Wypowiedzi

  • Ela Badowska
    Wpis na grupie allegro.pl w temacie Totalne Olewanie Sprzedawców na allegro- wasze opinie
    7.02.2022, 22:56

    DLACZEGO ALLEGRO ROBI WSZYSTKO,
    ŻEBY STRACIĆ SPRZEDAJĄCYCH?

    Serwis Allegro kojarzy każdy, kto choć raz miał styczność z zakupami on-line. Jest to najbardziej rozpoznawalna marka sektora e-commerce w Polsce, a 76% wszystkich użytkowników internetu w Polsce odwiedza ten portal co miesiąc. Bez dwóch zdań Allegro cieszy się POZYCJĄ MONOPOLISTY.
    Z założenia platforma ma umożliwić kupującym dotarcie do produktu, którego szukają,
    a sprzedającym oferowanie swoich produktów, czyli ma dojść do transakcji kupna-sprzedaży.
    W zamian za udostępnienie miejsca w sieci, gdzie sprzedający może oferować swój towar i gdzie znajdą go potencjalni kupujący oraz gdzie do wspomnianej transakcji dojdzie, Allegro pobiera prowizję. Portal od lat przechodził szereg zmian, mających na celu dostosowanie do obowiązujących standardów oraz ulepszenie jego funkcjonowania. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od pewnego czasu wszelkie te „ulepszenia” zmierzają w złą stronę - serwis robi bowiem wszystko, żeby stracić sprzedających… Ktoś „na górze” zapomniał o jednej najistotniejszej rzeczy: to SPRZEDAJĄCY WŁAŚNIE STANOWIĄ SIŁĘ NAPĘDOWĄ i to oni co miesiąc płacą faktury.
    Użytkownikiem Allegro.pl jestem od 2006 roku: lokalna firma w średniej wielkości mieście, zatrudniająca kilkanaście osób. Współpracę z serwisem rozpoczęłam, aby dotrzeć do większej liczby kupujących z całej Polski. Mam oficjalny sklep, jestem traktowana jako Klient Biznesowy. Zajmuję się branżą meblową. Na początku - mimo wydatków związanych z wystawianiem się na portalu - byłam zadowolona. Płaciło się abonament, była opłata za wystawioną rzecz i oczywiście niewielka prowizja. Koszty były współmierne do zysków. Od dwóch lat, a więc od momentu, kiedy Allegro zaczęło się „ulepszać”, we mnie, jako Sprzedającym, narasta bezsilność. I frustracja. Szereg piętrzących się problemów z serwisem i obsługą mnie, czyli ich „Klienta”, brak reakcji ze strony pracowników serwisu oraz pozostawienie moich próśb „bez echa”, spowodowały, że zdecydowałam się napisać ten artykuł.
    Mało jest firm w Polce, które „olewają” swoich „Klientów” tak, jak Allegro. To pierwsze,
    co mnie uderzyło (podejrzewam też, że serwis, który wprowadził program Super Sprzedawca
    i próbuje podnosić standardy obsługi, sam nie przeszedłby pozytywnej weryfikacji). Kilkakrotnie próbowałam uzyskać pomoc od pracowników obsługujących platformę. I co? I nic. Numeru telefonu brak. W zakładce ‚FAQ’ tysiące zbędnych zagadnień. Kontakt mailowy tylko za pośrednictwem formularza. Ok, więc piszę: jeden mail z konkretnym opisem problemu i prośbą
    o wskazanie rozwiązania. Przychodzi potwierdzenie zgłoszenia, a potem cisza… Mijają godziny, mija dzień, drugi, trzeci. W końcu nadchodzi (!) wyczekana odpowiedź od Pani Zosi, Józi, czy Czesławy (bo na podpisanie się prawdziwymi danymi nie ma co liczyć - kolejny dowód na to,
    że tam pracują LUDZIE-AUTOMATY, kolejny krok do stworzenia DYSTANSU): „Przepraszamy
    za wydłużony czas oczekiwania”… Dalej cytat z regulaminu. Wszystko super, tylko, że tyle przeczytać umiem sama. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby chociaż ten cytat był związany ze sprawą, a to po prostu WYCIĄGNIĘTY Z KONTEKSTU, LUŹNO PRZEKLEJONY AKAPIT, nijak mający się do kwestii, którą poruszyłam. Przejęłam się sprawą, może nawet trochę zdenerwowałam. No bo jak to tak? Ode mnie, jako od Sprzedającego wymagają odpowiedzi na pytania Kupującego w ciągu godziny i chcą, żeby to zrobić prosto i zrozumiale. A sami co?
