Marcin Nowak

Handel B2B

Wypowiedzi

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Chiny Biznes 中波商务 w temacie Na imporcie z Chin da się nieźle zarobić ( cz.2 )
    23.01.2007, 10:05

    Jak zalewałem Polskę chińszczyzną ( cz.2 )

    W poprzednim odcinku: Nie każdy import z Chin skazany jest na sukces. Dlatego zaczęliśmy od znalezienia polskich partnerów, którzy byliby zainteresowani dostawami mebli i akcesoriów biurowych. Znając cenę, która mieściła się w przedziale określonym przez zainteresowanych ofertą handlowców, zaczęliśmy szukać chińskich producentów. Skorzystaliśmy ze wszystkich swoich znajomości, rozsyłając zapytania do chińskich firm, by ostatecznie wyłonić siedem interesujących propozycji z zakładów produkcyjnych w prowincjach Guangdong oraz Zhejiang. Odbyliśmy wycieczkę po chińskich fabrykach, znaleźliśmy właściwego producenta i po długich negocjacjach uzgodniliśmy płatności.


    Po burzliwych negocjacjach i wyczerpujących wojażach po Chinach wróciliśmy do Polski w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Jeśli nie wszystko zostało uzgodnione w stu procentach, to i tak mieliśmy poczucie, że wszystko było na dobrej drodze.

    Kolejnym problemem, z którym musieliśmy się zmierzyć, były wzory. Kilka pudeł zabraliśmy ze sobą do samolotu. Nie były to typowe meble i produkty - już obecne na polskim rynku, znane klientom i wypróbowane. Jednak na produkcję partii pod nasze zamówienie trzeba było poczekać. 300 dolarów za ich wykonanie i przesyłkę zostawiliśmy już w fabryce.

    I znowu to czekanie. Tym mniej przyjemne, im bardziej Chińczycy zwlekali z dostarczeniem nowych wzorów, a klient domagał się ich obejrzenia. Dopiero po prezentacji wyrobów, akceptacji klienta "to jest to, co chcę od was kupić", mogłem przystąpić do konkretnego zamówienia.

    Radyjko za dolara

    Przez cały czas wisiała nad nami groźba, że nie zdążymy z dostawą na początek sezonu, który w przypadku naszego produktu zaczynał się na początku sierpnia. Właśnie w takich sytuacjach pierwszymi słowami, jakie przychodzą do głowy, jest banalne i wyświechtane powiedzenie "czas to pieniądz".

    I w końcu doczekaliśmy się. Z wielkim zniecierpliwieniem rozpakowaliśmy paczkę. Pierwsze przymiarki i... jeden z testowanych produktów po prostu się rozpadł. Zawiniło kiepskie tworzywo, z którego odlano kilka ważnych elementów. Konsternacja. Skoro wzór, który z założenia miał być o klasę lepszy, by zachęcić do zamówienia, był tak słaby, to co będzie z jakością całej partii? Jeśli fabryka kiepsko wykonała wzór, czy dobrze wykona tysiące sztuk produktu?

    W tej sytuacji chińscy inżynierowie zwykle mawiają "wszystko da się wyprodukować, ale wszystko jest konsekwencją ceny". Możemy zrobić kieszonkowe radyjko za jednego dolara i rzeczywiście tylko tyle będzie ono warte. Jak chcesz coś lepszego, czytaj: nie do jednorazowego użytku, trzeba podnieść cenę do trzech dolarów.

    Znając te realia, wskazaliśmy producentowi, jakie mankamenty należy zlikwidować. Zaakceptowaliśmy podwyżkę ceny produktu. Byliśmy pewni słusznego wyboru tym bardziej, że ze strony handlowców mieliśmy już pozytywne opinie. Towar spełnia podstawowe wymagania jakościowe, natomiast jego cena jest konkurencyjna.

    Kasa na stół

    Po przesłaniu zamówienia, jeszcze tego samego dnia otrzymaliśmy Proforma Invoice (faktura proforma). Wnikliwie sprawdziliśmy wszystkie pozycje i ceny, a także czas realizacji zamówienia, który miał wynosić - co już wcześniej uzgodniliśmy - 40 dni. Jednak podpisanie i odesłanie P/I do chińskiego dostawcy nie rozpoczynało produkcji. By tak się stało, musieliśmy zapłacić pierwszą ratę, czyli 30% wartości zamówienia.

    Sytuacja była dosyć konfliktowa. W naszym interesie leżała bowiem płatność tuż przed wysyłką towaru. Chińczyk upierał się przy standardowej praktyce - 30% przed rozpoczęciem produkcji, a 70% po wysyłce.

    Zapłata pierwszej raty przed rozpoczęciem produkcji wydawała się być nie do końca bezpieczna. Argumentem dostawcy był fakt, że wyprodukowane dobra będą na tyle specyficzne, że nikt już ich nie kupi - spełniały one bowiem określone przez nas parametry, które były zawsze cechą indywidualną każdego klienta. Dla producenta byłoby wielkim problemem znaleźć kogoś, kto szukałby identycznego towaru. Trzeba było przystać na warunki producenta. Transfer pieniędzy do banku w Hongkongu zajął cztery dni. Dopiero wówczas inżynier produkcji wpisał nas na listę i produkcja ruszyła pełną parą.

    Patrz na ręce producentowi

    Po kilku tygodniach, kiedy umówiony czas na produkcję dobiegał końca, postanowiliśmy sprawdzić, jak idzie realizacja zamówienia. Chodziło nam przede wszystkim o kontrolę jakości - chcieliśmy zmniejszyć do minimum ryzyko kompletnej klapy i rozpadającego się towaru, a także przypilnować terminowej wysyłki i wedle zasady, iż strzeżonego Pan Bóg strzeże, sprawdzić, czy właściwy towar został zapakowany.

    Znane były bowiem historie, kiedy to zamiast kontenera niebieskich trzewików do Polski docierały czerwone, na koszulce piłkarskiej zamiast "Polska" było "Poklsa". Znam też historię o tym, jak inżynier produkcji postanowił zaoszczędzić parę dolarów na produkcji butów i do szycia użył znacznie tańszych nici. Efekt? Renomowana firma została zasypana reklamacjami.

    Sprawdzenie jakości to obowiązkowa wyprawa bezpośrednio do fabryki. Wiązało się to z kosztami minimum 6000 złotych (sam bilet około 2500 zł) plus tak naprawdę pół tygodnia wyjętego z życiorysu, zmiana czasu, klimatu i inne niedogodności.

    W tej sytuacji postanowiliśmy, że kontroli jakości i wysyłki dopilnuje mój chińskojęzyczny znajomy. Koszt jego wizyty, co było dodatkowym atutem, zamknął się w kwocie 1500 zł.

    Pomógł nieoceniony internet. W czasie, gdy odwiedził fabrykę, połączyliśmy się telefonicznie i mogliśmy na bieżąco zadawać pytania. Po wizycie otrzymaliśmy kilkadziesiąt zdjęć, w tym zdjęcia z magazynu wypełnionego po brzegi kartonami z naszym towarem, z naklejonym kodem kreskowym i nadrukowanym firmowym logiem. To wystarczająco nas uspokoiło i przekonało, że wszystko zmierza do szczęśliwego finału.

    Droga do Polski

    Wtedy czekała nas kolejna przykra niespodzianka - nieoczekiwanie okazało się, że wszystkie statki płynące do Europy są już obładowane towarem i nie ma wolnych miejsc. Najbliższy wolny termin był dopiero za 10 dni. Okazało się także, że towar musi dotrzeć do portu na 3 dni przed wypłynięciem (wszystkie formalności związane z dokumentami są wtedy ostatecznie załatwiane), a dodatkowo dojazd z fabryki do portu zajmował prawie 2 dni. Oznaczało to, że straciliśmy kolejne 5 dni.


    Kara za to była kosztowna. Trzeba było te 5 dni odzyskać gdzieś w trakcie transportu po Europie. Kiedy porównaliśmy oferty na kontenery 40-stopowe z Szanghaju do Hamburga i Gdyni, cena zdecydowanie przemawiała za Gdynią. Transport po opłaceniu wszystkich kosztów (opłata BAF i inne) zamykał się w kwocie 4000 dolarów (najtańsza oferta to 2550 dolarów, do tego dochodziło 1500 zł za transport lądowy z portu do magazynu).

    Problemem było to, że towar docierał do polskiego portu w 35 dni (zwykle megakontenerowiec zrzuca ładunek w Hamburgu, a kontenery do Polski płyną już mniejszym statkiem). Tymczasem transport do Hamburga zajmował jedynie 25 dni i kosztował 2800 dolarów, tyle że kolejne 1400 euro należało wyłożyć za każdy kontener transportowany później ciężarówkami.

    W efekcie przyspieszenie transportu o 8 dni jednak kosztowało nas dodatkowo 500 dolarów. Ze względu na presję czasową nie mieliśmy innego wyboru, a zasada, by w jak najmniejszym stopniu korzystać z transportu lądowego, nie mogła być w naszej sytuacji zastosowana.

    Patent na cło

    Wiadomość, że transport dotarł do Hamburga na piątek wieczorem była dla nas wielkim rozczarowaniem. Pech to pech. To oznaczało bowiem, że będzie mógł zostać zwolniony z portu dopiero w poniedziałek rano. Zbieg okoliczności zdecydował o tym, że traciliśmy kolejne dwa dni, na których zaoszczędzeniu tak bardzo nam zależało. Ze względu na wyższe koszty clenia towaru, który wjeżdżał do UE, zdecydowaliśmy się zrobić to w Polsce.

    Pierwszy kontener dotarł do Agencji Celnej już we wtorek po południu, jednak ze względu na to, iż wszystkie były wypisane na jednej fakturze, musieliśmy zaczekać kolejny dzień na pozostałe i dopiero wtedy je oclić. Koszty oclenia wyniosły symboliczny 1000 zł, jednak podatek VAT to już 22% wartości zamówienia. W ten sposób państwo polskie wzbogaciło się o niebagatelną kwotę, którą my chwilowo musieliśmy wyłożyć, a którą w przyszłości i tak pokryją polscy konsumenci. Po podpisaniu dokumentów ciężarówki z towarem pojechały do magazynu. Okazało się, że zalewanie Polski chińszczyzną nie jest tak skomplikowane, jak można by przypuszczać.

    Łukasz Kamiński, Tygodnik Rynki Zagraniczne
    Źródło: GW 27.10.2006

    http://BiznesChiny.pl


    Marcin Nowak edytował(a) ten post dnia 23.01.07 o godzinie 10:15

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Chiny Biznes 中波商务 w temacie Na imporcie z Chin da się nieźle zarobić.
    23.01.2007, 10:00

    Jak zalewałem Polskę chińszczyzną ( cz.1 )

    Być może nie będzie to manifest gospodarczego patriotyzmu, ale trzeba to powiedzieć jasno: na imporcie z Chin da się nieźle zarobić.
    Gospodarka chińska rozwija się w nieprawdopodobnym tempie, chińskie towary są bajecznie tanie, inwestorów kusi olbrzymi rynek wewnętrzny (kilkaset milionów konsumentów) oraz pracowita, tania siła robocza. To tylko niektóre z częstych obiegowych stwierdzeń, jakie dotyczą Chin. Po okresie, gdy kraj ten kojarzył się nam z łagrami i komunizmem, dziś Chiny to Formuła 1, podbój kosmosu i miejsce na superbiznes. Codziennie podobnymi informacjami zarzucają nas media.

    Zbyt wiele lat spędziłem w Chinach, by inwestując własne pieniądze dać uwieść się tym jednostronnym ocenom, z których większość to stereotypy i mity. Porównując ceny takich samych produktów w Chinach i w Polsce, może się wydawać, że różnica jest tak ogromna, że właściwie każdy import jest skazany na sukces. Tak jednak nie jest. Znam przecież przypadki wspaniałych biznesowych pomysłów, po których pozostały zgliszcza. Na przykład młode małżeństwo zaprojektowało własny brand, znalazło całkiem sensownego producenta odzieży, zainwestowało oszczędności swojego życia i... zostało z garażem wypełnionym towarem. Kolejny przykład to grupa znajomych. Uwierzyli, że specjalne śliniaczki dla niemowląt będą hitem na polskim rynku, zwłaszcza, że w Chinach ich wyprodukowanie jest trzy, a nawet cztery razy tańsze. Pomylili się.

    Za każdym razem mechanizm był podobny - zdobyć nowych klientów było niezwykle ciężko. Należało rozpieszczać ich albo ceną, albo dogodnymi warunkami płatności. Szybko okazywało się, że tani towar zaczyna być jak gorący kartofel, a niektórzy klienci nie odbierają telefonów i zapadają się pod ziemię. Do tego dochodziły koszty magazynowania, towar powoli niszczał, a upływający czas sprawiał, że nie śpiąca na rynku konkurencja miała już nowe oferty i to bardziej na czasie.

    Obserwując to wszystko wiedziałem, że nie mogę ponieść klęski. Nie chciałem skończyć w busie, krążąc po Polsce, by wciskać ludziom towar i dopytywać się o należności za produkty wydane wcześniej "na krechę".

    Po pierwsze dystrybucja

    A zatem kiedy zgłosili się do mnie znajomi, dysponujący własną siecią klientów i mający pewnych odbiorców, nie wahałem się ani chwili. Wiedziałem, że jest to idealny moment by połączyć ich polskie doświadczenia i kontakty z moimi chińskimi.

    Pierwszą rzeczą, jaką musieliśmy zrobić, to jak zawsze w tej sytuacji ocenić, jakie z rzeczy, którymi byli zainteresowani nasi klienci, da się znaleźć na rynku chińskim. Ważne przy tym było, czy spełnią one właściwe normy jakościowe. Generalnie im większy udział pracy ludzkiej w produkcji, tym większe prawdopodobieństwo, że produkt jest wytwarzany w Chinach. To z kolei oznacza, że jest on najtańszy na świecie. Czasami, jeśli produkty są zbyt skomplikowane lub zaawansowane technologicznie, nie produkuje się ich w Chinach. Ale już teraz podejmowane są mało udane próby z samochodami i bardziej udane - z komputerami.

    W naszym przypadku okazało się, że towar jest "typowo chiński". Już wizyta w supermarkecie upewniła mnie co do tego, że produkty te widziałem dziesiątki razy na przeróżnych imprezach targowych w Chinach, a nawet w sklepach. Wiedziałem, że nie będzie żadnego problemu z odnalezieniem produktu. Wyzwaniem, przed jakim stanąłem na tym etapie, było odnalezienie właściwego dostawcy, a więc takiego, który zaproponuje najlepszą cenę, jakość, warunki współpracy, wzbudzi największe zaufanie, że jest zdolny do przyjęcia zamówienia i wypełnienia zadania.

    Po krótkim czasie otrzymałem zamówienie z dotychczasową ceną, którą miałem "przebić" dzięki swoim kontaktom w Chinach. Generalnie najpopularniejszymi drogami zdobywania nowych dostawców są: internet i targi. Jednak obie te formy niosą za sobą pewne ryzyko. Chińczycy wolą spotkania face to face, internetowego dostawcę trudno też zweryfikować. Targi bywają różne, często są kompletnymi niewypałami, bo brakuje frekwencji. Może się też okazać, że na imprezę zjeżdżają się kupcy z całego świata, skutkiem czego te same wzory i serie wyrobów dosłownie zalewają rynki.

    By wykonać zadanie musiałem użyć swoich chińskich znajomości (po chińsku nazywa się to guanxi). Był to proces dość kosztowny i czasochłonny, wymagający z mojej strony cierpliwości. Wszystkim znajomym Chińczykom i ich firmom musiałem rozsyłać wzory produktu i ich opis, a także deklarować wartość zamówienia, którą byłem w stanie określić jedynie w przybliżeniu.

    Tymczasem z drugiej strony poddany byłem presji czasowej - towar musiał zostać wyprodukowany, zapakowany i miał dotrzeć do Polski w ciągu niecałych 5 miesięcy.

    Po pewnym czasie samodzielnie i z pomocą chińskich znajomości udało mi się trafić na trop kilku rokujących nadzieję dostawców. Opracowałem listę 7 z nich i postanowiłem rozpocząć weryfikację ich ofert.

    Wizytówka to twoja twarz

    W tym celu czekał mnie wyjazd do Chin. Postanowiłem zabrać ze sobą swojego partnera biznesowego, gdyż świetnie znał się na tym, czym handlował, a ja nie miałem o tym zielonego pojęcia. Bilet do Szanghaju kosztował około 2 500 zł, wiza jest darmowa. Kilkanaście godzin w samolocie z przesiadką na zachodzie Europy i byliśmy już w Chinach.

    Nie zdziwiło mnie, że większość dostawców, ulokowana była w jednej prowincji Zhejiang, która obecnie rywalizuje z Guandongiem o miano najbogatszej prowincji w Chinach. Biznes w tym kraju powstawał na zasadzie pączkowania: jeśli powstawała jakaś firma np. produkująca wiertła, zaraz obrastała podobnymi, powstającymi jak grzyby po deszczu manufakturami.

    Nie mogłem zapomnieć o wizytówkach, polskojęzycznej i chińskojęzycznej, którą wyrobiliśmy w Chinach z pomocą mojego przyjaciela. Wizytówka pełni ważną funkcję, nie tylko informacyjną, warto więc inwestować w dobre wrażenie. Osoba nie posiadająca wizytówki przegrywa na samym początku - jest jakby osobą bez twarzy i nie wzbudza zaufania. Jako że fakt posiadania chińskich imion przez obcokrajowców zawsze rozbawia Chińczyków, a my przetłumaczyliśmy swoje na język chiński, rozluźniło to atmosferę na początku rozmów i dzięki temu były one swobodniejsze i dobrze nam się współpracowało.

    Planując podróż wiedziałem, że w Chinach nie odbędę szybkich, rzeczowych, konkretnych godzinnych rozmów, ale że będą to wielogodzinne dyskusje w restauracjach przy smacznym jedzeniu. Stąd też wiedziałem, że odwiedziny siedmiu kontrahentów zajmą mi około 5 dni.

    Przebywając w Chinach ponosiliśmy praktycznie tylko koszty noclegu. Już od samego początku, gdy wylądowaliśmy w pierwszej miejscowości, odebrała nas z lotniska miła młoda Chinka i firmowym samochodem z kierowcą zawiozła do fabryki.

    Najpierw pogaduchy, konkrety później

    Dość szybko okazało się, że niezwykle pomocna była wiedza mojego wspólnika o towarze. Dzięki temu zrobiliśmy wrażenie poważnych kontrahentów. Ze swojego doświadczenia wiem, że ma to odbicie nie tylko w cenie, ale i w jakości towaru. Producenci, czy też handlowcy często oceniają kupców pod tym kątem i "dostosowują swoje zachowanie" do tego, co zademonstrowali goście w trakcie wizyty.

    ŹRÓDŁO:



    Kolacyjki z uroczą sprzedawczynią i inżynierem produkcji nie zawsze podobały się mojemu partnerowi. Musiałem często zwracać mu uwagę na zbyt śmiałe i odważne wypowiedzi. Uważał on, że tego typu spotkania, ogólne rozmowy o rodzinie, prowadzeniu biznesu w Polsce i Chinach to strata czasu. W smacznych, wykwintnych chińskich potrawach doszukiwał się podstępu, podejrzewał, że to oznaka tego, że towar będzie kiepski. Na każde pytanie niezwiązane z tematem reagował alergicznie, uparcie wracał do kwestii biznesowych - parł naprzód jakby to wszystko chciał mieć jak najszybciej za sobą.

    Do tego dochodziła jeszcze zmiana czasu, bezsenne noce i on - nastawiony na konkretny biznes spec od produktu, który kupowaliśmy, miotał się w tym wszystkim jak ryba w sieci.

    Najzabawniejsze było to, że prawie nigdy nie mogliśmy się zorientować kto jest kim. Do końca nie było wiadomo czy mamy do czynienia z działem handlowym fabryki, czy tylko z firmą handlową działającą niezależnie i pozyskująca zamówienia dla producenta. Ale to nas nie interesowało. My mieliśmy nasz konkurs ofert i porównywaliśmy ceny, jakość, termin realizacji produkcji, warunki płatności i ogólne wrażenie, jakie wynosiliśmy po wizycie w fabrykach i kontaktach z kierownictwem.

    Jedną z fabryk od razu zdyskwalifikowaliśmy. Widać tam było brak ręki dobrego gospodarza, fabryka wyglądała nędznie, podobnie jak i dyrektor oraz demonstrowane przez niego produkty. Mieliśmy wrażenie, że są to jakieś wadliwe partie.

    Kolejna firma odpadła ze względu na wyższe ceny. Jakość była również wysoka, ale znajomy specjalista od rynku polskiego twierdził, że czas drogich produktów i wyższych cen jeszcze nie nadszedł i punkt przecięcia się relacji jakości i ceny, którego poszukiwaliśmy, przebiega w innym miejscu.

    Dwie następne firmy rezydujące w innej prowincji, przedstawiły ofertę, która byłaby naprawdę godna zainteresowania. Byłaby, bo czas realizacji produkcji był o tydzień dłuższy, a ceny o 15% wyższe. Co z tego, że widać było, że to zawodowcy pod każdym względem? Wystawiali się na targach, ujmowali ogładą, światowym obyciem. Z żalem wykreśliliśmy ich z naszego konkursu ofert.

    Na placu boju pozostały zatem trzy firmy. Ostatecznie wybraliśmy ofertę nie najtańszą, ale obiecującą krótki termin realizacji. Zdecydowała rozmowa z kierownikiem produkcji. Mój partner był pewien, że znają się na rzeczy i nie grozi nam z ich strony kiepski towar, który zostanie źle zapakowany, rozsypie się w trakcie transportu albo zaraz po wejściu na rynek. Problemem była jednak płatność. Żądali 50% przed produkcją, a resztę... przed wypłynięciem towaru.

    Próbowaliśmy ich zatem zmiękczać, ale jedyne co osiągnęliśmy, to redukcja zaliczki do 30%. Argumentem producenta było to, że towar wyprodukowany na nasze zlecenie nie znajdzie już innego nabywcy. Nas dopadał inny problem - zablokowany kapitał. Biznes stał pod znakiem zapytania tym bardziej, że w kraju czekały nas jeszcze ciężkie rozmowy na temat płatności z nabywcami importowanych towarów.

    Ponieważ i tak nie mogliśmy wtedy podjąć ostatecznej decyzji bez konsultacji z naszymi klientami w Polsce, zapakowaliśmy wzory i udaliśmy się z powrotem do Polski.

    W następnym odcinku o tym, jak zmusić chińskiego producenta do zachowania jakości, jak wysłać towar z Chin do Polski, a także formalności, oclenie oraz VAT.

    Łukasz Kamiński, Tygodnik Rynki Zagraniczne
    Źródło: GW 17.10.2006

    http://BiznesChiny.pl


    Marcin Nowak edytował(a) ten post dnia 23.01.07 o godzinie 10:16

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Chiny Biznes 中波商务 w temacie Chongqing, największa aglomeracja miejska na planecie.
    23.01.2007, 09:55

    Chongqing, przyszłe chińskie Chicago.
    To największa aglomeracja miejska na planecie. Chongqing, przemysłowe miasto nad Jangcy, w sercu Chin, liczy w swych granicach 32 mln mieszkańców.

    Lot w czasie

    Najpierw w okienku samolotu po horyzont jest niebiesko. To kolor dachów nowych fabryk w Delcie Jangcy. Do Szanghaju i do Delty przyjechały koncerny z całego świata.

    Godzinę później kolor niebieski ustępuje zieleni, ludzkich osiedli jest coraz mniej.

    Tam gdzie cztery lata temu były pola ryżowe jest międzynarodowe lotnisko, z ondulowanym dachem w kształcie grzbietu smoka, z którego można odlecieć do Azji i Europy. Pasażerów jest jednak jeszcze za mało więc robi wrażenie ubrań uszytych na wyrost.

    Chongqing dziś to pył z przebudowy, las żurawi i ogólny chaos.

    Każde miasto składa się z trzech światów: kurczącego się starego miasta chińskiego, biednych bloków czarnych od pyłu ustawionych pod 25 stopniowym kątem i osiedli apartamentowców.

    Nad starym Jangcy deweloperzy z Hongkongu wybudowali dzielnicę rozrywki z eleganckim bulwarem, wielopiętrowymi restauracjami, hotelami błyszczącymi neonami i ciasno zaparkowanymi samochodami. Do środka wlewa się chiński żywioł, gwarny, niesforny i pełen energii.

    Chongqing ma ponad 3000 lat historii, ale coraz trudniej się tego domyśleć. Dla turystów buldożery oszczędziły dwie uliczki z drewnianymi domami na podmurówce z wielkich głazów.

    - Tak mieszkała moja babcia - mówi mi 22 letnia studentka Tan Qian. - Te stare domy podobają się tylko cudzoziemcom - dodaje zmarszczywszy nos.

    Chińskie Chicago

    Chongqing leży u zbiegu dwóch ogromnych rzek Jangcy i Jialing i u ujścia zbiornika największej zapory świata, Tamy Trzech Przełomów.

    W planach rządu chińskiego Chongqing ma spełnić rolę jaką Chicago pełniło w historii Ameryki - przenieść rozwój z wybrzeża w głąb kontynentu.

    Chińscy stratedzy prowadzą równoległe działania na kilku frontach. Nieskrępowani ani budżetem ani terminem wyborów pracują długofalowo nad stworzeniem podstaw największej potęgi świata. Każdy z planów rozwoju zmienia życie setek milionów ludzi i zakłada inwestycje rzędu dziesiątków miliardów dolarów.

    Chiny rozwinęły już wschodnie wybrzeże, teraz boją się, że reszta kontynentu zostanie z tyłu. Postawiły na rozwój w głąb: jedna ze stref rozwoju ma swoje centrum właśnie w Chongqingu.

    W uszach Amerykanów nazwa chińskiego programu rozwoju zachodnich Chin, "Idź na Zachód" brzmi swojsko. O niektórych z wielkich inwestycji wie cały świat. Najwięcej szumu towarzyszyło uruchomieniu w tym roku kolei transhimalajskiej. Przeciwnicy projektu mówią, że była to decyzja polityczna, która sprowadzi więcej Chińczyków do Tybetu i mają zapewne racje.

    Najwięcej kontrowersji budzi jednak Tama Trzech Przełomów, która po 2009 r. dostarczy Chinom taniej energii. Protestują ekolodzy.

    Inne projekty nikną w cieniu tych najbardziej znanych. W sumie na nową infrastrukturę, lotniska, autostrady i koleje dla zachodnich Chin, wydano już 125 mld dol.

    Te pieniądze można oglądać w Chongqingu. Stare zagłębie przemysłowe zmienia się oka mgnieniu. Z Szanghaju wezwano fachowca od rozwijania nowoczesnych miast, Huang Qi Fan, który dostał do ręki 23 miliardy dolarów by zbudować nowy Chongqing, atrakcyjny dla inwestorów i łatwo dostępny.

    W typowy dzień buduje się tu 137 tys. metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej. Ekipy pracują na trzy zmiany, werbuje się całe wsie. Robotnik jeśli nie spadnie z bambusowego rusztowania zarobi 60 dol miesięcznie.

    Z głębi dolin wyrastają betonowe podpory pod przyszłe autostrady, ogromne mosty łączą brzegi rzek, przez góry wywiercono dziesiątki tuneli. Prace inżynieryjne, które w Europie zajęły stulecie, tu mają potrwać lata.

    Powietrze wibruje od młotów pneumatycznych. Trwają prace na 108 wielkich inwestycjach m.in. przy budowie ośmiu nowych linii kolejowych, ośmiu drogach ekspresowych i trzech nowych portach rzecznych.

    Peter Hessler, autor nagrodzonej przez "New York Times" książki "Dwa lata nad Jangcy" uczył pod koniec lat 90 angielskiego w Fuling, mieście nad Jangcy. Osiem lat temu młody Amerykanin płynął do niego z Chongqingu pół dnia rzeką. Od niedawna droga ekspresowa skróciła podróż do godziny i sprawiła, że pół milionowy Fuling stał się przedmieściem Chongqingu.

    To dopiero początek. Miesiąc temu Chiny ogłosiły plan wielkiej urbanizacji. W 2010 roku staną się krajem o przewadze ludności miejskiej. To oznacza, że w ciągu najbliższych pięciu lat 132 mln ludzi wyniesie się ze wsi. To ponad trzy razy Polska. Na ich potrzeby trzeba zbudować nowe dzielnice i miasta. Chińska urbanizacja nakręca koniunkturę, sprawia, że rosną ceny surowców i zatruwa planetę. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej przewiduje, że w 2009 r. Chiny zastąpią Amerykę pod względem emisji dwutlenku węgla.

    Czy środowisko wytrzyma?

    Chongqing nazwany został "niewidzialnym miastem", co nie jest komplementem bo chodzi o pył węglowy. To jedno z chińskich zagłębi przemysłu ciężkiego opartego na węglu.

    Przemysł ciężki w wysokich górach i w głębi lądu? To był jeden z pomysłów Mao. Po wojnie koreańskiej wystraszył się amerykańskiej bomby atomowej i kazał przenieść przemysł obronny z Szanghaju nad morzem w głąb Chin na tzw."trzecią linię" obrony. Dziś już wiadomo, że z punktu widzenia gospodarczego było to większe marnotrawstwo od sławetnego Wielkiego Skoku (1958-1961) i Rewolucji Kulturalnej (1966-1976).

    W starej części miasta 6000 starych fabryk, hut, papierni, petrochemii pluje w niebo czarny dym. Niektóre powinno się zamknąć, ale wciąż pracują na pół lub ćwierć obrotów. Trzy lata temu dziennikarz amerykański z "Atlantic Monthly" był świadkiem spuszczania fabrycznych ścieków prosto do rzeki. W hotelu szyby w oknach pokrywa lepki smar.

    Na ochronę środowiska w prowincjach zachodnich rząd przeznaczył 122 mld dol.

    Czy się uda?

    - Nie można bez końca budować samej infrastruktury - zauważa główny ekonomista Andy Xie z Morgan Stanley w Hongkongu. - Musi przyjść czas na prawdziwy biznes - dodaje.

    Nowe drogi, tania siła robocza i szybkie połączenia z wybrzeżem mają przyciągnąć zagranicznych inwestorów. Technokraci z Chogqingu liczą na 200 mld dol inwestycji zagranicznych w nowoczesne technologie.

    Ich kalkulacja wydaje się prosta: przeciętny zarobek w Szanghaju wynosi ponad 5000 dol rocznie, w Chongqingu niecałe 1500 dol. Szanghaj drożeje, robotnicy zaczynają stawiać wymagania, Chongqing jest nadal tani.

    Ale inna jest tu ludzka mentalność. Szanghaj żyje równie szybko jak Nowy Jork, co chwilę rodzą się nowe pomysły, które się sprawdza. Jeśli zawiodą, zostawia się je i próbuje następne. Chongqing jest konserwatywny, nadal zdominowany przez sektor państwowy. Więc młodzi i ambitni nie czekają aż się zmieni i emigrują do Szanghaju czy do Shenzhen.

    A pozostali? Godzina ósma wieczór, McDonalds w centrum Chongqingu. Dla pani Pie to środek dnia pracy. Pracuje w państwowym koncernie motoryzacyjnym Changan, spółce mieszanej z Fordem. Mimo inwestycji Amerykanów Changan cienko przędzie, pracy jest tylko na trzy dni w tygodniu. W dziale badawczo - rozwojowym pani Pie zarabia 140 dol miesięcznie. Wieczorem rozprowadza kosmetyki amerykańskiej firmy. W Szanghaju jest córka studentka i trzeba jej wysyłać 120 dol miesięcznie.

    Dzień pracy w Changan to nuda, plotki, pogryzanie pestek, czytanie gazet.

    Dlaczego nie zawalczy o awans na państwowej posadzie? Pani Pei patrzy na mnie z niedowierzaniem. Cudzoziemcy naprawdę nic nie pojmują.

    - Nie opłaca się - mówi. Chińskim przedsiębiorstwem państwowym rządzi partia i guanxi, osobiste koneksje. Reguły gry są nieprzejrzyste. Z każdym szczeblem wiążą się zobowiązania i zależności. - Z czasem odejdę i założę własną firmę dystrybucji kosmetyków - mówi.

    Bert Hofman jest głównym ekonomistą Banku Światowego w Pekinie. Spytałam go o szanse chińskiej strategii rozwoju całego kontynentu. Ostrożnie poradził bym wróciła do niego z tym samym pytaniem za dziesięć lat.

    Maria Kruczkowska, Chongqing
    Źródło: GW 04.01.2007

    ----------------------------------------
    http://Rynek-Chinski.pl
    http://Chiny.KomentarzeRynkowe.pl
    http://Chiny.RynkiAzjatyckie.plMarcin Nowak edytował(a) ten post dnia 12.03.12 o godzinie 16:37

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Chiny Biznes 中波商务 w temacie Wenzhou: kolebka chińskiego kapitalizmu
    23.01.2007, 09:49

    O mieście Wenzhou mówi się, że to najdalej jak można uciec od komunizmu, nie wyjeżdżając z Chin
    Co czwarte buty "Made in China" pochodzą z Wenzhou
    Ośmiomilionowe Wenzhou nad Morzem Wschodniochińskim zbudowało fortunę na tym, co tanie, pracochłonne i masowe. Stąd pochodzi 75 proc. wszystkich zapalniczek na świecie. W Qiatou na przedmieściu Wenzhou w tysiącach domowych fabryczek produkuje się rocznie 15 mld guzików.

    Pół miliona mieszkańców Wenzhou przeniosło się do Europy. Do nich należą sklepy, firmy i restauracje w chińskich dzielnicach Paryża, Amsterdamu i Barcelony. Są już w Wólce Kosowskiej pod Warszawą. To wielka hurtownia dla kupców z bazaru na Stadionie Dziesięciolecia, zagłębie tanich butów, koszulek, konfekcji i zapalniczek. Kieruje nią Jin Jiamin z Wenzhou, prezes firmy GDC.

    Robienie interesów to coś w rodzaju wyznania wiary mieszkańców Wenzhou. - Zachęcamy mieszkańców, by odwiedzali cały świat - pisze na stronie internetowej władz miasta mer Wenzhou. - Powinni jechać, gdzie tylko da się zarobić.

    Stanowią największą nieformalną wspólnotę biznesu świata. W eksporcie pomaga im ich diaspora, w Paryżu czy Warszawie firmy z Wenzhou nadal pracują dla swoich. - Dzwonimy do znajomych i już wiemy, co dzieje się w Nowym Jorku, Paryżu czy Londynie - mówi mi Kevin Lin, właściciel firmy pośrednictwa handlowego w Wenzhou. - Mamy największy nieformalny marketing świata.

