego w sobie frajera!", czy jakoś tak :) Moim zdaniem czas kumpli z podwórka, którzy zajmują się managementem na pół profesjonalnie odchodzi w przeszłość. Nadchodzi za to czas profesjonalistów, którzy znają się na swojej robocie. A tacy nie będą robić za półdarmo i będą kazali sobie płacić za swoje usługi. I kto wyłoży kasę, ten będzie sławny.
Zbyszek Ziemka

Zbyszek Ziemka Handel Detaliczny,
Produkcja,
Nowoczesne
wzornictwo, Pol...

Temat: Promocja bandów w necie

Porownywanie rynku UK i Polski jest jak najbardziej na miejscu szczegolnie ze stajemy sie globalna wioska i muzycy w UK maja te same problemy co muzycy tu. Od inwazji interenetu latwe zycie sie skonczylo majorsi "radzą sobie" z promocja U2 i Coldplay ale reszta tak samo musi grac joby za podle pieniadze w podlych klubach bo plyty sie slabo sprzedają a radio i tak ma juz przerosnieta ciasna playliste i bynajmniej nie mowie tu o garażowcach ale powyższe słowa to relacja muzyków z Futureheads, ktorych w kategoriach polskiego showbiz mozna okreslac jako gwiazdy. Z wlasnego podworka dodam tylko ze bedac w stanach poznalem dobrze basiste Iggyego Popa (ozenil sie z moja przyjaciolka) , pamietam jego slowa, po ktoryms koncercie z jego jazzowym skladem "... k..wa siedzimy tu jak w klatce w tym East Village i gramy te podle joby...." ;) Podobnie kilka tygodni temu czytalem wywiad z Tonym Levinem (King Crimson, John Lennon, Peter Gabriel by wymienic tylko najbardziej znane jego sklady) ktory żali sie, ze Gabriel gra teraz trase symfoniczna wiec musi sam zap...dalac ze swoim wzmacniaczem z vana na scene i z powrotem, w podlych spelunach na wschodnim wybrzezu... niestety kolego praca muzyka i jego managera to nie sielanka, choc kazdy by chcial by byla, poczytaj sobie troche historii i wroc na ziemie. Twoj obraz profesjonalisty dybiącego na fotografow, negocjujacego z dyrektorami stacji, portalami plotkarskimi etc to taki moment kariery gdzie twoje problemy opisane jako użeranie sie z amatorami oczekujacymi cudu juz odeszly w przeszlosc i okupione zostaly dzialaniami opisanymi w twoim wczesniejszym poscie, za ktore nie dostales ani grosza a tyrac musiales jak wol. Znam w detalach wiele karier, sam rowniez posmakowalem sukcesu. Menager Indios Bravos wlasnie tak bracowal na ich kariere mimo faktu, ze Banach byl liderem Hey, na szczescie rownolegle pracowal w telefonach wiec przynajmniej ten koszt mial z glowy. Cytowane motto motto- "chcesz mieć darmowego managera? znajdź zakochanego w sobie frajera!" dowodzi kompletngo niezrozumienia i braku szacunku wlasnie dla drugiej strony. Niestety by moc z czegos korzystac trzeba sobie na to zapracowac, manager restauracji dostaje pieniadze bo sprzedal x obiadow, a manager artysty musi sprzedac jego piosenki czy to jako zaiks, koncert, plyta, dzwonek na komorke etc nie sprzedajesz, nie masz a ze w stadium poczatkowym wszyscy graja za usmiech nie widze powodu by menago mial miec gaze ze skladki muzykow zarabiajacych na rodziny w przemysle ciezkim.
Jestem daleki od oszczedzania na zawodowcu znajacym sie na swoim rzemiosle. Nie polemizuje z Toba w kwestiach oczywistych. Problem wynika z faktu, zestawiasz znak tozsamosci miedzy sprzedawaniem proszku do prania i sztuki. Miliony wydawane na promowanie Ariela procentuja astronomiczna sprzedaża, miliony wydane na Natalke Lesz czy Blue Cafe daly znikomy wynik w porownaniu z sukcesem np. jednej piosenki Kupichy jezeli mowimy tylko o krajowym showbizie.

konto usunięte

Temat: Promocja bandów w necie

Zbyszek Ziemka:
Porownywanie rynku UK i Polski jest jak najbardziej na miejscu szczegolnie ze stajemy sie globalna wioska i muzycy w UK maja te same problemy co muzycy tu.

