Wiesław Pasławski

Wiesław Pasławski W biznesie elemet
ryzyka jest
nieodlacznym
czynikim poszu...

Temat: Szyndadela - najlepszy biznes w powojennej Polsce ( odc. 4)

Kuku, kuku, kuku – rozległo się w ciasnej pracowni zegarmistrzowskiej. Drewniany ptak schował się do środka wiszącego na ścianie zegara i zapadł na godzinną drzemkę. W chwilę potem rozbrzmiał przejmującym „ding dang, ding dang” stary drewniany zegar z dużym widocznym przez zakurzoną szybkę mosiężnym wahadłem.
- Zawsze się spóźnia o godzinę – wyjaśnił ubrany w kraciastą koszulę i dżinsy lekko łysiejący, pięćdziesięcioletni mężczyzna. Wytarł spocone ręce w założony na brzuch krótki granatowy fartuch i usiadł na krześle. – Niech pan to pokaże.
Kazimierski stojąc cały czas na nogach, od momentu kiedy wszedł do środka, sięgnął do wewnętrznej kieszeni w marynarce i wydobył stamtąd drobny przedmiot zawinięty w płócienną chustkę do nosa. Błysnęło złoto. Stary człowiek położył na stoliku zegarek, który dostał wczoraj od właściciela pięknego czerwonego samochodu i zapytał:
- Ile mogę za niego dostać?
Zegarmistrz zmarszczył brwi i syknął z ze zdumienia.
- O niech cię licho! Rolex! – podniósł zdziwione chytre spojrzenie na mientolącego w rękach chustkę starca. – Niech pan siada – przysunął stojące przy ścianie krzesło i zapytał ze sztuczną uprzejmością: - Kawy, herbaty?
Kazimierski usiadł i pokręciwszy przecząco głową dał znać, że nic nie chce. Bacznie obserwował ręce właściciela warsztatu.
- Trudno powiedzieć ile jest wart ten Rolex – mówił zegarmistrz. – Widzę, że bransoleta jest ze złota. Na cyferblacie kamienie szlachetne; szafiry chyba – włączył dającą mocną strugę światła lampę i wziął do ręki lupę. – Nie znam się zbyt dobrze na wycenie ¬- z uwagą oglądał starannie wykonaną bransoletę. – Dobra próba złota – zauważył. Rozciągnął zegarek na otwartej dłoni i powiedział. – Mogę się mylić, ale według mnie jest wart około piętnaście tysięcy.
- Piętnaście tysięcy? – Kazimierski drgnął.
- Mniej więcej tyle – potwierdził zegarmistrz. – Ale ja mogę go kupić jeszcze dziś za dwa tysiące – odchylił się na krześle i spojrzał w oczy staremu. – Lepiej Kazimierski sprzedajcie go mnie, bo jak się ludzie dowiedzą, że macie w domu takie cudo, to prędzej nożem pod żebra zarobicie niż jakiego grosza – przestrzegł go. Sięgnął do szuflady w stoliku i wyjął stamtąd pękaty skórzany portfel. – Mogę już teraz wpłacić dwieście złoty zaliczki.
- Nie chce zaliczki – zaprotestował Kazimierski. Prędko złapał leżący na stole zegarek i wsunął go do kieszeni w marynarce. – Za osiem sprzedam. Taniej nie.
Skórzany portfel trafił spowrotem do szuflady.
- Trudno – zegarmistrz bezradnie rozłożył ręce. – Nie ubijemy targu bo więcej nie mam. Ale lepiej posłuchajcie mnie Kazimierski bo ja wam dobrze radzę...
- Pojadę do Warszawy i tam sprzedam – zadecydował starzec. Wstał z krzesła i zapytał: - Ile się należy?
Zegarmistrz machnął ręką.
- Nic – odpowiedział. Wyłączył lampkę i obrzucił starego pełnym podejrzliwości spojrzeniem. – A skąd go macie? Nie kradziony przypadkiem?
- W prezencie dostałem i świadków na to mam – rzekł twardo Kazimierski.
Założył położoną na metalowy wieszak czapkę i popatrzywszy nieufnie na zegarmistrza, wyszedł z ciasnego warsztatu. Gdy znalazł się na ulicy sprawdził, czy w kieszeni znajduje się jej drogocenna zawartość i rozglądając się ostrożnie dookoła ruszył przez miasto w kierunku dworca autobusowego.