    Z Wenzhou w świat

    - To prawdziwi Europejczycy - śmieje się francuski sinolog Jean-Philippe Beja, autor studium o Chińczykach z Wenzhou. - Nie interesuje ich podział Europy na kraje, patrzą, gdzie zrobić interes.

    Jacy są Europejczycy widziani okiem Chińczyka z Wenzhou? Leniwi.

    - Chcecie tylko odpoczywać, europejskie firmy za wolno podejmują decyzje - twierdzi Kevin Lin. Wrócił po czterech latach z Hiszpanii do Chin. Dziwiło go, że w Madrycie w piątek po południu wszyscy Hiszpanie uciekają na weekend. Dzień pracy Kevina zaczyna się o 6 rano, a kończy przed północą.

    To miasto jest bliżej świata niż inne chińskie metropolie. Z Europy przychodzą tu zachodnie mody i idee. Wenzhou nazwano chińską Jerozolimą, bo 15 do 20 proc. mieszkańców to chrześcijanie.

    Miasto jest bogatsze od Szanghaju. Ulicami jeżdżą audi, bmw i hummery, w pasażach handlowych są butiki Lacoste i Pierre Cardin, na rogu francuskie piekarnie. Podczas gdy reszta Chin małpuje Amerykę, Wenzhou zerka na Francję. Pełno tu restauracji, prywatnych szkół językowych, agencji podróży.

    Pensje w Wenzhou są pięć razy wyższe niż w głębi kontynentu. Paryscy Żydzi protestują, że Chińczycy z Wenzhou wykupują kolejną dzielnicę. W 18-milionowym Szanghaju spekulują na rynku nieruchomości, w Shenzhen, specjalnej strefie ekonomicznej, inwestują na giełdzie. Alan Pang, szef firmy z Szanghaju, którego żona jest z Wenzhou, podziwia ich: - Czegokolwiek się tkną, zamieniają to w złoto.

    Gospodarka chińska pędzi od ćwierć wieku bez zatrzymania, bo partia komunistyczna nieustannie przeznacza kolejne miliardy dolarów na infrastrukturę. Bierze je z oszczędności Chińczyków w państwowych bankach.

    Inne źródło wzrostu to inwestycje zagraniczne, 600 mld dol., które do Chin ściągnęła tania siła robocza i świetna infrastruktura.

    Cudzoziemcy kształtują sobie pogląd o Chinach w Szanghaju. Ale, jeśli nie liczyć firm zagranicznych, 60 proc. tamtejszej gospodarki jest w rękach państwa. Tymczasem w Wenzhou 95 proc. gospodarki jest prywatne, to miasto małych i dużych firm rodzinnych. - Jesteśmy najbardziej prywatnym miastem Chin - mówi Kevin.

    Gdy w 1978 r. Deng Xiaoping, następca Mao, ogłosił politykę "otwarcia i reform" Wenzhou nieomal z dnia na dzień pozbyło się resztek socjalizmu. W Polsce Balcerowicz miał jeszcze czekać na swój czas następne 11 lat.

    Brak kapitału sprawił, że miasto postawiło na przemysł lekki, bo guziki można produkować w domu z rodziną. Rynek chłonął wszystko jak gąbka. Po 30 latach komunizmu ludzie kupowali ubrania, buty, sprzęty domowe i nie patrzyli na jakość. W Wenzhou domy zamieniły się w warsztaty. Część mieszkańców miasta rozjechało się po Chinach jako wędrowni rzemieślnicy.

    - Zostaliśmy krawcami, szewcami i tapicerami - mówi mi Lin. - Ojciec pożyczył pieniądze od krewnych i wyjechał do Pekinu na zarobek - opowiada. Sprzedawał buty szyte w domu, dla oszczędności nocował na ulicy. Co zarobił, inwestował w towar.

    Szyjemy Europie buty

    U wejścia do firmy Kangnai gości wita but wielki jak dla Guliwera oraz mapa świata z lampkami umieszczonymi w tych miejscach, do których firma już dotarła. Świecą na wszystkich kontynentach, z Ameryką Łacińską włącznie, choć najwięcej jest ich w Europie. Wenzhou produkuje co czwartą parę butów "made in China", a Kangnai to największa tutejsza firma.

    Jej osiem nowych hal produkcyjnych pracuje na najnowszych importowanych maszynach. Na 128 tys. m kw. 4 tys. robotnic produkuje 8 mln par obuwia rocznie. Zarabiają po 5 dol. dziennie.


    W latach 80. założyciel Kangnai pan Zheng Xiu Kang rzucił pracę w państwowej fabryce. Odszukał miejscowego szewca (Wenzhou słynęło kiedyś z produkcji butów). Z żoną zaczęli szyć ręcznie buty w domu i sprzedawać je na straganie. Jego buty rozpadały się, były tak kiepskiej jakości, że w 1987 r. władze jednego z miast chińskich nakazały spalić całą dostawę.

    Pan Zheng wyjechał wtedy do Włoch. Podglądał, co robią Włosi i odkładał każdy lir. Po powrocie kupił opuszczoną fabrykę obuwia. Zarejestrował markę i zaczął produkować buty skórzane według włoskiego modelu i na włoski rynek.

    W 1993 r. został ogłoszony w Chinach jednym z dziesięciu królów obuwia. Zyski inwestował, kupując nowe maszyny z Włoch i z Tajwanu. Skąd wziął kapitał? Na to pytanie nie dostałam odpowiedzi. - Jesteśmy kupcami i udzielamy sobie nawzajem kredytu - tłumaczy Lin.

    Kangnai ma dziś 2,5 tys. sklepów w Chinach. To rodzinna firma, w której pracują syn, córka i krewni założyciela. Pod zagranicznymi markami eksportuje skórzane buty do Włoch, Stanów Zjednoczonych, Francji i Hiszpanii. W Mediolanie pracuje dla niego 150 projektantów. Reklamy chińskiej firmy można zobaczyć w paryskich autobusach.

    Europejscy producenci czują się zagrożeni, bo chińskie buty są o połowę tańsze. Poskarżyli się w Brukseli, że chiński rząd faworyzuje tamtejszych producentów. W Madrycie tłum podpalił magazyn butów z Wenzhou.

    Po skargach producentów europejskich Bruksela nałożyła cła na chińskie i wietnamskie buty skórzane. Ale biznesmeni z Wenzhou zdają się niewiele sobie z tego robić. - I tak zawsze będziemy tańsi od Europejczyków - mówią.

    Maria Kruczkowska, Wenzhou
    Źródło: GW 17.12.2006

    http://BiznesChiny.pl


    Marcin Nowak edytował(a) ten post dnia 23.01.07 o godzinie 10:17

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Chiny Biznes 中波商务 w temacie Fabryka świata rośnie jak na drożdżach
    23.01.2007, 09:42

    Jeżeli tanie towary, to tylko z Państwa Środka. Ponad 177,7 mld dol. w ubiegłym roku - aż o tyle więcej chińskie firmy sprzedały za granicę, niż zaimportowały.


    Chińskie firmy w 2006 r. sprzedały za granicę towary za niespełna bilion dolarów - wartość eksportu wyniosła dokładnie 969 mld dol., czyli o 27 proc. więcej niż w 2005 r. Import wzrósł "tylko" o 20 proc. Jednak to, co zaszokowało ekonomistów, to nie wartość nadwyżki w bilansie handlowym Państwa Środka, ale tempo, w jakim nadwyżka rośnie. W porównaniu z 2005 r. chińska nadwyżka eksportu nad importem wzrosła prawie o... 75 proc.!

    To niespotykana dynamika, tym większa, że Chiny w tym samym czasie importowały na potęgę - przede wszystkim surowce, w tym ropę. Największymi odbiorcami chińskich mebli, kranów, części samochodowych czy zabawek są: Unia Europejska, USA, Japonia. To jednak Amerykanie mają największe powody do zmartwienia - to w ich przypadku handel z Chinami jest najmniej zrównoważony. W tym roku nadwyżka chińskiego eksportu nad importem z USA może sięgnąć nawet 250 mld dol. - o jedną czwartą więcej niż w ub.r.

    Źródło: GW 2007-01-10

    http://BiznesChiny.pl


    Marcin Nowak edytował(a) ten post dnia 23.01.07 o godzinie 10:18

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Dead Can Dance w temacie WOW, DCD - kto to jeszcze pamięta i kto tego słucha?
    28.12.2006, 21:13

    The Fields of the Nefilim, Peter Noten, The Wolfgang Press, The Swans, wczesne The Cure i wczesne The Smiths, Cocteau Twins i Siouxy i Nick Cave, The Sisters of Mercy, no i oczywiście Joy Division z Closerem na czele. Faktycznie dawne czasy i nigdy nie powrócą, ponieważ nigdy juz nie będziemy ( tak myślę czasami ) mieć po 15 lat.

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie BHARAT w temacie West must prepare for China, India dominance’
    27.11.2006, 18:18

    Witam!

    Oczywiście zgadzam się z opinią, że do 2050 roku unia państw wschodniej i południowej Azji stanie się największą potęgą ekonomiczną na świecie. Między innymi dlatego polecam naukę języka chińskiego.
    Poniżej przedstawiam opinię ostrożniejszą ( sprzed dwóch lat ), która daje Chinom pozycję nr 2.



    CHINY- czy i kiedy chińska gospodarka zrównoważy potęgę USA
    Autor Henryk S. Tuszyński

    http://globaleconomy.pl/content/view/95/27/

    Po kilkudziesięciu latach przemian Chiny stają się głównym pretendentem do pozycji numer dwa w świecie. Czy rzeczywiście staną się nim? Czy Chiny zrównoważą pozycję USA, a jeśli tak, to kiedy się to stanie?...
    Dzisiejszy świat jest jednobiegunowy, a Stany Zjednoczone wydają się mieć w nim pozycję niezagrożonego giganta. Jeszcze na początku ostatniej dekady XX wieku mało kto pytał, jak długo taki stan będzie trwał, bo przewaga USA nad innymi była duża i wszyscy mieli wrażenie, że systematycznie powiększa się. Jednak nie można powiedzieć, że tak wielka przewaga USA nad innymi wszystkim odpowiadała, że taki układ sił światowych był powszechnie akceptowany.
    Dziś, kilkanaście lat później, coraz częściej można spotkać się z krytycznymi ocenami stylu, w jaki Stany Zjednoczone odgrywają tę historyczną rolę. Coraz częściej formułowane są wątpliwości czy USA:

    * wiedzą, czego oczekuje świat od swojego lidera,
    * liczą się z opiniami swoich partnerów i
    * są w stanie udźwignąć ciężar odpowiedzialności wynikający z ich obecnej, światowej pozycji?


    Można nawet odnieść wrażenie, że coraz bardziej wzrasta zapotrzebowanie na zrównoważenie obecnego, jednobiegunowego układu. Spotkać się też można z pytaniami: kto ma szanse zmienić ten układ i kiedy to może się stać.

    Wydawać by się mogło, że na to ostatnie pytanie jako pierwsza odpowiedziała Europa w oficjalnym stanowisku w tej sprawie, które nadeszło kilka lat temu z Lizbony. W czasie lizbońskiego szczytu przywódcy krajów unijnych uzgodnili i przyjęli do realizacji strategię, której celem ma być przekształcenie Starego Kontynentu (w ciągu jednej dekady) w światowe centrum polityczno-gospodarcze, równorzędne Stanom Zjednoczonym. W ten plan wkomponowane zostało rozszerzenie Unii, na początku o "10" krajów, potem o Bułgarię i Rumunię, wreszcie o Turcję i być może o jeszcze kilka innych krajów... Ten plan obejmował też ścisłą współpracę z krajami, które w dającej się przewidzieć przyszłości nie przystąpią do Unii, ale będą miały z nią wyjątkowe stosunki gospodarcze i polityczne (chodzi tu o kraje za wschodnią granicą, w tym o Rosję, a także kraje Północnej Afryki). Tej strategii ma też służyć wspólna waluta, a także wspólna polityka zagraniczna i wojskowa.
    Ostatnio jednak widać, że przemiany w Unii straciły swój początkowy impet. W różnych kręgach narastają wątpliwości i należy przypuszczać, że poszerzonej Unii trudno będzie jeszcze przez jakiś czas wypracować wspólną politykę, w głównych obszarach swojego działania. Dziś mamy jeszcze w pamięci trudności, których dowodem jest fiasko ostatniego szczytu w Brukseli. Trudności przeżywają też gospodarki krajów unijnej "15".Wszystko wskazuje na to, że w trakcie dyskusji nad nowym unijnym budżetem pojawią się jeszcze większe spory niż w dyskusjach nad projektem konstytucji. Dlatego trudno dziś przewidzieć dalszy rozwój sytuacji wewnątrz Unii, a prognozowanie takiego wariantu jej rozwoju, który doprowadzi do zrównoważenia pozycji polityczno-gospodarczej Unii z pozycją USA jest dziś obarczone większym niż kiedykolwiek ryzykiem.

    Dziś jednak coraz bardziej wyraźnie widać, że kilkadziesiąt lat temu powstała wizja przekształcenia Chin w prawdziwą potęgę. Ta wizja wówczas była niezwykle śmiała, bo co prawda dotyczyła kraju wielkiego obszarem oraz ilością mieszkańców, ale wówczas był to kraj niezwykle biedny i zacofany. Ta wizja była tak śmiała, że mało kto ją zauważał i włączał w prognozy rozwoju globu, jako znaczący jego element. Jednak konsekwencja w działaniu (niekiedy bolesna i nie zawsze akceptowana przez światową społeczność) spowodowała, że teraz eksperci coraz częściej i coraz dokładniej przyglądają się Chinom. Ten kraj od kilku dziesięcioleci prowadzi własną politykę przemian zapoczątkowaną przez Tenga i obecny stan chińskiej gospodarki powoduje, że właśnie w Chinach zaczyna się upatrywać głównego pretendenta do pozycji numer dwa na świecie i tego, który ma szansę zrównoważenia amerykańskiej przewagi. Chiny mają dużą szanse stać się tym krajem, z którym USA będą musiały się liczyć.
    Dziś coraz rzadziej pojawia się pytanie: czy Chiny zajmą w świecie pozycję NR 2?
    Dziś pytanie brzmi: kiedy to zrobią?
    Spójrzmy więc z kilku różnych punktów widzenia na dzisiejsze Chiny.


    Chiny to kraj, w którym dziś żyje ponad 1,3mld mieszkańców i jest to obecnie największy rynek konsumentów, a przy tym rynek pracy o największych rezerwach.
    Chiński produkt krajowy brutto przekroczył w 2003 roku poziom 1,4 biliona USD, a dochód na jednego mieszkańca wyniósł 1090 USD.
    W ubiegłym roku Chiny osiągnęły wzrost gospodarczy ponad 9% PKB, a ich produkcja przemysłowa wzrosła o 17%. Warte też podkreślenia jest to, że tempo wzrostu PKB w trzecim kwartale 2003 roku wyniosło 9,6%, a w czwartym nawet 9,9%! Ubiegłoroczna inflacja jest szacowana na 3,2% (o 1,2 punktu procentowego wyżej niż w roku 2002)
    Chiny to dziś także największy plac budowy i kraj przyciągający najwięcej bezpośrednich inwestycji zagranicznych.
    W 2003 roku podobnie jak w poprzednich latach motorem jego rozwoju był eksport, którego wzrost szacowany jest na ok. 35%! Na rozwoju chińskiej gospodarki skorzystała też Unia, której eksport do Chin w roku ubiegłym wzrósł o 18%. Obecnie czołowymi eksporterami do Chin są USA, Szwajcaria, Japonia i Unia. Krajem, do którego Chiny eksportują najwięcej są Stany Zjednoczone.
    Ostrożne rządowe prognozy przewidują, że w 2004 roku chińskie PKB będzie wzrastać w tempie 7%. Znacznie wyższe prognozy prezentują w tym zakresie zagraniczne instytucje. Na przykład analitycy banku inwestycyjnego Goldman Sachs szacują tegoroczne tempo wzrostu chińskiego PKB na 9,5%.
    Obecnie do liczenia wskaźników makroekonomicznych Chiny stosują metody obliczeniowe zgodne z normami międzynarodowymi. Nie powinno więc być wątpliwości przy analizie oraz interpretacji danych statystycznych podawanych przez chińskie instytucje i przy porównywaniu poszczególnych wskaźników z innymi krajami świata.

    Jeszcze kilka lat temu gospodarkę chińską za granicą kojarzono na ogół z tanimi wyrobami, niezbyt zaawansowanymi technologicznie. Mówiło się też o "branżach chińskich" i miano na myśli grupy produktowe, które były zmajoryzowane przez Chińczyków. Takimi branżami już od dłuższego czasu są tekstylia, zabawki, obuwie, a także produkcja np. rowerów (Chińczycy dostarczają na światowy rynek ok. 60% wszystkich rowerów). Dziś ta sytuacja dynamicznie zmienia się. Coraz więcej jest chińskich towarów, które jakościowo zagrażają czołowym światowym producentom, bijąc je na głowę cenami, które wynikają z bardzo niskich kosztów produkcji. Listę "chińskich branż" powiększają dziś przedmioty gospodarstwa domowego (lodówki, kuchenki mikrofalowe, klimatyzacja, wyroby audio-wideo), sprzęt komputerowy, a także złożone urządzenia wielkogabarytowe jak np. statki. W kolejce do wprowadzenia na tę listę czekają usługi kosmiczne, najnowszej generacji podzespoły i układy elektroniczne, specjalistyczna aparatura...

    Chiny postawiły też na rozwój rolnictwa. Uwolnienie tego sektora gospodarki od dawnych, krępujących go reguł w połączeniu z tradycyjną, chińską aktywnością gospodarczą i pracowitością szybko dało znaczące efekty. Oprócz podstawowych, tradycyjnych dla nich upraw rozwinęła się produkcja specjalistyczna (jarzyny, grzyby, owoce i kwiaty). W rozwoju tej branży dążenie do samowystarczalności żywnościowej kraju połączono z ekspansją na rynki zagraniczne. Już dziś Chiny są głównym dostawcą warzyw dla Japonii. Dla swoich produktów i przetworów spożywczych szybko zdobywają rynki w Europie i w USA. W pierwszych 7 miesiącach 2003 roku wyeksportowano produkty rolne za ponad 11mld USD. W porównaniu z innymi dziedzinami eksportowymi nie jest to jeszcze znaczący wynik (cały chiński eksport w okresie pierwszych 10 miesięcy 2003 roku szacowany jest na ok. 350mld USD), lecz warta podkreślenia jest dynamika wzrostu eksportu produktów rolnych, bo wyniosła ona aż 18,5% w porównaniu z rokiem poprzednim! Jeśli powyższe wiadomości uzupełnimy o informację o realizowanych gigantycznych programach hydrotechnicznych, które doprowadzają wodę w miejsca w nią ubogie, to dojdziemy do wniosku, że obecne wyniki chińskiego rolnictwa są dopiero początkiem dużego boomu, jaki nas czeka w tej dziedzinie. Należy przypuszczać, że obecna oferta chińskiego rolnictwa jest wstępem do przyszłej światowej ofensywy.

    Chińscy producenci w ostatnich latach dynamicznie wzbogacają swoją ofertę. Proponują rynkowi produkty coraz bardziej zaawansowane jakościowo. Firmy chińskie z coraz większą skutecznością lokują swoje wyroby w renomowanych placówkach handlowych świata, gdzie towar jest zaliczany do wyższych standardów. Coraz lepsza jest jakość chińskich wyrobów i wzrastający popyt na nie powoduje, że Chińczycy zaczynają lansować własne marki, swoje znaki fabryczne. Coraz częściej korzystają też z własnych, chińskich agencji promocyjno - reklamowych, a w dystrybucji pomagają im liczne grupy chińskich emigrantów rozsiane praktycznie po całym świecie.
    W wielu dziedzinach produkty chińskie już teraz spełniają światowe wymagania w zakresie wzornictwa, technologii wykonania i parametrów techniczno-eksploatacyjnych, przy równocześnie konkurencyjnych cenach. Koszty pracy w Chinach są rzeczywiście konkurencyjne. Przykładowo chiński robotnik w branży tekstylnej za godzinę pracy otrzymuje trzy razy mniej niż robotnik w Meksyku, a ci przecież kilkakrotnie mniej otrzymują niż robotnicy w USA!
    Coraz więcej firm światowych przenosi swoją produkcję do Chin. Chcą mieć dostęp do największego na świecie rynku zbytu, ale chcą też produkować po konkurencyjnych cenach. Powstają więc montownie samochodowe, produkuje się maszyny i samoloty, wielkoseryjnie produkuje się sprzęt komputerowy. Powstają też ośrodki badawcze będące oddziałami czołowych światowych firm także w dziedzinach będących nośnikami postępu w innych branżach (np. elektronika, inżynieria materiałowa). W ten sposób do Chin przenoszone są metody pracy, tajemnice techniczne i technologiczne. Firmy chińskie sprawdzają się jako partnerzy największych firm światowych, w dziedzinach z najwyższej półki. Już dziś ich oferty w zakresie usług kosmicznych są najkorzystniejsze w świecie.

    Ostatnie lata dynamicznego rozwoju chińskiej gospodarki doprowadziły do tego, że na Chiny nie można patrzeć tylko jak na wielki konsumencki rynek. Na Chiny mające dziś ponad 20% ludności świata przypada dziś 12% światowego PKB, lecz ich udział w światowym wzroście gospodarczym i w wymianie gospodarczej z zagranicą jest znacznie większy. Trzeba też zaznaczyć, że wokół nadzwyczaj szybko rozwijającej się chińskiej gospodarki, koncentrują się dziś gospodarki sąsiednich krajów azjatyckich, z których Chiny importują dziś więcej towarów niż Japonia - obecnie, jeszcze druga gospodarka światowa.

    Chiny zaczynają odgrywać coraz większą rolę w światowej gospodarce i polityce. To prawda, że od kilku lat tempo rozwoju ich gospodarki jest imponujące. Jednak powstają też pytania: jak długo będzie trwał ten boom, kiedy i na jakie ograniczenia natrafi ten największy dziś rynek świata? Warto więc zwrócić uwagę na zagrożenia i na to, jak Chińczycy radzą sobie z nimi.

    Na jednym z pierwszych miejsc znajdują się obawy o bilans energetyczny, w tak szybko rozwijającej się gospodarce i o to, czy rozwój dostaw energii będzie w stanie nadążyć za wzrostem potrzeb. Może się bowiem okazać, że w następnych latach na tak szybki rozwój gospodarczy, wzrost zapotrzebowania na energię i paliwa energetyczne rynek nie będzie przygotowany i może to w poważnym stopniu ograniczyć tempo dalszego rozwoju Chin.
    W tej dziedzinie Chińczycy robią wiele. W pierwszej kolejności warto przypomnieć o inwestycji w największy na świecie kompleks elektrowni wodnych na rzece Jancy. Dostarcza on już teraz olbrzymich ilości bardzo taniej energii na potrzeby przemysłu i gospodarstw indywidualnych.
    Problemem mogą być paliwa płynne i gazowe. Chiny mają swoje złoża, ale niewystarczające. Ostatnio podjęli jednak szereg decyzji cenowych tak, by zniechęcić dotychczasowych odbiorców zagranicznych (m.in. Japonię) do rezygnacji z chińskich dostaw. Z drugiej strony mają oni pod bokiem Syberię z jej złożami ropy i gazu. Dawniej korzystanie z tych zasobów nie było możliwe ze względów politycznych, a głównie z powodu ówczesnego stanu stosunków pomiędzy ZSRR i Chinami. Obecnie sytuacja polityczna w tej części świata jest korzystniejsza, a stosunki między Rosją i Chinami są uznawane za dobre, stabilne i przewidywalne. Stwarza to warunki sprzyjające realizacji wspólnych, perspektywicznych koncepcji. Zapewniając sobie dostawy z Syberii, (a także zapewniając dostawy dla Korei i Japonii), Chiny stworzą sobie warunki dla zaspokojenia rosnących potrzeb, zmniejszą też obecny poziom ryzyka, wynikający z dotychczasowych dostaw głównie z regionu, w którym od lat nieustannie dochodzi do konfliktów zbrojnych. Chiny nie zwlekają. Już dziś są udziałowcami wielu firm eksploatujących złoża na Syberii i w innych regionach świata (np. w Arabii Saudyjskiej). Intensywnie rozwijają współpracę przy nowych projektach budowy magistral rurociągowych z syberyjskich złóż na Daleki Wschód.
    Problem jest rzeczywiście kluczowy, bo już w tym roku popyt na paliwa w Chinach będzie o ok. 9% większy niż w roku poprzednim i Chiny staną się drugim po USA ich konsumentem.

    Stosunki gospodarcze i polityczne dwóch potęg Chin i USA zaczynają być przedmiotem licznych, specjalistycznych analiz, bo sytuacja na styku tych dwóch gigantów zaczyna się komplikować. Oto kilka faktów.
    Chiny mają dużą nadwyżkę w handlu z USA. W roku ubiegłym chiński eksport wyniósł ok. 125mld USD, import ok.22mld USD, a deficyt amerykański osiągnął poziom ok.103mld USD. W tym roku może on osiągnąć poziom o 30mld USD wyższy.
    By zmniejszyć poziom deficytu i presję konkurencyjną na amerykańskich producentów Biały Dom od dłuższego czasu naciska, by Chiny uwolniły obecnie stały kurs swojej waluty wobec dolara. USA są zdania, że chińska waluta jest niedoszacowana i uwolnienie jej od sztywnego powiązania z dolarem spowoduje, że rynek ustali nowy, wyższy kurs. To zaś pozytywnie wpłynie na bardzo niekorzystny dziś dla USA bilans wymiany handlowej z Chinami. Biały Dom zagroził też restrykcjami. Wprowadzone zostało cło antydumpingowe na chiński sprzęt TV i kontygenty na tekstylia. Chiny dotąd nie uległy presji, chociaż by załagodzić konflikt zwiększyły swoje zakupy w USA.
    Obecnie, mało kto wierzy w skuteczność amerykańskich działań na rzecz zmniejszenia tego deficytu. Wyroby chińskie powszechnego użytku są znacznie tańsze i są coraz lepsze jakościowo. Polityka protekcjonistyczna Białego Domu i wprowadzenie na dużą skalę ograniczeń na chińskie towary uderzyłaby w konsumentów amerykańskich, natrafiłaby na ich sprzeciw, więc jest to dzisiaj mało prawdopodobne. Także amerykański przemysł potrzebuje współpracy z chińskim rynkiem producentów towarów zaawansowanych technologicznie. Amerykanie coraz więcej produkują w Chinach, bo są tam fachowcy i koszty produkcji są niskie.
    Trzeba też wiedzieć, że Chiny są dziś tym krajem, który w dużych ilościach wykupuje rządowe amerykańskie papiery wartościowe, które są emitowane na pokrycie gigantycznego, amerykańskiego deficytu budżetowego. Są tacy komentatorzy, którzy prognozują, że Chiny uznawane dotąd za strategicznego przeciwnika USA staną się w najbliższych latach ich głównym wierzycielem...
    Reasumując. Dziś gospodarka chińska nie może się obejść bez amerykańskiego rynku. By mieć zbyt dla swoich towarów i chcąc utrzymać ten rynek, Chiny świadomie biorą na siebie część amerykańskiego długu. Także amerykańscy przedsiębiorcy i konsumenci są zainteresowani rozwojem współpracy gospodarczej z Chinami. W jakim punkcie ustabilizują się w przyszłości stosunki obu państw trudno dziś powiedzieć. Jedno jest pewne. Dziś są konkurentami, a w przyszłości prawdopodobnie będą rywalami na szczytach gospodarki światowej. Jednak realia wymagają, by wzajemne stosunki były partnerskie i perspektywiczne. A więc jaka jest przyszłość tych stosunków i jak one wpłyną na rozwój chińskiej gospodarki? Jaki to będzie miało wpływ na przyszłość tak światowej gospodarki, jak i światowej polityki?...

    Wydaje się, że w tym miejscu warto zasygnalizować także inne obawy światowych obserwatorów gospodarki chińskiej. Uważają oni, że chińskie atuty wcześniej czy później natrafią też na kłopoty wewnętrzne. Są eksperci, którzy przewidują zjawisko "przegrzania" w pewnych dziedzinach ich gospodarki, co może spowodować obniżkę tempa wzrostu gospodarczego w następnych latach. Te obawy potwierdza ostatnio chiński rząd, który wskazując na zbyt duże inwestycje w rozwój mocy produkcyjnych, obawia się ich niewykorzystania z powodu niewystarczającego popytu. Mówi się, że rozważane są sposoby wprowadzenia utrudnień w zaciąganiu kredytów firmom z tych sektorów i regionów, którym w opinii rządu grozi to przegrzanie.
    Także prędzej czy później rozpocznie się wzrost płac i wzrosną koszty. Jednak na razie nie należy przeceniać tego zagrożenia. Chiny mają jeszcze olbrzymie rezerwy siły roboczej, dlatego płace będą wzrastać wolno, zatem wzrost kosztów produkcji to raczej odległa perspektywa. Także wydaje się, że kurs chińskiego juana nie będzie szybko uwolniony, bo zbyt silnie uderzyłoby to w chińską gospodarkę.

    Podsumowując. Już dziś wydaje się, że Chiny są na prostej drodze do pozycji NR2 w światowej gospodarce i polityce. Jest bardzo prawdopodobne, że w niedalekiej przyszłości zdobędą tę pozycję. Przemawiają za tym obecne ich atuty jak wielkość rynku, dynamika rozwoju kraju, stabilność polityczna, niskie koszty wytwarzania, wysokiej klasy kadra produkcyjna i obecnie rosnąca, dobra opinia o chińskich towarach. Świat jest zadowolony z otwarcia chińskiego rynku oraz z wkładu Chin w trzymanie niskiego poziomu cen światowych i w ich stabilizację. Chińczycy też są zadowoleni, bo zyskali możliwość ucieczki od wielowiekowej biedy, a świat zyskał dostęp do ich atrakcyjnych rynkowo produktów. Ale czy to wystarczy?......

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Dead Can Dance w temacie Dead Can Dance 1982-1998
    26.11.2006, 19:25

    Witam!

    Pochodzę z Jarocina i miałem szczęście zetknąć się m.in. z DCD jeszcze w czasach "komuny" gdy przegrywaliśmy kasety na Grundigu. Muzyka DCD to jedne z wielu "drzwi percepcji" jak sądzę :)

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Zen - medytacja w życiu codziennym w temacie Rozmowy z Medrcem cz.2
    26.11.2006, 19:06

    Akademii Kultury Duchowej na stronie http://logonia.org


    Rozmowa z Nisargadattą Maharajem z 13 listopada 1971 r.

    Rozmówca: Czy możemy prosić, aby pan powiedział, jak przebiegała pańska realizacja

    Maharaj: Jakoś w moim przypadku było to bardzo proste i łatwe. Przed śmiercią mój Guru powiedział: Wierz mi, jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Nie wolno ci wątpić w moje słowa i nie wierzyć. Mówię ci prawdę i według niej działaj. Tych słów nigdy nie mogłem zapomnieć i dlatego nastąpiła moja realizacja.

    R: A faktycznie co pan robił?

    M: Nic specjalnego. Żyłem moim życiem. Pracowałem zarobkowo, troszczyłem się o rodzinę. Ale każdą wolną chwilę spędzałem na wspominaniu mego Guru i jego słów. Niebawem umarł, a mnie pozostało tylko to wspomnienie. Ale to wystarczyło.

    R: Musiała to sprawić łaska i moc pańskiego Guru.

    M: Jego słowa były prawdziwe, więc przyniosły prawdę. Mój Guru niczego nie robił. Jego słowa działały, gdyż były zgodne z prawdą. I wszystko przyszło z wnętrza - nie wzywane i nie oczekiwane.

    R: Czy Guru zapoczątkował proces pańskiej realizacji, nie biorąc w nim potem udziału?

    M: Może pan to określić jak pan chce. Rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją- któż może powiedzieć dlaczego i po co? Działałem bez jakichkolwiek zamiarów. Wszystko przychodziło samo przez się: spokój, samotność, pogrążenie się w sobie.

    R: Nie czynił pan żadnych wysiłków?

    M: Żadnych. Może pan mi wierzyć lub nie - nawet nie pragnąłem realizacji. Guru powiedział mi tylko, że jestem Najwyższym i potem umarł. Nie mogłem mu nie wierzyć. Reszta nastąpiła sama. Zauważyłem wówczas, że się zmieniłem - to wszystko. Naprawdę byłem zdumiony. Zrodziło się we mnie jednak pragnienie sprawdzenia jego słów w pełni. Byłem zdecydowany na wszystko, ale nie wiedziałem jeszcze co robić. Ciągle myślałem o nim i o jego zapewnieniu, nie wmawiając jednak sobie niczego, a tylko przypominając sobie co mówił.

    R: Co się wtedy stało? Jak się pan przekonał, że jest Najwyższym?

    M: Nikt nie przyszedł, aby mi to powiedzieć. Ani sam sobie tego nie wmawiałem. Faktem jest tylko, że na początku, gdy stawiałem pierwsze kroki, przechodziłem przez dziwne doświadczenia: widywałem światła, słyszałem głosy, spotykałem bogów i boginie, rozmawiałem z nimi. Raz zjawił się sam Guru i powiedział: Ty jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Potem wizji i transów już nie miałem. Byłem spokojny i naturalny. Zauważyłem, że coraz mniej wiem i pragnę, aż przyszła chwila, kiedy z najwyższym zdumieniem stwierdziłem, że naprawdę niczego nie wiem ani nie pragnę.

    R: Czy rzeczywiście stał się pan wolny od pragnień i wiedzy, czy też uosabiał pan dżnianiego (mędrca, wiedzącego) zgodnie z wyobrażeniem danym panu przez Guru.

    M: Nie otrzymałem ani nie posiadałem żadnego wyobrażenia. Guru nigdy mi nie mówił, czego mam się spodziewać.

    R: Różne rzeczy mogą się panu przydarzyć. Czy jest pan już u kresu swojej wędrówki?

    M: Nigdy nie było żadnej wędrówki. Jestem taki, jaki zawsze byłem.

    R: Czym się okazała ta Najwyższa Rzeczywistość, którą miał pan osiągnąć?

    M: Pozbyłem się złudzeń - to wszystko. Przywykłem tworzyć świat i go zaludniać. Teraz już tego nie czynię.

    R: Gdzie więc pan żyje?

    M: W próżni, poza bytem i niebytem. I poza świadomością. Ta próżnia jest jednocześnie pełnią. Niech pan się nade mną nie lituje. Mogę powtórzyć słowa pewnego człowieka: Spełniłem moje zadanie i nic nie pozostało do zrobienia.

