konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

No właśnie, jak to jest z tą wyceną tekstów? Wiecie za ile piszecie? Czy może normą jest fakt, że piszecie, ponosicie koszty (dojazd, telefony) i żyjecie w niepewności, czy wycena wydawnictwa/medium będzie spełniała wasze oczekiwania? Czy uzgadnianie wyceny tekstów, choćby orientacyjnie, to rzadkość?Kamil Newczyński edytował(a) ten post dnia 12.01.11 o godzinie 13:54
Anna P.

Anna P. Dziennikarka
freelancerka

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Nie zdarzyło mi się pisać tekstu bez wyceny. Zdarza się, że mam umówioną minimalną stawkę za tekst, a ewentualna zmiana na plus to sama radość:) Często też rozliczam się zgodnie z wierszówką za liczbę znaków, więc pisząc dokładnie wiem jakie będzie wynagrodzenie. Inna sprawa to ryzyko, że tekst nie pójdzie i nie będzie żadnych pieniędzy... Nie bardzo wyobrażam sobie jakąkolwiek pracę za nieustalone wynagrodzenie. W końcu nikt nie wzywa hydraulika i nie mówi: Panie, przyjdź pan zreperować kran a co do pieniędzy to zobaczymy.

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

to prawda, choć na początku trochę głupio jest pytać "ILE??" , to naprawdę warto żeby uniknąć przykrości . zresztą wtedy wiadomo czy wogóle warto pisać, bo np 1 zł za 1000 znaków jest zdecydowanie poniżej oczekiwań;)

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Pisanie, bez ustalenia za ile, mija się z celem. Oprócz stawki warto pamiętać o przedpłacie, umowie lub innym zabezpieczeniu.
Anna P.

Anna P. Dziennikarka
freelancerka

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Pytanie "ile" jest absolutną podstawą, nie ma w tym nic dziwnego. Swoją drogą to zastanawiające, jak bardzo pieniądze są u nas tematem tabu. To niesamowite, że ludzie wstydzą się normalnie negocjować swoje wynagrodzenie czy domagać się zapłaty za wykonaną usługę. A już zupełnie co innego wysokość stawki - lepiej z góry wiedzieć, że dostanie się 1 zł za 1000 znaków niż słyszeć, że stawka może być aż do 300 zł:)

Często natomiast nie podpisuję żadnej umowy i nie biorę przedpłat. Tak naprawdę to zleceniodawcy powinno zależeć na podpisaniu umowy i przekazaniu praw autorskich, bo bez tego moje teksty są dla niego zupełnie bezużyteczne. I spotkałam się właśnie z tym, że to druga strona bardzo domaga się dokumentów i porządku w papierach.

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

A to w ogóle ktoś zaczyna pisać, zanim wcześniej ustali stawkę? Nigdy nie przyszłoby mi to do głowy. Głupio pytać? Nie głupio, lecz rozsądnie.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

To zależy do kogo się pisze. Bo jeśli na przykład dla takiego "Dziennika Bałtyckiego", to tam się nie ustala stawki, tylko oni płacą wierszówkę "z rozdzielnika". Podobnie jest w czasopismach specjalistycznych czy pismach dla mniejszości narodowych, z którymi współpracuję. Mają swoje stawki wierszówek i albo się na to zgadzasz, albo nie i wtedy nie współpracujesz z nimi. Nie ty to kto inny.

Tak jest chyba w większości "tradycyjnych" gazet. Redakcja ma ustalone w budżecie, że np. za teksty opublikowane na stronie 4 płaci autorom 1200 złotych i ani grosza więcej (później redaktor bierze taką stronę i tę kwotę dzieli pomiędzy poszczególnych autorów). Oczywiście jeżeli ktoś jest znanym nazwiskiem to co innego, wtedy stawka jest ustalana indywidualnie.

W pismach dotowanych przez kogokolwiek (np. Monitor Polonijny - miesięcznik Polaków na Słowacji) również nie ma miejsca na negocjacje. Tyle i tyle za tekst bo taki mamy budżet, chcesz więcej - przykro nam, więcej się nie da.

Pisząc dla Wprost na początku mojej przygody z dziennikarstwem również nie pytałem o stawkę. Wysłałem im tekst, opublikowali (co mnie jako początkującego dziennikarza bardzo przyjemnie zaskoczyło), przesłałem księgowości dane konta i od razu zapytałem jaka jest stawka, dowiedziałem się że 900 złotych i OK.