    No właśnie. Wszystko to dobitnie pokazało, że w tych zawodach są RÓWNI I RÓWNIEJSI.
    Kolejna sytuacja, z którą miałam do czynienia, ponieważ Allegro nie potrafiło odpowiednio zająć się tematem, została zakończona blokadą konta. Jeden mail z wyjaśnieniem, drugi, trzeci. Nic. Pracownik serwisu napisał, że im przykro, ale konta nie odblokują, bo mimo, że sprawa
    z Kupującym została załatwiona, poziom sprzedaży spadł i jest niezadowalający, więc powinnam się zatroszczyć o jego podniesienie. Zapytałam więc, jak mam to zrobić. Wiecie, jaka była ich odpowiedź? No cóż… SAMI DO KOŃCA NIE WIEMY, co w tej kwestii można zdziałać, ale może Pani dzwonić i pisać do oceniających, żeby usunęli negatywne komentarze, może Pani zdobyć kilkanaście pozytywnych, przekonać Klientów gratisami, albo bonusami, zadbać np. o dodatkowe formy wysyłki, lepsze opisy, powiązania z produktem, etc… REWELACJA!!! Na pewno bym tak zrobiła, gdyby nie fakt, że blokując konto, Allegro zablokowało możliwość wystawiania nowych aukcji, wprowadzania zmian oraz odnawiania już istniejących. Opisałam całą sytuacje po raz kolejny, wskazując pracownikowi serwisu na impas, używając rzeczowych argumentów, podkreślając, że to, co proponują, jest nie do zrobienia i że za chwilę na koncie nie będzie żadnej sprzedaży, a tym samym ani ja nie będę miała z czego płacić rachunków, ani oni nie będą mieli
    z czego wystawiać faktur i stracą kilka tysięcy złotych miesięcznie… Spodziewałam się logicznego rozumowania i normalnego, ludzkiego podejścia do tematu, może nawet trochę zadbania o finansowy interes Allegro… Tymczasem, kiedy nadeszła odpowiedź, oczom nie wierzyłam: „Niestety zgodnie z regulaminem (i tu kolejne cytaty bez pokrycia) podtrzymujemy nasze zdanie o nałożeniu blokady, ponieważ poziom sprzedaży jest niezadowalający. Nie odblokujemy konta, nie pomożemy, ale wierzymy, że sobie Pani poradzi!” NOSZ, KURCZACZE NÓŻKI! - miałam ochotę krzyknąć (może w trochę mniej cenzuralnej wersji). Co z tymi ludźmi JEST NIE TAK, że nie rozumieją absurdu tej sytuacji?!
    Jak się domyślacie, kolejne maile były utrzymane w już mniej miłym tonie, ale Allegro nadal stosowało wobec mnie METODĘ ”ZDARTEJ PŁYTY”, czyli: mój mail z argumentami -> lakoniczny cytat z regulaminu -> mój mail z argumentami -> odpowiedź, że niestety nie odblokujemy konta, bo nie, niech sobie Pani radzi -> mój mail z argumentami -> dalej pisanie, że „nie, bo nie” -> mój mail z argumentami -> znów cytat z regulaminu. Ostatecznie, wykończona tym przepychaniem się na wiadomości, poprosiłam o pomoc zewnętrzną firmę współpracująca z platformą. Dowiedziałam się ciekawej rzeczy, że: „zZ ALLEGRO TRZEBA GRZECZNIE, trzeba się ukorzyć
    i poprosić, a nie udowadniać swoje racje”. Konto zostało w końcu odblokowane. Efekt jednak był taki, że wszystkie aukcje zostały wyłączone, część przepadła na dobre i zaczynałam od zera, co wygenerowało nie tylko dodatkowe koszty, ale pochłonęło też sporo mojego czasu.