    R: Swoją realizację wiąże pan z pewną datą. Czy to znaczy, że właśnie wtedy coś się panu przydarzyło? Co to było?

    M: Umysł przestał tworzyć wyobrażenia. Nieprzerwane do tej pory poszukiwania zakończyły się. Niczego już nie chciałem i nie oczekiwałem. Niczego nie uważałem za swoje. Nie było żadnego ja i żadnych dążeń. Nawet samo jestem znikło. Zauważyłem ponadto, że wszystkie przekonania, do których przywykłem, zatraciły się. Poprzednio byłem pewny wielu rzeczy, a teraz wręcz przeciwnie. Ale czułem, że nie straciłem niczego z powodu mej niewiedzy, ponieważ cała moja wiedza była fałszywa. Mój brak wiedzy sam w sobie był wiedzą, że cała wiedza jest ignorancją, że stwierdzenie nie wiem niczego jest jedynym prawdziwym stwierdzeniem, na jakie umysł może się zdobyć. Weźmy na przykład wyobrażenie, że się pan urodził. Może pan sądzić, że jest prawdziwe. Ale nie jest. Nigdy pan się nie urodził i nigdy nie umrze. To wyobrażenie urodziło się i umrze, ale nie pan. Przez utożsamienie się z nim stał się pan śmiertelny. Zupełnie jak w kinie wszystko jest światłem, tak i świadomość stanowi ten wielki świat. Proszę przyjrzeć się mu bliżej, a zobaczy pan, że wszystkie nazwy i formy są tylko przejściowymi falami na oceanie świadomości i że tylko o świadomości można mówić, że jest , a nie o jej przejawach. W bezmiarze świadomości pojawia się światło, mały punkcik poruszający się szybko i kreślący jakieś kształty, myśli i uczucia, koncepcje i idee, zupełnie jak pióro piszące na papierze. Atramentem, którego ślady pozostają, jest pamięć. Pan jest tym małym punkcikiem; dzięki jego ruchowi świat jest ciągle odtwarzany. Niech pan zatrzyma ten ruch, a świat przestanie istnieć. Niech pan spojrzy w siebie, a zobaczy pan, że świetlany punkcik jest odbiciem bezmiaru światłości. Znajduje się ona w pańskim ciele jako poczucie jestem. Jest tylko światło, wszystko inne to pozór.

    R: Czy zna pan to światło? Czy pan je widział?

    M: Dla umysłu jest ono ciemnością. Można je poznać tylko poprzez jego odbicie. Wszystko spostrzegane jest w świetle dziennym, z wyjątkiem dziennego światła.

    R: Czy mam przez to rozumieć, że nasze umysły są podobne?

    M: Jak to być może? Ma pan swój prywatny umysł, nasycony wspomnieniami, trzymający się pragnień i obaw. Ja nie mam własnego umysłu - to, co ja potrzebuję wiedzieć, wszechświat przede mną stawia. Zjadam postawione przede mną pożywienie.

    R: Czy wie pan wszystko, co chce pan wiedzieć?

    M: Niczego nie chcę. Gdy zachodzi potrzeba, abym coś wiedział, to się dowiaduję.

    R: Czy ta wiedza przychodzi do pana z wnętrza czy z zewnątrz?

    M: Jest inaczej. Moje wnętrze znajduje się na zewnątrz a zewnętrzne - wewnątrz. Mogę od pana w danej chwili czegoś się dowiedzieć, ale nie znaczy to, że jest pan poza mną.

    R: Czym jest turija, czwarty stan, o którym tyle słyszymy?

    M: Być świetlistym punktem rysującym świat - to jest właśnie turija. Być samym światłem, to jest turijatita. Ale jaki pożytek z nazw, jeśli rzeczywistość jest tak blisko?

    R: Czy w pańskim stanie jest jakiś postęp? Gdy porówna pan siebie z dnia wczorajszego ze sobą dzisiejszym, czy znajduje pan jakieś zmiany świadczące o postępie? Czy pańska wizja rzeczywistości rozszerza się i pogłębia?

    M: Rzeczywistość jest nieporuszona, choć znajduje się w ciągłym ruchu. Jak potężna rzeka, która płynie, ale jest tu nadal. Łożysko rzeki i brzegi nie płyną, ale tylko jej wody. Podobnie guna sattwa, kosmiczna harmonia, zmaga się po drodze z tamasem i radżasem, siłami ciemności i rozpaczy. W sattwie jest ciągła przemiana i postęp, w radżasie - zmienność i regres, zaś tamas to chaos. Wszystkie te trzy guny odwiecznie walczą ze sobą; co do tego faktu nie może być różnicy zdań.

    R: Czy ja muszę zawsze być otępiały przez tamas i doprowadzony do rozpaczy przez radżas? Gdzie jest sattwa?

    M: Sattwa to promieniowanie pańskiej prawdziwej natury. Ją i jej liczne światy może pan zawsze znaleźć poza umysłem. Ale jeśli pociąga pana ten świat, musi pan pogodzić się z trzema gunami materii, energii i życia, które w istocie są jednością, a jawią się jako różne. Mieszają się one i płyną w świadomości. W czasie i przestrzeni istnieje wieczne falowanie: narodziny i śmierć, śmierć i narodziny, postęp i cofanie się, znowu postęp i cofanie się - pozornie bez początku i końca, a w rzeczywistości jest to bezczasowa i niezmienna, bezcielesna i bezumysłowa wszechświadomość - szczęście.

    R: Rozumiem że według pana wszystko jest stanem świadomości. Świat jest pełen przedmiotów: ziarnko piasku to przedmiot i planeta to przedmiot. Jak się one mają do świadomości?

    M: Materia zaczyna się tam, gdzie nie dociera świadomość. Rzecz jest formą bytu, której nie zrozumieliśmy. Wydaje się nam, iż rzecz się nie zmienia, jest zawsze taka sama, że pojawia się jako twór samodzielny, jako coś obcego i odmiennego. Oczywiście rzeczy znajdują się też w świadomości (czit), ale wydają się być poza nią z powodu swej pozornej niezmienności. Podstawą rzeczy jest pamięć. Bez niej nie można by ich było rozpoznawać. Tworzenie - refleksja - odrzucenie [Brahman - Wisznu - Sziwa] to odwieczny proces, który rządzi wszystkimi rzeczami.

    R: Jak można mu się wymknąć?

    M: Nic innego nie robię w tej chwili, jak tylko pokazuję sposób wymknięcia się. Proszę zrozumieć, że jedno składa się z trzech, że pan jest tą jednią i że ma pan być wolny.

    R: Co dzieje się więc z moją świadomością?

    M: Po okresie tworzenia przychodzi etap badania i refleksji, a w końcu faza odejścia i zapomnienia. Świadomość pozostaje, ale niewidoczna i spokojna.

    R: Czy poczucie tożsamości pozostaje?

    M: Poczucie tożsamości jest nieodłączne od rzeczywistości i nigdy nie znika. Ale tożsamość nie łączy się ani z przemijającą osobowością (wjakti), ani z indywidualnością (wjakta) obciążoną karmą. Gdy człowiek odrzuca - jako fałszywe - utożsamianie się z czymkolwiek, pozostaje wtedy czysta świadomość, poczucie wszechbytu. Świadomość jest czysta na początku i czysta na końcu. Kiedy indziej może być skażona przez imaginację, która zalega u samych korzeni stworzenia. Po wszystkie czasy świadomość pozostaje taka sama i poznanie jej - czystej czy zaciemnionej - jest urzeczywistnieniem i wiecznym pokojem.

    R: Czy poczucie jestem jest rzeczywiste czy nierealne?

    M: I tak, i nie. Nierealne jest wtedy, gdy mówimy Jestem tym, jestem tamtym. Jest realne, gdy stwierdzamy: nie jestem tym ani tamtym. Poznający zjawia się i znika wraz z poznawanym, jest więc przemijający. Ale ten, kto wie, że nie wie, kto jest wolny od wspominania i przewidywania, przekracza czas.

    R: Czy jestem jako takie, to świadek czy coś innego?

    M: Jedno bez drugiego nie może istnieć. A jednak nie są one tym samym. Podobne to jest do kwiatu i jego barwy. Bez kwiatu nie ma barw, bez barwy kwiat jest niewidoczny. Poza tym jest światło, które w kontakcie z kwiatem stwarza barwę. Proszę zrozumieć, że tylko czyste światło jest pana prawdziwą naturą, zaś oba pozostałe czynniki, postrzegający i postrzegane, pojawiają się i znikają jednocześnie. Oto co czyni je możliwymi, a jednak ani jeden, ani drugi nie jest pana realnym bytem, to znaczy nie jest pan tym ani tamtym, lecz po prostu czystą świadomością bytu i niebytu. Gdy wszechświadomość zwraca się ku sobie samej, odczuwa się brak jakiejkolwiek wiedzy. Gdy zwrócona jest na zewnątrz, poznawane zaczyna istnieć. Powiedzenie znam siebie stanowi sprzeczność, ponieważ to, co jest znane, nie może być mną.

    R: Jeżeli Jaźń pozostaje zawsze nieznana, cóż więc się realizuje w samorealizacji?

    M: Zrozumienie, że znane nie może być ani mną, ani moje, jest już wyzwoleniem. Wolność od utożsamienia się ze zbiorem wspomnień i nawyków, stan cudownej nieskończoności bytu, jego niespożyta zdolność twórcza, zupełna transcendentalność i absolutna nieustraszoność, wypływają z głębokiego i niewyczerpanego źródła. Wiedzieć, że źródło jest źródłem, i że samemu jest się tym źródłem, to właśnie samorealizacja.

    R: Po której stronie znajduje się świadek? Czy jest on realny, czy nierealny?

    M: Nie można powiedzieć jestem świadkiem. Samo stwierdzenie jestem to zawsze świadectwo. Stan nie lgnącej do niczego Wszechświadomości jest umysłem-zwierciadłem czyli świadomością świadka. Powstaje ona wraz ze swym przedmiotem i dlatego wcale nie jest realna. Jakikolwiek jest przedmiot, pozostaje ona ta sama i w tym sensie jest realna. Udziela się po obu stronach, realnej i nierealnej, a zatem jest mostem pomiędzy obiema.

    R: Jeśli wszystko dzieje się w związku z jestem, jeśli jestem to poznawane, poznający i sama wiedza, to jaka jest rola świadka? Czemu on służy?

    M: Nie ma on żadnej roli i niczemu nie służy.

    R: To po co o nim mówimy?

    M: Ponieważ on jest. Most służy tylko jednemu celowi: aby po nim przechodzić. Nie zbuduje pan przecież domów na moście. Jestem patrzy na rzeczy, a świadek patrzy poprzez nie. Widzi je takimi, jakimi one są - nierealnymi i przemijającymi. Nie ja i nie moje to stwierdzenie należące do świadka.

    R: Czy istnieje przejawione (saguna), które reprezentuje nieprzejawione (nirguna)?

    M: Nieprzejawione nie jest reprezentowane. Nic przejawionego nie może reprezentować nieprzejawionego.

    R: To dlaczego pan o nim mówi?

    M: Bo ono jest moją ojczyzną.



    Rozmowa z Nisargadattą Maharajem z 4 lipca 1970 r.

    Rozmówca: Jestem malarką i zarabiam na utrzymanie malowaniem obrazów. Czy z duchowego punktu widzenia ma to jakąś wartość?

    Maharaj: O czym pani myśli podczas malowania?

    R: Gdy maluję, istnieje tylko malowanie i ja sama.

    M: I co pani wtedy robi?

    R: Maluję.

    M: Nie, pani nie maluje. Widzi pani jedynie, że malowanie się odbywa. Pani tylko obserwuje, a wszystko inne się dzieje.

    R: Czy znaczy to, że obraz maluje się sam? A może jest we mnie jakieś głębsze ja lub jakiś Bóg, który maluje?

    M: Sama świadomość jest największym malarzem, a obrazem jest cały świat.

    R: Kto namalował ten obraz?

    M: Malarz jest w obrazie.

    R: Obraz istnieje w umyśle malarza, a malarz znajduje się w obrazie, który jest w umyśle malarza, a ten z kolei zawarty jest w obrazie! Czy taka mnogość stanów i wymiarów nie jest absurdem? Gdy mówimy o obrazie istniejącym w umyśle, dochodzimy do nieskończonej sekwencji świadomości, przy czym niższa zawarta jest w wyższej. To tak, jakbyśmy stali pomiędzy dwoma lustrami i dziwili się mnogości postaci.

    M: Całkiem słusznie. Pani jest tylko jedna, a zwierciadło jest podwójne. Między nim i panią istnieją liczne formy i określenia.

    R: A jak pan patrzy na świat?

    M: Widzę malarza malującego obraz. Obraz nazywam światem, a malarza Bogiem. Ja zaś nie jestem ani jednym ani drugim. Nie tworzę i nie jestem tworzony. Ogarniam wszystko, lecz mnie nic nie ogarnia.

    R: Gdy widzę drzewo, twarz, zachód słońca, obraz jest doskonały. Gdy zamykam oczy, obraz w moim umyśle rysuje się niewyraźnie i mglisto. Jeśli to mój własny umysł rysuje obraz, to do czego potrzebne mi są otwarte oczy? Przecież z zamkniętymi oczami widzę to samo, tyle że trochę mniej wyraźnie.

    M: Dzieje się tak dlatego, że pani oczy zewnętrzne są sprawniejsze niż wzrok wewnętrzny. Pani umysł zwrócony jest całkowicie ku światu zewnętrznemu. Gdy nauczy się pani wnikać w swój świat duchowy, stwierdzi pani, że jest on barwniejszy i doskonalszy niż ten, postrzegany dzięki ciału. Oczywiście do tego trzeba pewnej wprawy. Ale po co o to się spierać. Pani się wydaje, że obraz musi pochodzić od malarza, który faktycznie go namalował. Wciąż szuka pani źródła i przyczyny. A związek przyczynowy istnieje tylko w umyśle. To pamięć daje złudzenie ciągłości i powtarzalności oraz tworzy wyobrażenie związków przyczynowych. Gdy pewne zjawiska występują wielokrotnie razem, skłonni jesteśmy dopatrywać się związku przyczynowego pomiędzy nimi. W ten sposób powstają umysłowe nawyki, które bynajmniej nie są potrzebne.

    R: Powiedział pan przed chwilą, że świat jest stworzony przez Boga.

    M: Proszę pamiętać, że język jest narzędziem umysłu. Stworzony on został przez umysł na użytek umysłu. Skoro przyjmuje pani istnienie przyczyny, to Bóg jest ostateczną przyczyną, a świat skutkiem. Oba te czynniki są różne, ale w żadnym razie nie są odrębne.

    R: Ludzie mówią o widzeniu Boga.

    M: Widząc świat, widzi pan Boga. Nie ma widzenia Boga w oderwaniu od świata. Widzieć Boga poza światem, to być Nim. Światło , dzięki któremu widzi pani świat (świat będący Bogiem), jest tym samym, co mikroskopijna iskierka odczucia jestem, na pozór bardzo mała, ale zawsze obecna we wszelkim poznaniu i miłości.

    R: Czy muszę widzieć świat, aby widzieć Boga?

    M: Jakżeby inaczej? Gdy nie ma świata, nie ma i Boga.

    R: Co wtedy pozostaje?

    M: Pani sama jako czysty byt.

    R: A co dzieje się ze światem i Bogiem?

    M: Pozostaje czysty byt (awjakta.

    P: Czy jest on tym samym co Wielki Przestwór (paramakaś)?

    M: Można i tak to nazwać. Słowa nie są najważniejsze, gdyż i tak nie oddają istoty rzeczy. W końcu trzeba odwołać się do samej negacji.

    R: W jaki sposób mogę widzieć świat jako Boga? Co znaczy widzieć świat jako Boga?

    M: To tak, jakby weszła pani do ciemnego pokoju. Żadnych kształtów ani barw, niczego pani nie widzi. Nagle otwiera się okno i pokój wypełnia się światłem. Pojawiają się barwy i kształty. Okno jest dawcą światła ale nie jego źródłem. Źródłem jest słońce. Podobnie rzecz się ma z człowiekiem. Materia to ciemny pokój, świadomość to okno, które napełniło materię wrażeniami, zaś najważniejszym czynnikiem jest słońce - źródło światła ale i samej materii. Słońce świeci stale, niezależnie od tego, czy okno jest zamknięte, czy otwarte. Okno decyduje o tym, jak jest w pokoju, ale nie ma wpływu na słońce. Wszystkie te sprawy są jednak drugorzędne wobec pozornego drobiazgu: owego jestem, bez którego w ogóle nic nie ma. Wszelka wiedza dotyczy tego jednego. Fałszywe wyobrażenia na temat jestem prowadzą do zniewolenia, natomiast rzetelne rozeznanie - do wolności i szczęścia.

    R: Czy określenie jestem i określenie jest oznaczają to samo?

    M: Jestem odnosi się do wnętrza, zaś jest - do zewnętrznego kręgu. Jedno i drugie opiera się na poczuciu istnienia.

    R: Czy chodzi o doświadczenie istnienia?

    M: Istnieć znaczy być czymś - na przykład rzeczą, uczuciem, myślą lub ideą. Każde istnienie jest zjawiskiem indywidualnym. Natomiast byt jest zjawiskiem uniwersalnym, w tym sensie, że jakiś byt daje się pogodzić z każdym innym bytem. Jednostki ścierają się ze sobą, byty - nigdy. Istnienie oznacza stawanie się, zmienianie, rodzenie się i umieranie, a także ponowne narodziny, podczas gdy w bycie panuje wieczny spokój i milczenie.

    R: Jeśli to ja stwarzam świat, dlaczego uczyniłem go złym?

    M: Każdy żyje w swoim własnym świecie. Nie wszystkie światy są jednakowo dobre lub złe.

    R: Jakie czynniki decydują o tych różnicach?

    M: Umysł człowieka zabarwia świat na swój własny sposób. Oto spotyka pani mężczyznę, który jest dla pani obcym człowiekiem. Jeśli jednak się pobierzecie, stanie się on pani własnym ja. Gdy się pokłócicie, będzie on pani wrogiem. Tak więc nastawienie pani umysłu przesądza, czym ten człowiek jest dla pani.

    R: Mogę powiedzieć, że mój świat jest subiektywny. Czy i to jest złudzeniem?

    M: Świat jest złudzeniem tak długo, jak długo jest subiektywny. Rzeczywistość jest obiektywna.

    R: Co to znaczy? Mówił pan, że świat jest subiektywny. Czyżby nie wszystko było subiektywne?

    M: Wszystko jest subiektywne, ale rzeczywistość jest obiektywna.

    R: W jakim sensie?

    M: Nie zależy ona od wspomnień i oczekiwań, pragnień i obaw, upodobań i niechęci. Widzi się ją taką, jaka jest.

    R: Czy to właśnie nazywa pan czwartym stanem (turija?

    M: Może pani to nazywać, jak sobie pani życzy. Mówię o tym, co jest niepodzielne, trwałe, niezmienne, bez początku i końca, zawsze teraźniejsze i świeże.

    R: Jak to osiągnąć?

    M: Wiedzie do tego bezpragnieniowość i nieustraszoność.



    Rozmowa z Nisargadattą Maharajem z 29 stycznia 1972 r.

    Rozmówca: Jesteśmy turystkami z Anglii. Niewiele wiemy o jodze, ale przyszłyśmy tu, ponieważ powiedziano nam, że nauczyciele duchowi odgrywają ważną rolę w życiu Indii.

    Maharaj: Witaj. Nie znajdą tu panie niczego nowego. Praca, którą prowadzimy jest ponadczasowa. Była taka dziesięć tysięcy lat temu i taka sama będzie za dziesięć tysięcy lat. Wieki mijają, ale problem ludzki nie zmienia się - problem cierpienia i położenia kresu cierpieniu.

    R: Któregoś dnia zwróciło się do nas siedmiu cudzoziemców z prośbą o wskazanie miejsca, gdzie można by kilka razy przenocować. Przyjechali, żeby zobaczyć się ze swoim guru, który wykłada w Bombaju. Poznałam go - bardzo sympatycznie wyglądający młody człowiek. Robi wrażenie rzeczowego i dokładnego, otacza go atmosfera spokoju i ciszy. Naucza tradycyjnie, kładąc nacisk na karma-jogę, bezinteresowną pracę, służenie guru itd. Podobnie jak Gita, mówi on, że bezinteresowna praca przyniesie zbawienie. Jest pełen ambitnych planów: chce szkolić pracowników, którzy założą ośrodki rozwoju duchowego w wielu krajach. Wydaje się, że daje im nie tylko wiedzę, ale również siłę do prowadzenia pracy w jego imieniu.

    M: Tak, istnieje taka rzecz jak przekazywanie siły.

    R: Kiedy z nimi przebywałam, miałam dziwne wrażenie, że staję się niewidoczna. Ci ludzie w swym oddaniu wobec guru sprawili, że i ja się temu poddałam! Cokolwiek dla nich robiłam, dokonywało się to za sprawą ich guru, a ja nie byłam niczym więcej jak narzędziem (nimitta matra). Byłam po prostu kurkiem w kranie, który się przekręca w prawo i w lewo. Nie było w tym w ogóle osobistego stosunku. Oni trochę próbowali nawracać mnie na swoją wiarę, ale kiedy wyczuli opór, po prostu przestali się mną interesować. Nawet między sobą nie wydawali się bardzo związani. Tym co trzymało ich razem, było wspólne zainteresowanie guru. Wszystko to wydało mi się zimne, prawie nieludzkie. Uważanie siebie za narzędzie w rękach Boga jest jedną sprawą, ale odmawianie wszelkiej uwagi i zainteresowania człowiekowi, ponieważ wszystko jest Bogiem, może prowadzić do zobojętnienia graniczącego z okrucieństwem. Przecież wszystkie wojny prowadzone były w imię Boga. Cała historia rodzaju ludzkiego to pasmo następujących po sobie wojen. Nigdy nie jest się tak bezosobowym jak na wojnie.

    M: Upór i opór zawarte są w woli istnienia. Usunie pani wolę istnienia i co zostanie? Istnienie i nieistnienie odnoszą się do rzeczy w przestrzeni i w czasie: tu i teraz, tam i wtedy. Przestrzeń i czas mieszkają ciągle w umyśle. Umysł gra w zgadywankę, nigdy nie jest niczego całkowicie pewien. Jest za to nawiedzany przez obawy i niespokojny. Czuje się pani obrażona, kiedy traktuje się panią jako narzędzie jakiegoś boga lub guru i wymaga, by traktowano ją jako osobę, ponieważ nie jest pani pewna własnego istnienia i nie chce zrezygnować z wygody oraz pewności istnienia jako osobowość. Może pani nie być tym, za kogo się pani uważa, ale to przekonanie daje osobowości ciągłość, pani przyszłość przepływa w teraźniejszość i staje się bez zakłóceń przeszłością. To przerażające być pozbawionym własnego istnienia, ale trzeba się z tym pogodzić i odnaleźć swą tożsamość w całości życia. Wtedy nie będzie już żadnych wątpliwości, kto jest używany przez kogo.

    R: Całe ich zainteresowanie moją osobą ograniczało się do usiłowań nawrócenia mnie na swoją wiarę. Kiedy to się nie udało, przestali się mną interesować.

    M: Nie zostaje się uczniem przez przypadek. Istnieje zazwyczaj bardzo stary związek, podtrzymywany w ciągu wielu wcieleń, związek pełen miłości i oddania, bez którego nie można być uczniem.

    R: Co skłoniło pana do zostania nauczycielem duchowym.

    M: Po prostu nazywają mnie w ten sposób. Kimże jestem aby nauczać i kogo miałbym nauczać? Czym jestem ja, tym jest i pani. Jestem jest wspólne dla wszystkich. Poza nim znajduje się nieskończoność światła i miłości. Nie wiemy tego, ponieważ w innym kierunku patrzymy. Mogę tylko wskazać niebo, zaś samo widzenie i gwiazdy należą już do pani. Zobaczenie gwiazdy zabiera niektórym więcej czasu niż innym. Zależy to od ostrości widzenia i gorliwości, z jaką się szuka. Potrzebny jest wzrok i gorliwość; ja mogę tylko zachęcać.

    R: Czego się będzie ode mnie oczekiwać, jeśli zostanę uczniem?

    M: Każdy nauczyciel ma swoją własną metodę, zazwyczaj zgodną z nauką jego guru i ze sposobem, w jaki ten nauczyciel doszedł do samourzeczywistnienia, a także własną terminologię. Metoda ta jest dostosowywana do poszczególnych osobowości. Uczniowi daje się pełną swobodę myślenia i dociekania oraz zachęca się go, by zadawał jak najwięcej pytań. Uczeń musi być absolutnie pewny kompetencji i postawy swego guru, w przeciwnym razie jego wiara nie będzie absolutna, a jego działanie pełne. To absolut w pani prowadzi panią ku absolutowi poza nią. Absolutna prawda, miłość i bezinteresowność są decydującymi czynnikami w samorealizacji. Do jej osiągnięcia konieczny jest szczery zapał i żarliwość.

    R: O ile wiem, aby stać się uczniem, należy wyrzec się rodziny i własności.

    M: To zależy od guru. Niektórzy oczekują od swoich dojrzałych uczniów, by stali się ascetami i pustelnikami, inni zachęcają do życia rodzinnego i obowiązków. Większość z nich uważa, że prowadzenie wzorowego życia rodzinnego jest trudniejsze od wyrzeczenia się go, odpowiedniejsze dla osób dojrzałych i zrównoważonych. We wcześniejszej fazie może być wskazane zdyscyplinowane życie klasztorne. Dlatego w tradycji indyjskiej uczniowie do dwudziestego piątego roku życia muszą być jak mnisi: prości, czyści i posłuszni. Muszą mieć oni szansę wykształcenia w sobie charakteru zdolnego przeciwstawić się trudom i pokusom przyszłego życia małżeńskiego.

    R: Kim są ludzie w tym pokoju? Czy to pańscy uczniowie?

    M: Proszę ich zapytać. Uczniem się zostaje nie w słowach, lecz w milczącej głębi własnej istoty. Nie zostaje się uczniem z wyboru; jest to bardziej sprawa przeznaczenia niż własnej woli. Nie ma większego znaczenia, kto jest pani nauczycielem - wszyscy nauczyciele życzą pani dobrze. To uczeń jest ważny, jego uczciwość i gorliwość. Odpowiedni uczeń zawsze znajdzie odpowiedniego nauczyciela.

    R: Potrafię docenić piękno i radość życia oddanego poszukiwaniu prawdy pod kierunkiem kompetentnego, współczującego nauczyciela. Niestety musimy wracać do Anglii.

    M: Odległość nie ma znaczenia. Jeśli pani pragnienie jest silne i prawdziwe, tak ukształtuje ono pani życie, by mogło zostać zrealizowane. Niech pani zasieje ziarno i zostawi resztę porom roku.

    R: Jakie są oznaki postępu w życiu duchowym?

    M: Uwolnienie się od wszelkiego niepokoju, poczucie wolności i radości, głęboki spokój wewnętrzny i dużo zewnętrznej energii.

    R: Jak pan to osiągnął?

    M: Znalazłem to wszystko w obecności mego guru, niczego nie zrobiłem samodzielnie. Powiedział mi, żebym był spokojny i stałem się spokojny.

    R: Czy pańska obecność jest równie potężna jak jego?

    M: Skąd mam to wiedzieć? Dla mnie jego obecność jest jedyną obecnością. Jeśli jest pani ze mną, to jest pani także z nim.

    R: Każdy guru będzie mnie odsyłał do swego guru. Gdzie jest początek?

    M: Istnieje we wszechświecie moc działająca na rzecz oświecenia i wyzwolenia. Nazywamy ją Sadascziwa. Jest ona zawsze obecna w sercach ludzi. To czynnik jednoczący. Jedność wyzwala i wolność jednoczy. W końcu nic nie jest moje lub pani - wszystko jest nasze. Niech pani po prostu przebywa ze sobą jedną, a będzie pani jedną ze wszystkim. Wszechświat będzie pani domem.

    R: A więc osiąga się to dzięki skupieniu myśli na odczuciu jestem?

    M: Pewne jest to co proste, nie to co zawiłe. A jednak ludzie nie ufają temu co proste, łatwe i zawsze osiągalne. Dlaczego by nie sprawdzić tego co mówię? Może to wyglądać na coś bardzo małego i niepozornego jak nasionko, które potem wyrasta w potężne drzewo. Proszę sobie samej dać szansę!

    R: Widzę tutaj wielu ludzi siedzących spokojnie. Po co przyszli?

    M: Żeby spotkać siebie samych. Gdzie indziej mają za dużo do czynienia ze światem zewnętrznym. Tutaj nic im nie przeszkadza, mogą zostawić swoje codzienne troski i zetknąć się z własną istotą.

    R: Jak wyglądają ćwiczenia samouświadamiające?

    M: Nie ma potrzeby ćwiczeń. Świadomość jest zawsze w pani. Tę samą uwagę, którą poświęca pani sprawom zewnętrznym, musi pani skierować do wewnątrz. Żadna nowa świadomość ani specjalny jej rodzaj, nie są potrzebne.

    R: Czy pomaga pan ludziom osobiście?

    M: Przecież ludzie przychodzą tu, żeby porozmawiać o swoich problemach. Widocznie znajdują jakąś pomoc, w przeciwnym razie nie przychodziliby.

    R: Czy rozmowy zawsze odbywają się publicznie, czy też rozmawia pan z ludźmi prywatnie?

    M: Zgodnie z ich życzeniem. Dla mnie jednak nie ma żadnej różnicy między tym co publiczne i prywatne.

    R: Czy jest pan zawsze osiągalny, czy też zajmuje się pan również jakąś inną pracą?

    M: Jestem zawsze osiągalny, chociaż najdogodniej jest przychodzić tutaj rano i późnym popołudniem.

    R: Sądzę, że nie ma cenniejszej pracy, niż praca nauczyciela duchowego.

    M: Najważniejsze są motywy.



    Rozmowy z Nisargadattą Maharajem z 29 sierpnia 1970 r.

    Rozmówca: Czy bywa pan wesoły albo smutny? Czy zna pan radość i troskę?

    Maharaj: Może pan to nazywać, jak pan sobie życzy. Dla mnie są to tylko stany umysłu, a ja nie jestem umysłem.

    R: Czy miłość jest stanem umysłu?

    M: Zależy, co pan rozumie przez miłość. Pragnienie jest oczywiście stanem umysłu, ale urzeczywistnienie jedności wykracza poza umysł. Według mnie nic nie istnieje samo przez się. Wszystko jest mną, wszystko jest we mnie. Widzieć siebie we wszystkim i wszystko w sobie- to właśnie jest miłość.

    R: Gdy widzę coś przyjemnego, chcę tego. Ale kto właściwie tego chce - jaźń czy umysł?

    M: Pytanie jest błędnie postawione. Nie istnieje ktoś. Jest tylko pragnienie, lęk i gniew, zaś umysł powiada to ja, to moje. Nie ma tu jednak niczego, co można by nazwać mną lub moim. Pożądanie jest stanem umysłu dostrzeżonym i nazwanym przez sam umysł. Czy możliwe jest pragnienie bez dostrzegającego i nadającego nazwy umysłu?

    R: A czy istnieje dostrzeganie bez nazywania?

    M: Oczywiście. Nazywanie nie wykracza poza umysł, podczas gdy dostrzeganie jest samą świadomością.

    R: Co naprawdę dzieje się, gdy ktoś umiera?

    M: Nic się nie dzieje. Coś staje się niczym. A w istocie niczego nie było i nic nie pozostaje.

    R: Ale z pewnością istnieje różnica pomiędzy żywym i martwym. Mówi pan o żywym jak o martwym, zaś o martwym jak o żywym.

    M: Czemu martwi się pan o jednego zmarłego, a mało troszczy się o tysiące umierających każdego dnia? W każdej chwili wszechświaty zanikają i wybuchają - czyż muszę je opłakiwać? Jedno jest dla mnie jasne: wszystko co jest, żyje i porusza się, bytuje w świadomości, a ja jestem zarówno w niej, jak i poza nią. W niej istnieję jako świadek, poza nią - jako byt.

    R: Na pewno dba pan o swe dziecko, jeśli zachoruje.

    M: Nie tracę głowy z tego powodu. Robię co trzeba i nie troszczę się o przyszłość. W mej naturze leży odpowiedź na każdą sytuację. Nie zatrzymuję się i nie zastanawiam się co robić. Działam i idę dalej. Skutki mnie nie obchodzą. Nie dbam nawet o to, czy są dobre, czy złe. Są jakie są; jeśli powracają do mnie, zajmuję się nimi na nowo. Albo inaczej: zdarza mi się zajmować nimi na nowo. W żadnym moim działaniu nie ma myśli o celu. Rzeczy dzieją się, jak się dzieją, lecz nie dlatego, że ja jestem sprawcą. Ja po prostu jestem. A w Rzeczywistości nigdy nic się nie dzieje. Gdy umysł jest niespokojny, tańczy taniec Siwy, podobnie jak na wzburzonych falach jeziora tańczy odbicie księżyca. Wszystko to pozór, skutek fałszywych wyobrażeń.

    R: Na pewno zdaje pan sobie sprawę z wielu rzeczy i działa zgodnie a ich naturą. Traktuje pan dziecko jak dziecko i dorosłego jak dorosłego.

    M: Tak jak smak soli przenika wielki ocean i każda jego kropla ma taki sam smak, również każde doświadczenie niesie mi dotyk Rzeczywistości - zawsze świeże spełnienie mego własnego bytu.

    R: Czy istnieję w pańskim świecie, tak jak pan w moim?

    M: Oczywiście pan jest i ja jestem. Ale tylko jako punkty w świadomości. Poza nią nie istniejemy. Trzeba to dobrze zrozumieć: cały świat wisi na nitce świadomości. Gdy jej nie ma - nie ma świata.

    R: Jest wiele punktów w świadomości. Czy istnieje także wiele światów?

    M: Posłużmy się przykładem snu. Może być wielu pacjentów w szpitalu, śpiących i śniących. Każdy z nich śni swój własny, osobisty, niezależny i poważny sen o jednej tylko ale wspólnej dla wszystkich sprawie - o chorobie. Podobnie i my w swej wyobraźni oddzieliliśmy się od rzeczywistego świata wspólnych doświadczeń i otoczyliśmy się chmurą osobistych pragnień i lęków, obrazów, myśli i pojęć.

    R: To jeszcze mogę zrozumieć. Lecz co jest przyczyną ogromnej różnorodności osobistych światów?

    M: Rozmaitość ta nie jest tak wielka. Wszystkie sny nakładają się na wspólny świat, do pewnego stopnia wpływają na siebie i wzajemnie kształtują. Nasza podstawowa jedność się temu sprzeciwia. Ludzie zapomnieli kim naprawdę są- oto korzeń niewiedzy.