Co innego niekorporacyjne portale, tam stawka jest ustalana w drodze negocjacji indywidualnie, z każdym autorem oddzielnie.

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Czyli jednak różnie z tym bywa. Mimo to dobrze wiedzieć, ile mogę się spodziewać, bo wówczas jestem w stanie ocenić, czy to mi się w ogóle opłaca. Wycena "po" może przecież doprowadzić, że tak na prawdę nie wiesz, z jakim saldem wylądujesz na koniec miesiąca.

Sądzę jednak, że wydawnictwa powinny dokonywać szacunków przed. Jeśli są konkretne wymagania, a ja muszę zadzwonić, pojechać gdzieś, stracić czas, a później zobaczyć głodową wierszówkę, to ja dziękuję. Czy nie lepiej powiedzieć: słuchaj, na ten tekst możemy przeznaczyć 150 zł. To ja wówczas mogę powiedzieć, co ja mogę od siebie zrobić za te pieniądze i czy mi się opłaca wydzwanianie za 20 zł + koszty dojazdu i żeby jeszcze coś do garnka włożyć, prawda?
Anna P.

Anna P. Dziennikarka
freelancerka

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Wiesz Jakub, ale jak wydawca z góry mówi, że za taki tekst płaci 100 zł to jest to ustalona stawka - dziennikarz może oszacować swoje zarobki. Myślę, że Kamilowi chodziło raczej o sytuację w stylu "proszę przysłać, opublikujemy i zapłacimy tyle ile akurat nam się zechce". Wtedy dziennikarz nie wie, czy jego tekst wycenią na 50 zł czy 350. A to już jest problem. Dlatego dziwię się, że ktokolwiek zgadza się na pisanie bez znajomości stawki. A negocjowanie to już zupełnie inna sprawa.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Anna P.:
Wiesz Jakub, ale jak wydawca z góry mówi, że za taki tekst płaci 100 zł to jest to ustalona stawka - dziennikarz może oszacować swoje zarobki. Myślę, że Kamilowi chodziło raczej o sytuację w stylu "proszę przysłać, opublikujemy i zapłacimy tyle ile akurat nam się zechce". Wtedy dziennikarz nie wie, czy jego tekst wycenią na 50 zł czy 350. A to już jest problem. Dlatego dziwię się, że ktokolwiek zgadza się na pisanie bez znajomości stawki. A negocjowanie to już zupełnie inna sprawa.

Jasne, ja mówię po prostu o sytuacji, że w wielu wydawnictwach są z góry ustalone widełki i nie ma pola do negocjacji. Co wcale nie przeszkadza spytać, jaka jest stawka.

Może uznacie mnie za jelenia, ale gdy byłem na praktyce w Dzienniku Bałtyckim w 2006 roku to nie pytałem, jaka jest stawka. Po prostu pisałem i jak opublikowali mój tekst, to po prostu czekałem na przelew tyle ile mają w rozdzielniku. Podobnie zresztą było jak po raz pierwszy wysłałem mój tekst do Wprostu i nawet nie liczyłem na to, że ktoś to w ogóle w redakcji otworzy i przeczyta, a jednak, i wtedy również "potulnie" zgodziłem się na ich szablonową stawkę, zresztą wysoką.

Jak już się współpracuje dłużej z jakimś pismem które samo ustala stawki, to człowiek mniej więcej wie, ile się może spodziewać. Na przykład raz to będzie 90 złotych, innym razem 120, a jeszcze innym coś pomiędzy. Przy czym zawsze radzę zapytać przed, to naprawdę nie boli.

I jeszcze jedna rzecz: te pisma, które same narzucają swoje warunki wierszówkowe, są o wiele bezpieczniejsze jeśli chodzi o pewność otrzymania kasy. Co by nie powiedzieć o mediach korporacyjnych, ale tam nie ma czegoś takiego, że się miesiącami czeka na przelew który albo przyjdzie, albo nie. Po prostu im samym zależy by wszystkie teksty rozliczyć jak trzeba, bo inaczej będą mieli burdel w papierach. Wierszówki są małe (np. 100 zł), ale pewne i w terminie (za teksty opublikowane w październiku dostajesz przelew na początku listopada). Odwrotna sytuacja jest tam, gdzie stawki są negocjowane indywidualnie - zarobki są z reguły dużo wyższe (niekiedy liczone w tysiącach złotych), ale wtedy częste są sytuacje opisane w tym tekście:

http://wyborcza.pl/1,75480,8908485,Czekam_na_przelew.html

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

To, o czym pisze Jakub, jest w pewien sposób odzwierciedleniem istniejącej rzeczywistości, w którą rzecz jasna trudno uwierzyć. Szczególnie w tyczy się to wydawnictw, mających pod swoimi skrzydłami specjalistyczne, branżowe tytuły. Być może większość z Was opiera swoje doświadczenia na portalach internetowych - w końcu to wątek w dziennikarstwie internetowym. Mogę się oczywiście mylić, ale zauważyłem, że pisząc dla internetowych podmiotów nie ma problemu ze wcześniejszą wyceną, np. x zł za x znaków ze spacją. Oczywiście biorąc pod uwagę tematykę, złożoność tekstu oraz wkład pracy.

Jeśli jednak ktoś miałby utrzymywać się np. wyłącznie albo w dużej mierze z pisania do specjalistycznych wydawnictw i dowiadywać się po 2 miesiącach ile wpłynęło na konto - to czy tak się da żyć?Kamil Newczyński edytował(a) ten post dnia 13.01.11 o godzinie 21:24
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Kamil Newczyński:
Jeśli jednak ktoś miałby utrzymywać się np. wyłącznie albo w dużej mierze z pisania do specjalistycznych wydawnictw i dowiadywać się po 2 miesiącach ile wpłynęło na konto - to czy tak się da żyć?Kamil Newczyński edytował(a) ten post dnia 13.01.11 o godzinie 21:24

Nie da się i na przykład ja to zrozumiałem jakiś czas temu i dałem sobie spokój z ambicjami utrzymywania się z bycia dziennikarzem.

To jest dobry zawód jako źródło dodatkowych środków. Tak by dorobić 1000, czasem 2000 złotych miesięcznie a przy tym pracować np. na pół etatu za kolejne 1500 złotych. Razem wychodzi więc przyzwoita średnia krajowa, te pół etatu zapewnia stabilność i niezależność (składki zdrowotne i emerytalne, zdolność kredytowa, możliwość urlopu czy zachorowania). Ta druga składowa, dziennikarska, daje możliwość tego, że jak akurat chcesz więcej zarobić to przysiądziesz wieczorami i zarobisz na te swoje dodatkowe wydatki, co nie zawsze jest możliwe w klasycznej pracy wyłącznie na etacie.

I jeszcze jedno ciekawe spostrzeżenie - jak w 2005 roku zaczynałem swoje doświadczenia zawodowe i byłem początkującym dziennikarzem, dostawałem określoną wierszówkę i byłem przekonany, że wraz z ogólnym bogaceniem się Polski (wzrost PKB i średnich zarobków), te wierszówki będą stopniowo rosły. Dziś w 2011 roku, po sześciu latach, te wierszówki są identyczne lub mniejsze. Jak Dziennik Bałtycki płacił w 2005 roku 70 złotych za artykuł 3000 znaków, tak teraz płaci też 70 złotych albo nawet 50. To nic, że od tego czasu przeciętne zarobki i koszty utrzymania wzrosły myślę że o co najmniej 30-50%. Mogę już teraz się założyć o skrzynkę piwa, że w 2015 roku Polacy co prawda będą zarabiać średnio 4000 złotych na rękę, ale Dziennik Bałtycki nadal będzie płacić te 50-70 złotych wierszówki. Albo nie będzie płacić w ogóle, bo oprze się całkowicie na artykułach z przedruku, informacjach prasowych lub bezpłatnej pracy praktykantów.

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Jakub Łoginow:

Mogę już teraz się założyć o skrzynkę piwa, że w 2015 roku Polacy co prawda będą zarabiać średnio 4000 złotych na rękę, ale Dziennik Bałtycki nadal będzie płacić te 50-70 złotych wierszówki. Albo nie będzie płacić w ogóle, bo oprze się całkowicie na artykułach z przedruku, informacjach prasowych lub bezpłatnej pracy praktykantów.
Sporo racji, ale zakład przyjmuję :-) Myślę jednak, że mogą mieć inne problemy i być niewypłacalni. Trochę z innego powodu.