Zbyszku, wybacz ucięcie wypowiedzi, bo książkę musiałbym napisać na te tematy- każdy ma swój punkt widzenia i na tym poprzestańmy :) Dodam tylko, że jak sam napisałeś, managerowie gwiazd na zachodzie jeżdżą Rolls-Royce'ami, a u nas kupują co najwyżej Mercedesa (i to nie najdroższy model), a do tego w leasingu, bo za gotówkę ich nie stać. Stawki za koncert, jakie bierze Katy Perry, a stawki, jakie bierze Doda, to też inna bajka. Więc problemy na początku te same, ale jednak nieco inne możliwości docelowego rozwoju. U nas, Panie, bida jak na razie... :p Może wejście w showbiznes większej ilości postaci takich jak Grycanki coś zmieni, ale na razie cienko jest :p
Twoj obraz profesjonalisty dybiącego na fotografow, negocjujacego z dyrektorami stacji, portalami plotkarskimi etc to taki moment kariery gdzie twoje problemy opisane jako użeranie sie z amatorami oczekujacymi cudu juz odeszly w przeszlosc i okupione zostaly dzialaniami opisanymi w twoim wczesniejszym poscie, za ktore nie dostales ani grosza a tyrac musiales jak wol.

A o newsach, Pudelkach itp. pisałem w kontekście tego, że dzięki netowi rzekomo nie będzie roboty dla managerów. Wiadomo, że nie od tego się zaczyna :)
Cytowane motto motto- "chcesz mieć darmowego managera? znajdź zakochanego w sobie frajera!" dowodzi kompletngo niezrozumienia i braku szacunku wlasnie dla drugiej strony.


Dlaczego o braku szacunku, to nie wiem- naprawdę… To brzmi tak, jakby manager wręcz musiał za darmo zapierdzielać przez parę lat czy chce, czy nie- jakby praca za darmo była czyimś obowiązkiem... Co prawda na początku swojej kariery, jak jest młody i niedoświadczony, to nawet powinien jakiś czas za free popierdzielać- chociażby po to, żeby sprawdzić działanie pewnych mechanizmów w praktyce. No i jak się jest niedoświadczonym, to ciężko też żądać kasę za swoje usługi od biednych zespołów. Ale stary wyjadacz ma inne zajęcia na głowie, niż promowanie za darmochę zespołów, które są niewypromowane, grają niszową muzę, a do tego jeszcze na poziomie takim, jak dziesiątki innych podobnych kapel w Polsce. W prawdziwe nieznane perełki jak się ma dużo kasy to można jeszcze z własnych zainwestować, ale tylko w dobrych (lub bardzo dobrych nawet) nieznanych już niekoniecznie. I prawda jest taka, że dobrych managerów chcących pracować dla młodych (nawet dobrych!) zespołów na zasadach "100% twojej kasy za prowizję z koncertów" za wielu nie ma. Wystarczy sobie przejrzeć GL- podaż zespołów kilkukrotnie przerasta popyt managerów i zespoły skarżą się, że zainteresowanie drugiej strony praktycznie żadne (na innych grupach o managemencie muzycznym tak było). Bo paradoks jest taki, że młode zespoły oczekują często profesjonalisty, który wyniesie ich na szczyt pracując za darmo- moja rada: zejść na ziemię i poszukać kogoś, kto dopiero się uczy i nabiera doświadczenia, albo też samemu zająć się promocją, skoro to takie proste i wiele czasu nie wymaga.

Niestety by moc z czegos korzystac trzeba sobie na to zapracowac, manager restauracji dostaje pieniadze bo sprzedal x obiadow, a manager artysty musi sprzedac jego piosenki czy to jako zaiks, koncert, plyta, dzwonek na komorke etc nie sprzedajesz, nie masz a ze w stadium poczatkowym wszyscy graja za usmiech nie widze powodu by menago mial miec gaze ze skladki muzykow zarabiajacych na rodziny w przemysle ciezkim.