    R: Żeby o czymś zapomnieć, trzeba najpierw wiedzieć. Czy wiedziałem kim jestem, zanim o tym zapomniałem?

    M: Oczywiście. Zapomnienie o sobie zależy od samowiedzy. Świadomość i nieświadomość to dwa współistniejące aspekty jednego życia. Zapomina pan o sobie aby poznać świat- niech pan zapomni o świecie, aby poznać siebie. Czymże w końcu jest świat? Zbiorem wspomnień. Proszę trwać przy tym, co jest naprawdę ważne- przy odczuciu jestem - i pozwolić by wszystko inne odeszło. Na tym polega droga jogi (sadhana). W urzeczywistnieniu nie ma pamiętania ani zapomnienia. Wszystko jest w nim znane - nic nie jest pamiętane.

    R: Co jest przyczyną zapomnienia o sobie?

    M: Nie ma przyczyny, bo nie ma zapomnienia. Stany umysłu następują po sobie, a każdy kolejny zaciera poprzedni. Pamiętanie i zapomnienie o sobie, to dwa stany umysłu rożne jak noc i dzień. Rzeczywistość znajduje się poza nimi.

    R: Pomiędzy zapomnieniem i niewiedzą musi być z pewnością różnica. Niewiedza nie musi mieć przyczyny. Zapomnienie natomiast zakłada uprzednią wiedzę, jak również skłonność czy też zdolność zapominania. Przyznaję, że nie mogę wniknąć w przyczynę niewiedzy, ale zapomnienie musi polegać na tym samym.

    M: Nie ma czegoś takiego jak niewiedza. Jest tylko zapomnienie. Co w tym niezwykłego? Równie łatwo można zapomnieć jak pamiętać.

    R: Czy zapomnienie siebie nie jest nieszczęściem?

    M: Na równi z nieustannym o sobie pamiętaniem. Jest stan ponad zapomnieniem i niezapomnieniem - stan naturalny. Pamiętanie czy zapomnienie to tylko stany umysłu, związane z myślami i słowami. Proszę przyjrzeć się pojęciu bycia urodzonym. Powiedziano mi, że się urodziłem. Nie pamiętam. Powiedziano mi, że umrę. Nie oczekuję tego. Powie pan, że zapomniałem, albo że nie mam wyobraźni. Ale ja po prostu nie mogę pamiętać czegoś, co się nigdy nie zdarzyło, ani oczekiwać jawnie niemożliwego. Ciała rodzą się i umierają, ale co to ma wspólnego ze mną? Ciała przychodzą i odchodzą w świadomości, która ma we mnie korzenie. Jestem życiem, i moje jest ciało i umysł.

    R: Zapomnienie siebie jest według pana korzeniem tego świata. Aby zapomnieć, muszę jednak pamiętać. O czym zapomniałem pamiętać? Nie zapomniałem przecież, że jestem.

    M: Pańskie poczucie może być także złudzeniem.

    R: Czy to możliwe? Nie dowiedzie pan, że mnie nie ma. Nawet przekonany o swoim nieistnieniu - jestem.

    M: Rzeczywistości nie można dowieść ani obalić. Na poziomie umysłu nie można tego uczynić, poza nim - nie ma potrzeby. W dziedzinie rzeczywistości nie powstaje pytanie co jest realne? Przejawione (saguna) nie jest różne od nieprzejawionego (nirguna).

    R: W takim razie wszystko jest rzeczywiste.

    M: Ja jestem wszystkim. Wszystko jest realne o tyle, o ile jest mną. Poza mną nie ma nic rzeczywistego.

    R: Nie wierzę, aby ten świat był skutkiem pomyłki.

    M: Może pan to stwierdzić dopiero po dogłębnym i wszechstronnym zbadaniu tej sprawy. Oczywiście, jeśli odkryje pan, co jest nierealne i pozwoli mu odejść, to pozostanie rzeczywiste.

    R: Ale czy coś pozostanie?

    M: Rzeczywiste pozostanie. Niech pan nie da zwodzić się słowom!

    R: Od niepamiętnych czasów, przez niezliczone wcielenia buduję, ulepszam i upiększam mój świat. Nie jest on ani doskonały, ani nierealny. Po prostu rozwija się.

    M: Jest pan w błędzie. Świat nie istnieje oddzielnie od pana. W każdej chwili jest on tylko pańskim odbiciem. Tworzy go pan i niszczy.

    R: I coraz lepiej buduję go na nowo.

    M: Aby go ulepszyć, musi pan go niszczyć. Trzeba umierać, aby żyć. Odrodzić można się tylko poprzez śmierć.

    R: Być może pański wszechświat jest doskonały. Mój własny jest ulepszany.

    M: Pana wszechświat nie istnieje sam przez się. Jest on tylko ograniczonym i zniekształconym obrazem rzeczywistego. To nie wszechświat potrzebuje poprawy, ale pański sposób widzenia go.

    R: A jak pan go widzi?

    M: Jest to scena, na której rozgrywa się dramat świata. Liczy się tylko jakość przedstawienia; nie to co aktorzy mówią i robią, lecz to jak mówią i działają.

    R: Nie podoba mi się ta idea gry świata (lila).Porównałbym raczej świat do placu budowy, gdzie jesteśmy budowniczymi.

    M: Bierze pan to zbyt serio. Cóż złego jest w grze? Ma pan cel dopóty, dopóki nie jest pan pełnią (purna).Do tego momentu celem jest doskonałość i całkowitość. Lecz kiedy jest pan pełnią - całkowicie zintegrowany wewnętrznie i zewnętrznie - cieszy się pan wszechświatem, a nie męczy z jego powodu. Ludziom nie zintegrowanym może się pan wydawać ciężko pracującym, ale to ich złudzenie. Sportowcy wydają się czynić ogromne wysiłki, podczas gdy jedynym ich bodźcem jest gra i chęć popisania się.

    R: Czy chce pan przez to powiedzieć, że Bóg tylko się bawi, że oddaje się bezcelowemu działaniu?

    M: Bóg jest nie tylko prawdziwy i dobry; jest również piękny (satjam, siwam, sundaram). Stwarza piękno, by się nim radować.

    R: A więc piękno jest jego celem!

    M: Po co wprowadzać cel? Cel zakłada zmianę, ruch, poczucie niedoskonałości. Bóg nie zamierza piękna - cokolwiek czyni, jest to piękne. Czy powie pan, że kwiat wysila się, aby być pięknym? Jest on piękny mocą swej prawdziwej natury. Podobnie Bóg - jest samą doskonałością, a nie wysiłkiem ku doskonałości.

    R: Cel spełnia się poprzez piękno.

    M: Co jest piękne? Wszystko co postrzegane w błogości, jest piękne. Szczęśliwość jest istotą piękna.

    R: Mówi pan o Sat-Czit-Ananda. To, że istnieję, jest oczywiste. To, że doświadczam, jest oczywiste. To jednak, że jestem szczęśliwy, nie jest w ogóle oczywiste. Gdzie podziało się moje szczęście?

    M: Niech pan będzie w pełni świadomy swego prawdziwego bytu, a znajdzie się pan w świadomej szczęśliwości. Ponieważ odwraca pan umysł od samego siebie i kieruje uwagę ku temu, czym pan nie jest, traci pan dobre samopoczucie, poczucie że jest panu dobrze.

    R: Istnieją dwie drogi prowadzące do wyzwolenia: droga wysiłku (joga marga) i droga rozluźnienia (bhoga marga).

    M: Dlaczego rozluźnienie nazywa pan drogą? W jaki sposób może ono dać panu doskonałość?

    R: Człowiek doskonały w wyrzeczeniu (jogin) odkrywa rzeczywistość. Człowiek doskonale korzystający z życia (bhogin) osiąga ten cel również.

    M: Jak to być może? Czyż nie są to przeciwieństwa?

    R: Skrajności stykają się. Być doskonałym bhoginem jest trudniej, niż być doskonałym joginem. Jako zwyczajny człowiek nie mogę w tej sprawie wyrokować. Jednakże wydaje mi się, że jeden i drugi oddają się poszukiwaniu szczęścia. Jogin pragnie trwałości, zaś bhogin zadawala się nietrwałym. Często bhogin czyni większe wysiłki niż jogin.

    M: Cóż warte jest pańskie szczęście, jeśli musi pan dla niego wysilać się i mozolić? Prawdziwe szczęście jest spontaniczne i nie wymaga wysiłku.

    R: Wszystkie istoty szukają szczęścia. Różnią się tylko drogi. Ci, co szukają go wewnątrz, zwani są joginami. Bhogini szukają go na zewnątrz i są potępiani. Potrzebni są jedni i drudzy.

    M: Przyjemność jest przeciwieństwem bólu. Szczęście jest niezachwiane. To, czego może pan szukać i znajdować, nie jest rzeczywiste. Niech pan znajdzie to, czego pan nigdy nie zgubił, niech pan odkryje swoje własne.

    Przekład Hubert K.
    Logonia dziękuje Panu Hubertowi Kowalikowi za udostępnienie przekładów



    Marcin Nowak edytował(a) ten post dnia 26.11.06 o godzinie 19:21

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Zen - medytacja w życiu codziennym w temacie Rozmowy z Mędrcem
    26.11.2006, 19:00

    Akademii Kultury Duchowej na stronie http://logonia.org

    ISTNIEJESZ - BĄDŹ!
    Rozmowy z Mędrcem
    Nisargadattą Maharajem
    (1978 – 1980)

    Nie jestem ani pobożny, ani niewierzący;
    nie żyję według rozkazów ani według mego rozumu;
    nie jestem ani mówcą, ani słuchaczem;
    nie jestem ani sługą, ani panem;
    nie jestem ani wolny, ani uwięziony;
    nie jestem ani przywiązany, ani odwiązany.
    Nie jestem oddalony od nikogo; nie jestem bliski nikomu.
    Nie pójdę ani do piekła, ani do nieba.
    Pracuję na całego, a przecież jestem poza wszelką pracą.
    Niewielu mnie rozumie; kto mnie zrozumiał, trwa w pokoju.
    Kabir


    Część 1:

    Maharaj: Niektórzy z was mówili o nauce. Mistycyzm nie jest naukowy. Nauka coś odkrywa lub wytwarza, mówi wam w jaki sposób wyprodukować to, co odkryła, jak tego używać, jak to przechowywać lub nawet – jak się tego pozbyć. Produkt jest doskonale znany i został stworzony w sposób naukowy. Mistycyzm jest zainteresowany nami samymi. My się pojawiliśmy i świat się pojawił w sposób nagły. Dlaczego? Tego nie wiemy, tym nie mniej wytężamy się, by to odkryć. Czym jesteśmy my, czym jest świat i jakie są nasze wzajemne relacje? Nie mamy pojęcia, ale przyswajamy sobie przekonania, wyrażone przez tego czy owego. Lub ograniczamy się do wierzenia w to, co powiedzieli nam rodzice: “jesteś tym i tym”. Kończymy zaś na tym, że jesteśmy związani całym szeregiem relacji, skonstruowanych wyłącznie na podstawie tego, co zostało zasłyszane.
    To uprzytomnienie sobie istnienia, stwierdzenie faktu “jestem” pojawiło się spontanicznie. Dzisiaj “jesteśmy”, tak jak “jest” wschodzące słońce. To istnienie jest samo w sobie rodzajem doświadczenia. Przed narodzinami nie istniało doświadczanie; doświadczenia pojawiły się dopiero wraz z pojawieniem się “jestem”, tej przytomności, tej istności.

    Następnie odkrywacie, że to istnienie, ta przytomność wyrażona przez “jestem” stanowi przyczynę wszelkich radości i wszelkich cierpień. Rodzi ona również wszelkie wasze potrzeby; na tym poziomie istnienia wszystko to jest nieuniknione. Ta konstatacja “jestem”, ta wewnętrzna wiedza, powodująca tyle ruchów, potrzeb, wymagań – czym to jest? Czym jest ta tożsamość? Musicie to znaleźć. Jeśli życzycie sobie objaśnień, zadawajcie pytania, ale wyłącznie na ten temat.
    Rozmówca: Skoro nie jest się ani ciałem, ani wyobrażeniami, chodzi o to, by odkryć, czym się rzeczywiście jest. Czy jest to doświadczenie wewnętrzne?


    Tłumacz: “Jestem” samo w sobie jest doświadczeniem i wiedzą.


    R: Czy osiągnięcie doświadczenia “jestem” prowadzi do stanu ciągłego istnienia?


    M: Jeśli intensywnie obserwujesz, jeśli rozumiesz przebudzenie się tego istnienia i jego późniejsze zniknięcie, rozpłynięcie się w źródle, wtedy – tak.

    R: Obserwować?
    M: Jeśli chcesz – użyj innego słowa. Tego, które bada, spostrzega; przebudzenie tej istoty jest wieczne, gdyż ty jesteś wtedy, gdy ta istota się pojawia, jesteś, gdy znika i byłeś, zanim się pojawiła. Bądź, pozostań w tym “jestem”.

    R: Gdy obserwuję “jestem”, z nagła pojawia się nowy stan, jak sen. Próbuję się z niego obudzić, ale ten stan snu jest bardzo silny.
    M: To, czego doznajesz w tym śnie na jawie, jest wynikiem utożsamienia się twojej przytomności, twojej istności z tym, co się zdarza.


    R: Tak, rozumiem.


    M: Twoja przytomność musi obserwować stan jawy, a również stan, który nazywasz stanem snu.


    R: Ale ten świat snu istnieje, wyłania się sam z siebie, pojawia się.


    M: Komu? Przytomności.


    R: Ale gdy śnię, nie jestem obudzony.


    M: Musisz odkryć, o jakim “ja” mówisz. Jakie jest to “ja”, które twierdzi, że jest przytomnością.


    R: To powstaje we mnie.


    M: Nawet to “ja” zniknie. Nawet ten przytomny stan obserwacji oczywistego “jestem” nie będzie już mógł powiedzieć “ja widzę”, gdyż tam, gdzie “to” widzi, nie ma już “ja”. “To” nie dysponuje żadnym instrumentem, pozwalającym powiedzieć “ja”.


    R: Czy ty możesz jedynie widzieć sen?


    M: Sen może być widziany jedynie przez twą przytomność, twoją istotę. W twoim świecie tylko znaczenie i skuteczność owej przytomności są uwzględniane i doceniane. To jest ta mała przytomność, która stworzyła cały wszechświat, musimy ją jednak przekroczyć.


    R: Rozumiem. Wszystkie rzeczy rodzą się w przytomności, wszystko pojawia się w mojej obecności, na łonie “jestem”.

    T: Zatrzymuję cię, aby wprowadzić małe uściślenie, gdyż mój angielski i twój angielski mogłyby sobie nie odpowiadać. Gdy tłumacząc Maharaja mówię o przytomności (ang. comsciousness, franc. conscience – przyp. tłum), idzie tu o poczucie istnienia, o to stwierdzenie “jestem”. Ale gdy mówię o świadomości (ang. awareness, franc. presence), nie ma już “ja”. Idzie tu o stan bezczasowy. W zasadzie tak właśnie się wyrażamy.
    R: Czy przytomność jest względna, a świadomość jest używana dla określenia absolutu?


    M: Postarajmy się zdefiniować te terminy. Czysta świadomość jest tym, co wiecznie góruje, w szczególności wówczas, gdy przytomność stapia się ze swym źródłem. Gdy nie ma już przytomności, zwycięża świadomość.


    R: Czy świadomość jest ciągła?


    M: Przytomność pojawia się i znika, świadomość jest zawsze.


    R: Czy przytomność pojawia się na łonie świadomości?


    M: Tak, jest ona początkiem i przyczyną dualizmu. Używamy słów dla potrzeb wzajemnej komunikacji, jednak żaden z tych stanów nie może być wtłoczony w formę słów i przekazany ci poprzez słowa, to jest niemożliwe.


    Czym dysponujemy? Wyłącznie przytomnością. Jestem tą przytomnością, która stwarza swe własne światło, swą własną oświetloną przestrzeń mentalną. Nie jesteś niczym więcej niż tym, Czit Bhaskar, prymaryczną istnością, świetlistą, pierwszym objawianiem “jestem”. Nie odczuwasz jej ani ciałem, ani umysłem, ona pojawia się w sposób nagły. Nie ma słońca, ale w chwili, gdy pojawia się pierwszy promień, cały wszechświat zostaje oświetlony. Tak samo pojawia się czit, “jestem” i wszys, “jestem” i wszystko zostaje oświetlone.

    , “jestem” i wszys
    R: To jest jak eksplozja.


    M: Nazwij to jak chcesz, ale bądź przekonany. Jedna mała iskierka może znienacka wywołać potężną eksplozję, a jej przyczyną będzie ta malutka iskierka. Zupełnie tak samo przyczyną twojego świata jest to malutkie “ja”, to z jego przyczyny istnieje wszechświat. To objawienie “jestem” nie ma ani kształtu, ani rozmiarów, nie ma pragnień, jest tylko istnieniem.

    Pierwszym przejawem jest zatem Czit Bhaskar, światło, którego istota jest sama w sobie ujawnieniem się istnienia. Można mu nadać inną nazwę, Czidakasz – niezmierzona cisza, bez formy i struktury, to znaczy przestrzeń, która jest wytworem twojej istoty Czidakasz..
    Gdy twoja istota Czidakasz jest oświetlona przez Czit Bhaskar, przyjmuje kształt przejawionego wszechświata i jest zwana Mahadakasz. Ich relacja jest relacją rodzica i dziecka. Widzialny wszechświat jest tworzony ze świetlistości twej istoty i z ukształtowania przestrzeni twej istoty. Ten, kto ustala się w tej istności, w tym Mahadakasz, gdzie łączą się przestrzeń, światło, wiedza i wszystko, co istnieje, stanowi jedność z samym sobą. Wszystko stapia się w nim i odkrywa on swoją rzeczywistą tożsamość. Dotąd powinno dotrzeć twoje rozumienie siebie samego.Ten, kto zna swą prawdziwą tożsamość, nie będzie się łączył z zawodowym spirytualizmem, który pragnie jedynie robić pieniądze. Nie będzie handlował tym, co wie, gdyż zna wartość wszystkiego. Taka osoba faktycznie nie będzie już osobą. Ten, kto wie, że cały wszechświat jest stworzony przez jego własną

    istotę, nie może igrać duchowymi prawdami; on wie, że wszystko jest nim.
    R: Stworzony, cały wszechświat ...?

    M: Tak, cały wszechświat jest jego tworem. Trzeba, by moje angielskie słowa i twoje angielskie słowa wiernie sobie odpowiadały; bądź czujny, gdyż inaczej nie zrozumiesz mnie właściwie. Świat nie został skonstruowany ani stworzony przez kogoś, on wytrysnął sam z siebie, ze świadomości i nie posiada przyczyny. Czytałeś i studiowałeś Ewangelie, czy ten właśnie aspekt istnienia jest tam wspomniany? Musi być, ale w sposób ukryty.
    R: Gdy czyta się słowa wypowiedziane przez Jezusa, takie jak: “bądźcie jednym z Ojcem”, gdy mówi on: “Bóg, świat, człowiek i ja jesteśmy jednym” – myślę, że to oznacza to samo.


    M: Czy skonsumowałeś tę wiedzę? Czy przetrawiłeś i przyswoiłeś słowa Jezusa?


    R: Na początku źle rozumiałem i to stwarzało problemy.


    M: Prawdopodobnie nie skonsumowałeś wszystkiego, nie zrozumiałeś.


    R: Ostatnio jednak ponownie przeczytałem Ewangelie nowymi oczami i widzę, że u źródła, u korzenia nie ma różnicy pomiędzy tym, co ty mówisz a tym, co powiedział Jezus.


    M: To samo pojęcie istnieje w buddyzmie Zen. Czy znalazłeś je w pismach buddyjskich, które czytałeś?


    R: Tak.


    M: Jeśli w Ewangeliach i w buddyzmie odkryłeś rzeczywistość swej natury, czy potrzebowałeś przychodzić aż tutaj?


    R: Nie, w istocie nie.


    M: Jezus Chrystus, Budda, Allach, Zen – wszyscy mówili o mnie, o mojej egzystencji, o mojej istocie. Wszyscy oni komentowali moją egzystencję, czy się zgadzasz?


    R: Czyją egzystencję?

    M: Moją egzystencję. Jaki inny awatar mówi tak jak ja? Kriszna, tak on również mówi o mnie. W Bhagawadgicie mówi on: “wszystkie istoty są wcieloną boskością”, to znaczy, że sama moja przytomność stanowi jej przyczynę. Czymkolwiek będzie rzecz stworzona – ptakiem czy mrówką – góruje nad nią moja przytomność. Wszystko jest mną, wszystko jest tylko częścią mnie samego.
    Przy tym wszystkim, jeśli wyobrażacie sobie, że odniesiecie jakąkolwiek korzyść z odkrycie swej prawdziwej tożsamości, bądźcie pewni, że nie dokonacie tego nigdy.

    R: Mamy zatem uważać tę najwyższą wiedzę za pozbawioną wszelkiej wartości?
    M: Jeśli żywicie przekonanie, że możecie wyciągnąć z tego odkrycia jakikolwiek zysk, jeśli poprzez nie pragniecie coś zdobyć, powinniście porzucić to natychmiast, gdyż nigdy nie osiągniecie swego celu. Czym dysponowaliście sto lat temu po to, by istnieć, jakim narzędziem?


    R: A czy ty to wiesz?


    M: O, tak!


    R: Czy ważne jest, by to wiedzieć?


    M: Absolutnie tak, to jest bardzo, bardzo ważne.


    R: Dlaczego?


    M: Gdyż jest to podstawa wszystkiego. Gdyż idzie tu o korzeń wszystkiego, co jest. Przybyliście wszyscy z odległych krajów, aby zebrać się tutaj w nadziei odkrycia Wiedzy, ważnej i cennej wiedzy, ale ja mówię do was z tego, czego nie znam, z tego, czego nie wiem.

    T: Maharaj mówi z punktu widzenia samej obecności, stamtąd, gdzie nie ma nawet poczucia “jestem”.
    R: Mówisz mi coś, czego nie znasz?

    M: W stanie najwyższym nie ma mnie, nie ma żadnej zapamiętanej wiedzy. Ten głód, który was ożywia, musi zostać użyty do skonsumowania waszego lęku przed śmiercią. Musicie go pożerać nieustannie aż do czasu, gdy ten głód się uciszy. Ten lęk jest spowodowany chciwością istnienia, pragnieniem przedłużenia cennej przewagi – egzystencji. Kto ją nazywa przewagą? Cielesna przytomność. Staniecie się wolni dopiero wówczas, gdy wasz głód zostanie uśmierzony wskutek wyczerpania się lęku przed śmiercią. Esencją tego lęku jest: przedłużyć “jestem”. W tym momencie nawet “jestem” żywi wasz lęk. Musicie się go pozbyć.
    R: Czy chcesz powiedzieć, że z wyobrażenia “jestem” wynika również wyobrażenie, że pewnego dnia mnie nie będzie, natomiast jeśli nigdy mnie nie było, to nie ma lęku?


    M: To nie to. Zrozum dobrze. Podczas gdy próbujesz, gdy dokonujesz wysiłku, by ugruntować się w swej istocie, ten proces staje się harmonijny. Staje się coraz bardziej czysty i “jestem” rozpływa się w jego najwyższej czystości ... a tam, cóż może pozostać? Czy rozumiesz znaczenie tego: czas połknął, pożarł, zabił czas?


    R: To jest postęp, proces.

    M: Czy ty wyszedłeś ze słów, czy też słowa wyszły z ciebie? Mówiłem poprzednio o Czidakasz, wynikającym z twej istoty. Ta przestrzeń w jednej chwili wyłoniła się z twej istoty, ale to nie było Czidakasz, to dla twej wygody przypisano jej następnie słowo Czidakasz!!Dla dżnaniego, mędrca, czystego świadka, wiedza, gdy się pojawia, może być tylko wiedzą uniwersalną. Używamy pojęć “poczucie jestem”, “świadomość istnienia”, “istność”, ale dla dżnaniego nie ma już niczego indywidualnego, nie może on być niczym mniej, niż całością tego, czym jest. W moim wszechświecie nie istnieje sprawa narodzin ani śmierci. Czy znajdujecie ten rodzaj informacji w waszych Ewangeliach?, mędrca, czystego świadka, wiedza, gdy się pojawia, może być tylko wiedzą uniwersalną. Używamy pojęć “poczucie jestem”, “świadomość istnienia”, “istność”, ale dla nie ma już niczego indywidualnego, nie może on być niczym mniej, niż całością tego, czym jest. W moim wszechświecie nie istnieje sprawa narodzin ani śmierci. Czy znajdujecie ten rodzaj informacji w waszych Ewangeliach?
    R: Tak, w słowach Jezusa.


    M: Co wam one przynoszą? Objawiają wam tę prawdę: jesteście.

    R: Jezus nie mówi nam, że jesteśmy niczym, zawsze mówi, że jesteśmy czymś. Nie wychodzi poza “jestem”. Zawsze istnieją trzy aspekty saguny (trzy własności świata przejawionego: inercja, aktywność, równowaga).
    M: W stadium początkowym, tak. Ale gdy czytasz słowa Jezusa, czy czytasz je jako swoją historię? Jako informacje dotyczące ciebie, objawienia o sobie samym? Powinieneś je czytać jako odnoszące się do ciebie samego. Powiedziałem wam przed chwilę: wszystkie komentarze Allacha, Buddy, Jezusa Chrystusa, wszystko, co zostało napisane, dotyczy tylko i wyłącznie mnie.

    R: Sądzę, że aby to zrozumieć, trzeba przeczytać to, co ty na ten temat mówisz.
    M: Czytaj to i porównuj ze swoją własną wiedzą, z tym, co ty na ten temat wiesz.

    R: W moim przekonaniu Jezusa można porównać z bhakti-jogą.M: Bhakti-joga oznacza umiłowanie swej prawdziwej natury lub oddanie się jej, zjednoczenie z nią. Twoja adoracja musi być zwrócona ku twemu źródłu; musisz stać się jednym z nim.
    R: Oddać się Bogu.


    M: Jak, skoro Bóg jest odrębny od ciebie?


    R: Tak, rozumiem. Natykamy się na dualizm. Istnieje różnica pomiędzy wypowiedzią twoją a Jezusową, ale w końcu obie sprowadzają się do tego samego.


    M: To są przynęty, które Jezus w swej mądrości umieścił w Ewangeliach w taki sposób, by przyciągały ignorantów, następnie jednak prowadzi ich w stronę adwaita, nie-dualizmu., nie-dualizmu.

    , nie-dualizmu.
    R: Odczuwałem potrzebę dewocji. Przez długi czas za nią podążałem, aż pewnego dnia odkryłem, że to nie jest moja droga i obecnie przyjąłem inną – dżnana, drogę Poznania.


    M: Aby iść drogą dżnana-jogi, musisz ją rozumieć i rozumieć, co jest do zrozumienia. Wiedza “jesteś” oznacza wiedzę uniwersalną. To jest właśnie droga Poznania, gdyż wydajesz się chcieć tak ją nazywać, choć w istocie nie ma ani sposobu, ani drogi.


    R: Wydaje mi się, że święte pisma proponują wiele dróg, dając każdemu możliwość połączenia się z samym sobą.


    M: Jedność z Jezusem czy ze mną-samym? Co rozumiesz przez “siebie-samego”?


    R: W Ewangeliach można przeczytać: “stać się jednym z Bogiem”, ale gdy to się osiąga, jest się jednym z sobą samym. Pisma nie określają tego dokładnie tak, ale w istocie to właśnie mówią.


    M: Jeśli ktokolwiek zrozumiał temat dzisiejszej rozmowy, czy byłby w stanie przekazać go komuś innemu w języku, którego używaliśmy?


    R: Tak.


    M: W takim razie, co było pierwszą rzeczą, jaką dziś powiedziałem i jaka była twoja odpowiedź?


    R: Nie pamiętam. Zapomniałem.


    M: Jeśli zapomniałeś, w jaki sposób mógłbyś to przekazać?


    R: Pamiętanie słów nie jest ważne.


    M: Jaki masz dowód na to, że możesz przekazać to, co zostało powiedziane?


    R: Ja jestem tą wiedzą. Czuję ją wewnątrz; nie obchodzi mnie to, czy inni mi wierzą, czy nie.


    M: Czy twoja wiara zaprowadziła cię do celu? Czy to, czego się dziś nauczyłeś, ta wiedza, zaprowadziła cię do domu? Czy jest ona w tobie?


    R: Tak właśnie czuję.

    M: Nadal czujesz, nieprawdaż? W dalszym ciągu wierzysz w odczucia cielesne?
    R: Nie.


    M: Nie uważaj, że jesteś poza ciałem; z pewnością musisz być fizycznie tutaj. Czy pamiętasz, że będziesz musiał wrócić do swojego kraju, do Holandii?


    R: Tak.

    M: Miej to samo przekonanie o sobie samym. Niech samo to pojęcie istnienia będzie twoim domostwem. Bądź go pewien tak samo jak konieczności powrotu do Holandii. Przesiąknij tą pewnością, a potem wróć do swego kraju. Oddaj się wszelkiej działalności potrzebnej do utrzymania się przy życiu, ale ulegaj tylko temu objawieniu, tej oczywistości. Proś tylko o to, oddaj się, połącz się z tym i z niczym innym, gdyż wszystko inne jest przez to właśnie stworzone.
    Ta oczywistość “jestem” jest twoim mistrzem. Dopóki będzie światło, dopóki będzie w tobie ta iskra, będziesz wiedział, że tu jesteś, że “jesteś”. Mówię ci to na wypadek, gdybyś mimo wszystko obstawał przy chęci wyniesienia jakiejś korzyści ze swego pobytu tutaj. Poza tym uprzytomnieniem sobie “jestem” nie istnieje żaden Bóg, nie istnieje nic. Wszystko jest tutaj, w tej przytomnej świadomości. Idź przez życie z tym mocnym przekonaniem: “jestem, to wszystko jest mną”.Nie krytykuj, nie zwalczaj innych religii, nie przeszkadzaj wierze innych. Jeśli są przekonani, odniosą z tego korzyść, zostaw ich w spokoju. Nie mów o tych rzeczach, chyba, że ktoś przyjdzie cię pytać; w przeciwnym razie twoja postawa będzie taka, jak ta, którą zarzucasz innym. Dopóki trwasz w wyobrażeniu “to jest dobre, a to nie; to trzeba zrobić, a tego uniknąć”, w dalszym ciągu podążasz za religią, jesteś

    posłuszny rytuałowi. Gdy sobie to wszystko uświadomisz, przekroczysz wszelkie koncepcje i dopiero wówczas osiągniesz trwały byt. Czy masz obecnie to przekonanie, to zrozumienie? Jaka jest przyczyna twoich przyjemności, twoich cierpień?
    R: Chciałbym najpierw zadać ci pytanie: czy mózg nie jest więzią pomiędzy stanem przywiązania do ciała a stanem najwyższym?


    M: Mózg jest przedmiotem, pochodną pożywienia – nadającą się na pokarm dla przytomności.


    R: Wszyscy tu przez cały czas odpowiadają: “tak, Maharaj, rozumiem, masz rację; ja chciałbym ścisłej odpowiedzi. Przypuśćmy, że w drodze powrotnej mój samolot spadnie, ja nie zginę, ale ucierpię wskutek uszkodzeń mózgu, wszelkie zrozumienie będzie dla mnie wówczas niemożliwe!

    M: Twój mózg jest uszkodzony, zgoda, czy to znaczy, że jesteś martwy?
    R: Usiłuję zrozumieć, ale ... jestem jak ktoś, kto uczy się abecadła: a, b, c, d; jeśli dojdę do środka i mój mózg przestanie funkcjonować, w jaki sposób nauczę się dalszego ciągu?


    M: Przypuśćmy, że jakiś człowiek poddaje się operacji. Zostaje uśpiony, a następnie umiera. Czy wiedział, że umiera? Jakie to ma znaczenie, że ciało przestaje funkcjonować, jakie ma znaczenie to, że umiera – ty nie jesteś tym ciałem.


    R: Czy to znaczy, że po śmierci osiągnę najwyższy stan?


    M: Jedno jest w każdym razie pewne: teraz, po tym, gdy usłyszałeś te słowa, w razie śmierci twoje ciało subtelne pójdzie prosto do wieczności. To się stanie – implantacja została dokonana. Daję ci tę odpowiedź, ponieważ ty jeszcze boisz się śmierci i ta odpowiedź jest przeznaczona tylko dla ciebie, nie dla innych.


    R: Nie cielesnej śmierci się boję.


    M: Właśnie! Śmierć zagraża ci wyłącznie z powodu tego przemijającego ciała, a obawiasz się, że przekażę temu ciału-intelektowi niekompletne objaśnienia. Ale to zrozumienie jest ulokowane w twej najsubtelniejszej postaci i nawet, jeśli ciało zginie, ten przekaz będzie się rozwijać, pomoże ci wzrosnąć aż do wieczności.


    R: Czy mógłbyś skomentować rodzaj tego ciała subtelnego?


    M: Jeśli nie jesteś przytomny swoich narodzin, jak możesz mówić o śmierci lub o stanie pośmiertnym?

    2.


    Maharaj: Tuż przed opuszczeniem swego ciała mój Mistrz powiedział mi: “zaufaj mi, jesteś sam w sobie Absolutem, najwyższym stanem. Nie wątp w te słowa, miej wiarę w to objawienie, wyraża ono tylko prawdę; działaj zgodnie z nią”.


    Rozmówca: Co praktycznie robiłeś?

    M: Nic wielkiego. Kontynuowałem swoje zwykłe życie, wykonując czynności pozwalające na utrzymanie mej rodziny, ale gdy tylko miałem wolną chwilę, otwarty umysł, miałem zwyczaj przypominania sobie mojego Mistrza i jego słów. Później mój Mistrz osiągnął swoje maha-samadhi, to znaczy opuścił ciało, ja zaś podtrzymywałem się na duchu, zwracając się ku temu, co powiedział i ku intensywności z jaką to powiedział. W moim przypadku było to wystarczające.
    R: Była w tobie miłość i wsparcie twego Mistrza i czerpałeś siłę z siły jego słów i z jego ochrony.


    M: Jakiekolwiek były słowa mego Mistrza, wyrażały one tylko prawdę, a prawda przynosi prawdę. Ale nie zrobił on nic szczególnego, wszystko kiełkowało spontanicznie z moim rozumieniem, aż osiągnąłem znajomość rzeczywistości.


    R: Nawet jeśli twój Mistrz nie uczestniczył rozmyślnie w twoim przebudzeniu, jednak faktycznie współpracował!