Jestem wielkim zwolennikiem gadżetów, które umożliwiają czytelnictwo, nazwijmy to "e". Mam tu głównie na myśli tablety, które za 4-5 lat mogą odwrócić czytelnictwo i media do góry nogami.

Czy papierowe gazety odejdą do lamusa? Całkowicie za 5 lat pewnie jeszcze nie, ale jeśli uda się stworzyć tablet, który nie męczy wzroku przy czytaniu, będzie imitował prawdziwy papier, a przy tym będzie go można kupić w cenie przyzwoitego telefonu komórkowego (powiedzmy 400-600 zł), to nikt mnie nie przekona do kupna papierowej gazety, czy wożenia w podróży 2-3 książek.

Jeśli e-wydania gazet wejdą do tabletów, a te staną się powszechne tak bardzo, jak dziś tel. kom, to ciekaw jestem jak będzie funkcjonowała reklama w takich wydawnictwach/tytułach?

Reklama w tablecie, albo w e-wydaniu? Z racji bycia "e", może stać się znacznie tańsza, a więc przynosić mniejsze zyski, co za tym idzie mniejsze budżety na wynagrodzenia.

Dziś można gdybać i brzmi to trochę futurystycznie, ale warto ten aspekt bacznie śledzić. Sorry za off topic :-)
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Takie rzeczy się dzieją szybciej, niż nam się wydaje.

Weźmy taki 2002 rok. To przecież niedawno. Byłem wtedy na studiach i sprawozdania z fizyki czy innych przedmiotów pisało się ręcznie na kartce, a obliczenia robiło na kalkulatorze. Jak w akademiku na 4 osoby jeden miał komputer, to był nadziany gość. Na internet chodziło się do salki komputerowej na uczelni, kolejki były niemiłosierne i tylko w określonych godzinach się dało. O szybkości połączenia nawet nie wspomnę. Aha, i nawet nie miałem wtedy skrzynki pocztowej, bo nie była mi potrzebna - założyłem ją dopiero rok później i aż do 2004 roku to była dla mnie raczej zabawka niż coś niezbędnego. Nie wspominając już o tym, że telefon komórkowy kupiłem sobie dopiero w 2002 roku i go prawie nie używałem bo połączenie kosztowało 2,70 zł za minutę czy jakoś tak z naliczaniem minutowym.

Wtedy też myśleliśmy, że za te 8 lat te wszystkie rzeczy będą bardziej dostępne i tanie, ale nie przypuszczaliśmy że aż tak. W każdym razie jak w tym 2002 roku ktoś nakreślił obrazek przyszłości: że w 2011 roku będzie mniej więcej tak jak teraz rzeczywiście jest, to każdy przytakiwał, ale w gruncie rzeczy uważał to za nieprawdopodobne.

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Kamil Newczyński:

Czy papierowe gazety odejdą do lamusa? Całkowicie za 5 lat pewnie jeszcze nie, ale jeśli uda się stworzyć tablet, który nie męczy wzroku przy czytaniu, będzie imitował prawdziwy papier, a przy tym będzie go można kupić w cenie przyzwoitego telefonu komórkowego (powiedzmy 400-600 zł), to nikt mnie nie przekona do kupna papierowej gazety, czy wożenia w podróży 2-3 książek.

Z książkami jest o tyle inna sprawa, że czytelnictwo ma swoją tradycję, poza tym - no, przynajmniej dla mnie - liczy się też fizyczny kontakt z danym dziełem, możliwość dokonania notatek na boku, dla niektórych ważny jest też zapach książki, itp. Nie sądzę bym był odosobnionym przykładem bibliofila (z uwagi na powyższe, używam tego słowa w trochę innym znaczeniu, niż powszechne). Dodatkowo: chcąc przeczytać na tablecie książkę, którą mam już się w swoim zbiorze, będę musiał... kupić ją ponownie, tym razem w wersji cyfrowej. Myślę, że głównie przez to ludzie będą dalej pchali do walizek opasłe tomy (nie wszyscy, oczywiście; to już inna kwstia). To zupełnie inaczej, niż kupić płytę i zgrać ją na odtwarzacz przenośny - płaci się raz, "korzysta cały czas".
Testowałem niedawno czytnik Vedii. Wrażenia: ambiwalentne! Nie chodzi mi tu ani o producenta, ani o model. Wymiar czytnika jest inny, niż książki, przez co sam gadżet jest nieporęczny, ew. jest to kwestia przyzwyczajenia. Dłuższa lektura męczy oczy (co zostało już wspomniane) i przyznam, że choć czytałem na nim dobrze mi znanego Hessego, to wrażenia z lektury miałem ZUPEŁNIE inne, niż przy lekturze wydania książkowego. I teraz nie wiem, czy mam wracać pod lód, czy to powszechne odczucia. Z drugiej strony pół biblioteki na 5 cm grubości...