W swojej oddalanej o pięć kilometr od Wodziejowic chacie znalazł się dopiero pod wieczór. Umyślnie zamiast dojechać autobusem, cały czas szedł polnymi drogami ponieważ obawiał się, że na przystanku lub w autobusie ktoś mógłby go napaść. W ogóle starał się unikać ludzi i nawet jak widział kogoś idącego tą samą ścieżką to umykał na bok.

„Piętnaście tysięcy złotych!” – nieustannie chodziła mu po głowie myśl głośna jak dzwon. Co chwilę sprawdzał czy wciąż jeszcze ma w kieszeni tą mały złoty przedmiot który był wart więcej niż jego chałupa, byk, cała zagroda i wszystek znajdujący się w niej inwentarz.
„Piętnaście tysięcy złotych!” zamiast się cieszyć, martwił się co zrobi z taką ilością pieniędzy. Cześć pójdzie na leczenie gangreny, ale co zrobić z resztą? Mógłby kupić coś do chaty, ale co skoro przecież wszystko co trzeba już jest? „Piętnaście tysięcy złotych!” wpłaci do banku i będzie trzymał na czarną godzinę, albo wyremontuje dach, albo wykopie staw i ryby wpuści i wieczorami będzie siedział za wędziskiem i łowił, albo sprzeda wszystko i pojedzie do brata w Kanadzie, albo da proboszczowi na kościół i czyśćca się wykupi, bo jak tak nieraz sięgnie pamięcią wstecz, to grzechy przypominają mu się takie, że aż ciarki przechodzą. Nie wiadomo nawet czy te piętnaście tysięcy wystarczy...

Znalazłszy się wieczorem w swej chałupie wszedł do spiżarni i rozejrzał się za miejscem gdzie można by schować zegarek. Był piątek a zamierzał zaraz po niedzieli pojechać pociągiem do Warszawy, bo tam spodziewał się uzyskać najwyższą cenę i spieniężyć ten drogi prezent. A więc chodziło o ukrycie go na kilka dni. Spojrzał na starą komodę. W górnej części przechowywał słoiki kiszonymi ogórkami, marynowanymi grzybami, buraczkami ćwikłowymi, duży gar kiszonej kapusty i kilkanaście porozstawianych na pólkach słoików z innymi przetworami. Wysunął z dolnej części komody szufladę ze jakimiś starymi cuchnącymi ciuchami, zużytymi butami, butelkami po winie i piwie. Przez chwile myślał nad tym, żeby zawinąć w szmatę zegarek i schować go w tej szufladzie. Uzmysłowił sobie jednak, że jeśli ktoś będzie chciał go znaleźć, to pierwsze co zrobi, to właśnie wywali na wierzch wszystkie szuflady. Najlepiej ukryć tam, gdzie nikt nie spodziewa. Może ot po prostu zwyczajnie pod doniczką?. Komu przyjdzie do głowy szukać złotego zegarka pod stojącą na oknie doniczka z uschniętym badylem?

Rzeczywiście, jak pomyślał tak też zrobił. Wyjął wartego piętnaście tysięcy złotych Rolexa z kieszeni i umieścił go pod ciężką glinianą donicą i wyszedł z chałupy do sadu, żeby ukosić trawy. Kiedy ostrzył kosę jego wzrok mimowolnie biegł w kierunku okna i padał na donice. Wydawała mu się ona podejrzanie przekrzywiona, tak jak gdyby coś się pod nią znajdowało. Pomyślał sobie, że coś mu się uroiło bo z tej odległości nie można osądzić czy stoi ona prosto, czy krzywo. Splunął w ręce i zabrał się do koszenia trawy. A jednak dręczył go pewien niepokój gdyż co chwile zerkał w kierunku okna. Od tego zerkania w jego oczach donica spuchła jak dynia i zdawała się stać tak ewidentnie krzywo jak wieża w Pizzie. Odłożył kosę na bok i teraz już popatrzył na chałupę na wprost, a nie tak jak wcześniej z ukosa kątem oka. I rzeczywiście jak się tak wyjdzie z lasu i popatrzy przed siebie, to wzrok najpierw pada na tę wielką donice, a dopiero później na całą chałupę. Innymi słowy zdawała się ona przyciągać wzrok jak świecący w nocy drogowskaz. Jeśli przyjdzie złodziej popatrzy w okno i pomyśli: „donica stoi krzywo, pewnie Kazimierski włożył pod nią zegarek”.