    M: Możesz powiedzieć, co tylko chcesz. Wszystko, co uwarunkowane przez mój narząd cielesny, powinno się przydarzyć, przydarzyło się. Dlaczego i jak się przydarzyło, tego nie mogę powiedzieć! Nie uczyniłem niczego w jakimś szczególnym celu. Nie miałem potrzeby izolowania się i gdy zdarzało mi się być całkowicie “wewnątrz”, to również działo się w sposób spontaniczny.


    R: Czy to oznacza, że nigdy nie czyniłeś przytomnych wysiłków?

    M: Wierz temu lub nie – ale nie czyniłem absolutnie niczego. Nie zmuszałem się do dokonywania żadnego wysiłku, nie zajmowałem się również tym, czy pewnego dnia stanę się człowiekiem urzeczywistnionym. Nie interesowało mnie to. Mistrz powiedział mi: “jesteś tożsamy z samym Atmanem, z Bogiem, z Najwyższym” ... i opuścił ciało. Moja wiara w jego słowa była absolutna. A nieco później wszystko przytrafiło się w sposób spontaniczny. Dokonywała się we mnie ciągła transformacja. Słowa Mistrza nigdy nie mogły być oparte na niewiedzy, one są samą prawdą. Miałem tylko taką alternatywę: urzeczywistnić całą siłę zawartą w słowach mego Mistrza albo umrzeć. Po zniknięciu mego Mistrza zupełnie nie wiedziałem, co mam robić, ale nabrałem zwyczaju przypominania sobie – całymi godzinami – jego wypowiedzi, jego rad. Nigdy nie dyskutowałem i nie kontestowałem jego nauki.
    R: Czy intensywnie recytowałeś mantrę, którą ci dał?


    M: Słuchałem jej ciągle. Nie praktykowałem tego, co się zwie dżapa (*), dżapa działo się we mnie, a ja tylko słuchałem. Istnieje werset świętego Tukarama, który mówi: “Rezultat działo się we mnie, a ja tylko słuchałem. Istnieje werset świętego Tukarama, który mówi: “Rezultat jest zdeterminowany przez moc wiary”.

    działo się we mnie, a ja tylko słuchałem. Istnieje werset świętego Tukarama, który mówi: “Rezultat
    R: Czy można powiedzieć, że jedynie wiara działa?

    M: Jakość rezultatu będzie odpowiadać intensywności włożonej wiary, czy idzie tu o ewolucję wewnętrznej dżapa, czy o cokolwiek innego.
    R: Czy ta wiara jest bez przyczyny?


    M: Jej pierwotną przyczyną jest pewność “jestem”.

    R: Czy ta wiedza “jestem” pochodzi z sattvy (wewnętrznej harmonii)?M: Wiedza “jestem” jest wcześniejsza nawet od ukształtowania się pięciu elementów. Absolut nie wie, że jest. Wydarzenie może zostać postrzeżone dopiero po pojawieniu się “jestem”. Trzeba być przytomnym, wiedzącym po to, by w tej przytomności było postrzegane to, co jest znane. Na przykład, człowiek pełen wigoru, całkowicie zdrowy idzie spać i budzi się chory, z gorączką – w jaki sposób może wyjaśnić przyczynę? On nie wie – spał!
    Tak samo Absolut nie ma żadnego pojęcia o tym, że jest lub że był; dopiero, gdy spontanicznie pojawia się pojęcie “jestem”, można wysnuć wniosek: Absolut jest lub był. Jedynym elementem pozwalającym na wiedzę o czymkolwiek, jest ta “obecność w sobie samym”. Mój Mistrz powiedział mi, że ta absolutna istota, nie znająca sama siebie, jest moją prawdziwą naturą. Nakazał mi odkrycie tej rzeczywistości i to stamtąd do was mówię, z tego poziomu. A jest całkowitą prawdą, że nie istnieje żaden miernik tego, że jestem lub, że byłem.


    Zazwyczaj poszukiwacze prawdy podążają jakąś duchową ścieżką po to, by coś uzyskać – cel swoich poszukiwań, podczas gdy ja interesowałem się okresem, gdy mnie nie było lub nie było wiedzy “jestem”. Godzinami przeżuwałem: “jak to być może, że pojawiam się i znikam w JA w towarzystwie całego tego wszechświata, całej tej wielkiej kosmicznej gry?”

    Przed poznaniem mego Mistrza, w wyniku wielu dyskusji z ludźmi religijnymi poprzysiągłem sobie, że nigdy nie dam się o niczym przekonać żadnej ludzkiej istocie. Gdy przybyłem tutaj, przyjaciel powiedział mi: “chodźmy odwiedzić mądrego człowieka, nie mieszka bardzo daleko”. Odpowiedziałem, że nie chcę. Mój przyjaciel nalegał: “nie będziesz musiał nic zapłacić, biorę wszystko na siebie” i kupił girlandy kwiatów, a nawet nowe dhoti i koszulę dla mnie i poszliśmy. Mistrz dał mi mantrę, kazał zamknąć oczy i dokonał inicjacji. Po pewnym czasie powiedział mi: “dobrze, otwórz oczy”. Gdy otworzyłem oczy, zdradziłem swoją przysięgę i od tej chwili stałem się nowym człowiekiem.
    W 1932 roku kupiłem dwie książki z filozofii. Wytężałem się, by je przeczytać, ale nie udało mi się ich zrozumieć. Owinąłem je zatem w papier i położyłem na półce. W 1934 roku, w kilka miesięcy po mojej inicjacji dokonanej przez Mistrza, przyjaciel, który mnie z nim zapoznał, zaprosił mnie do swej wioski i poprosił o wyłożenie zawartości tych filozoficznych książek, które przejrzałem dwa lata wcześniej. Mimo, że nie udało mi się wówczas ich zrozumieć, z łatwością potrafiłem je objaśnić. Wszystko to wydarzyło się spontanicznie.


    R: Co nastąpiło w trakcie tych kilku miesięcy między początkową eksplozją a okresem, w którym objaśniłeś książki z filozofii?

    M: Było to naturalne, jak to wyjaśnić? To tak, jakby mnie pytać – pomijając moje myśli – w jaki sposób otrzymałem tę formę cielesną! Mówi się, że wszechświat znał liczne rozpady. Jak to się dzieje, że pomimo tylu rozpadów nic mi się nie stało? Moja egzystencja, choć mogłem być lub nie być, pozostała nieporuszona. Istniałem – ale nie w ten sposób – i nic nigdy mnie nie dosięgło.
    Dziś rano prosiłem was, byście raz na zawsze nabrali zwyczaju, aby brać tę “obecność w sobie” za taką jaka jest – bez kształtu, bez struktury. Ciało, owszem, jest tutaj, ale świadomość, istność nie ma żadnego kształtu. Kładźcie zdecydowany nacisk na tę oczywistość, opierajcie wasze zachowanie na tej rzeczywistości. Gdy fakt, że czujecie się jak Brahma, przekształcicie w nawyk, staniecie się Brahmą.Niektórzy jogini codziennie wchłaniają pewną ilość jadu węża. Pewnego dnia ich ciało jest całkowicie nasycone jadem i żadne ukąszenie nie ma na nich wpływu. Tak samo zacznijcie słuchać mantry

    LZ w domu Nisargadatty, Bombaj luty 2005


    Brahmasmi (jestem Brahmanem (jestem ), a czyniąc to, powoli, stopniowo ją wchłoniecie, zasymilujecie. Jeśli wasza praktyka jest nieprzerwana, w odpowiednim czasie staniecie się Brahmanem. Nie ma potrzeby wątpić, staniecie się Brahmanem, przekroczycie śmierć, która nie będzie mieć żadnej nad wami władzy. Niestety nie macie żadnego wewnętrznego przekonania, żadnej wiary, wleczecie się, błąkacie. Odwiedzacie wszystkich mistrzów. Od każdego domagacie się czegoś i to, co wam odpowiadają jest dobre. Jeden jest dobry, drugi jest dobry, wszyscy są dobrzy – a efekt jest taki, że wciąż jesteście na “zerze”. Musicie gdzieś przylgnąć. Czymkolwiek jest to, co wam zostało powiedziane, trzeba, byście to przyswoili dogłębnie, z pełnym przekonaniem stali się tym.Mój Mistrz przez długi czas stosował umartwienia i w końcu osiągnął prawdę, powiedział mi jednak: “dam ci prawdę, nie ma jednak potrzeby, byś znosił wszystkie umartwienia, które ja znosiłem. Teraz wiem, po co uprawiałem całą tę ascezę i daję ci bezpośrednią znajomość prawdy, stań się jednym z nią”. Oto dlaczego zazwyczaj nie zalecam żadnej ascezy, co najwyżej sugeruję nama-dżapa lub medytację. lub medytację.


    Przypuśćmy, że macie kucharza, każecie mu zajmować się gotowaniem, a sami po prostu siadacie i przyglądacie się jego czynnościom. Podobnie, tchnienie życiowe musi być nieustająco zajęte recytacją mantry. Jeśli uprawiacie tę praktykę, usłyszycie, jak ta recytacja dokonuje się automatycznie poprzez wasze ciało. Nawet po zatkaniu uszu usłyszycie poprzez palce powtarzaną mantrę. Jeśli wasz potrzeba osiągnięcia prawdy jest intensywna, skutek będzie szybki.

    W czasie gdy zajmowałem się moim handlem, byłem bardzo zainteresowany astrologią i jej przepowiedniami. Co miesiąc ustalałem swój horoskop, aby wiedzieć, w jaki sposób się zachowywać, jak prowadzić interesy, itd. Później, gdy osiągnąłem Absolut, odrzuciłem wszystko, ponieważ zrozumiałem, że nie istnieje dla mnie przyszłość. Jestem – zawsze. Żadna przyszłość nie może mnie dotknąć w żaden sposób, nawet jeśli wszechświat rozpadnie się w nicość, ponieważ ja już uczestniczę w tym stanie. Nie jestem już zależny od tego świata ani od tego wszechświata, to one są zależne ode mnie – do czego mogłyby mi się przydać przepowiednie?
    Oto dlaczego zawsze was pytam: za co mnie uważacie? Jaką tożsamość mi przypisujecie? Jak mnie sądzicie? To jest pytanie, które wam zadaję. Żywicie liczne przekonania, macie zamiar odbywać szereg narodzin, już w przeszłości wcielaliście się, itd. Wierzycie we wszystkie te historie. Ja w nie nie wierzę.


    Wiem, że nigdy nie istniałem, w tym sensie, że to “jestem”, nigdy się we mnie nie pojawiło, dopiero teraz pojawiło się to “jestem”. W jaki sposób? Wskutek niewiedzy. A czym jest niewiedza? Tym ciałem. To wskutek niewiedzy wytrysnęła ta wiedza “jestem”. Z czego jest ona zrobiona? Z niewiedzy. To dlatego jej nie wierzę, to dlatego twierdzę, że nie znam narodzin.


    Pytam was: jaka jest wasza tożsamość? Poprzez jaką tożsamość określacie siebie? Szukajcie, znajdźcie, kim jesteście. Ja nie jestem mędrcem, który się narodził, jestem mędrcem nie-narodzonym. Kimkolwiek są wielcy myśliciele, wielcy mędrcy czy Mahatmowie, którzy mnie odwiedzają, nie mam się czego od nich uczyć. Przed mówieniem do nich nie muszę studiować, przygotowywać się, niezależnie od tematu, gdyż wiem, że są oni wszyscy dzieckiem bezpłodnej matki. Wszystkich ich szanuję, wiem jednak, że to wszystko jest tylko spektaklem na niby.


    R: Nie posiadamy tej naglącej potrzeby poszukiwania prawdy. Co robić, jak ją rozwinąć?


    M: Musi pojawić się odpowiedź, to dlatego tyle rzeczy jest mówionych. Ale ten, kto jest, jakiekolwiek byłoby jego imię, nie posiada egzystencji. Po co o nim mówić, wszystko jest iluzoryczne!


    R: A jednak skłaniasz nas do zadawania pytań; dlaczego? Czy wiedza może zostać przekazana w czasie, gdy pozostajemy spokojni i milczący, z umysłu do umysłu? Na początku prosiłeś nas , byśmy więcej życia wkładali w nasze pytania, a gdy jesteśmy cisi, chcesz, byśmy wprowadzili do dyskusji naszą niewiedzę.


    M: Czym w końcu jest wiedza? Może się ona narodzić jedynie na łonie niewiedzy. Niewiedza jest matką wiedzy.


    R: Jeśli wszyscy jesteśmy Absolutem, jaką stanowi różnicę, czy poszukujemy prawdy, czy też nie?


    M: To, co mówisz, zostało przez ciebie usłyszane. Czy twoje stwierdzenie jest teoretyczne, czy też oznacza, że osiągnąłeś ten stan? Czy zadajesz to pytanie z poziomu Absolutu?


    R: Nie, jedynie z poziomu mojej niewiedzy.

    M: W jaki sposób na poziomie niewiedzy chcesz zrozumieć stan tak wysoki jak Absolut? Musisz stać się Absolutem.
    Zawsze pamiętajcie, z czym utożsamiacie się, zadając pytanie. Jaka jest relacja miedzy wami a intelektem zadającym pytanie? Kto daje życie? Czy wy dajecie życie intelektowi, czy też intelekt daje życie wam? Gdzie leży pierwotna przyczyna? Czy jesteście intelektem?


    R: Wydaje mi się, że jestem intelektem.


    M: Dlaczego miałbym zadawać sobie trud, by odpowiadać na pytanie, pochodzące z poziomu intelektu? Chcę zaspokajać wyłącznie pytania, płynące z poziomu świadomości, “obecności w sobie”, z poziomu wiedzy, a nie z poziomu mentalnego. Skąd jesteś, dlaczego przyszedłeś tutaj, kto cię przysłał?


    R: Jestem z Niemiec. Byłem na kursie w Ganeszpuri i tam właśnie spotkałem innego Niemca, który mówił mi o tobie i to mnie bardzo zainteresowało, nigdy wcześniej o tobie nie słyszałem.


    M: Przez ile dni praktykowałeś medytację?


    R: Przez dziesięć dni.


    M: Czy możesz coś powiedzieć o tym doświadczeniu? Jaką korzyść z niego wyniosłeś?


    R: Jeszcze nie wiem, staram się kontynuować praktykę, ale jestem początkujący.


    M: A sama praktyka – czy uważasz ją za dobroczynną?


    R: Chyba tak. Czy mogę zadać pytanie? Przed chwilą mówiłeś, że chodzenie od aszramu do aszramu i zbieranie okruchów wiedzy jest jałowe, trzeba się gdzieś osadzić. Czy wybór miejsca jest ważny? W jaki sposób odnaleźć miejsce, w którym osiedlenie się byłoby rzeczą ważną?


    M: Jest to miejsce, w którym odkrywasz, że jesteś.


    R: W jaki sposób odnaleźć miejsce, w którym “jestem”?

    M: Wróć do swojej fabryki.
    R: W jaki sposób mógłbym to zrobić bez wspomnień?

    M: Rób co chcesz, ale rób. Iśwara lub Bóg jest wytworem Mai, złudzenia twojej przytomności, a Maja jest tą pewnością egzystencji. Rodzi się dziecko. Aż do pewnego wieku są mu niezbędni rodzice. Później dziecko rośnie i rodzice nie są już potrzebni. Pamiętasz, że miałeś rodziców, ale co poza tym mogą ci oni dać? Od chwili, gdy dziecko staje na własnych nogach, ważność rodziców maleje, a w momencie, gdy jest ono w stanie się utrzymać, rodzice stają się niepotrzebni. Podobnie waszym oparciem jest niewiedza, a ona wymaga istnienia Boga, którego moglibyście prosić, adorować po to, by was prowadził, udzielał wam swej łaski i chronił – ale jak długo? Aż do dnia, w którym ustalicie swą rzeczywistą tożsamość: “jestem”. Gdy “zakotwiczycie się” w tej samoświadomości, wszyscy bogowie spełnili swoje zadanie i tak jak starzy rodzice, nie mogą się już przydać do niczego. Wykorzystali swój czas i odchodzą. Gdy dziecko dorośnie, pracuje i nie potrzebuje już pomocy swoich rodziców. Podobnie, przekraczamy niewiedzę po to, by utrwalić wiedzę istnienia, później przekraczamy i tę wiedzę, a osiągamy Absolut. Gdy raz ugruntujemy się w Absolucie, pojęcie istnienia, “jestem”, przestaje nas interesować; odrzucamy je, odpada. Tak jak zniknęli rodzice, w ten sam sposób znika wiedza “jestem”.
    R: Zatem to, co czujemy do Mistrza, przypomina to, co czujemy do rodziców. Dopóki pozostajemy w niewiedzy, Mistrz jest ojcem duchowym, ale gdy dorastamy, czy jest tak, że odczuwamy jedynie szacunek, a osoba Mistrza znika?


    M: Jak długo potrzebujesz Mistrza? Dopóki myślisz “jestem taki a taki”. Gdy raz ugruntujesz się w samoświadomości, a następnie ją przekroczysz, Mistrz nie jest ci już potrzebny.


    R: Gdy dochodzę do tego etapu, pozostaje jedynie miłość i szacunek dla Mistrza, podobnie jak dla rodziców, prawda?


    M: Trzeba samemu doświadczyć, czym jest ten etap. Nie jest możliwe przekazanie ani wyrażenie tego, czym byłoby twoje doznawanie Absolutu.


    R: Ale jakie są obecnie twoje uczucia wobec Mistrza?


    M: Gdzie jest potrzeba przeżywania uczuć? Nie ma mowy o uczuciach, istnieją one jedynie na niższych poziomach. Tego wszystkiego potrzebujesz dopóty, dopóki jesteś owładnięty tym wielkim głodem egzystencji, istnienia. Gdy ten głód, to “chcę być” jest zaspokojony, gdzie jest potrzeba przeżywania uczuć do Mistrza czy kogokolwiek?


    R: Nie ma ich, są po prostu wspomnieniem?


    M: Nie ma tu żadnego miejsca na wspomnienie; jedynie na niższych poziomach można odnaleźć wizerunki, pobożność, itd.

    R: Zatem jesteśmy jeszcze przywiązani do tych poziomów. Ale czy wystarczy je porzucić?
    M: Nie jest to sprawa porzucenia. Gdy w pełni zaspokoiłeś ten aspekt istnienia, nie wiesz, że jesteś. Czym zatem staje się ta potrzeba wiedzy, jeśli odczuwa się jakieś uczucia wobec Mistrza? Nie masz już wiedzy o tym, że jesteś; kto odczuwa nabożność ... i wobec kogo? Nic nie pozostaje.


    R: Jest jedynie światło.

    M: Czy światło ogłasza, że jest światłem? Zwykle skupiamy niesłychaną uwagę na głodzie i pragnieniu. Przypuśćmy, że nie ma elementu “jestem”, nie ma tego, co nazywa się “ty” – czym staje się problem ugaszenia twego pragnienia? Po to, byś się nasycił, byś odkrył swój byt, masz całą tę mnogość swych małych kolegów: Bóg, nabożność, rytuał, itd. Gdy raz twój głód zostanie uciszony, nie będziesz na nowo wracać do tej zabawy! Czym jest prymaryczny głód u owadów, robaków, ssaków? Chcą przetrwać, chcą egzystować, chcą być. Czy twój Mistrz udzielił ci na ten temat wskazówek?
    R: Mój Mistrz zalecił mi, bym stał się prawdą i powiedział mi, że jestem Wszystkim. Ale w sprawie względnego obszaru niewiedzy skierował mnie do ciebie.


    M: Normalnie nikt nie rozbiera i nie analizuje sytuacji tak, jak ja to robię – eksponowane są wyłącznie prawdy duchowe. Mówią ci jedynie, jaką masz praktykować dyscyplinę, co należy robić, a co nie.


    R: Maharaj, ja wróciłem, ponieważ nie udało mi się ugruntować w tej samoświadomości.


    M: Prawda jest wieczna, ona jest zawsze tutaj, a co jest wiecznego w świecie?

    R: Intelektualnie rozumiem, ale moje ego powraca nieustannie. To jest to brzemię, którego pragnę się pozbyć.
    M: Oto, co trzeba zrobić, dosłownie: zjadaj swój głód egzystencji, nieustannie przeżuwaj tę chciwość “jestem”, tę potrzebę istnienia. Bez przerwy pozostawaj samo-świadomy, przylgnij do tego poczucia istnienia – w sposób niezawodny.


    R: Ale gdy przydarza się coś nieoczekiwanego, nie można już dłużej o tym myśleć, sytuacja lub problem zaciemnia to “jestem”.


    M: Zmysł “jestem”, poczucie “jestem” nie jest utworzone ze słów, jest ono wcześniejsze od pojawienia się słów. Bądź w tym nieustannie, zanurz się w tym stanie wcześniejszym od słów, asystuj przy pojawianiu się słów.


    R: Ale gdy trzeba stawić czoło jakiejś trudności, problemowi, jak mam to zrobić?

    M: Co robisz wtedy, gdy stale recytujesz mantrę i obserwujesz to? Konsumujesz swoją pranę, swoje tchnienie życiowe; jest to etap niezbędny. Najpierw wykonuj to wewnętrzne powtarzanie – bez dźwięku, bez mentalnego echa. Wykonując je, bez ustanku obserwuj mantrę; w ten sposób będziesz bez ustanku absorbował pranę. Ten proces pozwoli ci ugruntować się, umocnić w tej pewności “jestem”. Oto wszystko, co trzeba zrobić. Nieustannie recytujesz mantrę, nie wymawiając jej, stale ją obserwujesz i absorbujesz swoje tchnienie życiowe – oto cała sztuka.
    R: Ale nie można przez cały czas obserwować mantry, trzeba pracować, przechodzić przez ulicę, spać ...


    M: Jeśli recytujesz ją intensywnie za każdym razem, gdy jest to możliwe, jeśli jej nie zapominasz, ona też nie zapomni o tobie i będzie sama iść naprzód, stanie się automatyczna i tobie pozostanie samo tylko wewnętrzne jej słuchanie. Zdarzy się to w sposób spontaniczny, jeśli będziesz praktykować. Uczyń z tego swoją drugą naturę.

    3.

    Maharaj: Przed spotkaniem Maurycego Frydmana nie miałem żadnego pojęcia o wiedzy, jaką uzyskałem, ani o niewiedzy, jaką straciłem, ani o tym, czy miało to jakąkolwiek wartość. On mnie nauczył, że dla niektórych może to być użyteczne. Wiedza, którą posiadam, czymkolwiek jest, jest wiedzą nie związaną z przytomnością ciała, a to stanowi wielką różnicę. Ciało jest pożywieniem, dzięki któremu istnieje przytomne “ja”. Gdy ciało jest chore, dajecie mu lekarstwa, ale gdy jest to coś poważnego, może ono przestać funkcjonować i wówczas “jestem” znika. Dopóki trwa owo “ciało-pożywienie przytomności”, możecie wokół siebie doświadczać ogromnej ilości rzeczy. Ale gdy ciało odchodzi, odchodzi i “jestem”. Czymkolwiek zatem są doświadczenia, których dostarcza wam wasze ciało i przytomność – gdy nie ma “jestem”, rozpadają się, nie służą niczemu.
    Spójrzcie na ten owoc: za kilka dni będzie przejrzały. Jego wartość, jego “skuteczność” nie będą trwały długo; wkrótce nie będzie on już jadalny. To samo dotyczy ciała. Jego trwanie – tak samo jak owocu – jest związane z czasem; pewnego dnia trzeba będzie je porzucić. Inaczej mówiąc, jeśli zjecie ten owoc teraz, stanie się on wami, ale jeśli poczekacie jeszcze kilka dni, wasze ciało nie będzie w stanie go przyswoić – trzeba go będzie wyrzucić.Wskutek zaburzenia równowagi waszego ciała, możecie mieć wrażenie, że umieracie, nigdy jednak nie doświadczacie żadnej śmierci. Możecie znać lęk przed śmiercią, ale nie śmierć – w żadnym momencie! Wierzyć, że się pewnego dnia umrze, to jest aberracja, grzech! Ponieważ przyszliście się ze mną zobaczyć, spróbujcie zrozumieć to w pełni i niech te lęki przed śm

    iercią, niebezpieczeństwem, niech to wszystko zniknie.
    Musicie jednak podejść do tego z intensywnym zainteresowaniem. Jeśli nie czujecie się całkowicie zaangażowani w to badanie śmierci, lepiej jest nie robić niczego. Zapomnijcie o wszystkim, co wam powiedziałem i żyjcie najradośniej, jak to jest możliwe. Jeśli jednak pozostajecie tutaj, podejmijcie wysiłek, by przyswoić sobie to, co mówię i zrobić z tego użytek.


    Rozmówca: Czy lęk przed bólem zmniejsza się, gdy człowiek ugruntuje się w tej wiedzy, że nie jest ciałem? Przypuszczam, że w istocie sam lęk się nie zmienia, natomiast człowiek przestaje być weń zaangażowany!


    M: Lęk przed bólem zniknie. Ból pozostanie, ale twoja reakcja na ból będzie inna.

    R: Jeśli kobieta zamężna, która dobrze przyswoiła sobie te pojęcia, o dojrzałości większej niż przeciętna, urodzi dziecko, czy będzie uważała to dziecko za nową istotę w wielkim teatrze Mai, czy też nie? Jaka będzie relacja tej matki i dziecka?
    M: Obserwuj zwierzęta; one nie działają, nic nie jest robione w sposób zamierzony. Wszystkie rzeczy potrzebne zdarzają się spontanicznie. Zachodzi: implantacja nasienia, ciąża, poród, karmienie małych – wszystko to odbywa się automatycznie. Ponieważ wyobrażenie o “moim dziecku” jest związane z ciałem, a ty nie jesteś ciałem, to fizyczne przywiązanie do dziecka nie istnieje.Oddzielenie od ciała, utrata przytomności dla większości ludzi jest rzeczą, której obawiają się najbardziej, nazywając ją śmiercią. Ale dla dżnaniego jest to święto, chwila radości. Jeden uważa, że należy do ciała, drugi – że jest odeń całkowicie różny, oto dlaczego to samo wydarzenie powoduje tak odmienne reakcje. Weźcie dwoje ludzi w momencie zawierania małżeństwa: jest w nich bardzo wielka radość, ale to jest nic w porównaniu z ostatnimi chwilami istoty,

    która zrozumiała, czym rzeczywiście jest. Ten moment jest zwany śmiercią ostateczną.
    R: Dlaczego ta śmierć nie jest wydarzeniem takim jak każde inne, nie zawierającym ani radości, ani smutku? Bowiem, jeśli dobrze zrozumiałem, urzeczywistnienie jest zrozumieniem, że żadne wydarzenie, przyjemność ani cierpienie, nie istnieje – ponieważ jesteśmy wszystkim. Opuszczenie tego wszechświata powinno przypominać połączenie się nowej kropli z oceanem!


    M: W pierwszym przypadku radość jest związana z pragnieniem, w drugim – nie łączy się z żadnym pragnieniem. Na tym polega różnica i możesz ją nazwać szczęśliwością.


    R: Na początku powiedziałeś, że przed spotkaniem z Maurycym Frydmanem nie przypisywałeś żadnej wartości tej wiedzy o rzeczywistości. Czy mógłbyś to nieco bardziej rozwinąć?

    M: Na poziomie, na którym jestem, nie znałem wartości swojej wiedzy o rzeczywistości, ale Maurycy Frydman, który uprzednio żył u boku mędrców takich jak Ramana Mahariszi, Krisznamurti i kilku innych, mógł porównać i ocenić moją wiedzę. Dla niego w tym, co mówiłem, istniał czynnik wspólny z tym, co już słyszał. Oto dlaczego powiedział mi: “Wszystko, co jest tu mówione jednemu rozmówcy, jest następnie tracone, a przecież mogłoby pomóc wielu poszukiwaczom prawdy. Chciałbym przetłumaczyć i opublikować twoje słowa, aby inni mogli cię poznać.” Napisał zatem “I am That” (“Jestem Tym”). To z powodu książki Frydmana spotykamy się tutaj. Nie wywarło to jednak na mnie żadnego efektu, gdyż nie uczyniłem niczego, aby tak się stało. Ludzie, którzy tutaj przychodzą, są konsekwencją szacunku, jaki miał dla mnie Maurycy Frydman, to wszystko.
    R: Można zatem powiedzieć, że gdyby Maurycy Frydman cię nie spotkał, wiedza ta pozostałaby w ukryciu.


    M: Niektóre rzeczy są bez przyczyny, postrzegamy jedynie ich skutki. To tak, jak ze światem – nie jest on spełnieniem jakiegoś zamiaru; nikt go nie chciał.


    R: Chciałem powiedzieć, że gdyby Maurycy Frydman cię nie odkrył, nie moglibyśmy cię poznać.


    M: Któż to może wiedzieć? Jak ci przed chwilą powiedziałem, nie istnieje przyczyna; ktoś inny by się pojawił.


    Dziecko dochodzi do zrozumienia samego siebie bardzo późno, gdy jest wystarczająco dojrzałe. Co jednak przez ten czas nastąpiło? Nos, oczy, włosy, wszystko się powoli rozwijało, zajęło właściwe sobie miejsce. Kto się tym zajmował? Nikt niczego nie zrobił, rzeczy przydarzają się same. Mamy przekonanie, że wydarzenia są wynikiem takiej czy innej działalności, w istocie jednak jesteśmy zaledwie agentami; rzeczy dzieją się same. Jakie jest pragnienie, którego spełnienie najżarliwiej chciałbyś oglądać? Czy twoje własne towarzystwo będzie się przedłużać, trwać wiecznie? Nawet to przytomne “ja”, którym dysponujesz, jest czasowe. Czy mógłbyś je przedłużyć? Jak długo? Gdy siadasz, aby medytować, czego szukasz, czego pragniesz, jaki jest twój cel? Gdy pozostajesz w towarzystwie swej przytomności, przez jak długi czas możesz utrzymać ten stan? Gdy medytacja zostaje zakończona, od nowa znajdujesz się w ciele wraz z myślami. Otóż trzeba, abyś nieustannie był obecny w tej przytomności, odczuwanej jako “ja”.


    Dla mnie porzucenie niewiedzy było dosyć łatwe. Nie musiałem czynić wielkich wysiłków, takich jak Ramana Mahariszi czy inni mędrcy. Kto dokonuje umartwień, uprawia medytację, poddaje się ascezie? Niewiedza. Efekt końcowy jest zawsze ten sam, ale niewiedzący musi dostarczyć większego wysiłku.


    R: Jeśli ktoś zrozumiał, nie osiągnąwszy jednak poziomu dżnaniego, czy jest możliwe, by wyjaśnił to innym, pomagając im stać się wyzwolonymi, nawet, jeśli sam nim nie jest?


    M: Nie prosiłem was o to, byście głosili. Najpierw sami tym bądźcie. Najpierw stańcie się mędrcami. Skutki waszego nauczania, czymkolwiek miałoby ono być, będą jedynie złudzeniem. Przed próbą obudzenia innych, obudźcie się wpierw sami.


    R: Przyjechałem do Indii, ponieważ przeczytałem twoją książkę. Pragnę nauczyć się więcej.


    M: Możesz o tym mówić, czy nawet dawać do czytania książkę, pod warunkiem, że nie uczynisz z siebie kaznodziei.


    R: Na przykład ludzi, którzy byli tu niedawno, spotkałem jakiś czas temu w Darmasala. Dużo im mówiłem o moich spotkaniach z tobą i powiedziałem, że któregoś dnia wrócę do Bombaju. Byli niesłychanie zainteresowani, choć nie znam głębi tego zainteresowania. To dlatego smutno mi było ich widzieć tak szybko odchodzących.


    M: Czy to moja lub twoja wina? Przybywasz z daleka, zatem pozostajesz tu przez kilka dni, ale czy mamy się z tego cieszyć? Cóż to zmienia, być może zrobiłbyś lepiej odchodząc natychmiast. Gdy do was mówię, mówię o sobie, o tym, czym jestem, o moim działaniu. Wiem, że nie ma między nami żadnej różnicy, że nie istnieje żaden dualizm. Człowiek nigdy nie pozna prawdy, jedynie Brahman pozna Brahmana. pozna .

    pozna .
    R: Czy jest tak, że poznajemy świadomość dopiero wówczas, gdy stajemy się świadomością totalną?

    M: Świadomość już tu jest; tym, co masz do odkrycia, jest niewiedza. Jeśli ktoś przychodzi do mnie i mówi: “Wiem to, wiem tamto” odpowiadam mu: “dopiero dwa lub trzy lata po urodzeniu uprzytomniłeś sobie swoje istnienie – nie mów mi zatem o swojej wiedzy. Nie wiesz niczego; swoje własne istnienie skonstatowałeś z trzyletnim opóźnieniem, po co zatem tak mówić?”
    R: Czy Absolut wie wszystko, czy też jest nie-wiedzący?


    M: Nie wie, że jest. Nierzeczywiste jest przytomne istnienia, Absolut, czymkolwiek jest, nigdy nie jest tego przytomny. Uważasz siebie za element, który wyłonił się z czegoś żywego, zazwyczaj – ze swego ojca i matki. Nie uważasz siebie za coś, co istniało zawsze i nagle dowiedziało się o swoim istnieniu.


    Czym w końcu jest religia, jest to po prostu pewien sposób życia. Jeśli uważasz, że dowiedziawszy się czegoś, uzyskałeś wiedzę, jesteś w błędzie. Nie stajesz się dżnanim na skutek wiedzy o czymkolwiek. Wiedza nie jest do zdobycia, po prostu trzeba rozpoznać niewiedzę.


    4.


    Maharaj: Pożywienie i woda dają ciału to, co jest mu potrzebne. Istnienie i siła życiowa zależą zatem od pożywienia i wody. Jeśli zabraknie ich przez miesiąc, zgaśnie tchnienie życiowe oraz “jestem”.


    Rozmówca: Czy później pojawi się inne “jestem”


    M: Nie jesteś żadnym z trzech elementów; nie istnieje kwestia odradzania się.


    R: Chciałbym, abyś zmusił mnie do pracy, ponieważ nie rozumiem i nie wiem, co należy robić.

    M: Wierz mi, nie ma niczego do przepracowania, nie ma niczego do zrobienia, jedyne, co należy zrobić, to zachować spokój. Dopóki będziesz zaabsorbowany tym wszechświatem ciała i pojęć, słowa będą defilować bez ustanku. Gdy uwolnisz się od nich, potok słów ustanie i będziesz w stanie obserwować kończenie się ciała. W momencie tak zwanej śmierci siła życiowa opuszcza ciało, bezwładny materialny szkielet i ta istota staje się nie-istotą.
    R: Mam wrażenie, że istnieje pewnego rodzaju element, zwany pożywieniem, z którego ukształtowane jest ciało, zwane ciałem-pożywieniem. Jeśli jesteś wypełniony fałszywymi wyobrażeniami, nadajesz temu ciału-pożywieniu realną egzystencję, wydaje mi się jednak, że twoja nauka wskazuje na to, iż to ciało-pożywienie faktycznie nie istnieje – że jest jedynie pojęciem.