    Nie wspomnę już o dyskusjach z Kupującymi, w które obsługa serwisu włącza się bez ładu i składu, zupełnie w oderwaniu od rzeczywistego tematu rozmowny, bo to chyba wiedzą wszyscy. Ani o tysiącach wysyłanych w takich dyskusjach wiadomościach, mających pokazać, jak SPAMOWAĆ Klientów, żeby byli zadowoleni: „Sprzedający wprowadził właśnie numer trackingowy”, „Sprzedający nadał przesyłkę”, „Przesyłka jest w drodze”, „Przesyłka powinna zostać doręczona w dniu dzisiejszym”, „Cieszymy się, że przesyłka jest u Ciebie”. TYSIĄCE NIEPOTRZEBNYCH NIKOMU INFORMACJI, KTÓRE KUPUJĄCY MOŻE SAM SPRAWDZIĆ, ponieważ dostaje ode mnie wiadomość mailową z numerem paczki. I na koniec, po 14 dniach - jako, że Klienci rzadko wracają do dyskusji, kiedy dostaną już to, po co przyszli - sztampowe pytanie: „Janie Kowalski, CZY UDAŁO CI SIĘ POROZUMIEĆ ZE SPRZEDAJĄCYM?” i prośba
    o zamknięcie konwersacji, na którą mało kto reaguje… (a poziom kości w programie Super Sprzedawcy spada…)
    I tu czas na kolejny zarzut w kierunku serwisu: „KUPUJĄCY NASZYM PANEM I WŁADCĄ”. Tak, tak. Dobrze przeczytaliście. A ty, Sprzedawco, siedź cicho, płać faktury i nie próbuj jakkolwiek bronić swoich racji… Ile razy zdarzyło się Wam, że Kupujący nie doczytał opisu, wszak czytanie ze zrozumieniem, to teraz umiejętność na wagę złota…? Mnie wiele razy. Prosty przykład: sprzedaję na aukcji „wkład na sztućce DO SZUFLADY 60 cm” (tytuł może zawierać ograniczoną liczbę znaków). Wymiary samego wkładu (wysokość 7 cm x szerokość 50,7 cm
    x długość 46,3 cm) podaję w opisie oraz wymaganych przez Allegro parametrach, o których wspomnę później. Pani Jadzia Iksińska kupuje taki wkład, płaci, otrzymuje paczkę i… otwiera dyskusję, bo dostała towar niezgodny z zamówieniem: przecież ten wkład ma 50,7 cm,
    a miał mieć 60 cm… "JAK TO MOŻLIWE? WYŚLIJCIE MI WŁAŚCIWY WKŁAD!” - pisze rozgoryczona. „Kochana Pani Jadziu… Dostała Pani właściwy produkt, dedykowany do szuflady o zewnętrznym wymiarze 60 cm, co jest zaznaczone na aukcji. Wymiary samego wkładu podane są w parametrach i opisie. Jeśli produkt nie spełnia Pani oczekiwań, proszę postępować zgodnie z instrukcją zwrotu, ma Pani na to 14 dni”… - odpowiadam grzecznie Kupującej. I tu zaczynają się schody: „Ja nie będę nic zgłaszała”, „To Wasz problem”, „Proszę sobie odebrać ten badziew, skoro nie umiecie pisać” - zaczyna się przerzucanie wiadomościami, mniej lub bardziej niewybrednymi. Po postawieniu sprawy jasno, że produkt jest właściwy i to nie podlega dyskusji, dostaję wiadomość