Odnośnie gazet, uważam tablety za idealne rozwiązanie! jednak w dobie internetowych wydań prasy, patrząc co dzień rano ile osób czyta gazety w tramwaju, skmce, trochę potrwa zanim ogłosimy śmierć szeleszczącego papieru – po prostu kwestia przyzwyczajenia.

A tak na marginiesie: Dopiero od jakiegoś czasu zmuszony jestem poruszać się komunikacją miejską po Trójmieście i obserwując pasażerów autobusów, tramwajów i skmek, widzę, że z naszym czytelnictwem nie jest tak źle. Tym samym - nie ważne jak, ważne ŻE!

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Piotr Kolas:

Z książkami jest o tyle inna sprawa, że czytelnictwo ma swoją tradycję, poza tym - no, przynajmniej dla mnie - liczy się też fizyczny kontakt z danym dziełem, możliwość dokonania notatek na boku, dla niektórych ważny jest też zapach książki, itp.

Tradycja w mojej ocenie może zostać wyparta przez trendy, albo... np. przez brak opłacalności (wysokie koszty druku etc.) Przecież chyba dziś mało osób wraca z sentymentem np. do tradycji... stacjonarnych telefonów z tarczą :-)

Nie mam nic przeciwko książkom czy papierowym gazetom, ale rynek może je sam wypchnąć lub zejdą do podziemia. Może wygłaszam zbyt odważne hipotezy. Z pewnością jednak świat się zmienia i zmienia się forma przekazywania komunikatów.

Zobaczcie. Jest news. W Internecie będzie pierwszy, wszyscy zaraz zaczną się nim dzielić w społecznościówkach. Dzienniki napiszą o tym dopiero jutro, tygodniki za tydzień, a miesięczniki... to już wtedy nie będzie news.Kamil Newczyński edytował(a) ten post dnia 14.01.11 o godzinie 20:03
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Tak, ale dziennikarstwo to nie tylko newsy, ale również artykuły analityczne.

I rola tych drugich będzie moim zdaniem rosła. Bo co to jest dzisiaj news? Nieistotna, ale ciekawa informacja, o której jutro zapomnisz i która nie wpływa na twoje życie ani decyzje. W dodatku wybór newsów jest selektywny i do odbiorcy wcale nie docierają informacje o najważniejszych wydarzeniach, a tylko o tym co dziennikarz akurat uznał za ważne dla niego.

Na przykład bez wiedzy o tych wszystkich przepychankach personalnych w polityce można się w zupełności obejść.

Natomiast artykuły analityczne, choć dłuższe, zaspokajają jakąś konkretną potrzebę wiedzy. Ja na swoim portalu postawiłem WYŁĄCZNIE na takie informacje.

A więc artykuł o Polityce transportowej Słowacji będzie w miarę aktualny nawet za 5 lat. Raz przygotowuję, a mam kontent na długo. I czytelnik również z tego więcej wynosi, niż z 5 newsów.

Albo z bardziej przyziemnych, wręcz populistycznych tematów - raz napisałem artykuł pod tytułem "Słowackie piwo i mocniejsze alkohole" i również na 5 lat mam spokój, a ludzie w takim 2015 roku sobie na ten tekst trafią i jeszcze będzie on miał dla nich jakąś wartość informacyjną. I to w sytuacji, że świat mediów tak pędzi do przodu.

Newsów jest tak dużo i są one tak wymieszane, że ludzie się w tym wszystkim gubią. I zwracają coraz większą uwagę na teksty, w których ktoś im tak ogólnie wyłoży "ale o co chodzi". Czyli opisze problem, zjawisko, realia jakiegoś kraju, wraz z kontekstem.

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

W kwestii e-czytelnictwa i ew. zejścia drukowanej prasy do podziemia:
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,8899933,Google_pla...

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

To, że gazety inwestują w elektroniczne wersje swoich numerów nie oznacza, że papier umiera.