Manager restauracji ma zwykle podstawę plus prowizję. Ja osobiście uważam, że to byłby całkiem dobry model dla managerów muzycznych. Ale widocznie manager restauracji bardziej zasługuje na kasę niż manager zespołu- czyli wychodzi na to, że żarcie jest ważniejsze od muzyki (i bardziej prestiżowe!):p I tak często dochodzi do patologii (z punktu widzenia managera). Jakiś czas temu rozmawiałem z managerem (już byłym teraz) pewnego zespołu rockowego. Powiedział mi, że rzucił zespół w diabły po następującej sytuacji: negocjował koncert w klubie oddalonym kilkaset kilometrów od "kwatery głównej" jego i zespołu. Manager klubu zażądał, żeby przyjechać na miejsce i pogadać o szczegółach, bo jeszcze jakieś plany dodatkowe miał itp.- mniejsza z tym. Kilkaset km. w jedną stronę = kilkaset PLN na paliwo. Tak więc znajomy dzwoni do zespołu, że tam i tam będzie można zagrać, ale trzeba wyłożyć parę stówek, bo musi dojechać na miejsce. W odpowiedzi usłyszał "Stary, ale to ty jesteś managerem, więc to twoje koszty- dostaniesz swoją działkę za koncert to ci się zwróci". I tutaj znajomy powiedział "pas", bo doskonale zdawał sobie sprawę, że z koncertu po odliczeniu kosztów paliwa zostanie mu najwyżej na piwo. A gdzie jeszcze czas poświęcony na szukanie klubu... No i znajomy nie pojechał i koncertu nie było. Zespół miał oczywiście pretensje, ale i tak się rozstali wkrótce po tym zajściu. I ja się pytam- czy to jest traktowanie managera po partnersku, czy jako jelenia, który ma za darmo nam załatwiać granie...? A niestety wiele młodych zespołów ma podobne myślenie. I min. dlatego nie mają managerów z prawdziwego zdarzenia.

Jestem daleki od oszczedzania na zawodowcu znajacym sie na swoim rzemiosle. Nie polemizuje z Toba w kwestiach oczywistych. Problem wynika z faktu, zestawiasz znak tozsamosci miedzy sprzedawaniem proszku do prania i sztuki. Miliony wydawane na promowanie Ariela procentuja astronomiczna sprzedaża, miliony wydane na Natalke Lesz czy Blue Cafe daly znikomy wynik w porownaniu z sukcesem np. jednej piosenki Kupichy jezeli mowimy tylko o krajowym showbizie.


Napiszę tak: czy się to komuś podoba, czy nie, to muzyką rządzą podobne prawa marketingu, co sprzedażą proszku do prania. Nie ja to wymyśliłem i nie ja to stworzyłem, a nawet i nie pochwalam, ale inne myślenie jest niestety tylko zaklinaniem rzeczywistości. Dlaczego? Powiedzmy, że na przykładzie proszku wyjaśnię. Załóżmy oto, że nasz "proszek do prania" jest muzyką artysty X. Jeśli reklama naszego "proszku" będzie pojawiała się z dużą częstotliwością w tv (teledyski), to i sprzedaż tegoż "proszku" wzrośnie. Jeśli na temat wspaniałości naszego "proszku" będą rozpisywać się przeróżne gazety i portale (Fakto-Pudelki), to będzie to miało przełożenie na sprzedaż. Jeśli przeprowadzimy ciekawą kampanię w necie, pisząc na forach "jaki to nasz proszek jest wspaniały i dopiera wszystkie plamy", a dodatkowo będziemy nr. 1 w Google na frazę "najlepszy proszek do prania", to sprzedaż też wzrośnie. Jeśli będziemy mieli najlepsze półki w markecie (największe stacje radiowe), to sprzedaż "proszku" poszybuje do góry. Ale uwaga! "Proszek" musi być dobry i zapewniać nam radość z doprania wszystkich plam (radość ze słuchania muzyki)! Jeśli "proszek" jest kiepski i po wyjęciu prania z pralki nie cieszymy się z tego, że mamy czyste i pachnące, to nawet miliony wpompowane w reklamę niewiele dają- produkt musi być naprawdę dobry, żeby się sprzedał. Oto odpowiedź na pytanie, dlaczego N.L się nie sprzedaje. A co do Feela- w branży jest to już popularny case, znany jako "przypadek Feela", który obrazuje, jak można przebyć szybko drogę "od zera do bohatera", ale o takich rzeczach na forum nie będę pisał. Pewnie słyszałeś o tej historii, ale jeśli nie, to na priva mogę Ci napisać.
I żeby była jasność- uważam, że muzyka jest czymś o wiele, wiele więcej, niż proszki do prania. Nie zmienia to jednak faktu, że w dzisiejszym świecie rządzą nią podobne mechanizmy. Może to się wydać smutne (bo jest), ale trzeba działać w takich realiach, jakie są, lub iść pod prąd i próbować je zmienić. Każdy powinien w tej kwestii odnaleźć własną drogę.Maciej B. edytował(a) ten post dnia 24.06.12 o godzinie 10:21
Zbyszek Ziemka

