Temat: koszt kredytu PLN
Roman B.:
Trochę do powyższych postów to:
1. Nie znam takiego biznesmena, człowieka interesu, który odnotowałby same zwycięstwa. Niepowodzenia w biznesie są wpisane w zwycięstwo - tak jak w sporcie trzeba się liczyć z porażką próbując ją oczywiście minimalizować.
Pytanie co to za inwestycja - jesli sie maksymalnie lewarujemy drogim kredytem na spadajacym globalnie (a nie tylko lokalnie) rynku? Ja rozumiem w cala kamienice. Oczywiscie, ze zaden bank nie dalby na biznes takiej kwoty jak na mieszkanie - ale to dobro malo plynne, a do tego z tym wynajmem, to tylko w ksiazkach, analizach "analitykow" i w USA tak latwo. W praktyce chyba kazdy slyszal o roznych przypadkach. Ja mam np. swojej zony, ktora wynajmowala mieszkanie - koniec koncow - doplacila do interesu, Mam wrazenie, ze zbyt wiele osob naczytalo sie Kiosakiego, albo spoznilo sie na pociag- ceny rosna o 100-200% w ciagu 2 lat. I kazdy mysli, ze teraz to powtorzy. Problem w tym, ze w funudsze inwestuje sie zazwyczaj swoje, a mieszkania pozyczone.
2. Co do pewności i że teraz mamy wyjątkowy czas niepewności - cóż może i tak - fakt nigdy do końca nie wiemy kiedy balon pęknie lub kiedy pęknięty zastąpi nadmuchiwanie nowego. Moim zdaniem w Polsce nie doszło do pęknięcia jedynie zeszło trochę powietrza i na pęknięcie poczekamy, a może nigdy do niego nie dojdzie (w porównaniu do innych krajów europejskich nasz wskaźnik kredytów hipotecznych do PKB (12%) jest wyjątkowo niski, a więc tym samym nie powinien stanowić jakiegoś większego jeszcze zagrożenia).
Warto jednak zauwazyc jak szybko on wzrosl ze wzgleud na to co sie stalo z kursem PLN. Oczywiscie tez nie wolno go brac w odosobnieniu, jak to robia niektorzy. Warto wowczas porownac chociazby poziom depozytow do PKB. Wowczas nie bedzie zdziwienia, ze banki udzieliy wiecej kredytow niz zebraly depozytow. Ja sie pytam - skad banki mialyby brac pieniadze na rozwoj akcji kredytowej. Ja takiego zrodla nie widze. A skoro nie ma kredytow (a jesli sa to drogie w PLN) to skad ma rynek rosnac lub pozostac w fazie stabilizacji? On sie zapadnie pod wlasnym ciezarem. Kto nie wierzy niech policzy ile go wyniesie rata za kredyt na 500 tysiecy i co za to kupi w Wawie (liczac po cenach srednich ofertowych, a nie transakcyjnych ;)))
3. Co do baniek ciekawie powiedział ostatnio Soros - ekonomiści przewidzieli osiem z ostatnich trzech recesji. Z inwestycjami jest podobnie - tylko, że trzeba przewidzieć czy to bańka już czy nie jeszcze - kupić czy poczekać, sprzedać czy poczekać. Dobrym choć z innej działki przykładem jest właśnie wyżej wspomniany, który zbyt wcześnie sprzedał akcje Amazona i Yahoo myśląc, że to już szczyt bańki - innym przykładem jest za to Roman Kluska, który moim zdaniem w najlepszym możliwym momencie sprzedał akcje Optimusa - praktycznie tuż przed szczytem bańki.
Soros mial szczescie w tym co robil. Pytanie ile zarobil na ostatnim kryzysie i dlaczego stracil? Mozna przeczytac "Slepy traf" b. ciekawe podejscie ;) Warto w tym przypadku pamietac o pewnej inercji rynku nieruchomosci. To jednak nie rynek akcji, gdzie kazda jest "wystandayzowana". W przypadku nieruchomosci mieszkanie z drugiej strony bloku ma juz inna cene, nie mowiac o 100 metach dalej, etc - mimo ze ta sama dzielnica. Pytanie jest wciaz - czy warto ladowac kase deweloperowi na kredyt na 30 i wiecej lat z perspektywa, ze... no wlasnie - zwroci mi sie za15-20 lat jak bede wynajmowal? Nie rozumiem ludzi, ktorzy tak robia - moze gdyby mieli kilka mieszkan, ale jedno? Nawet gdyby czynsz od najemcy byl wiekszy niz rata (nie wierze w obecnej sytuacji), to nasze banki nie podchodza tak do zdolnosci kredytowej jak te w USA.
4. No i jeszcze co do niepewności - polecam teorię Roman Frydmana, który zakwestionował hipotezę tzw. racjonalnych oczekiwań i wraz z Michaelem Goldbergiem opracował nową metodę tworzenia prognoz ekonomicznych - IKE (imperfect knowledge ekonomics, ekonomia niedoskonałej wiedzy). Patrząc i analizując tych, którym się w biznesie udało odnoszę wrażenie, że choć teoria Frydmana i Goldberga nie jest jeszcze zbyt popularna to ma w sobie dużo sensu. W końcu większość opierała się w swoich inwestycjach moim zdaniem na feelingu, a nie na thinkingu :)
I dalej powstaje pytanie. Czy potrafia cokolwiek przewidziec? Poza ogolnym spadnie albo wzrosnie "kiedys"? :)
5. Panie Michale bardzo jestem ciekaw czy uda się Panu przewidzieć ten spadek cen mieszkań do poziomów z 2004 roku - odważne przewidywanie - to by zrobiło niezłe zawirowanie na rynku - 2004 to praktycznie początek wzrostów na który weszliśmy po wejściu do UE. Ciekawe...
Do poziomow z 2004 raczej nie sadze, zeby caly rynek doszedl - chyba ze w cenach realnych - wliczajac w to inflacje. A ona sobie tyka od polowy 2007 roku. Musze kiedys podliczyc, ale od tego momentu realna wartosc inwestycji spada. Gdyby ktos kupil wowczas obligacje lub zalozyl zwykla lokate, to bylby znacznie lepiej niz kupujac mieszkanie za gotowke ;)
Swoja droga - musze znalezc troche czaus, zeby troche znowu zmiaeszczac podawanymi statystykami. Mowi sie, ze w Polsce jest tak malo mieszkan na 1000 czy 1000000 mieszkancow. W Polsce owszem. Ale na przyklad w Wawie - jestesmy na sredniej unijnej. A to moze oznaczac rynek bliski nasyceniu - dla osob majacych zdolnosc kedytowa.
Inna sprawa to policzenie ile miliardow zlotych trzeba byloby kredytow, zeby sprzedac to co jest na stanie u samych deweloperow. Ja nie wiem - czy oni tak zaklinajac rzeczywistosc wierza, ze cos spowoduja? :)))