od Kupującej, że „dobrze, odeślę produkt, chociaż dalej uważam, że…”. Pani Jadzia zgłasza zwrot i wybiera opcję: ‚NIEZGODNY Z OPISEM’ (bo jakoś nie może wybrać opcji ‚NIE ZAPOZNAŁAM SIĘ Z OPISEM’ - tego Allegro nie przewiduje). Oddaję więc Klientce wpłacone pieniądze, wnioskuję o zwrot prowizji… I tu kolejne zaskoczenie - serwis nie odda ani złotówki, gdyż Kupujący zaznaczył opcję, że produkt jest niezgodny z opisem. KUPUJĄCY ZAZNACZYŁ… nie ważne, że nie zapoznał się z treścią aukcji, że miał zły dzień, że chciał coś światu udowodnić. Zaznaczył i już. Po sprawie. Mogę się odwołać od tej decyzji, co też robię. Dalej bez efektu. Piszę kolejne maile, załączam zrzuty z aukcji, korespondencji. Na nic. Jak grochem o ścianę. Allegro nie poczuwa się do odpowiedzialności, aby oddać mi środki, bo Kupujący… Wiecie, co dalej. A tu nie chodzi o 4 czy 5 zł, ale o zwykłe podejście do mnie, jako do Sprzedającego. Do mojej pracy przy tworzeniu opisów. Do mojej racji. Do tego, że Kupujących mamy, jakich mamy (a są niestety coraz ‚gorszego sortu’). „KUPUJĘ, WIĘC MI SIĘ NALEŻY” - klasyczny „typ roszczeniowy. Nie ważne,
    że nie przeczytał, co kupuje. Nie ważne, że oprócz praw ma obowiązki. Ważne, żeby winą obarczyć wszystkich dookoła, ale nie siebie. Nie ponieść konsekwencji własnych decyzji.
    Nie próbować się dogadać, jakoś polubownie załatwić problem. Co to, to nie. Bo mnie się należy. I kropka.
    Tą „roszczeniowość” widzę też w podejściu do zwrotów towarów i ich reklamacji - całej procedury, którą Allegro stara się przeforsować. Nie neguję, że prawo daje Kupującym pewne pole manewru - jako Sprzedawca oferujący swoje towary on-line liczę się z tym i uwzględniam
    to w ryzyku sprzedażowym, ale… Ile jest osób nadużywających możliwości zwrotu i w jakimś stopniu nie liczącymi się z kosztami, które sklep musi w związku z tym ponieść? Pan Igrekowski kupuje u mnie - niech to będą dla potrzeb przykładu - długopisy. 10 różnych, każdy w innym kolorze. Ponosi koszt wysyłki. Po otrzymaniu towaru stwierdza, że podoba mu się tylko niebieski, a resztę chce odesłać. Ma na to 14 dni, odstępuje od umowy, zgłasza zwrot, po czym, w ciągu kolejnych 14, odsyła towar na własny koszt, bo tak zaznaczyłam w regulaminie. Ale czy do końca na swój koszt? Przecież ja, jako Sprzedająca, mam obowiązek oddać Kupującemu kwotę za zwrócony towar + kwotę najtańszej przesyłki, którą oferuję. Ot, wymóg absurdalnego polskiego prawa. A czy przewoźnik oddaje mi pieniądze za dostarczoną paczkę, bo Klient się rozmyślił?