W końcu starzec doszedł do wniosku, że nie jest to najlepsze miejsce na ukrycie małego kosztownego przedmiotu. Musi go schować tam gdzie nie sięga oko ludzkie. Ale na pewno nie zakopać w ziemi, bo pierwsze co przyjedzie złodziejowi do głowy to: „Kazimierski na pewno zakopał zegarek w sadzie i trzeba sprawdzić, gdzie leży świeża glina”, ani też pod drewnianą podłogą w chałupie bo złodziejaszek będzie rozumował: „ani chybi stary włożył go pod którąś deskę w podłodze bo siedząc w chacie cały czas może go pilnować, a podłoga jest duża i trudno jest znaleźć taką małą rzecz. Trzeba by zerwać wszystkie deski. To idealne miejsce na ukrycie zegarka”.

Głowił się starzec i głowił gdzie by tu ulokować tego Rolmeksa, czy jak mu tam, z powodu którego utracił spokój ducha. Wcześniej kiedy nie miał nic, mógł spać spokojne bez obawy, że go ktoś napadnie lub okradnie. Teraz kiedy tak szybko i niespodziewanie się wzbogacił lękał się, że to „coś” zostanie mu odebrane i stał się podejrzliwy oraz nieufny. Już samo zachowanie zegarmistrza - konkretnie jego przestrogi - napawały Kazimierskiego dużym niepokojem. Słowa: „ja wam dobrze radzę...lepiej sprzedajcie go mi bo jak się ludzie dowiedzą... to prędzej zarobicie nóż w żebra”, brzmiały jak autentyczne pogróżki! A do tego jeszcze ta chciwość w jego oczach. O tak! Musiał się dobrze pilnować, bo ludzie dla pieniędzy są gotowi zrobić wszystko, nawet zabić! Stary wyjąwszy złoty zegarek spod donicy rzucił na niego niechętne spojrzenie i pomyślał, że póki co to ma z jego powodu więcej utrapienia niż radości. Ale to mogło się jeszcze zmienić...
Siedząc na ławce przed chatą wpadł na olśniewająco proste rozwiązanie: ukryje ten skarb w... swoim wielkim byku! Pomysł ten, w pierwszej chwili bzdurny i niedorzeczny, po głębszym przemyśleniu okazał się mieć trzy sensowne i mocne strony: po pierwsze nikomu nie przyjdzie do głowy żeby tam szukać złotego zegarka, po drugie do groźnego zwierza nikt nawet nie odważy się podejść, po trzecie byk wydali go po niedzieli, akurat wtedy kiedy otwarte już będą sklepy jubilerskie.

Kazimierski gratulując sobie pomysłowości poszedł do obory i odszukał blaszane wiadro w którym raz na kilka dni podawał bykowi paszę. Najpierw musiał przygotować metalowy przedmiot do odbycia długiej drogi przez układ pokarmowy zwierza. W tym celu zawinął zegarek w mały foliowy woreczek zawiązany na gumkę wyciętą z dętki do roweru. Nasypał paszy do wiadra i postawił je pod nos rosłemu buhajowi. Ten zaczął od razu jeść swój przysmak, którym niestety jego właściciel nie obdarzał go zbyt często. Najwyraźniej wyczuł w paszy twardą grudę, bo na chwilę wytrzeszczył oczy i cicho zamuczał. Nie wypluł jej jednak z mordy, lecz podniósł do góry wielki łeb i przełknął ją do swej gardzieli. Kazimierski obserwował to z zadowoleniem. Kiedy byk zjadł całą paszę, w drugim wiadrze przyniósł mu wody ze studni i postawiwszy je przy żłobie wyszedł z obory. Późną nocą położył się spać. Wydawało mu się, że słyszy jakieś kroki, jakieś głosy, ale to chyba tylko z przemęczenia...
Daniel Gołębiewski

Daniel Gołębiewski manager ds.
kluczowych klientów

Temat: Szyndadela - najlepszy biznes w powojennej Polsce ( odc. 4)

heheh

nie mogłem się doczekać reszty więc wlazłem na twoją stronę i przeczytałem całość

świetne jest to pozycja,
namawiam wszystkich by przeczytali :)
Wiesław Pasławski

Wiesław Pasławski W biznesie elemet
ryzyka jest
nieodlacznym
czynikim poszu...

Temat: Szyndadela - najlepszy biznes w powojennej Polsce ( odc. 4)

hej, nie opublkowalem bo po ostanim rodziala nie bylo zadnej rekcji wiec pomyslelem ze to pewnie nudne. ale bede kontynuowal. dzisiaj wrzucam nstepny tekst pt "pomsyl na zycie".

Wieslaw

Następna dyskusja:

Szyndadela - najlepszy bizn...




Wyślij zaproszenie do