    M: Z jakiego poziomu wypowiadasz te słowa? Czy rzeczywiście rozumiesz, że tego ciała w istocie nie ma i że jego istnienie jest związane z twoimi wyobrażeniami?


    R: Jest to opinia, którą wyrobiłem sobie po wysłuchaniu ciebie.


    M: Ja to powiedziałem, ale czy ty jesteś o tym przekonany? Czy uświadamiasz to sobie?


    R: Gdyby tak było, nie byłbym tutaj.

    M: Właśnie. W oczekiwaniu na ten dzień, to ciało narodziło się tak, jak narodziły się wszystkie rzeczy, a ty uważasz pożywienie i ciało za rzeczy odrębne i nie jesteś dżnanim. Zatem jedz i pij, ale poszukuj podstawy tego wszystkiego, tego, kto wie, że istnieje refleksja “to jest ciało” – tego, kto wie, że istnieje coś wcześniejszego niż pojawienie się ciała.
    R: Gdy badam czynność, którą akurat wykonuję, nigdy nie potrafię znaleźć dokładnego momentu jej rozpoczęcia.


    M: Na razie nie jest dla ciebie możliwe zrozumienie, gdzie ma miejsce początek. Twój własny początek i początek twoich czynności mają to samo źródło.


    R: Czy zatem nigdy nie można sądzić, że się coś zrobiło?


    M: Gdy nie ma ciała, nie ma też kwestii bycia kobietą lub mężczyzną; ale gdy jest ciało i przytomność, spróbuj ugruntować się w przekonaniu, że jesteś tą przytomnością, a nie mężczyzną czy kobietą. Nawet jako posiadacz ciała zakotwicz się w tym fakcie: “jestem tylko przytomnością”.


    R: To jest bardzo trudne.


    M: Co może być trudne bez ciała? Czy rzeczywiście możesz być mężczyzną lub kobietą, jeśli nie masz ciała, nie masz kształtu? Gdy ciało jest spalane lub zakopywane, czy świadek tego wydarzenia jest również zakopywany wraz z nim?


    R: Nie.


    M: Jesteś zatem Atmanem, czy też jesteś tym ciałem?


    R: Myślę, że tym, co działa, jest ciało.


    M: Istnieje pojęcie ciała, ale czy ty jesteś tym ciałem?


    R: Nie, dlatego że postrzegam to pojęcie ciała.


    M: Traktujesz to ciało jako własne, czynisz je podobnym do pożywienia, które wchłonąłeś, aby je podtrzymać. To pożywienie przekształciło się w twoje ciało.


    R: Dobrze to wszystko rozumiem, istnieje jednak coś, co mnie sprowadza z powrotem do ciała. Uparcie traktuję je jako ciało.

    M: Tak jak ja zachowałem nawyk palenia! Od dzieciństwa, a nawet od swoich narodzin miałeś nawyk uważania się za ciało, bardzo trudno jest się pozbyć tego przekonania, ale ciało nie przenika wszystkiego. Otóż istniejesz dzięki temu, kto rozprzestrzenia się wszędzie i kto jest w ciele. Pojęcie indywiduum nie może być związane z tym, kto ożywia wszystko, a ten, kto ożywia wszystko, nie może być indywidualny.
    R: Mówiłeś nam już o przeznaczeniu, które jest jak film, negatyw uwrażliwiany na światło w chwili poczęcia i zawierający rozwój wszystkich wydarzeń naszego życia. Jeśli każdy ma swój film, jeśli wszystkie nasze życia są zdeterminowane, po co w ogóle być czujnym, wytrwałym, po co w ogóle wysilać się, by zrozumieć to, co mówisz? To, co musi się zdarzyć i tak jest w tym filmie.


    M: Film jest ukończony, ale skąd możesz wiedzieć, że twoja czujność i wytrwałość nie jest właśnie zawarta w filmie? Nie dysponujesz żadnym środkiem kontroli.


    R: Inaczej mówiąc, szczerość, zaufanie, zainteresowanie, wszystko to jest z góry przewidziane w filmie. Czy nie ma żadnego sposobu, żeby dokonać wyboru, żeby ulepszyć, przyspieszyć jego bieg?


    M: Film się toczy, ty obserwujesz wydarzenia w nim zawarte, ale nie dysponujesz niczym – wszystko jest w filmie.

    R: Wydaje mi się jednak, że pamiętam sytuacje w moim życiu, w których musiałem dokonywać wyboru. Rzeczy, które mogłem zrobić lub nie. Być może to pojęcie filmu jest sposobem na przewidywanie mojego życia w przyszłości. Mając określoną osobowość, działałbym w danych okolicznościach zawsze w ten sam sposób, jednak bez tego, by wszystkie moje wybory były w sposób bezlitosny ustalane z góry!
    M: Rozważmy film wyświetlany w kinie. Czy osoba na ekranie może zrobić coś innego, niż to, co zostało zarejestrowane na taśmie? Nie! Tak samo jest z tobą. Masz wrażanie, że możesz dokonywać wyboru, ale ten wybór i jego racje już są w filmie. Czy możesz zmienić choćby jedno słowo z tego, co zostało powiedziane? Nie jest to możliwe. Tak samo jest z tym, co teraz powiesz lub zrobisz. To jest w filmie.


    R: A co się dzieje w filmie kogoś, kto stał się dżnanim? Czy film trwa dopóty, dopóki trwa ciało dżnaniego, czy też jest w filmie wielka biała plama?

    M: Film nie dotyczy dżnaniego, gdyż nie ma on nazwy ani kształtu, gdyż przenika wszystko. Dzisiejsza poranna rozmowa dotyczyła , gdyż nie ma on nazwy ani kształtu, gdyż przenika wszystko. Dzisiejsza poranna rozmowa dotyczyła prarabdha, przeznaczenia. Przezna, przeznaczenia. Przeznaczenie zostało ustalone na 9 miesięcy przed tak zwanymi narodzinami i później niż nie może zostać zmienione. Dżnani jest wcześniejszy niż przestrzeń, jest on również tym, kto zna przestrzeń. Przestrzeń jest najsubtelniejszym z pięciu elementów, z wcześniejszy od przestrzeni jest dżnani. W jaki sposób można by go zrozumieć, nie dysponując ani nazwą ani kształtem?. W jaki sposób można by go zrozumieć, nie dysponując ani nazwą ani kształtem?
    R: Ale na poziomie kształtu możliwe jest – dzięki astrologii – określenie z góry pewnych elementów filmu.

    M: Jeśli chcesz ustalić przyszłość jakiejś osoby, możesz rozpatrywać moment narodzin, ale ten moment nie ma znaczenia. Moment, który się liczy, jest dziewięć miesięcy przed narodzinami. Możesz ustalić przeznaczenie momentu narodzin, ale nie dziecka, gdyż momentu poczęcia ani lekarz, ani rodzice nie znają.
    R: Zatem dziewięć miesięcy przed narodzinami film zostaje ustalony raz na zawsze, ale co go determinuje? Czy nie istnieją prawa genetyki, czy człowiek w pewien sposób nie wyznacza sam swego filmu?


    M: Nikt tego nie wie. W każdym razie człowiek nie ma tu niczego do zobaczenia. To, co narodzone, nie wie, że się właśnie narodziło. Będzie to wiedzieć kilka miesięcy później. Rodzice również nie znają momentu, w którym ta rzecz przyjęła swój kształt. Nikt nie zna tego momentu.


    R: Nie, ja nie mówię o tym momencie. Moje pytanie dotyczy kwestii, czy człowiek nie wyznacza sam swojej przyszłości, swojego filmu, czy też istnieją inne czynniki: Bóg, pięć elementów, czy cokolwiek chcesz, które decydują o tym, jaki będzie film?

    M: Nikt nie decyduje o filmie. Dziewięć miesięcy przed narodzinami, w momencie poczęcia dziecka, jest robione “zdjęcie” warunków istniejących między pięcioma elementami i wszystko przebiega w sposób automatyczny. Nikt nie działa i nie decyduje – wszystko to dzieje się automatycznie, gdyż w tym momencie nie jest obecne poczucie “jestem”; pojawia się ono znacznie później.
    R: Niektórzy wydają się mieć szczęśliwe przeznaczenie, dobry film, inni – nie do pozazdroszczenia. W nauce buddyjskiej mówi się, że należy wybrać urodzenie się w rodzinie, która będzie umiała cię wykształcić i mówi się, że największym grzechem jest urodzić się ignorantem. Zatem ten, kto to napisał, pozwala się domyślać, że ten, kto ma się narodzić, ma możliwość wybrania rodziny, która go przyjmie.

    M: To jest fałsz; nie ma żadnego wyboru i nie istnieje nic, co mogłoby wybierać. Budda jest bardzo wielki, ale to nie jest prawda, to jest koncepcja. W chwili poczęcia sytuacja świata i kosmosu jest rejestrowana w tym nasieniu. W tych pierwiastkach, w tej biologicznej świadomości wszystko to wydarza się w jednej chwili. Ktoś może zostać poczęty w Indiach, a żyć potem na drugim końcu świata ... i to już jest zarejestrowane. Wierz temu albo nie!
    R: Skąd wiesz te rzeczy?


    M: W taki sam sposób, a jaki poznałem siebie; to się wydarzyło w sposób spontaniczny. Nie myśl, że ja produkuję tę wiedzę.


    R: Film zawiera wszystkie wydarzenia, ale czy zawiera również reakcje, radości i bóle, które towarzyszą wydarzeniom?


    M: Zawiera wszystko, aż do najmniejszych szczegółów.


    R: Czy nie zgodzisz się z tym, co twierdziło wielu joginów, że niektórzy mogą z góry znać film swojego życia?


    M: Zasada Absolutu – która z niczym nie jest związana, nawet a istnieniem – może mówić o wszystkim.


    R: W buddyzmie Mahajany wiele się mówi o Buddzie i Bodhisattvach. i . Buddą jest ten, kto osiągnął Absolut. Bodhisattva wybrał działanie w świecie lub w kosmosie. Chciałbym wiedzieć, czy uznajesz ten podział?

    i . M: Bodhisattva jest tym pierwiastkiem, który determinuje przeznaczenie. Sattva oznacza esencję rzeczy. Kwintesencja tej esencji tworzy jakość tego, czym jest “jestem”. Bodhisattva jest tą kwintesencją. Tym, dzięki czemu można poznać siebie, jest Bodhisattva..
    R: Czy Budda wykracza poza to?


    M: W Buddzie nie ma Bodhisattvy. Jego Bodhisattva odszedł, on go przekroczył. Budda rozpoznaje rozpoznaje, jest świadkiem Bodhisattvy. Co oznacza, że jest on odrębny od Bodhisattvy..

    rozpoznaje.
    R: Wiem, że odpowiesz mi, iż jest to w filmie, ale czy istnieje jakiś szczególny powód tego, że wielu mistrzów ma zaledwie jednego ucznia, który osiąga oświecenie?


    M: Stan ten może osiągnąć jeden na 10 milionów. Ja nikomu nie doradzam, aby tu przychodził. Ludzie przychodzą spontanicznie, gdy czas się wypełnia. Zazwyczaj ludzie proszą Boga, aby dał im jakieś dobra materialne. Kto zna Bodhisattvę, Buddę?


    R: Czy twój Mistrz miał więcej uczniów, którzy osiągnęli oświecenie?


    M: Ja nie pomniejszam niczyjej wartości. Mój Mistrz był doskonałym Absolutem, a o jego uczniach nie mam niczego do powiedzenia.

    R: Jakiś czas temu powiedziałeś, że reagujesz jedynie na zapotrzebowanie. Jeśli potrzebujemy odpowiedzi – ze stanu, w którym ty jesteś, ponad istnieniem – ty nam odpowiadasz. Mam na ten temat dwa pytania. Co robisz, gdy nie musisz odpowiadać? A drugie: czy reagujesz jedynie na potrzeby i pytania tej grupy, która jest wokół ciebie, czy też reagujesz na pytania innych istot, na przykład zamieszkujących inne planety?
    M: Moja sytuacja jest taka, że nie posiadam już poczucia istnienia, owego “jestem”, dlaczego zatem miałbym się troszczyć o twory, istniejące na innych planetach? Jeśli idzie o początek twojego pytania, to nie macie żadnej potrzeby.


    R: Czy odpowiadanie nie jest koniecznością twojego filmu?


    M: W tym filmie wszystko jest zdeterminowane – ja nie jestem niczym.


    R: Jaki jest pożytek z wiedzy o istnieniu tego filmu? Czy miałaby ona wprowadzić jakąś modyfikację w naszym zachowaniu, w naszych praktykach?


    M: Jeśli modyfikacja mieści się w filmie, w negatywie, to jedynie wówczas może się ona w was pojawić. Macie wrażenie, że możecie modyfikować wasze reakcje względem filmu, tymczasem jest dokładnie na odwrót. Film nie wynika z waszego działania – działacie dlatego, że istnieje film.


    R: Ale ty, który jesteś dżnanim, twierdzisz, iż odpowiadasz dlatego, że jest to w twoim filmie, być może zatem nasze filmu zawierają w sobie to spotkanie wszystkich naszych filmów i ciebie ...


    M: Powiedziałem ci już, że w stanie Buddy nie ma istnienia. Stan ten jest ponad tym wszystkim, jest to mój stan naturalny. Wszystko to, co się tu odbywa, wszystkie te odpowiedzi są formu

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Zen - medytacja w życiu codziennym w temacie Rozmowy z Mędrcem
    26.11.2006, 19:00

    c.d.

    M: Moje nauczanie jest takie: to co jest w filmie, czymkolwiek jest, będzie. Niezależnie od waszych wysiłków lub ich braku. Wszystko to zostało zarejestrowanie w filmie przed wszystkimi możliwymi wysiłkami. Nie sądźcie zatem, żeście czegokolwiek dokonali, gdyż wszystko dokonuje się, wydarza się samo.

    Tutaj przemawia zasada, która nie zna sama siebie. Wiedza eksponuje wiedzę, a wy przychodzicie słuchać. Nie ma tu żadnej tajemnicy; wszystko jest otwarte dla wszystkich.
    R: Wydaje mi się, że ta idea filmu ma po prostu za cel przeszkodzenie nam w utożsamianiu się ze swoimi działaniami.


    M: Otóż to; użyjmy terminu bardziej pożądanego, terminu “Bodhisattva” zamiast “elementu podstawowego” czy “filmu”. Czy nie widzicie, że są to jedynie koncepcje, słowa za słowami? Są to parady słów w imię wiedzy. Nie jesteście ani ciałem, ani nazwą, kim zatem jesteście, wy jako tacy, będący wewnątrz tego ciała?


    R: Na etapie, na jakim jestem, świadek jest czymś wewnątrz mojej głowy. Gdy pracuję lub medytuję, obserwuję punkt umieszczony w mojej głowie. Czy jest to coś, co będzie ewoluować, czy też jest to normalne?


    M: Obserwacja odbywa się w Brahmarandra. Wszystko, co możesz postrzegać, jest w tym aparacie Brahmy. Wszystko, co możesz widzieć faktycznie lub we śnie, a nawet to, z czym stykasz się we śnie głębokim, jest tworzone tam.

    R: Czy intuicja na temat naszej prawdziwej natury rozwija się stopniowo, czy doznanie głębokiego snu ulega transformacji?
    M: Wszystko się zmienia, nie tylko głęboki sen – zmiana jest we wszystkim, w rozmaitych aspektach. Z jakiego poziomu pytasz o Bodhisattvę? Czy znasz Bodhisattvę, swoją świadomość pozbawioną kształtu?
    R: Czy zachowanie przytomności podczas snu jest doznaniem, które można rozwijać?




    M: Kto rozpoznaje ten czas jako sen?


    R: Wydaje mi się obecnie, że postrzegam świadomy mózg śpiącego ciała i obecność obserwującą wszystko.

    M: Nie wprowadzaj tu świadomości mózgowej, mów jedynie z poziomu Bodhisattvy, twojego jestestwa, twego poczucia “jestem”. Czym jest intelekt – jest wiązką słów, wytryskującą z twego bezmiaru. Odmawiam komentowania słów dla twojej przyjemności. Chcesz mi wytłumaczyć coś, co powstaje na poziomie ciała-idei, a na to się właśnie nie zgadzam.
    R: Czy mógłbyś sprecyzować? Czy chodzi tu o ciało i idee, czy też o ideę ciała. A Bodhisattva? Sattva? jest jedną z gun, jedną z trzech własności materii.

    ?
    M: Sattva jest istnieniem, “jestem”.


    R: Ale są też dwie pozostałe guny, tamas i i radżas. Czy można powiedzieć bodhi sattva, bodhi tamas, bodhi radżas. Czy można powiedzieć ?

    i . Czy można powiedzieć M: Tak. To, dzięki czemu dysponujesz dowodem istnienia, ta jakość, ta esencja, sattva jest bodhi. To ona daje jest . To ona daje wiedzę.
    R: Gdy twój Mistrz powiedział ci, że jesteś Najwyższą Rzeczywistością, czy dokonywałeś wysiłków, aby w to uwierzyć, czy też stało się to w sposób automatyczny?


    M: Przyjąłem jego twierdzenie jako prawdę.


    R: Automatycznie?


    M: Wszystko, co mi powiedział, przyjąłem jako całkowitą prawdę. Słowo Brahman składa się z Bra – świadomości i hman – “jestem”. – “jestem”.

    – “jestem”.
    R: Gdy zamykasz oczy, czy jesteś przytomny tego, co cię otacza?


    M: Kto obserwuje? Czy to, co jest świadkiem, przybywa z “ja” czy też z przytomności?

    R: Z przytomności. Czy zwierzę jest w stanie rozwinąć poczucie rzeczywistości?
    M: Tak, związane z dżnanim zwierzęta same mogą stać się dżnani, ale nigdy nie będą w stanie tego powiedzieć. Tak było w przypadku krowy Ramany Maharisziego, kóz Satya Sai Baby czy Ghirdi.


    R: Czy poszukiwanie wewnętrznego światła, doznawanie aury, objawień to są praktyki przydatne dla znalezienia rzeczywistości?


    M: Nic z tych rzeczy. To nie ma żadnego znaczenia. Ludzie lubią wszystkie te wymysły. Mówią: “ten-a-ten ma wizje, jest bardziej rozwinięty od tamtego” – czyste wymysły! Percepcja jasnego światła czy jakiejś istności jest po prostu związana z własnościami, z mocą tego Bodhisattvy, tego pierwiastka, poczucia “jestem”, które może przyjmować wszystkie te kształty, kolory, wizje.

    Przypuśćmy, że masz mnóstwo pieniędzy; pieniądz to moc ... Możesz za ty pieniądze kupić sobie pałac, lasy lub – nic, po prostu je zachować i mieć tę samą ilość mocy. Ten pierwiastek rzeczywistości jest podobny, zawiera największą moc, a wszystko, o czym mówisz, jest zaledwie grą przytomności “jestem”. Załóżmy, że człowiek nie wiedzący, człowiek z ulicy wygrywa na loterii ogromną sumę pieniędzy i postanawia otworzyć fabrykę. Angażuje ekspertów – jego pieniądze mu na to pozwalają. Ale kto cię angażuje, on czy moc jego pieniędzy?
    Są wybory, jeden z kandydatów jest bogaty; woła ciemnego biedaka i mówi mu: “masz, dam ci tysiąc rupii, jeśli będziesz na mnie głosował”. Kto będzie głosował? Nie człowiek, a tysiąc rupii. Zajmijcie się zatem tą istotą wszelkiej mocy, tą pierwotną energią Bodhisattva, jestestwem, świadomością. Podążajcie tym tropem “jestem”, który odsłania wszechświat. Słuchajcie mnie uważnie, wchłaniajcie głęboko, a nie będziecie potrzebowali wracać.

    http://www.logonia.org/index.php/content/view/202/2/

    Przekład polski
    Szkoła Jogi Klasycznej Ramanadom Polska


    Marcin Nowak edytował(a) ten post dnia 26.11.06 o godzinie 19:17

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Dead Can Dance w temacie Dead Can Dance 1982-1998
    26.11.2006, 01:01

    "Nasza muzyka z pewnością jest "uduchowiona", ale nie ma w niej Boga, religii czy jakiejkolwiek zinstytucjonalizowanej formy wyrażania wiary. Pod tym względem pokazuje ona w istocie nasze własne przekonania." [Brendan Perry]

    Brendan Perry i Lisa Gerrard poznali się w 1979 roku. Posiadali już wtedy pewne doświadczenie muzyczne - oboje mieli już a sobą występy na scenie, nagrania w studio. Dotychczas największym osiągnięciem Brendana, kiedy nie był jeszcze związany z Lisą Gerrard, było umieszczenie na kasecie dodanej do świątecznego numeru "Fast Forward" jego kompozycji "The Fatal Impact" nagranej samodzielnie w 1978 roku.
    Na początku 1982 roku Dead Can Dance tworzyli: Brendan Perry, Lisa Gerrard, basista Paul Erikson oraz perkusista Simon Monroe. Lisa - co ciekawe - nie śpiewała, lecz grała na przeszkadzajkach. Dopiero później Brendan zdał sobie sprawę, że jej oryginalny głos będzie największym atutem grupy. W maju tego roku Brendan podjął decyzję o przeniesieniu się do Londynu i wraz z Lisą polecieli, przyjmując jedno z największych wyzwań w ich życiu. Początek pobytu w Londynie był trudny, lecz z czasem sprawy zaczęły się układać. Brendan namówił Paula Eriksona, by przybył do Wielkiej Brytanii, pozyskał również nowego perkusistę - Petera Ulricha. Grupa w takim właśnie składzie zarejestrowała kilka utworów w studiu nagraniowym radia BBC, co pomogło w późniejszych negocjacjach z Ivo Wattsem-Russellem - szefem wytwórni 4AD. W 1983 roku DCD podpisało kontrakt z 4AD na wydanie debiutanckiego albumu.
    Album "Dead Can Dance" spotkał się zarówno z bardzo przychylnymi opiniami, jak i z ostrą krytyką. Brendan:"Byliśmy oskarżani głównie o spóźniony o dwa lata gotycyzm. Twierdzono też, że chcieliśmy się załapać na dogorywającą wówczas zimną falę." Bardzo szybko pojawił się nowy maksisingiel "Garden Of The Arcane Delights", na którym znalazły się 4 kompozycje. W 1984 roku Lisa i Brendan wzięli udział w nagraniu płyty "It'll End In Tears" grupy This Mortal Coill, którą tworzyli wybrani muzycy współpracujący z 4AD.
    Kolejny album - "Spleen And Ideal", który ukazał się pod koniec 1985 roku, przyniósł tak niecodzienna muzykę, iż wszelkie próby jej zdefiniowania kończyły się niepowodzeniem. Brendan: "Z samej natury warstwy tekstowej, brzmienia, powstał dwuwymiarowy aspekt muzyki. Z jednej strony były to fragmenty czczące doskonałość, z drugiej zaś utwory opowiadające o bólu we wzajemnych stosunkach międzyludzkich, ich niebezpieczeństwie i związanych z nimi pułapkach. Tak to odczuwałem, mając również na myśli projekt okładki, symbolikę i całościowy odbiór tych dwóch aspektów. Tak też należy na to spojrzeć, ponieważ "smutek i doskonałość" sugerują istnienie pewnego mechanizmu, wzajemne oddziaływanie w relacjach pomiędzy ludźmi oraz światem. Smutek jest tym aspektem, który pozbawia doskonałość jej skuteczności i siły pozwalającej na jej osiągnięcie, a jednocześnie kształtuje i oddziaływuje na samą naturę ideału."
    Od 1985 roku Dead Can Dance to formalnie duet Brendana i Lisy.
    Niekwestionowanym wyrazem dojrzałości artystycznej jest trzeci album. "Within The Realm Of A Dying Sun" ukazał się w lipcu 1987 roku. Wyraźnie zauważalna staje się w nim różnica muzycznych zainteresowań Brendana i Lisy. Brendan: "Myślę, że zrozumienie znaczenia tytułu "W królestwie umierającego słońca" zmienia cały nasz stosunek do życia oraz samo jego pojmowanie. A tak może stać się w momencie, gdy zaczynamy zdawać sobie sprawę, iż nie jest ono tak różowe i wieczne, jak to sobie nieraz wyobrażamy. Dla mnie najważniejszą rzeczą związaną z tym tytułem była zmiana w moich rozważaniach dotyczących śmierci."
    Kolejny album: "The Serpent's Egg" ukazał się w październiku 1988 roku i nie wywołał już takiej sensacji. Pomiędzy Brendanem i Lisą nie układało się najlepiej. Dwa lata później - w lipcu 1990 r. wydano "Aion". W tym czasie związek Lisy i Brendana rozpadł się ostatecznie. Brendan:"Zrozumieliśmy, że musimy zrezygnować albo ze wspólnego życia, albo ze współtworzenia muzyki. Inaczej po prostu wypalilibyśmy się. Postawiliśmy na muzykę i wydaje mi się, że wybraliśmy mądrze."
    W 1991 roku ukazała się przekrojowa płyta "A P............assage In Time", która miała pomóc w promocji grupy w Stanach Zjednoczonych. W Ameryce udało się także zorganizować trasę koncertową. Gdy opadły emocje związane z rozstaniem, Brendan i Lisa zaczęli myśleć o nowym albumie.
    W 1992 roku Lisa Gerrard wstąpiła w związek małżeński z Jackiem Tuschewskim.
    Płyta "Into The Labyrinth" ukazała się jesienią 1993 roku. Podczas trasy promującej tę płytę stworzono film, wydany w październiku 1994 roku, a także płytę "Toward The Within", które zawierały aż dziesięć nowych kompozycji.
    Ostatnim wspólnym albumem Lisy i Brendana jest "Spiritchaser" wydany w czerwcu 1996 roku.
    Lisa Gerrard wydała swój pierwszy solowy album "The Mirror Pool" w sierpniu 1995 roku, a kolejny - "Duality", stworzony wspólnie z Pieterem Bourke, w 1997 roku.
    9 grudnia 1998 roku wytwórnia 4AD wydała komunikat o rozwiązaniu grupy Dead Can Dance.

    Brendan Perry

    Brendan Perry urodził się 30 czerwca 1959 roku w Londynie. Jego matka jest Irlandką, ojciec Anglikiem. Już od najmłodszych lat fascynowało go wszystko, co nowe. Fascynacja muzyką była jednak najtrwalszą i stałą fascynacją. Już jako kilkunastoletni chłopak wiedział, iż w przyszłości muzyka będzie ważną częścią jego życia. W muzyce pop nie znajdywał niczego, co pozwoliłoby mu słuchać nagrań więcej niż dwa razy. Poszukiwał czegoś, co by go naprawdę poruszyło, czegoś oryginalnego. Mając 9 lat otrzymał swoją pierwszą płytę, a było to "A P............iper At The Gates Of Dawn" zespołu Pink Floyd. Zrobiła na nim ogromne wrażenie. Inność Pink Floyd, ich poszukiwanie własnej drogi rozwoju, tworzenie oryginalnych wizji muzycznych stało się dla Brendana drogowskazem na przyszłość. Tą drogą uparcie i konsekwentnie podążał później jako kompozytor i muzyk, choć na pierwsze owoce musiał czekać bardzo długo.
    Jedną z najbardziej pozytywnych cech jego charakteru jest otwartość na wszystko co inne, nowe, nieznane. Nie ograniczał się nigdy do jednego gatunku, nie zamykał w ograniczonym kręgu rockowym. Jego matka kolekcjonowała płyty z irlandzkimi pieśniami buntu i protestu, a młody Brendan obcował z taką muzyką niemal przez całe dzieciństwo, co nie pozostało bez wpływu na jego twórczość w wieku dojrzałym.
    W roku 1973 cała rodzina Perrych wyemigrowała do Nowej Zelandii. Brendan chodził do katolickiej szkoły w Ponsonby, gdzie po raz pierwszy zetknął się z instrumentem. Była to gitara. Początkowo nie myślał jednak o karierze muzycznej. Najpierw chciał zostać nauczycielem w szkole podstawowej, poźniej przekwalifikował się na urzędnika. Kilkakrotnie zmieniał pracę, nie mogąc znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. W 1977 roku, w czasie studiów w Auckland Technology Institute, dołączył do punkowego kwartetu The Scavengers, w którym początkowo grał na gitarze basowej. Poźniej został wokalistą tej grupy. Specjalizowali się w graniu utworów z repertuaru ówczesnych punkowych gwiazd - Ramones, Sex Pistols, a także Kiss. Perry występował wówczas pod pseudonimem Ronnie Recent i był głównym autorem kilku własnych kompozycji zespołu. Brendan: "W pewnym momencie nikt nie chciał nas już angażować na koncerty. Roztoczono wokół zespołu atmosferę skandalu, uznawani byliśmy za rozrabiaków.(...) Musieliśmy od tego uciec."
    W połowie 1979 roku przenieśli się do Melbourne i zmienili nazwę na The Marching Girls. Po nagraniu jednego singla z nową wersją "True Love", Perry postanowił odejść z zespołu.
    Brendan: "Po roku grania tu i tam zdałem sobie jednak sprawę, że w tej grupie nie ma dla mnie żadnej przyszłości. Bardziej byłem zainteresowany wtedy komponowaniem, wydawało mi się, że mam do tego jakiś talent, ale pozostali członkowie The Marching Girls chcieli głównie grać. Zdecydowałem się w związku z tym odejść. Przez blisko rok eksperymentowałem z loopami, syntezatorami i alternatywnymi formami rytmu. Nauczyłem się także grać na perkusji, kupiłem 4-śladowy magnetofon i zacząłem nagrywać na nim swoją muzykę. W końcu założyłem Dead Can Dance."

    Lisa Gerrard

    Lisa Gerrard urodziła się 12 kwietnia 1961 roku w Melbourne. Jej ojciec jest Irlandczykiem, a matka Angielką. Wychowywała się w grecko-tureckiej dzielnicy Prahran na przemieściach Melbourne.
    W rodzinnym domu Lisy muzyka nie była czymś obcym. Jej ojciec miał wspaniałą kolekcję nagrań celtyckich. Lisa dorastała więc otoczona różnorodną, oryginalną muzyką mocno oddziałującą na zmysły i wrażliwość człowieka. O śpiewaniu nie myślała wówczas serio, choć robiła to już od najmłodszych lat. Lisa: "Gdy miałam jakieś 10 lat rodzice zaprosili kilka osób, by zobaczyli mój występ. Śpiewałam różne utwory bez słów, ale każdy z gości wpatrzony był raczej w swoje sznurowadła. Zupełnie ignorowali to co robiłam, mimo iż byłam przekonana, że przełamuję różne bariery."
    Lisa chciała opanować grę na kilku podstawowych instrumentach, jednak nie wiązała z tym w jakikolwiek sposób swej przyszłości. Wtedy jeszcze nie wiedziała co zamierza robić. Jej pierwszym instrumentem był akordeon, a później poszerzyła swój horyzont o niezwykły chiński instrument yang t'chin, znany od 2500 lat. Lisa: "Bardzo łatwo się na nim gra, to cudowny instrument. Nie onieśmiela grającego, wystarczy machać pałeczkami - jest to urocze, poza tym nie trzeba ćwiczyć układu palców, by wydobyć akord."
    Jako wykonawczyni zadebiutowała... na ulicy. Lisa: "Grywałam tam jeszcze jako dziecko. Po pewnym czasie znalazłam stałe miejsce w "Rising Hotel", gdzie występowałam raz w tygodniu. Moimi instrumentami był yang t'chin i akordeon." Wkrótce potem zaczęla towarzyszyć facetowi nazywającemu się Ron Rude, a następnie nawiązała współpracę z grupą Junk Logic. Lisa: "Graliśmy w 10-minutowych przerwach pomiędzy występami innych wykonawców." Na krótko związała się z zespołem Microfilm. Potem wraz z Lee Smithem założyła formację Morpians. Jednak i ta grupa zakończyła swą działalność.
    Dość nieoczekiwane spotkanie z Brendanem Perry w Melbourne w 1979 roku zmieniło wszystko...

    http://www.deadcandance.pl/

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Transhumanizm w temacie Deklaracja Transhumanizmu
    26.11.2006, 00:59

    (1) Ludzkość zostanie radykalnie zmieniona przez przyszłe technologie. Przewidujemy możliwość zmiany warunków ludzkiego istnienia, łącznie z nieuchronnością starzenia się, ograniczeniami ludzkich i sztucznych umysłów, niepożądanymi stanami psychicznymi, cierpieniem i przywiązaniem do planety Ziemia.

    (2) Systematyczne badania powinny skupić się na zrozumieniu rozwoju przyszłych wydarzeń i dalekosiężnych konsekwencjach tego rozwoju.

    (3) Transhumaniści uważają iż poprzez otwartość na nowe technologie mamy większą szansę na korzystne wykorzystanie tych technologii aniżeli poprzez ich zakazanie.

    (4) Transhumaniści głoszą moralne prawo do wykorzystania technologii w celu zwiększenia osobistych zdolności psychicznych i fizycznych jak i poprawy kontroli nad własnym życiem. Pragniemy osobistego rozwoju wykraczającego poza nasze obecne biologiczne ograniczenia.

    (5) Planując naszą przyszłość, obowiązkiem naszym jest wziąć pod uwagę perspektywę dramatycznego postępu technologicznego. Tragedią byłoby nie urzeczywistnienie się potencjalnych korzyści z powodu źle umotywowanej technofobii i niepotrzebnych zakazów. Z drugiej strony, tragedią byłoby również wymarcie inteligentnego życia z powodu jakiegoś kataklizmu lub wojny z udziałem zaawansowanych technologii.

    (6) Powinniśmy tworzyć miejsca spotkań gdzie ludzie będą mogli racjonalnie omawiać działania jakie należy podjąć jak i tworzyć ład społeczny który umożliwi wdrażanie odpowiedzialnych decyzji.

    (7) Transhumanizm głosi prawo do dobrobytu wszelkich istot rozumnych (w postaci sztucznych, ludzkich, zwierzęcych (nie-ludzkich) lub pozaziemskich umysłów) i obejmuje wiele zasad nowoczesnego laickiego humanizmu. Transhumanizm nie popiera żadnej partii, polityka lub platformy politycznej.

    http://transhumanism.org/index.php/WTA/languages/C50/

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie Transhumanizm w temacie Co to jest transhumanizm?
    26.11.2006, 00:58

    Transhumanizm reprezentuje radykalnie nowe podejscie w myśleniu o przyszlości, oparte na zalożeniu, że ludzkość nie stanowi końca naszej ewolucji ale, raczej, jej początek. Oficjalnie definiujemy transhumanizm jako:

    (1) Badanie konsekwencji, obietnic i potencjalnych zagrożeń wynikających z użycia nauki, techniki, i innych środków twórczych, mających na celu przezwyciężenie podstawowych ludzkich ograniczeń.