    No nie… Więc automatycznie jestem do tyłu o kwotę kuriera. Dobrze będzie też, jeśli Pan Igrekowski odda produkty w oryginalnym opakowaniu, ale przecież nie musi… Co powie na to kolejny Kupujący, który ten towar otrzyma? O to się już martw Ty, Sprzedawco… Co jeśli zwracany towar dotrze do mnie uszkodzony? Jak mam udowodnić, w którym momencie uszkodzenie powstało? Gdzie jest Allegro, które powinno stanąć po mojej stronie i dać możliwości rozwiązania takiej sytuacji? TO PRZYKŁADY PYTAŃ, KTÓRE MNIE NURTUJĄ I NA KTÓRE NADAL NIE MAM ODPOWIEDZI… Kolejne: jak procedura zwrotów proponowana przez serwis ma się do kwestii księgowych i rozliczeniowych, wymaganych przez prawo? Odpowiem Wam - NIJAK. BO ALLEGRO TEGO SAMO NIE WIE. Działa, jak chce. Kiedy weszły w życie przepisy dotyczące nowych zasad odliczania VAT z faktur korygujących, wysłałam do serwisu maila z zapytaniem, co platforma w związku z tym przewiduje i jak się do tego odnosi. Poprosiłam, aby ustosunkowali się do aktualnych wytycznych i dali mi wskazówki, jak się z tego VAT poprawnie rozliczać, ponieważ wedle mojej księgowości konieczne jest, aby Kupujący potwierdził odbiór faktury korygującej oraz odesłał specjalne oświadczenie, na podstawie którego mogę odliczyć VAT. Standardowo po kilku dniach przyszła odpowiedź, że skonsultują się
    z Działem Prawnym, następnie po kolejnych kilku - że w sytuacji, gdy kupujący jest Konsumentem należy zrobić tak a tak, bo tak mówi prawo. STANDARDOWE LANIE WODY. Nic, czego bym sama w przepisach nie mogła doczytać. Znowu ciągniecie tematu: co w przypadku, gdy Kupujący to jednak firma? I znowu konieczność konsultowania się z Działem Prawnym. I brak jakiejkolwiek odpowiedzi. ZERO KONKRETÓW. DRAMAT. Po raz kolejny Allegro zostawiło mnie samą sobie.
    Na szczęście mam dobrych księgowych i prawników, bo bez tego, mogłabym tylko usiąść
    i płakać… podczas kontroli skarbowej.
    Pozostając w temacie „wysyłkowym” - reklamacje uszkodzonych przesyłek. Temat rzeka. Nauczona doświadczeniem, w mailu potwierdzającym zamówienie wysyłam Klientom pełen regulamin sklepu z adnotacją, że kupując, akceptują go w całości. Po wysyłce towaru generowana jest kolejna wiadomość z wytycznymi dotyczącymi tego, jak mają się zachować, kiedy będą odbierali paczkę, na co zwrócić uwagę i co zrobić, jeśli stwierdzą uszkodzenia. Proszę więc, aby Kupujący - w miarę możliwości - odbierał przesyłkę osobiście, obejrzał ją przy kurierze, w razie uszkodzeń spisał protokół szkody, a jeśli stwierdzi uszkodzenia po otwarciu paczki, podczas gdy zewnętrzne opakowanie było nieuszkodzone, jak najszybciej mi to zgłosił. PROSTE? Otóż nie dla Klientów Allegro. Mam wysyp reklamacji związanych z wysyłkami firmą DPD (z którą de facto współpracuje i obsługi której wymaga platforma - opcja AllegroKurier). I kolejny raz „GDYBIĘ” - może byłoby to do ogarnięcia, gdyby serwis jakoś pomógł? Tymczasem Allegro znów OMIJA NIEWYGODNY DLA NIEGO TEMAT. Po pierwsze -nieregularność odbiorów i jakość doręczeń: kurierzy DPD rzucają paczkami, gdzie popadnie, zostawiają je u sąsiadów, na klatkach schodowych czy przerzucają do ogrodów. Mistrzem był kurier, który paczkę Klienta zostawił…
    na stacji benzynowej, vis a vis adresu doręczenia, razem ze stosem innych paczek i odjechał…
    A w potwierdzeniu doręczenia NA ADRES, przy nazwisku osoby odbierającej, wpisał X. Odpada więc opcja odbioru osobistego i sprawdzenia paczki. A towar jest odebrany BEZ ZASTRZEŻEŃ. Przynajmniej z punktu widzenia przewoźnika… Po drugie - Kupujący, który już otrzymał paczkę, zwleka z reklamacją, jeśli stwierdzi uszkodzenie. Bo po co? Przecież sklep I TAK MA OBOWIĄZEK WYMIENIĆ WADLIWY TOWAR. Po trzecie - spisywanie protokołów szkody. Jeśli już uda nam się dojść do porozumienia, zostaje zgłoszona szkoda i kurier wraca się, aby spisać właściwy dokument, zaznacza tam z reguły to, co mu się podoba, a właściwie wszystko to, co spowoduje, że reklamacja nie zostanie uznana. Kupujący zaś… cóż, swój obowiązek odbębnił, podpisał się, wysłał mailem. Wykonał swoje zadanie.
