Temat: DZIENNIK BĄŁTYCKI recenzja z 5 maja 2014

Jarosław Zalesiński

„Marynarka” Mirosława Tomaszewskiego jest jedną z tych książek, na których możemy budować swoją trójmiejską tożsamość.
Książka miała swoją premierę w grudniu minionego roku, warto więc do niej jeszcze wrócić? Właśnie warto, po to by przeczytać ją poza rocznicowym kontekstem. Bo dramatyczne wydarzenia Grudnia z 1970 roku są w „Marynarce” Mirosława Tomaszewskiego dla naszej zbiorowej świadomości mniej więcej tym samym, czym w indywidualnym życiu jest jakaś trauma. Chociaż zapadła w podświadomość, chociaż przypominamy sobie o niej tylko-no właśnie- przy okazji rocznicowych okoliczności, wciąż na nas w ukryty sposób działa i wciąż nas zatruwa. Tak właśnie jest z gdyńskim- i szerzej z trójmiejskim –Grudniem w powieści Tomaszewskiego.
Autor ma już w swoim port folio dwie powieści i dwa dramaty, ale „Marynarki” ważniejsze wydaje się jednak jego pisanie serialowo-scenariuszowe. „Marynarka” jest w zasadzie gotowym scenariuszem. Pierwsza, mocna scena tajemniczego zabójstwa mogłaby pojawić się na ekranie wraz z tytułowymi napisami, niedopowiedziane zakończenie także sporządzone jest z godnie z gatunkową recepturą, zaś to, co jest w środku: zmieniające się co chwila zdarzenia, rozgrywające się w kilku planach czasowych, także przypominać może sposób prowadzenia akcji w filmie czy serialu.
Ma ten serialowy rodowód powieści swoją cenę, bo charaktery najważniejszych postaci polegają jednak na pewnych sztancach. Choćby redaktor naczelny „Głosu Bałtyckiego”, trochę szuja i trochę erotoman, zaliczający kolejne stażystki w zamian za publikację ich debiutanckich artykułów Spotkałem wielu takich typków w serialach, ale ani razu w swoim dziennikarskim życiu. Poesbecka mafia, usadowiona w bankach i biznesie, to także mimo wszystko raczej sztanca niż rzeczywistość. Ale sprawność, z jaką Tomaszewski prowadzi akcję, pozwala zapomnieć o niedostatkach psychologii.
W miarę wiarygodnie wypada za to para głównych bohaterów: Adma i Nina, weteran punkowej kapeli, syn jednej z ofiar Grudnia, i młoda, ambitna dziennikarka, pisząca książkę o Grudniu. Na ich spotkanie zaciążyła tamta grudniowa tragedia, Czy udało się to nam? Czy też ta „Zbrodnia bez kary” nadal nas zatruwa?