    (2) Ruch intelektualno-kulturowy, pozytywnie odnoszący się do możliwości, jak i potrzeby, fundamentalnej zmiany ludzkiej kondycji, szczególnie poprzez wykorzystanie technologii do wyeliminowania procesu starzenia się i do ogromnego udoskonalenia intelektualnych, fizycznych i psychicznych możliwości czlowieka.

    Transhumanizm można określić jako przedłużenie humanizmu, z którego się on częściowo wywodzi. Humaniści twierdzą, że ludzie się liczą, że jednostka jest ważna. Być może nie jesteśmy doskonali, ale możemy sprawić aby było lepiej, promować racjonalne myślenie, wolność, tolerancję i demokrację. Transhumaniści zgadzają się z tym, ale podkreślają, również, potencjał tego, czym możemy się stać. Wykorzystanie racjonalnych środków może posłużyć nie tylko do polepszenia stanu ludzkości i świata zewnętrznego, ale, również, do udoskonalania naszych organizmów. I nie jesteśmy ograniczeni, jedynie, do takich metod jak edukacja, której zwolennikami są humaniści. Użycie owych środków pozwoli nam na wzniesienie się ponad to, co określamy jako człowiek.

    Transhumaniści sądzą, że, dzięki przyśpieszającemu postępowi naukowo-technicznemu, wkraczamy w nową erę historii rodzaju ludzkiego. W niedalekiej przyszłości, staniemy wobec perspektywy narodzin prawdziwej sztucznej inteligencji. Powstaną nowe rodzaje kogniwistycznych narzędzi, łączących w sobie sztuczną inteligencję i nowe formy interfejsowe. Molekularna nanotechnologia ma potencjał do stworzenia obfitych zasobów materialnych dla każdego, jak też, do dania nam całkowitej kontroli nad biochemicznymi reakcjami zachodzącymi w naszych ciałach, umożliwiając nam wyeliminowanie chorób. Dzięki odpowiedniej przebudowie ośrodków odpowiedzialnych za odczuwanie przyjemności, lub ich właściwym farmakologicznym wzbogacaniu, każdego dnia będziemy mogli przeżywać całe gamy bogatych emocji, szczyty radości i szczęścia, mogącego trwać przez całe życie. Z drugiej, ciemniejszej strony spektrum, transhumaniści zdają sobie sprawę z tego, że nadchodzące technologie mogą, potencjalnie, zadać wiele krzywd ludzkiemu życiu. Sama kwestia przetrwania ludzkości może być w niebezpieczeństwie. Choć to skrajne przypadki, są one poważnie brane pod uwagę przez rosnące liczby naukowców, biegłych naukowo filozofów i społecznych myślicieli.

    W ostatnich latach transhumanizm doświadczył wykładniczego wzrostu na całym świecie. Istnieją, obecnie, dwie międzynarodowe organizacje transhumanistyczne, Extropy Institute (Instytut Ekstropii) i World Transhumanist Association (Światowe Stowarzyszenie Transhumanistyczne), które publikują swe internetowe czasopisma, i organizują konferencje. W wielu krajach istnieją, również, lokalne grupy poświęcone transhumanizmowi. W samych Stanach Zjednoczonych można znaleźć grupy dyskusyjne niemal w każdym większym mieście. Rosnące zasoby transhumanistycznego myślenia są publikowane na sieci, jak też w książkach i na łamach różnych czasopism. Transhumaniści prowadzą, również, dyskusje na internecie, na szeroko dostępnych listach dyskusyjnych.
    Przypisy:

    Extropy Institute. http://www.extropy.org/
    World Transhumanist Association. http://www.transhumanism.com/index.html

    Transhumanist mailinglists: http://www.transhumanism.org/lists.htm

    Co to jest transczłowiek?

    “Transczłowiek”, to skrótowy termin odnoszący się do “człowieka przejściowego”, istoty czującej, która po raz pierwszy została obszernie opisana przez futurystę FM-2030, a która stanowi potencjalny krok naprzód w ewolucji, której celem jest osiągnięcie statusu “postczłowieka”. Nazywając transludzi, “najwcześniejszą manifestacją nowych ewolucyjnych istot”, FM sugeruje, że niektóre oznaki transhumanizmu to: poszerzanie zakresu możliwości ciała za pomocą protez, bezpłciowość, aseksualna reprodukcja, i dystrybuowana tożsamość.

    Według oryginalnej wersji przedstawionej przez FM’a, transhumaniści nie należeli wcale do tych najbardziej postępowych, zwróconych ku przyszłości, ludzi, ani byli oni świadomi swej roli łączącej kolejne etapy ewolucji. Jednak, gdy poglądy FM’a zaczęły zyskiwać na popularności i coraz więcej ludzi zaczęło uznawać się za transhumanistów, pojęcie transczłowieka poszerzyło się o aspekty związane z samotożsamością i czynnym działaniem, zgodnie z definicją, która oznajmia, że:

    Transczłowiek, to ktoś, kto czynnie przygotowuje się do stania się postczłowiekiem. Ktoś, kto jest wystarczająco dobrze poinformowany, by dostrzec radykalne możliwości i, zgodnie z tym, czyni plany na przyszłość, wykorzystując każdą, obecnie, dostępną możliwość do samoudoskonalania się.

    Wielu transhumanistów już teraz uważa się za transludzi, gdyż korzystanie z osiągnięć techniki wielce przyczyniło się do poszerzenia możliwości ludzkiego ciała i umysłu. Stałą tendencją jest postęp w ramach globalnej komunikacji, modyfikacji ciała, i w zabiegach mających na celu wydłużanie ludzkiego życia. Każdy człowiek, korzystający z owych postępów, jest w stanie osiągnąć status transczłowieka w ciągu swego życia.
    Przypisy:

    FM-2030. 1989. Are You a Transhuman? Warner Books, New York.
    Transhumanist Lexicon: http://www.transhumanism.org/resources/index.htm

    Co to jest postczłowiek?

    Postczłowiek, to potomek człowieka, którego zakres możliwości został poszerzony do takiego stopnia, że dana istota przestaje być człowiekiem. Wielu transhumanistów pragnie osiągnąć postczłowieczy status.

    Fizyczne i umysłowe możliwości postczłowieka dalece przewyższałyby możliwości jakiegokolwiek “nieposzerzonego” człowieka. Byłby on mądrzejszy od jakiegokolwiek ludzkiego geniusza i zdolny do znacznie łatwiejszego zapamiętywania różnych rzeczy. Jego ciało nie byłoby podatne na choroby, ani na starzenie się, dając mu nieograniczoną młodość i wigor. Jego zdolność do przeżywania uczuć, doświadczania przyjemności, miłości, lub piękna sztuki, byłaby ogromnie poszerzona. Postczłowiek nie musiałby odczuwać ani zmęczenia, ani nudy, ani też irrytacji z powodu drobiazgów.

    Zakres środków, dzięki którym transhumaniści mają nadzieję osiągnąć status postludzi, obejmuje, między innymi, molekularną nanotechnologię, inżynierię genetyczną, sztuczną inteligencję (niektórzy sądzą, że sztuczne inteligencje będą pierwszymi postludzmi), substancje regulujące samopoczucie, terapie przeciw starzeniu się, interfejsy neurologiczne, zaawansowane narzędzia zarządzania informacjami, substancje poprawiające pamięć, komputery noszone, jak też ekonomiczne wynalazki i kogniwistyczne techniki. Generalnie rzecz biorąc, technologiczne, lub socjalne osiągnięcia i wynalazki, poprawiające ogólną wydajność ekonomiczną, korzystnie wpływają na cele do których dążą transhumaniści.

    Postludzie mogą być zupełnie syntetyczni (oparci na sztucznej inteligencji), bądź być rezultatem licznych, stopniowych, poszerzeń biologicznych ludzi lub transludzi. Niektórzy postludzie mogą nawet uznać za korzystniejsze pozbycie się swoich ciał, by żyć jako informacyjne wzorce na ogromnych, superszybkich, sieciach komputerowych. Czasami mówi się, że niemożliwością jest wyobrażenie sobie egzystencji postczłowieka. Takie istoty mogą mieć, przecież, zajęcia i aspiracje, których my nie bylibyśmy w stanie pojąć, tak jak małpa nigdy nie byłaby w stanie zrozumieć skomplikowanej natury ludzkiego życia.

    TRANSHUMANISTYCZNE TECHNOLOGIE I PRZEWIDYWANIA

    Co to jest nanotechnologia?

    Nanotechnologia, to przewidywany proces wytwórczy, dający dokładną i tanią kontrolę nad strukturą materii.

    (Terminy “nanotechnologia” i “molekularna nanotechnologia”, są, czasami, używane do określania technologii pracujących w skali poniżej mikrona, ale w naszym rozumnieniu jest to umiejętność precyzyjnego budowania z samych atomów.)

    Nanotechnologia pozwoli na konstrukcję superszybkich komputerów, mniejszych niż mikronowa kostka, maszyn naprawiających komórki, osobistych urządzeń wytwórczych i wtórnych, taniego sprzetu do kolonizacji kosmosu, i wielu innych rzeczy.

    Mówiąc ogólnie, centralna teza nanotechnologii głosi, że każda stała, możliwa do określenia chemicznie struktura, jest możliwa do zbudowania. Niektórych aspektów tej idei można doszukać się w wykładzie Richarda Feynmana z 1959 roku, ale dopiero wnikliwe analizy przeprowadzone przez Erica Drexlera na początku lat osiemdziesiątych sprawiły, że nanotechnologia stała się przedmiotem badań, i uważana jest obecnie za długoterminowy projekt inżynieryjny. W ostatnich paru latach, dziedzina ta doświadczyła eksplozji zainteresowania i inwestycji.

    Drexler zaproponował “asembler”, urządzenie mające mikroskopijne, i sterowane komputerowo, “ręce”, zdolne do odpowiedniego umiejscowywania reagujących ze sobą substancji, w celu dokładnej kontroli nad tym, gdzie dochodzi do chemicznych reakcji między nimi. W ten sposób, będzie możliwa konstrukcja większych i dokładnych atomowo obiektów poprzez serię kontrolowanych reakcji chemicznych podczas budowy różnych przedmiotów, cząstka po cząstce. Asemblery mogą, równie dobrze, być zaprojektowane tak, aby były one w stanie wytwarzać swoje własne kopie.

    Ponieważ asemblery będą mogły się “rozmnażać”, będą one tanie, z uwagi na fakt, że wiele innych produktów molekularnych maszyn, takich jak drewno, siano, czy kartofle, również kosztuje niewiele. Pracując w dużych zespołach, asemblery i bardziej wyspecjalizowane nanomaszyny, będą w stanie zapewnić tanią produkcję. To, że każdy atom będzie umiejscawiany we właściwych pozycjach sprawi, że wytwarzane produkty będą niezawodne i o wysokiej jakości. Pozostałe, niepotrzebne molekuły, będą przedmiotem ścisłej kontroli, czyniąc cały proces produkcji niezwykle czystym.

    Wiarygodność tego podejścia może być zilustrowana poprzez rybosomy. Rybosomy wytwarzają wszystkie białka używane przez wszystkie żyjące organizmy na naszej planecie. Typowy rybosom jest względnie mały (kilka tysięcy nanometrów sześciennych) i jest w stanie wytworzyć prawie każde białko, łącząc ze sobą aminokwasy (z których zbudowane są białka) w dokładnej, liniowej sekwencji. Rybosom dokonuje tego chwytając odpowiedni aminokwas (a mówiąc ściślej, ma możliwość selektywnego chwytania odpowiedniego transportującego RNA, które, dzięki odpowiedniemu enzymowi, jest, z kolei, chemicznie połączone z określonym aminokwasem), jak też rosnący polipeptyd, powodując, że odpowiedni aminokwas reaguje z końcówką polipeptydu.

    W analogiczny sposób, asembler będzie budował dowolne struktury molekularne, kierując się serią odpowiednich instrukcji. Asembler, jednak, zapewni trójwymiarową kontrolę nad danymi cząstkami molekularnymi (analogicznymi do pojedynczego aminokwasu), budując z nich rosnącą i skomplikowaną strukturę (analogiczną do rosnącego polipeptydu). Dodatkowo, asembler będzie miał możliwość formowania różnych rodzajów połączeń chemicznych, a nie tylko jednego, jak ma to miejsce w przypadku rybosoma.

    Jedną z konsekwencji istnienia asemblerów jest to, że będą one tanie. Ponieważ asembler może być zaprogramowany do zbudowania jakiejkolwiek struktury, może on, również, zbudować inny asembler. W ten sposób, samoreplikujące się asemblery powinny być możliwe do wyprodukowania, a w konsekwencji, koszty wytwarzania asemblerów będą głownie kosztami materiałów surowcowych i energii potrzebnej do ich konstrukcji.

    Głównym problemem nanotechnologii jest to, jak zbudować pierwszy asembler. Istnieje kilka obiecujących dróg, mogących doprowadzić do jego otrzymania. Jeden ze sposobów polega na poprawie możliwości tunelowych mikroskopów skaningowych lub możliwości mikroskopów sił atomowych, które dają wymaganą swobodę umiejscawiania i umiejętność chwytania, niezbędną do precyzyjnego kładzenia atomów i molekuł na trójwymiarowej siatce. Istnieje postęp na tym froncie. Parę lat temu, wiadomość o tym, że logo firmy IBM zdołano napisać z trzydziestu pięciu, dokładnie usytuowanych, atomów ksenonu, znalazła się na pierwszych stronach gazet.

    Inna droga do pierwszego asemblera prowadzi przez chemię. Można sobie wyobrazić sprytnie zaprojektowane cząsteczki chemiczne, odpowiednio łączące się ze sobą we właściwym roztworze.

    Jeszcze inna droga prowadzi przez biochemię. Rybosomy to wyspecjalizowane asemblery i moglibyśmy użyć ich do produkcji asemblerów o bardziej ogólnych możliwościach. Poważną przeszkodę na tej drodze stanowi, jednak, problem zwijania białek - przewidzenie kształtu danej sekwencji aminokwasów. Choć rozwiązanie tego problemu może okazać się zbyt trudne, z uwagi na ograniczoną moc obliczeniową, to, być może, w niektórych przypadkach, możliwe będzie przewidywanie kształtów otrzymywanych białek, a takie, z kolei, białka mogą okazać się zdolne do formownia dostatecznie bogatych zestawów struktur, które mogą później posłużyć w konstrukcji bardziej uniwersalnych asemblerów.

    To, że asemblery o ogólnych możliwościach są zgodne z prawami chemii, zostało zademonstrowane w książce “Nanosystems”, Drexlera, wydanej w 1992 roku. Książka pokazała, że takie asemblery będą mogły wytwarzać bardzo szeroki zakres pożytecznych struktur, włączając w to ultra-szybkie komputery. Praktycznie, każdy przedmiot o możliwej do sprecyzowania strukturze atomowej, zgodnej z zasadami chemi, może być wytworzony przez molekularne asemblery tanio i prawie bez żadnego marnotrawstwa surowców. Wierzy się, że zaawansowana nanotechnologia pozwoli na reanimację krionicznie zamrożonych ludzi i sprawi, że przelew umysłu będzie możliwy [patrz, “Co to jest przelew umysłu?"].

    Choć ustalono, że nanotechnologia molekularna jest, w zasadzie, możliwa, trudniej jest określić jak długo zajmie jej osiągnięcie. Powszechnie przewiduje się, że pierwszy uniwersalny asembler powinien być zbudowany około 2017 roku, +/- 10 lat, choć zdania na ten temat są podzielone.

    Ponieważ konsekwencje nanotechnologii są tak ogromne i znaczące, konieczne jest to, aby ludzie zaczęli poważnie myśleć na ten temat. Jeżeli nanotechnologia zostanie nadużyta, konsekwencje mogą być katastrofalne, więc społeczeństwa muszą myśleć nad sposobami, które niwelowałyby tego typu zagrożenia. [patrz, “Co się stanie jeżeli te nowe technologie zostaną użyte w wojnie? Czy są one w stanie spowodować naszą zagładę?"].

    Przypisy:

    Drexler, E. 1986. The Engines of Creation: The Coming Era of Nanotechnology. http://www.foresight.org/EOC/index.html
    Drexler, E. 1992. Nanosystems, John Wiley & Sons, Inc., NY.

    Foresight Institute. http://www.foresight.org/

    Co to jest superinteligencja?

    Superinteligencja, to intelekt znacznie przewyższający najlepsze mózgi ludzkie, praktycznie, we wszystkich dziedzinach, włączając w to naukową twórczość, ogólną mądrość, czy też umiejętności towarzyskie.

    Czasami, superinteligencję dzieli się na “słabą” i “silną”. Słaba superinteligencja następuje wówczas, gdyby można było sprawić, aby ludzki mózg myślał szybciej niż normalnie, prawdopodobnie poprzez przelew umysłu na komputer [patrz, “Co to jest przelew umysłu?"]. Jeżeli szybkośc myślenia takiego, przelanego na komputerowe medium, umysłu byłaby tysiąc razy większa od biologicznej szybkości myśli, taki przelany umysł postrzegałby rzeczywistość zwolnioną o tysiąc razy. Znaczy to, że mógłby on pomyśleć tysiąc razy więcej myśli niż jego biologiczny odpowiednik.

    Silna superinteligencja odnosi się do intelektu, który jest nie tylko szybszy od ludzkiego mózgu, ale przewyższa go, również, jakościowo. Niezależnie od tego jak bardzo byśmy nie przyśpieszyli pracy mózgu psa, to nigdy nie otrzymamy mózgu o ludzkich możliwościach. Podobnie, niektórzy ludzie sądzą, że będą istniały superinteligencje, których nie będzie mógł w stanie osiągnąć żaden człowiek, nieważne jak szybki byłby jego mózg. (Różnica między slabą, a silną superinteligencją, może być, jednak, trudna do określenia. Wystarczająco przyśpieszony mózg ludzki, który nie popełnił żadnych błędów, i posiadał dostateczne zasoby pamięci (lub ilości papieru), mógłby, w zasadzie, obliczyć każdą możliwą do obliczenia funkcję Turinga. Zgodnie z tezą Churcha, zbiór możliwych do obliczenia funkcji Turinga jest identyczny do zbioru funkcji dających się obliczyć mechanicznie.)

    Wielu transhumanistów - choć nie odnosi się to do wszystkich - uważa, że superinteligencja będzie stworzona w pierwszej połowie tego stulecia. Do tego niezbędne są dwie rzeczy: osprzęt i oprogramowanie.

    Kiedy wytwórcy procesorów projektują następne ich generacje, polegają oni na regularności zwanej “Prawem Moore’a”, które mówi, że szybkość procesorów podwaja się co każde 18 miesięcy. Prawo Moore’a sprawdziło się w przypadku wszystkich komputerów, poczynajac nawet od starych kalkulatorów mechanicznych. Jeżeli nadal będzie się ono sprawdzać przez następnych parę dekad, wówczas, osprzęt osiągnie poziom możliwości ludzkiego mózgu. Choć prawo Moore’a stanowi, jedynie, przedłużenie dotychczasowych tendencji, to ów wniosek można lepiej uzasadnić uwzględniając fizyczne granice tego, co jest możliwe, i to, co jest opracowywane obecnie w laboratoriach. Komputery zdolne do ogromnej ilości równoległych obliczeń mogą, również, być jednym ze sposobów na osiągnięcie ludzkiej mocy obliczeniowej, nawet bez szybszych procesorów.

    Jeżeli chodzi o oprogramowanie, postęp w neurologii obliczeniowej pozwoli na poznanie architektury ludzkiego mózgu i zasad kierujących procesami myślenia i przyswajania sobie wiedzy. Otrzymane algorytmy będziemy mogli później zastosować w komputerach. Używajac sieci neuronowych, nie musielibyśmy programować superinteligencji, gdyz uczyłaby się ona sama z doświadczenia, dokładnie tak, jak robi to ludzkie dziecko. Alternatywą do tego podejścia może być użycie algorytmów genetycznych i klasycznych metod sztucznej inteligencji tworzących superinteligencję, która może mieć malo wspólnego z ludzkimi mózgami.

    Narodziny superinteligencji na pewno będą ciosem dla filozoficznych światopoglądów, w których człowiek zajmuje centralną pozycję. Ważniejsze są jednak jej praktyczne konsekwencje. Superinteligencja może okazać się ostatnim ludzkim wynalazkiem ponieważ superinteligencje będą później mogły same prowadzić naukowy postęp, i to znacznie wydajniej niż mogliby to robić sami ludzie. Rodzaj ludzki przestanie być najmądrzejszą żyjącą formą w znanym wszechświecie.

    Perspektywy superinteligencji dotykają wielu kwestii i problemów, o których trzeba zacząć myśleć już teraz, zanim wydarzenia związanie z jej rozwojem staną się rzeczywistością. Jest pytanie: Co zrobić, aby zwiększyć szanse na to, aby nastanie superinteligencji było korzystne dla ludzkości? By na to pytanie odpowiedzieć, potrzebna jest ekspertyza nie tylko specjalistów od sztucznej inteligencji, ale też tych od neurologii, ekonomii, kogniwistyki, informatyki, filozofii, socjologii, jak też ekspertyza autorów piszących fantastykę-naukową, strategów wojskowych, polityków, ustawodawców, i wielu innych. Wszyscy oni będą musieli wspólnie dołożyć swych starań, aby sprostać temu, co może się okazać najważniejszym zadaniem wobec którego kiedykolwiek stanął rodzaj ludzki.

    Większość transhumanistów chce się stać superinteligencjami. Istnieją dwa sposoby na to, aby można było tego osiągnąć: (1) Poprzez stopniowe poszerzanie zakresu biologicznych możliwości człowieka, prawdopodobnie dzieki substancjom nootropowym, technikom kogniwistycznym, przyrządom elektronicznym (n.p. komputerom noszonym, inteligentnym agentom, systemom filtrującym informacje, oprogramowaniom wizualizacyjnym itp.), interfejsom neurologicznym i implantom mózgowym. (2) Poprzez przelew umysłu.
    Przypisy:

    Moravec, H. 1998. “When will computer hardware match the human brain?” Journal of Transhumanism. Vol. 1. http://www.transhumanist.com/volume1/moravec.htm
    Bostrom, N. 1998. “How Long Before Superintelligence?”. International Journal of Futures Studies. Vol. 2. Also at http://www.nickbostrom.com/superintelligence.html

    Kurzweil, R. 1999. The age of spiritual machines. Viking Press.

    Co to jest wirtualna rzeczywistość?

    Wirtualna rzeczywistość, to środowisko, którego doświadcza się nie będąc w nim fizycznie. Teatr, opera, kino i telewizja, to przykłady prymitywnych prekursorów wirtualnej rzeczywistości. Niektóre z nich odzwierciedlają rzeczywistości fizyczne. Gdy, na przykład, oglądamy Olimpiadę przed telewizorem, oglądamy i słyszymy, mniej więcej, to samo, gdybyśmy byli tam osobiście. W innych przypadkach, mamy do czynienia z środowiskami, które nie mają swoich odpowiedników w fizycznej rzeczywistości, jak, na przykład, świat kreskówek. Ten ostatni rodzaj wirtualnej rzeczywistości zaliczany jest do, tak zwanych, “sztucznych rzeczywistości”.

    Stopień “zanurzenia”, który doświadczamy oglądając telewizję, jest dosyć płytki. Oglądanie Olimpiady w telewizji, tak naprawdę, trudno porównać do bycia na miejscu, i to z wielu względów. Po pierwsze, rozdzielczość obrazu jest mizerna. Zwykły telewizor ma zbyt mało pikseli, by dać złudzenie prawdziwej percepcji. Telewizory wysokiej rozdzielczości są lepsze pod tym względem, ale, nawet przy dużym ekranie, peryferyjne powierzchnie siatkówki nie są pobudzane. Brak też trójwymiarowego obrazu. Te problemy można rozwiązać za pomocą specjalnego hełmu z wbudowanymi ekranami, kierującymi laserowe strumienie światła na siatkówki. Dobrze byłoby włączyć do tego też pozostałe zmysły. Przydałyby się słuchawki z dźwiękiem stereo, i, prawdopodobnie, interfejsy dotykowe. Kluczowym elementem jest interaktywność. Oglądanie telewizji to czynność bierna, natomiast, wirtualna rzeczywistość z prawdziwego zdarzenia pozwoliłaby na manipulację postrzeganych obiektów. Do tego potrzebne byłyby czujniki mierzące nasze odruchy, tak, aby symulacja mogła być odpowiednio uaktualniana.

    Prymitywne wirtualne (i sztuczne) rzeczywistości istnieją już od jakiegoś czasu. Pierwszymi ich aplikacjami były moduły treningowe dla pilotów i żołnierzy. Coraz częściej używane są dla rozrywki w salonach gier komputerowych. Ponieważ wirtualna rzeczywistość jest bardzo wymagająca pod względem obliczeniowym, symulacje są wciąż mało skomplikowane. Wraz z wzrastającą mocą obliczeniową, lepszymi czujnikami i ekranami, wirtualna rzeczywistość zacznie zbliżać się do poziomu fizycznej rzeczywistości pod względem wierności i interaktywności.

    Wirtualna rzeczywistość otworzy wrota do nieograniczonych możliwości ludzkiej twórczości i pomysłowości. Ludzie stworzą sztuczne, eksperymentalne światy, w których prawa fizyki nie będą obowiązywały, przy czym, wszystko będzie tak prawdziwe, jakby miało to miejsce w rzeczywistości. Ludzie będą odwiedzać te światy dla rozrywki, pracy lub w celach towarzyskich (bądź seksualnych), spotykając się z ludźmi którzy, fizycznie, mogą znajdować się nawet na innych kontynentach.

    Co to jest przelew umysłu?

    Przelew umysłu (mind uploading), to hipotetyczny proces przesyłu umysłu z biologicznego mózgu do komputera.

    Pomysł polega na tym, by, po odpowiednim skaningu synaptycznej struktury mózgu, można było zastosować te same operacje obliczeniowe w elektronicznym medium, które zwykle zachodzą w neuronowej sieci mózgu. Obraz budowy mózgu o wystarczającej rozdzielczości może być otrzymany poprzez badanie struktury mózgu, atom po atomie, przy użyciu nanotechnologii. Innym proponowanym rozwiązaniem jest analiza mózgu, warstwa po warstwie, przy użyciu mikroskopów elektronowych.

    Czasami, przelew umysłu rozróżnia się na “niszczący”, w którym oryginalny mózg zostaje zniszczony w trakcie procesu, i na “nieniszczący”, podczas którego oryginalny mózg pozostaje nienaruszony i współistnieje wraz z przelaną kopią.

    Pod jakimi warunkami tożsamość danej osoby byłaby zachowana przy przelewie niszczącym jest nadal przedmiotem debat. Większość filozofów, która analizowała ten problem sądzi, że, przynajmniej pod niektórymi warunkami, przelana kopia twego mózgu byłaby tobą. Zasada jest taka, że dana osoba istnieje dotąd, dokąd jej wzorce informacji zostają zachowane, czyli jej pamięć, wartości, pogląd, i emocje. Mniej ważne jest to, w jakim medium znajdują się te wzorce, czy jest to komputer, czy też szara, gąbczasta masa w środku czaszki.

    Problematyczne przypadki, jednak, zachodzą wówczas, gdy mamy do czynienia z kilkoma podobnymi, przelanymi kopiami twego umysłu. Wtedy, która z tych kopii jest tobą? Czy wszystkie z nich to ty, czy też żadna z nich? Kto ma prawo do twoich własności? To tylko niektóre z filozoficznych, prawnych i etycznych wyzwań związanych z przelewem umysłu. Być może, tego typu zagadnienia będą przedmiotem politycznych dyskusji w nadchodzących dekadach.

    Parę faktów o przelewie umysłu:

    Przelew umysłu powinien być skuteczny w przypadku krionicznie zamrożonych pacjentów, pod warunkiem, że ich mózgi zostały zamrożone w wystarczająco dobrym stanie.

    Przelane kopie ludzkie będą mogły żyć w sztucznej rzeczywistości (tj. komputerowo symulowanym środowisku). Dzięki sztucznym ciałom mogliby oni dalej kontynuować swoje życia w fizycznej rzeczywistości.

    Subiektywny czas, doświadczany przez przelane kopie, jest zależny od szybkości elektronicznego medium, dzięki któremu dana osoba istnieje.

    Przelane kopie ludzkie będą mogły istnieć na olbrzymich sieciach komputerowych i będą mogły robić częste kopie zabezpieczające (kopie samych siebie). To powinno zapewnić im nieograniczoną długość życia.

    W porównaniu z biologicznym człowiekiem, przelane osoby będą mogły egzystować zużywając o wiele mniej zasobów ponieważ nie będą one potrzebowały ani pożywienia, ani schronienia, ani transportu.

    Przelane osoby będą miały możliwość bardzo szybkiego rozmnażania się (przez robienie własnych kopii). Oznacza to, że w ciągu bardzo krótkiego czasu, środki potrzebne do życia mogłyby zostać znacznie ograniczone jeśli samokopiowanie nie byłoby kontrolowane.

    Co to jest Osobliwość?

    Technologiczna Osobliwość, to hipotetyczny punkt w przyszłości, kiedy krzywa postępu technologicznego staje się, praktycznie, pionowa, tj. kiedy techniczny rozwój staje się niesamowicie szybki.

    Koncept Osobliwości został wprowadzony przez Vernona Vinge’a, który twierdzi, że Osobliwość stanie się w przyszłości za sprawą postępów w sztucznej inteligencji, dzięki integracji między komputerem a człowiekiem, lub za sprawą innych form powiększania inteligencji, zakładając, oczywiście, że zdołamy przedtem uniknąć zagłady naszej cywilizacji. Uzdatnianie inteligencji, według Vinge’a, doprowadzi do, swego rodzaju, “pętli pozytywnych przychodów”, kiedy to inteligentne systemy będą mogły opracowywać jeszcze inteligentniejsze systemy, i to szybciej niż mogliby tego dokonywać ludzie. Zakłada się, że ten pozytywny przychód będzie na tyle wydajny, że w ciągu bardzo krótkiego czasu (miesięcy, dni, a nawet godzin), świat może być przekształcony nie do poznania, którego mieszkańcami mogą nagle zostać superinteligentne istoty.

    Często mówi się, że niemożliwością jest przewidzenie tego, co stanie się po Osobliwości. Wynikający z niej postludzki świat może okazać się tak obcy, że nie jesteśmy teraz w stanie o nic o nim powiedzieć. Jedynym wyjątkiem mogą być obowiązujące prawa fizyki, ale nawet tutaj spekuluje się, że mogą istnieć jeszcze nieodkryte prawa (nie mamy jeszcze teorii grawitacji kwantowej), lub słabo rozumiane konsekwencje wiadomych praw (podróże w czasie). Postludzie mogliby wykorzystać owe prawa do rzeczy, które uważane są obecnie za fizycznie niemożliwe.

    Ktoś dostrzegł, że coś, co wydaje się niemożliwe do przewidzenia w jakimś punkcie czasu, staje się coraz bardziej przewidywalne, gdy przybliżamy się do tego wydarzenia. Ktoś, kto żył w latach 50-tych, mógłby przewidzieć więcej cech dzisiejszego świata niż ktoś, kto żył w czasach Renesansu, który, z kolei, byłby w stanie przewidzieć o wiele więcej niż ktoś żyjący w epoce kamiennej. Biorąc pod uwagę, że horyzont przyszłości ustępuje wraz z upływem czasu, być może, następny krok w zupełną ciemność nigdy nie nastąpi. Z każdym krokiem, można przewidzieć wiele z tego co może się stać za następnym, choć końcowy punkt może być zupełnie niewidoczny z miejsca startu.

    Zagadnienie przewidywalności jest ważne ponieważ bez zdolności przewidywania przynajmniej niektórych konsekwencji naszych działań, próby sterowania postępem w pożądanym kierunku tracą swój sens.

    Transhumaniści różnią się poglądami jeżeli chodzi o stopień prawdopodobieństwa scenariusza Vinge’a. Prawie wszyscy, którzy wierzą, że dojdzie kiedyś do Osobliwości, sądzą, że stanie się to w bieżącym wieku, a wielu z nich, że jest to prawdopodobnie tylko kwestią paru następnych dekad.

    Przypisy:

    Vinge, V. 1993. “The Coming Technological Singularity”. http://www-rohan.sdsu.edu/faculty/vinge/misc/singulari...
    Hanson, R. (ed.) 1998. “A Critical Discussion of Vinge’s Singularity Concept” Extropy Online. http://www.extropy.com/eo/articles/vi.html

    SPOŁECZEŃSTWO I POLITYKA

    Czy korzyści płynące z nowych technologii będą udziałem tylko bogatych i mających władzę? Co z resztą?

    Można byłoby sformułować tezę, że przeciętny człowiek mieszkający w Stanach Zjednoczonych (bądź w Europie) żyje na poziomie wyższym niż jakikolwiek król 500 lat temu. Król mógł, co prawda, mieć nadworną orkiestrę, ale ty możesz mieć odtwarzacz dysków kompaktowych, który pozwala ci na słuchanie najlepszych muzyków, kiedykolwiek masz na to ochotę. Jeśli król miał zapalenie płuc, mógł umrzeć, ale ty wziąłbyś antybiotyki. Król mógł mieć karocę z sześcioma białymi końmi, ale ty możesz mieć samochód, który jedzie szybciej i jest bardziej wygodny. Poza tym, masz telewizję, internet, Coca Colę, prysznic, możesz rozmawiać przez telefon, i wiesz więcej o Ziemi, naturze i kosmosie niż jakikolwiek król.

    Typowy schemat jest taki, że nowe technologie stają się coraz tańsze wraz z upływem czasu. Na polu medycznym, na przykład, zabiegi eksperymentalne są zwykle udostępniane samym pacjentom poddawanym badaniom, bądź tym, którzy mają na to pieniądze. Kiedy te zabiegi stają się powszechnie dostępne, ich koszta maleją i więcej ludzi może sobie na nie pozwolić. Nawet w najbiedniejszych krajach, miliony ludzi skorzystało z różnego rodzaju szczepionek. Jeżeli weźmiemy pod uwagę rynek elektronicznego sprzętu domowego, koszt komputerów i kalkulatorów maleje wówczas, gdy do sprzedaży wchodzą nowe, bardziej skomplikowane modele.