    Mamy więc uszkodzoną paczkę (doręczoną pierwotnie bez zastrzeżeń), ze spisanym później protokołem szkody. Jako Sprzedająca, zobligowana jestem do wysłania nieuszkodzonego towaru (lub w inny sposób powinnam przychylić się do roszczeń Reklamującego), chyba, że mam ochotę na kolejne przepychanki i udowadnianie, że to nie kurier, a Klient uszkodził daną rzecz lub pójście w zaparte, że produktu nie wymienię. Każda z tych możliwości skończy się jednak otwarciem dyskusji, interwencją Allegro i zapewne kolejnym zablokowaniem konta. Wysyłam więc do Kupującego nowy, pełnowartościowy towar, zlecam odbiór uszkodzonej przesyłki, przekazuję reklamację do przewoźnika. Na wstępie już ponoszę koszt nowego przedmiotu i podwójny koszt transportu. Co natomiast robi DPD? Powołując się na wewnętrzne regulaminy reklamację odrzuca, jako że paczka pierwotnie była przyjęta bez zastrzeżeń, a skoro uszkodzenia stwierdzone zostały póżniej, mogły powstać po doręczeniu. Albo to ja wysłałam już uszkodzoną rzecz. Wracamy tym samym DO PUNKTU WYJŚCIA, a ja zostaję z uszkodzonym produktem na magazynie, poniesionym kosztem nowego towaru, podwójnym kosztem transportu oraz rozzłoszczonym całą sytuacją Kupującym. TYLE W TEMACIE! DZIĘKUJĘ! OKLASKI!
    Na sam koniec „wisienka na torcie” - wspomniane parametry produktów i program ‚Super Sprzedawca’. Od kilkunastu miesięcy serwis wymaga od Sprzedających, aby towar, który wystawiają, był umieszczony w odpowiedniej kategorii oraz posiadał szereg określonych parametrów. Ktoś „na górze” założył odpowiedni katalog i narzuca wystawiającym „wpisanie się” w te wytyczne. NIE WYMIGASZ SIĘ! Założenie zacne, tylko z wykonaniem gorzej. Bo kategorie
    i parametry stworzone są bez konsultacji ze Sprzedającymi i w oderwaniu od rynkowych realiów. Niejednokrotnie wprowadzają Klienta w błąd. A Z PRETENSJAMI TO RADŹ SOBIE SAM, SPRZEDAWCO!. Odnosząc to do mojej branży: sprzedaję okucia do szuflad - gotowy zestaw prowadnic, boków i mocowań. Klient sam przycina odpowiednie dla siebie wymiary dnia, tyłu
    i frontu. Wystawiając produkt, nie znalazłam właściwej kategorii. Allegro zasugerowało, że okucia powinny się znaleźć w kategorii „SZUFLADY”. Problem jednak w tym, że przypisując produkt do tej kategorii, muszę określić jego wysokość, szerokość i głębokość w centymetrach. Tylko jak to zrobić, skoro to Klient decyduje, jakie parametry wybierze? Może zrobić dno szerokie na 60 cm,