Podałeś Kamil przykład książek, że wolisz zapach papieru itd itp. I to samo jest z gazetami, wbrew pozorom. Są ludzie, którzy po prostu wolą papier i jest ich całkiem sporo;]

Poza tym newsy, które znaleźć można w sieci w znacznej mierze to po prostu papka składającą się ze słów z której mało wynika, często napchane są błędami i to nie tylko ortografami,

konto usunięte

Temat: Czy wiesz za ile pracujesz?

Kamil Newczyński:
Tradycja w mojej ocenie może zostać wyparta przez trendy, albo... np. przez brak opłacalności (wysokie koszty druku etc.) Przecież chyba dziś mało osób wraca z sentymentem np. do tradycji... stacjonarnych telefonów z tarczą :-)

Kiedyś na pewno książki wyprą ebooki, ale to odległa przyszłość. Kryterium opłacalności z jednej należy na pewno wziąć pod uwagę, z drugiej... lobby wydawnicze nie odpuści tak łatwo. To będzie długa batalia (sic!), ale wynik też uważam za z góry przesądzony. Innymi słowy, bardziej myślę o tym KIEDY, a nie CZY W OGÓLE.
Co do telefonów i powyższej analogii, tu raczej odwołam się do klasyfikacji Paula Levinsona (przy okazji w temacie 'buraków': "Cellphone. The Story of the World's Most Mobile Medium and How It Has Transformed Everything!" - tegoż). Książka to zupełnie inny nośnik niż telefon, czy tv lub radio. Komunikator zmienia sam komunikat, nośnik determinuje przekaz (McLuhan), a to przekłada się na powód sięgania po dane 'medium'.
Jakub Łoginow:
Tak, ale dziennikarstwo to nie tylko newsy, ale również artykuły
analityczne.
>
I rola tych drugich będzie moim zdaniem rosła. Bo co to jest dzisiaj news? Nieistotna, ale ciekawa informacja, o której jutro zapomnisz i która nie wpływa na twoje życie ani decyzje. W dodatku wybór newsów jest selektywny i do odbiorcy wcale nie docierają informacje o najważniejszych wydarzeniach, a tylko o tym co dziennikarz akurat uznał za ważne dla niego.
Newsów jest tak dużo i są one tak wymieszane, że ludzie się w tym wszystkim gubią. I zwracają coraz większą uwagę na teksty, w których ktoś im tak ogólnie wyłoży "ale o co chodzi". Czyli opisze problem, zjawisko, realia jakiegoś kraju, wraz z kontekstem.

Nieistotność informacji - zgoda. Ale właśnie!, sednem jest: Podanie ich i to tak, by przynajmniej wydały się ważne. Abstrahując na chwilę od prasy: Jeszcze stosunkowo niedawno na pasku na dole ekranu, na kanałach informacyjnych (TVN24, TVP Info), pojawiały się tylko istotne informacje, gdy coś się faktycznie działo (9/11, śmierć Papieża, itp.). A w tej chwili? Pasek przewija się bezustannie. Wszystko jest ważne, wszystko jest newsem i przedstawia się to tak, by nas zainteresować, by przykuć naszą uwagę. Tytuły prasowe na pierwsze strony wpychają z pozoru 'najważniejsze' informacje (dzisiejsze wydanie Wyborczej, RP i Dziennika Bałtyckiego), ale np. ja już to wszystko wiem, ponieważ o 6:30 włączyłem TVN24 i myjąc zęby itd. (nie chcę pisać o sobie więcej, niż byście chcieli wiedzieć) przetrawiłem tę papkę informacji. Tak słuchając rano wiadomości, jak i czytając gazety nie dowiedziałem się niczego dla mnie (podkreślam) istotnego. Poszeleściłem potem przy prasówce tylko trochę gazetowym papierem prześlizgując się wzrokiem po nagłówkach newsów i przeszedłem do artykułów analitycznych, felietonów itp.. Dzisiejszy poranny news będzie na mnie czekał ok. 21, gdy wrócę do domu i włączę tv. Będzie on dla mnie tak samo istotny, jak był dzisiejszego poranka. Po jutrze, przez dyskontynuację niektórych wątków w mediach, zapomnę o tym, o czym dziś rano krzyczały nagłówki. Ot, news. Jutro na pewno będzie kolejny.



Wyślij zaproszenie do