Anna M. dziennikarz
Temat: Daliście się kiedyś nabrać i puściliście to w swoim medium?
Mnie się to raz zdarzyło. Pisałam kiedyś w „Rzeczpospolitej” o amabasadorze Zairu, który mieszkał na Dworcu Centralnym w Warszawie. Przygotowując temat, zadzwoniłam na numer ambasady tego kraju podany przez informację. Odebrała jakaś kobieta.— Mogę prosić z panem ambasadorem — zapytałam.
Zapadła na chwilę cisza, po czym kobieta odpowiedziała:
— Proszę bardzo! I oddała komuś słuchawkę.
— Słucham! — odezwał się po polsku męski głos.
— Panie amabsadorze! Czy mógłby pan powiedzieć, jak to się stało, że znalazł się pan na dworcu?
— Nie mogę na ten temat rozmawiać — odparł. Zadałam jeszcze kilka pytań, ale on się wykręcał jak mógł. W końcu powiedział:
— Przepraszam, muszę kończyć — i odłożył słuchawkę.
W gazecie następnego dnia napisałam, że ambasador nie chciał komentować sytuacji, w jakiej się znalazł i „dobrą polszczyzną” stwierdził, że nie może o tym rozmawiać.
W rzeczywistości człowiek, z którym rozmawiałam nie był żadnym ambasadorem, ale kimś kto dostał numer telefonu po ambasadzie. Mój telefon nie był pierwszy, więc mieli z żoną przećwiczony numer „na ambasadora” i musieli się nieźle moim kosztem bawić. Na szczęście prawdziwy ciemnoskóry ambasador nie przysłał mi żadnego sprostowania...Anna M. edytował(a) ten post dnia 21.09.07 o godzinie 17:41