Zbyszek Ziemka Handel Detaliczny,
Produkcja,
Nowoczesne
wzornictwo, Pol...

Temat: Promocja bandów w necie

napisz ksiazke - masz talent ;)

dzieki za uciecie temati i uwage ze mamy inne punkty widzenia - to oczywista oczywistosc, odniose sie tylko do jednej frazy:

Napiszę tak: czy się to komuś podoba, czy nie, to muzyką
rządzą podobne prawa marketingu, co sprzedażą proszku do prania. Nie ja to wymyśliłem i nie ja to stworzyłem, a nawet i nie pochwalam, ale inne myślenie jest niestety tylko zaklinaniem rzeczywistości. Dlaczego? Powiedzmy, że na przykładzie proszku wyjaśnię. Załóżmy oto, że nasz "proszek do prania" jest muzyką artysty X. Jeśli reklama naszego "proszku" będzie pojawiała się z dużą częstotliwością w tv (teledyski), to i sprzedaż tegoż "proszku" wzrośnie.

otoz mylisz sie calkowicie, muzyka to nie proszek do prania i tylko niektore prawdy marketingu klasycznego sprawdzaja sie w showbizie. Oczywiscie przecietny sluchacz jest konformista i bez radia trudno jest zdobyc publicznosc koncertowa ale znam wiele przypadkow zespolow znakomicie sobie radzacych bez singli na listach jak chocby szczecinska Vespa, Indios Bravos i setki im podobnych. Bezlitosnie katowane Blue caffe (za ktorym staly koszmarne pieniadze) i promowana na wszystkich festiwalach , sms-ami wysylanymi z 1 numeru Natalka Lesz nie sprzedali razem nawet 1/100 tego co samowypromowany Kupicha, ostatnia laureatka Top TRendow tez sama sie wypromowala w necie bez pudelka, spamu fejsowego etc, nie znam w swoim otoczeniu nikogo kto by kupil plyte jakiegokolwiek wykonawcy katowanego w esce, zetce, rmf-ie, znam za to mase ludzi posiadajacych plyty Comy, Marii Peszek, Gaby Kulki, paru zespolow metalowych, bluesowych itd itp muzykow ignorowanych w mediach mainstreamowych, z budzetem promocyjnym stanowiacym ulamek pieniedzy za ktorymi stala promocja klasycznego przypadku Natalii Lesz

konto usunięte

Temat: Promocja bandów w necie

Zbyszek Ziemka:
napisz ksiazke - masz talent ;)

Dzięki :) Jestem w trakcie ;)

otoz mylisz sie calkowicie, muzyka to nie proszek do prania i tylko niektore prawdy marketingu klasycznego sprawdzaja sie w showbizie.

Jednak te, o których pisałem, w dużej mierze się sprawdzają. Ale z zaznaczeniem, że ten "proszek" musi być dobry, o czy zresztą pisałem w poprzednim poście. Promocja nic nie da, jeśli proszek nie będzie dopierał plam- to jest raczej jasne i to punkt styczny marketingu komercyjnego i muzycznego- musimy mieć dobry produkt, a N.L. widocznie nie miała, więc kasa poszła w dużej części w błoto.
Oczywiscie przecietny sluchacz jest konformista i bez radia trudno jest zdobyc publicznosc koncertowa ale znam wiele przypadkow zespolow znakomicie sobie radzacych bez singli na listach jak chocby szczecinska Vespa, Indios Bravos i setki im podobnych.
Bezlitosnie katowane Blue caffe (za ktorym staly koszmarne pieniadze) i promowana na wszystkich festiwalach , sms-ami wysylanymi z 1 numeru Natalka Lesz nie sprzedali razem nawet 1/100 tego co samowypromowany Kupicha, ostatnia laureatka Top TRendow tez sama sie wypromowala w necie bez pudelka, spamu fejsowego etc, nie znam w swoim otoczeniu nikogo kto by kupil plyte jakiegokolwiek wykonawcy katowanego w esce, zetce, rmf-ie, znam za to mase ludzi posiadajacych plyty Comy, Marii Peszek, Gaby Kulki, paru zespolow metalowych, bluesowych itd itp muzykow ignorowanych w mediach mainstreamowych, z budzetem promocyjnym stanowiacym ulamek pieniedzy za ktorymi stala promocja klasycznego przypadku Natalii Lesz