    a może na 90 cm. Prowadnice dedykowane są pod wymiar szuflady 50 cm, ale mają długość 46 cm. Co więc mam wpisać, którą jednostkę podać? Każdy błędny parametr będzie podstawą reklamacji Klienta i niezgodności z opisem. Zasugerowałam Allegro stworzenie nowej kategorii „OKUCIA DO SZUFLAD”. Zostałam jednak poinformowana, że nie przewidują takiej opcji… Jak zwykle. NIE, BO NIE. Takie przykładów można mnożyć: mam problem określeniem kolorów uchwytów meblowych, ponieważ… brakuje podstawowych kolorów, problem ze wskazaniem wymiarów prowadnic, carg, koszy na bieliznę ścinanych od góry, mocowań. Nikt nie umie odpowiedzieć, gdzie powinny znaleźć się elementy pozwalające na otwieranie szafek poprzez dotyk (tzw. push lub tip-on), a gdzie gniazda do blatu kuchennego. Za to od 2017 roku jestem oceniana i punktowana jako Sprzedawca. TO ALLEGRO ROBI NAJLEPIEJ. Sprawdzane są m.in. zadowolenie kupujących, ilość otwartych dyskusji, zrealizowane zamówienia, czas wysyłki, szybkość odpowiedzi na pytania Klientów, udział zamówień z uzupełnionym w terminie numerem przesyłki, czas wysyłki, koszty wysyłki (najlepiej gratis), zgodność z opisem, jakość sprzedaży, obsługa Kupującego. I może ten program miałby rację bytu, gdyby nie wszystko to, co napisałam wyżej. Gdyby nie podejście Klientów. Gdyby dopuścić do głosu dwie strony transakcji: Kupujących i Sprzedających. I pomagać im w działaniach, zamiast zostawiać samym sobie. Bo jakie szanse ma lokalna firma, sama zajmująca się wszystkim (od wystawiania aukcji, poprzez obsługę sprzedaży, aż po marketing) w porównaniu do gigantów, pokroju np. DECATHLON czy HENKEL, zatrudniających sztab ludzi do obsługi serwisu, centra logistyczne oraz prowadzące szeroko zakrojona kampanie reklamowe? Moim zdaniem: ŻADNYCH. Zawsze pozostanie w cieniu.
    Reasumując - obecnie Allegro stanowi dla mnie przykład tego, jak w prosty sposób pozbyć się Sprzedających. Robi wszystko, aby ich do siebie zniechęcić. Są to moje subiektywne odczucia i z narastającej bezsilności wobec polityki serwisu, postanowiłam je upublicznić. Chcę wywołać dyskusję i być może zapoczątkować etap pewnych zmian, wycofania się z niezbyt dobrych decyzji. Liczę się z tym, że napisany przeze mnie artykuł spotka się z dezaprobatą osób związanych z platformą. Może nawet moje konto zostanie zablokowane. Ale jako Sprzedająca mam dosyć i doszłam do punktu, w którym chcę powiedzieć „stop”: „stop” dla bezsensownych, nieprzemyślanych działań, „stop” jednostronnej ocenie, „stop” marginalizacji lokalnych firm, które same są dla siebie „sterem, żeglarzem i okrętem”. Chcę, żeby Allegro zaczęło przyglądać się potrzebom tych, z których pracy w jakimś stopniu żyje. Żeby pomagało, zamiast narzucać odrealnione parametry oceny. Niech będzie to prawdziwa platformą e-commerce, miejsce wymiany doświadczeń, gdzie do głosu dojdzie czynnik ludzki, a wszelkie transakcje dokonywane będą z poszanowaniem praw każdej ze stron.

Dołącz do GoldenLine

Oferty pracy

Sprawdź aktualne oferty pracy

Aplikuj w łatwy sposób

Aplikuj jednym kliknięciem

Wyślij zaproszenie do