Co do Kupichy to się nie wypowiem, bo nie będę publicznie powtarzał nie sprawdzonych osobiście insynuacji, także cicho-sza ;) A wymieniając Artystów typu Peszek czy Coma (świetni zresztą- sam słucham) dałeś świetny przykład, że prawa marketingu jednak w muzyce obowiązują. Dlaczego...? Otóż takich Artystów możemy porównać do produktów Apple na naszym polskim rynku- reklam tego w tv czy w radio nie uświadczysz za wiele, a sprzedają się świetnie. Bo oprócz dobrej funkcjonalności stanowią dla niektórych symbol przynależności do pewnej grupy społecznej, a więc i wywołują emocje. I ludzie sami to promują na zasadzie marketingu szeptanego. Co więcej, są też w stanie skłonni zapłacić dużo więcej, żeby taki "produkt" w postaci muzyki dostać- tak jak z artystami, bo za bilet na koncert Peszek można zapłacić kilkadziesiąt złotych, ale nie znam chyba nikogo, kto zapłaciłby taką samą sumę za wejściówkę na koncert N.L. W dużym stopniu takie mechanizmy można by więc podpiąć pod muzykę- "jestem fajny, bo nie słucham mainstreamowo- popowej papki, tylko alternatywę; dzięki temu jestem lepszy, należę do ludzi inteligentnych i smakujących Sztukę przez duże S". Tak jak Apple- "mam iPhona, więc jestem nowoczesny, wielkomiejski, hipsterski i mogę czuć się lepiej niż posiadacz zwykłej Nokii, a poza tym mnie stać na telefon za 2500 PLN, więc mogę to pokazać całemu światu i uchodzić za zamożnego". To częściowy (zaznaczam- jedynie częściowy!) motyw co poniektórych słuchających właśnie mniej znanych artystów. Sama muzyka przez nich grana jest oczywiście najważniejsza, ale wizerunkowa otoczka wokół tego też jest dla wielu istotna (choć może nie do końca zdają sobie z tego sprawę). I tak jest w przypadku większości mniej wyrobionych słuchaczy, którzy tylko pozują na koneserów (bo tych nie ma znowu aż tak wielu). Tacy mniej wyrobieni słuchacze alternatywy (umownie nazywam tak artystów pozamainstreamowych, żeby nie komplikować) w pewnej części przestaliby słuchać wykonawcy, który nagle znalazłby się w RMF czy Esce, bo uznaliby, że "się sprzedał, że teraz to już czysta komercja, itp.". A przecież muzyka byłaby taka sama... Tak więc nawet tutaj (!) mamy pole do popisu dla dobrego PR-owca, który zadba o to, żeby nasz artysta alternatywny nie stał się za bardzo "pudelkowy", bo to by zabiło jego wizerunek.
Się rozpisałem znowu :) I na zakończenie- sama muzyka jest oczywiście najważniejsza, ale nawet najlepszy towar w brzydkim opakowaniu nie będzie się sprzedawał tak dobrze, jak mógłby się sprzedawać przy opakowaniu dużo ładniejszym. I chociażby dlatego warto jednak zainwestować w dobrego speca od promocji i PR, bo to się zwyczajnie zwróci.
Zbyszek Ziemka

Zbyszek Ziemka Handel Detaliczny,
Produkcja,
Nowoczesne
wzornictwo, Pol...

Temat: Promocja bandów w necie

Zbyszek Ziemka edytował(a) ten post dnia 25.06.12 o godzinie 17:04

Następna dyskusja:

Promocja w radiu bez potent...




Wyślij zaproszenie do