    To oczywiste, że wszyscy będą mogli bardzo skorzystać z ulepszanych technologii. Na początku, największą przewagę będą mieli ci, którzy będą dysponowali środkami, wiedzą, a szczególnie, wolą do nauczenia się obsługi nowych narzędzi. Można spekulować, jednak, że niektóre technologie mogą doprowadzić do zaostrzenia się podziałów istniejących w społeczeństwach. I tak, na przykład, jeżeli pojawi się jakaś forma poszerzania inteligencji, może się ona okazać tak droga, że tylko najbogatsi będą mogli sobie na nią pozwolić. To samo może się stać kiedy nauczymy się genetycznie poszerzać zakres możliwości naszych dzieci. Bogaci mogliby stać się mądrzejsi i zarabiać jeszcze więcej. Ten fenomen nie jest tak zupełnie nowy. Bogaci rodzice mogą, przecież, zapewnić możliwość lepszej edukacji dla swoich dzieci, mając dostęp do zasobów informacji i osobistych kontaktów, które niekoniecznie są udziałem mniej uprzywilejowanych.

    Próby zatrzymania technologicznych inowacji na podstawie takich argumentów są, jednak, nierozważne. Jeżeli dane społeczeństwo nie będzie w stanie zaakceptować istniejących w nim podziałów (materialnych i innych), takie społeczeństwo skorzystałoby ze zwiększonego poziomu dystrybucji swego bogactwa, wprowadzając odpowiedni system podatniczy, czy też oferując darmowe usługi państwowe (edukacja, biblioteki publiczne, dostęp do internetu, genetyczne uzdatnianie częściowo pokrywane przez państwo itp.). Ekonomiczny i technologiczny postęp przynosi pozytywne rezultaty. Nie rozwiązuje on, co prawda, starego, politycznego problemu jak podzielić ogół zasobów wśród społeczeństwa, ale powoduje on, że owe zasoby ciągle rosną, i dzięki temu, coraz więcej jest do podziału.

    Czy te transludzkie technologie mogą być niebezpieczne?

    Tak, i to sugeruje potrzebę wnikliwej analizy problemów, zanim staniemy w ich obliczu. Biotechnologia, nanotechnologia, i sztuczna inteligencja, mogą potencjalnie stworzyć ogromne, i szeroko idące, niebezpieczeństwa, jeżeli zostaną one użyte lekkomyślnie, lub w złych intencjach [patrz, “Co jeśli te technologie zostaną użyte w wojnie?"]. Transhumaniści zdają sobie sprawę jak ważne jest abyśmy natychmiast podjęli dyskusję na te tematy.

    Istnieją ogromne dylematy etyczne, społeczne, kulturowe, filozoficzne i naukowe, które wymagają szczegółowego przemyślenia. Potrzebne są nie tylko badania, ale również jak najszersza dyskusja na forum publicznym. Międzynarodowa współpraca, i odpowiednie instytucje powstające na jej fundamentach, pozwolą nam na stworzenie i wprowadzenie w życie adekwatnego systemu kontrolującego te technologie. To wszystko zajmie czas, więc, im szybciej się do tego zabierzemy, tym lepsze będą nasze szanse na to, że uda nam się uniknąć najgorszych pułapek.

    Dobrym na to przykładem jest Foresight Institute, który od kilku lat promuje społeczne zrozumienie i badania nad transhumanistycznymi technologiami, ze szczególnym uwzględnieniem molekularnej nanotechnologii.
    Przypisy:

    The Foresight Institute: http://www.foresight.org/


    Czy nie powinniśmy koncentrować się na obecnych problemach, takich jak poprawa bytu biednych, lub rozwiązywanie międzynarodowych konfliktów, zamiast kierować nasze wysiłki ku przewidywaniu dalekiej przyszłości?

    Powinniśmy robić obie te rzeczy. Koncentrowanie się wyłącznie na teraźniejszych problemach, próbując rozwiązywać je przy użyciu obecnych metod, jest nieskuteczne. Wówczas, nie będziemy przygotowani na nowe problemy, a nasze obecne metody mogą okazać się niewłaściwe.

    Wiele z transhumanistycznych technologii i tendencji już teraz jest przedmiotem debat. Biotechnologia staje się rzeczywistością. Technologie informatyczne przekształcają duże sektory naszych ekonomii. Jeżeli chodzi o transhumanizm, przyszłość staje się przez cały czas.

    Większość transhumanistycznych technologii wzajemnie się dopełnia, powodując to, że ich korzyści dotykają również inne warstwy ludzkiego społeczeństwa. Jednym z ważnych czynników wpływających na oczekiwaną długość życia jest dostęp do dobrych służb zdrowia. Poprawa w tej dziedzinie spowoduje, że ludzie będą żyli dłużej, a prace nad wydłużaniem życia na pewno jeszcze poprawią ten stan rzeczy. Wysiłki związane z powiększaniem inteligencji mają oczywiste zastosowania w edukacji, w racjonalnym zarządzaniu, i lepszej wymianie informacji. Ulepszenia w komunikacji, racjonalnym myśleniu, wymianie rynkowej i edukacji, znacznie przyczyniają się w promocji pokojowych rozwiązań międzynarodowych konfliktów. Wytwórstwo nanotechnologiczne obiecuje być, zarówno, dochodowe, jak i bezpieczne dla środowiska.

    Dążenie do stworzenia świata, którego cechuje pokój, międzynarodowa współpraca i szacunek dla praw człowieka, oznaczałoby znaczną poprawę naszych szans na to, że niebezpieczne zastosowania niektórych przyszłych technologii nie będą później użyte w nieodpowiedzialny sposób, lub w czasie wojny. Pozwoliłoby to na uwolnienie dotychczasowych zasobów przeznaczanych na zbrojenie na rzecz innych celów, jak, na przykład, na poprawę bytu biednych.

    Transhumaniści nie mają prostego, opatentowanego, rozwiązania, które pozwoliłoby na osiągnięcie owych celów, choć, bez wątpienia, technologia będzie miała w tym swoją rolę. Udoskonalone technologie wymiany informacji mogą przyczynić się do większego zrozumienia między ludźmi. Im więcej ludzi będzie miało dostęp do internetu, satelitarnego radia i telewizji, coraz trudniej będzie dyktatorom i totalitarnym reżimom, zagłuszyć głosy sprzeciwu, i kontrolować przepływ informacji wśród społeczeństwa. Jak już wielu użytkowników internetu zdążyło się o tym przekonać, sieć pozwala na nowe znajomości towarzyskie, jak i zawodowe, z ludźmi z całego świata. To może oznaczać coś tylko dobrego.

    Czy przedłużone życie pogorszy problemy związane z przeludnieniem?

    Wzrost populacji to problem, któremu musielibyśmy sprostać nawet jeśli technologie związane z przedłużaniem życia nie stałyby się rzeczywistością. Niektórzy sądzą, że technologia jest głównym winowajcą problemu przeludnienia. Patrząc na to z innej strony, gdyby nie technologia, większość żyjących obecnie ludzi nie istniałaby dzisiaj, włączając w to tych, którzy skarżą się na przeludnienie. Gdybyśmy zaprzestali używania nowoczesnych metod stosowanych w rolnictwie, większość ludzi umarłaby z głodu i chorób. Gdyby nie antybiotyki i możliwość medycznej interwencji, szczególnie przy porodach, wielu z nas umarłoby jako niemowlęta. Warto zastanowić się zanim określi się mianem “problemu” coś, czemu zawdzięczamy swoje istnienie.

    Nikt nie zaprzecza temu, że zbyt szybki wzrost populacji powoduje przeludnienie, nędzę, i coraz szczuplejsze zasoby naturalne. W tym rozumieniu, jest to prawdziwy problem. Programy oferujące środki antykoncepcyjne i metody mające na celu planowanie rodziny, szczególnie w odniesieniu do ludzi w biedniejszych krajach, gdzie wzrost populacji jest największy, powinny być popierane. Ciągłe próby wywierania presji na rządzące władze przez niektóre grupy religijne, mające na celu blokowanie tych humanitarnych wysiłków, są nierozważne w opinii transhumanistów.

    To, ile ludzi żyjących w dogodnych warunkach życia może być utrzymanych przez Ziemię, nie niszcząc przy tym środowiska, jest zależne od technologicznego rozwoju. Nowe technologie, poczynając od prostych systemów nawadniających, a kończąc na obecnych przełomach w inżynierii genetycznej, powinny wciąż przyczyniać się do coraz lepszej wydajności w produkcji żywności na świecie (zmniejszając, przy tym, cierpienie zwierząt).

    Jedyne, w czym obrońcy środowiska mają rację, jest to, że stan obecny jest niemożliwy do utrzymania, i że dzisiejsze status quo nie może trwać wiecznie. Jeżeli obecne tempo zużycia zasobów utrzyma się na dotychczasowym poziomie, wówczas, staniemy wobec perspektywy poważnych braków, jeszcze w pierwszej połowie bieżącego wieku. By temu zapobiec, część najgorliwszych obrońców środowiska sugeruje powrót do sielankowej ery, podobnej do tej przed nastaniem przemysłu, aby żyć w harmonii z naturą. Problem polega na tym, że ta era nie była, bynajmniej, sielankowa - ubóstwo, choroby, ciężka harówka od świtu do nocy, przesądy, małomiasteczkowość (nie wspominając nawet brak względu na środowisko, czego przykładem mogą być wyrąby lasów w Anglii, jak też, w rejonach śródziemnomorskich). Nie chcemy tego. Poza tym, trudno wyobrazić sobie sytuację, w której tylko kilkaset milionów ludzi mogłoby się utrzymać na sensownym poziomie życia, mając do dyspozycji jedynie preindustrialne metody produkcji. Co z resztą, czyli 90% całej ludności?

    Transhumaniści proponują o wiele bardziej realistyczną alternatywę, a mianowicie, aby nie cofać się, ale za to iść naprzód, tak prężnie, jak to tylko możliwe. Negatywne wpływy technologii na stan środowiska wynikają z tego, że owe technologie są przejściowe i mało wydajne. Technologicznie mniej zaawansowane przemysły byłych krajów socjalistycznych zanieczyszczają znacznie więcej niż ich zachodni odpowiednicy. Przemysły związane z nowoczesnymi technologiami są, względnie, niegroźne. Dzięki dojrzałej nanotechnologii molekularnej, będziemy mogli produkować nie tylko czysto i wydajnie, ale będziemy, również, w stanie posprzątać zanieczyszczenia spowodowane dzisiejszymi, niedojrzałymi metodami produkcji. Transhumaniści rzucają wyzwanie obrońcom środowiska, aby sprostali takiemu standardowi jego czystości.

    Nanotechnologia pozwoli, również, na tanią kolonizację kosmosu. W skali kosmosu, Ziemia to zupełnie nic nie znaczączy pyłek. Sugerowano, aby pozostawić kosmos w jego nienaruszonym stanie. Trudno jednak brać taki pogląd na serio. Z każdą godziną, w wyniku zupełnie naturalnych procesów, ogromne ilości zasobów - tysiące razy większych niż ludzkość mogłaby kiedykolwiek zużyć - zmieniane są w radioaktywne substancje, lub marnują się jako promieniowanie uciekające w międzygalaktyczną przestrzeń. Tylko ograniczona wyobraźnia nie pozwala dostrzec ciekawszych zastosowań dla całej tej materii i energii.

    Jednak, nawet przy możliwościach kolonizacji kosmosu z prawdziwego zdarzenia, wzrost populacji może ciągle stanowić problem (nawet jeżeli założymy, że nieograniczone ilości mogą być przetransportowane poza Ziemię). Jeżeli szybkość ekspansji będzie ograniczona prędkością światła, wówczas, ilość zasobów pod ludzką kontrolą będzie rosła tylko wielomianowo (~ t^3). Z drugiej zaś strony, populacja łatwo rośnie wykładniczo (~ e^t). Jeżeli do tego dochodzi, wówczas, z racji tego, że czynnik rosnący wykładniczo, wcześniej czy później, prześciga ten rosnący wielomianowo, średnie dochody spadają w końcu do bardzo niskiego poziomu, wymuszając spowolnienie wzrostu populacji. Jak szybko do tego dochodzi zależy głównie od tempa reprodukcji. Wzrost średniej wieku życia nie ma większego znaczenia. Nawet bardzo udoskonalone technologie na krótko zapobiegają temu, co jest nieuniknione. Jedynym długoterminowym rozwiązaniem jest kontrola nad ilościami urodzeń w ciągu roku. Nie znaczy to, że populacja musiałaby zaprzestać wzrostu, ale, że ów wzrost musiałby być wielomianowy, a nie wykładniczy.

    Kilka innych punktów wartych uwagi:

    W technologicznie zaawansowanych krajach, rodziny są zwykle małodzietne, i więcej ludzi umiera niż się rodzi. Jedynym powodem wzrostu populacji na Zachodzie jest imigracja. Ludzie sprawujący większą kontrolę nad swoim losem (ze szczególnym uwzględnieniem roli jaką spełnia w tym edukacja i równouprawnienie kobiet) decydują się na mniej dzieci.

    Jeżeli ktoś bierze poważnie pod uwagę ograniczanie długości życia jako sposób na kontrolowanie populacji, co stoi na przeszkodzie, aby bardziej aktywnie realizować tego typu pomysły? Dlaczego by nie zacząć zachęcać do samobójstw lub egzekucji ludzi, którzy osiągnęli wiek 75 lat? - to, rzecz jasna, absurd.

    Wydłużanie ludzkiego życia nie pogorszyłoby problemu przeludnienia w większym stopniu niż poprawa bezpieczeństwa na drogach lub w pracy, czy też zmniejszenie liczb brutalnych przestępstw.

    Kiedy transhumaniści mówią o przedłużonym życiu, chodzi im o życie w zdrowiu. Nie ma sensu żyć dziesięć lat dłużej w stanie demencji. Oznacza to, że te dziesięć lat byłoby spędzonych produktywnie, z ekonomicznym pożytkiem dla społeczeństwa.

    Tempo wzrostu populacji spada już od kilku dekad. Największy wzrost nastąpił w 1970 roku i było to 2.07%, a w 1998 roku, już 1.33%. Według raportu UN z 1998 roku, przewiduje się, że w 2016 roku tempo wzrostu spadnie poniżej 1%.

    Im więcej ludzi, tym więcej umysłów pracujących nad nowymi pomysłami i rozwiązaniami.

    Jeżeli ludzie będą mieli po co żyć dłużej, powinni być oni bardziej zainteresowani konsekwencjami swoich obecnych działań.

    Przypisy:

    United Nations. World Population Prospects: The 1998 Revision (United Nations, New York). http://www.popin.org/pop1998/

    Czy istnieje jakiś standard etyczny, według którego, transhumaniści oceniają “poprawę bytu ludzkości”?

    Transhumanizm jest zgodny z różnorodnymi systemami etycznymi. Sami transhumaniści mają zróżnicowane opinie, niemniej, rdzeń porozumienia stanowią następujące poglądy:

    Według transhumanistów, poprawa bytu ludzkości następuje wówczas, gdy polepsza się byt poszczególnych ludzi. Jednostka jest z reguły sędzią tego, co jest dla niej dobre i dlatego transhumaniści są orędownikami osobistej wolności, a szczególnie, moralnego prawa do użycia technologii w celu powiększania zakresu psychicznych i fizycznych możliwości człowieka, jak i poprawy kontroli nad jego własnym życiem.

    Patrząc z tej perspektywy, poprawa bytu ludzkości to zmiana, która daje jednostce zwiększone możliwości kształtowania siebie i swojego życia zgodnie z jej własnymi życzeniami, w świadomości konsekwencji podejmowanych przez siebie decyzji. To ważne, aby ludzie wiedzieli w czym tkwi wybór. Edukacja, wolność informacji, technologie informatyczne, idea futures, i powiększona inteligencja mogą pomóc ludziom w podejmowaniu lepszych decyzji. (Idea futures to proponowany rynek, na którym ludzie stawialiby pieniądze na niepewne hipotezy naukowe, lub wizje przyszłości, promując tym samym szczerą zgodność jeżeli chodzi o ich prawdopodobieństwo. Hanson (1990).)

    Przypisy:

    Hanson, R. 1990. “Could Gambling Save Science?”. Proc. Eighth Intl. Conf. on Risk and Gambling, London. http://hanson.berkeley.edu/gamble.html

    Jak będzie wyglądało postludzkie społeczeństwo?

    Na dzień dzisiejszy, nie dysponujemy wystarczającymi informacjami na to, aby w pełni odpowiedzieć na to pytanie. Typ społeczeństwa, w którym przyjdzie żyć postludziom, zależy od kierunku w którym pójdzie ewolucja od człowieka do postczłowieka. W chwili obecnej, transhumaniści widzą różnorodne, możliwe drogi ewolucji do postludzi [patrz, “Co to jest postczłowiek?"]. Niektóre z tych dróg mogą doprowadzić do stworzenia pojedynczej, postczłowieczej istoty, ale czas pokaże, która z tych dróg doprowadzi do powstania całego społeczeństwa postludzi.

    Transhumaniści mogą, jedynie, domyślać się jak mogłyby wyglądać relacje między człowiekiem a postczłowiekiem - zakładając, że postczłowiek miałby ochotę na takie relacje - ale bardzo trudno wyobrazić sobie w jaki sposób postludzie prowadziliby swoje życia. Jakiekolwiek przewidywania odnośnie struktury społeczeństwa postludzkiego, na obecnym etapie, byłyby oparte na teraźniejszych doświadczeniach i pragnieniach ludzkich lub transludzkich, które mogą mieć mało wspólnego z postczłowieczą naturą. Postludzie, niemal na pewno, stworzą nowe formy społeczeństwa. Wraz z rozwojem postludzkiego społeczeństwa, niektórzy z nas mają nadzieję mieć kiedyś okazję obserwować ich kontakty z ludźmi, transludźmi, i innymi postludźmi, co powinno dać nam lepszy obraz tego, jakie będzie to społeczeństwo.

    Co się stanie, jeżeli te nowe technologie zostaną użyte w wojnie? Czy są one w stanie spowodować naszą zagładę?

    Niektóre technologie tego wieku będą bardzo potężne. Jeżeli zostaną one użyte w niewłaściwych celach, ich skutki dla ludzkości i środowiska mogą okazać się katastrofalne. Według najgorszego scenariusza, mogą one nawet oznaczać zagładę dla inteligentnego życia na Ziemi. Taka okoliczność musi być unikniona za wszelką cenę.

    Oto kilka scenariuszy rozważanych przez transhumanistów, w których następuje zagłada życia.

    “Szara maź” (gray goo) - to scenariusz, w którym samoreplikujące się nanomaszyny [patrz, “Co to jest nanotechnologia?"] wyrywają się spod kontroli i pożerają całą biosferę, zamieniając ją w szarą masę. Ponieważ molekularna nanotechnologia pozwoli na tworzenie nowych wiązań chemicznych, nie ma powodu by sądzić, że równowaga ekologiczna, która zwykle ogranicza rozwój samorozmnażających się organizmów, będzie stanowić przeszkodę dla samoreplikujących się nanomaszyn.

    W zasadzie, byłoby względnie łatwo wbudować w nanomaszyny kilka zabezpieczeń, które uniemożliwyłyby taki scenariusz. Można byłoby stworzyć samoreplikujące się maszyny, których funkcja byłaby zależna od jakiejś rzadko spotykanej substancji chemicznej. Poprzez odpowiednie projektowanie, można byłoby, również, sprawić, aby nanomaszyny nie były zdolne do dowolnych mutacji. Badania z użyciem samoreplikujących się nanomaszyn można byłoby przeprowadzać w sczelnie zamkniętych i małych laboratoriach, które eksplodowałyby automatycznie w razie przecieków od wewnątrz lub z zewnątrz. Scenariusz “szarej mazi” może być unikniony, jeżeli rozwój nanotechnologii będzie leżał w rękach odpowiedzialnych ludzi, i jeśli będą istniały ścisłe zabezpieczenia.

    “Czarna maź” (black goo) - to, w powszechnej opinii, groźniejszy problem, odnoszący się do przemyślnego wytwórstwa niszczących nanomaszyn.

    Jednym ze sposobów sprostania temu zagrożeniu, jest stworzenie “czynnych osłon”, czyli systemu automatycznej obrony, ograniczającego, lub zapobiegającego przed ofensywnymi użyciami nanomaszyn. Można sobie wyobrazić globalny system immunologiczny, w którym nanomaszyny przeczesują powierzchnię Ziemi w poszukiwaniu niebezpiecznych replikatorów. Problem z takim podejściem jest taki, że zbudowanie takiego systemu immunologicznego może okazać się znacznie trudniejsze niż skonstruowanie niszczących nanomaszyn. Jeżeli tak będzie, to zanim taki system powstanie, przez pewien okres czasu świat będzie bezbronny wobec takich nanomaszyn. Kluczowa, wówczas, będzie międzynarodowa współpraca, zapobiegająca nadużyciom tej technologii przez potencjalnych agresorów.

    Innym sposobem na niwelowanie ryzyka zagłady może być stworzenie rozproszonych kolonii kosmicznych. Ponownie, problem polega na tym, że może to zająć zbyt długo czasu zanim będzie to możliwe na szeroką skalę.

    Jak długo ten krytyczny okres potrwa (tj. od momentu stworzenia niszczących nanomaszyn, do chwili, w której zaistnieją odpowiednie systemy obrony), zależy od tempa technologicznego postępu w czasie tego okresu. Ludzie, którzy wierzą, że dojdzie kiedyś do Osobliwości [patrz, “Co to jest Osobliwość?"], przewidują, że może być to bardzo krótki okres czasu.

    Superinteligencja - podczas, gdy jest ona, generalnie, pożądana przez transhumanistów, niektórzy z nich martwią się, że, źle zaprogramowana, może zdecydować o zagładzie ludzkości, lub nawet wszystkich istot inteligentnych, włączając w to siebie samą. Takie obawy spowodowane są poglądami, że superinteligencje będą, zapewne, intelektualnie tak obce i nadrzędne wobec ludzkiego umysłu, że trudno byłoby nam przewidzieć, lub mieć jakikolwiek wpływ na ich motywacje, i niemożliwa byłaby kontrola nad nimi wbrew ich woli. [patrz, “W jaki sposób postludzie lub superinteligentne maszyny będą traktowały ludzi których inteligencja nie zostanie poszerzona?"].

    Broń nuklearna i biologiczna - to ciągłe zagrożenie. Dzisiejsze arsenały wydają się zbyt małe, by położyć kres ludzkości. Genetyczna inżynieria, natomiast, pozwoli na stworzenie biologicznych substancji jeszcze bardziej śmiercionośnych niż te, które istniały dotychczas. Miejmy nadzieję, że produkcja szczepionek nadąży za rozwojem toksyn, i za rozprzestrzeniającymi się zarazami, choć nie da się tego przewidzieć.

    Działania przeciwko rozpowszechnianiu się broni masowej zagłady powinny stanowić priorytet w każdym odpowiedzialnym państwie. Poza możliwością wojny, w której następuje zagłada ludzkości, bardzo łatwo wyobrazić sobie użycie takich broni przez jakiś kraj, lub grupy terrorystyczne, w celu zadania ogromnych strat w ludności, lub w celu zniszczenia cywilizacji.

    Inne katastroficzne scenariusze - efekt cieplarniany, w którym ocieplenie wytwarza coraz więcej metanu (w opinii większości transhumanistów, istnieją nikłe szanse na to, by stało się to przyczyną naszej zagłady); epidemie na szeroką skalę, szybko rozprzestrzeniające się na wszystkie kontynenty (nikłe szanse na to, abyśmy wszyscy padli ich ofiarą, ale powinniśmy poważnie brać je pod uwagę); zderzenia komet i asteroidów z Ziemią (mało prawdopodobne). Bez wątpienia istnieją jeszcze inne zagrożenia o których jeszcze nie pomyśleliśmy.
    Przypisy:

    Drexler, E. 1986. The Engines of Creation: The Coming Era of Nanotechnology, chapters 11-15. http://www.foresight.org/EOC/index.html
    Leslie, J. 1996. The End of the World: The Ethics and Science of Human Extinction. Routledge.

    Bostrom, N. 1996. “Observational Selection Effects and Probability” http://www.anthropic-principle.com/preprints.html

    W jaki sposób postludzie lub superinteligentne maszyny będą traktowały ludzi których inteligencja nie zostanie poszerzona?

    To zależy od postludzkich motywacji i nikt nie ma na to dokładnej odpowiedzi. Rozpatrzmy trzy możliwe scenariusze:

    (a) Możliwe jest to, że przyszłe społeczeństwo będzie składać się zarówno z ludzi, postludzi, jak i wielu różnych rodzajów transludzi. Jeżeli okaże się, że postludzie będą się rozwijać stopniowo, można sobie łatwo wyobrazić czas, w którym wiele różnych form życia będzie współżyło ze sobą w pokojowej atmosferze. Być może, na początku, będą dominowali ludzie, ze względu na ich przewagę liczebną, ale wpływ postludzi będzie stale rósł.

    Kiedy postludzie staną się znacznie potężniejsi od ludzi (a to może się stać szybko, lub zająć dekady), dotychczasowe relacje, odbywające się na tym samym poziomie, prawdopodobnie, zmienią swój charakter. Tutaj wyróżniamy dwie możliwości, jedną optymistyczną, drugą pesymistyczną.

    (b) Optymistyczny scenariusz zakłada, że postludzie będą tolerancyjni wobec ludzi i będą wciąż darzyli ich szacunkiem. Postludzie mogliby żyć pośród ludzi jako, swego rodzaju, dobroczynni “bogowie świeccy”, pomagając im w potrzebie, na przykład, zapewniając im czyste środowisko, lub, że każdy człowiek będzie miał co jeść. Każdy człowiek, który chciałby zostać postczłowiekiem, otrzymałby taką możliwość, a ci, którzy woleliby pozostać ludźmi, bez problemu mogliby kontynuować swoje dotychczasowe, ludzkie życia. Jeżeli “nieposzerzeni” ludzie woleliby, aby postludzie zniknęli im z oczu, postludzie mogliby znaleźć sobie dostatecznie dużo miejsca gdzie indziej (tzw. Lebensraum), na innych planetach i w innych układach słonecznych.

    (c) Pesymistyczny scenariusz (przynajmniej z ludzkiej perspektywy) zakłada, że postludzie uznają ludzi jako symbol beznadziejnie niewydajnych sposobów korzystania z zasobów materii i energii, które mogłyby być użyte w lepszych celach. Jeżeli postludzie nie będą zobowiązani prawami przyjaznymi ludziom, i nie będą mieli kodu moralnego który powiedziałby im że byłoby to złe, postludzie mogliby posunąć się do kroków prowadzących do zagłady rodzaju ludzkiego. Być może, przekształciliby oni, wówczas, naszą planetę w gigantyczny komputer, lub w sondy kosmiczne, które byłyby wysłane w celu przyśpieszenia kolonizacji wszechświata.

    Ludzie i transludzie mogą brać czynny udział w tym, aby opcja (b) była bardziej prawdopodobna niż opcja (c), gdyż, nawet, jeżeli postludzie okażą się znacznie potężniejsi od ludzi, będą oni albo sztucznymi inteligencjami stworzonymi przez ludzi, bądź ludźmi przeistoczonymi w postludzi. W tym pierwszym wypadku, możemy dołożyć starań, aby wartości takie jak tolerancja i szacunek dla ludzkiego szczęścia, stały się nieodzowną częścią ich zaprogramowanego kodu moralnego. W drugim przypadku, możemy polepszyć nasze szanse poprzez pielęgnowanie tych samych wartości wśród ludzi, tak, aby ci, którzy się kiedyś przeistoczą, prezentowali wysokie standardy etyczne. W obu tych przypadkach, dobrze byłoby, gdybyśmy kontynuowali budowę stabilnych tradycji demokratycznych i konstytucji, dążąc do ideału rozszerzenia zakresu obowiązującego prawa, zarówno w skali międzynarodowej, jak i krajowej.

    Czy, według transhumanistów, technologia rozwiąże wszystkie problemy?

    Technologia nie rozwiąże żadnego problemu. Da nam, za to, coraz lepsze narzędzia, abyśmy mogli użyć ich do rozwiązania prawie każdego problemu o charakterze materialnym (włączając w to możliwość zaspokojenia wszelkich potrzeb materialnych ludzi), zakładając, że będziemy na tyle przezorni, aby zapobiec niebezpieczeństwom, i że nasza współpraca wpłynie na to, że nie użyjemy nowych technologii po to, by prowadzić ze sobą wojny.

    To wielkie niewiadome, które wskazują, że największe trudności które spotkamy na naszej drodze nie będą natury technicznej, ani naukowej. Jakkolwiek trudne techniczne by one nie były, wcześniej czy później, będą one przezwyciężone. Technologiczny rozwój i tak już idzie w transhumanistycznym kierunku.

    Naprawdę nieobliczalną rolę w tym wszystkim odegra aspekt polityczny. Czy ludzie i rządy świata wykażą się dostateczną przezornością i współpracą, by ustanowić, i przestrzegać, międzynarodowych porozumień zapobiegających wrogim zastosowaniom militarnym, lub, co najmniej, opóźniać je do czasu kiedy będą stworzone efektywne systemy obrony? Nikt tego nie wie, ale od tego właśnie może zależeć to, czy przetrwamy.

    TRANSHUMANIZM I NATURA

    Dlaczego trashumaniści chcą żyć dłużej?

    Czy byłeś kiedyś tak szczęśliwy, że chciało ci się krzyczeć? Czy był jakiś moment w twoim życiu, kiedy czułeś coś tak głębokiego i wspaniałego, że twoja codzienna egzystencja wydała się wyblakła, nudna i ponura?

    Tak łatwo jest zapomnieć jak to jest, kiedy wszystko jest w jak najlepszym porządku. Te rzadkie, wspaniałe chwile, czy jest to zatracenie się w twórczej pracy, czy poczucie osiągnięcia jakiegoś celu, bądź ekstaza romantycznej miłości, uświadamiają, jak cenna może być każda minuta życia. I, być może, powiedziałeś sobie kiedyś: “Tak powinno być zawsze. Dlaczego nie może to trwać wiecznie?”.

    Cóż, a co, gdyby mogło to trwać wiecznie?

    Kiedy transhumaniści mówią o wydłużeniu wieku życia ludzkiego, nie chodzi im o dodatkowe parę lat spędzonych w chorobie, w domu starców. To mijałoby się z celem. Chcą oni, aby te lata były bardziej zdrowe, szczęśliwe i produktywne. Ideałem byłaby sytuacja, w której każdy miałby prawo wyboru kiedy, i jak, ma umrzeć, lub by nie umierać wcale. Transhumaniści chcą żyć dłużej ponieważ chcą doświadczyć o wiele więcej, niż mogliby tego dokonać podczas normalnego życia. Chcą kontynuować swój rozwój poza żałosne osiem dekad przydzielone im przez naszą ewolucyjną przeszłość.

    Jak głosi slogan jednej z krionicznej organizacji zamrażającej ludzi:

    “Postępowanie życiowe i mądrość serca wynikają z upływającego czasu; w ostatnich dziełach Beethovena, w ostatnich słowach i pracach starców Sofoklesa, Russella i Shaw’a, dostrzegamy przebłyski dojrzałości i treści, doświadczenia i rozumu, wdzięku i człowieczeństwa, których brak u dzieci i nastolatków. Osiągnęli oni to wszystko, gdyż żyli długo; ponieważ mieli czas na doświadczenie, rozwój i refleksję; czas który możemy mieć wszyscy. Wyobraźmy sobie takie indywidualności jak Benjamin Franklin, Lincoln, Newton, Shakespeare, Goethe, Einstein, wzbogacające nasz świat, nie przez parę dekad, ale przez wieki. Wyobraź sobie świat pełen takich osób. Byłoby to czymś, co Arthur C. Clarke określił mianem ‘Końca Dzieciństwa’ - a początkiem dorosłości ludzkości. Możesz wziąć w tym czynny udział. I powinieneś. Przyłącz się do nas. Wybierz życie.” (The Cryonics Institute).

    Czy transhumanizm ma prawo ingerować w Naturę?

    To pytanie uderza w samo sedno tego, czym jest transhumanizm. Transhumaniści twierdzą, że wolno ingerować w Naturę. Nie jest to coś, czego należałoby się wstydzić. Nie ma absolutnie żadnego moralnego, lub etycznego powodu dla którego powinniśmy zaprzestać ingerowania w Naturę, bądź powstrzymywać się od jej udoskonalania, jeśli jest to możliwe. Możemy tego dokonywać eliminując choroby, poprawiając wydajność rolnictwa, odpowiedzialnego za wyżywienie rosnącej populacji świata, czy też umieszczając satelity na orbity wokółziemskie, dając nam dostęp do informacji i rozrywki.

    W niektórych, szczególnych, przypadkach, istnieją, rzecz jasna, dobre, praktyczne, powody dla których najlepiej zdać się na “naturalne” procesy. Chodzi o to, że nie można osądzać czegoś, co jest dobre lub złe, wyłącznie na podstawie tego, czy coś jest naturalne, lub sztuczne. Niektóre naturalne rzeczy są złe, jak głód, gruźlica, lub bycie zjedzonym przez tygrysa. Niektóre sztuczne rzeczy są złe, jak wypadki samochodowe, lub broń nuklearna.

    Weźmy, na przykład, debatę nad klonowaniem ludzi. Niektórzy argumentują, że klonowanie ludzi jest naturalne ponieważ ludzkie klony to, w istocie, identyczne bliźnięta. Mają rajcę. Bardziej istotne, natomiast, jest to, że nie ma znaczenia, czy ludzkie klony są naturalne, lub nie. Kiedy dyskutujemy nad tym, czy powinniśmy klonować ludzi, musimy porównywać różne możliwe, pożądane konsekwencje, z różnymi możliwymi, niepożądanymi konsekwencjami. Wówczas, musimy oszacować które konsekwencje są bardziej prawdopodobne. O wiele trudniej podjąć taką dyskusję, niż orzec, po prostu, że klonowanie jest nienaturalne. Taka debata, jednak, mogłaby doprowadzić do lepszych decyzji.

    Czy jest to oczywiste? Powinno! Niemniej, to niesamowite, że ludziom przechodzą płazem argumenty typu, “To jest lepsze, bo tak było zawsze!”, lub “To jest lepsze, bo stworzyła to Natura!”.

    Czy transhumanistyczne technologie sprawią, że staniemy się nieludzcy?

    To pytanie wynika z nieco mylnej interpretacji słowa “ludzki”, kiedy, w rzeczywistości, chodzi o słowo “humanitarny”. “Ludzki”, oznacza coś, co należy do człowieka, ma cechy ludzkie, lub odnosi się do człowieka, lub rodzaju ludzkiego. Transhumaniści zmienią wiele z tych cech. Wiele z nich jest niewygodnych, bądż destrukcyjnych. Większość transhumanistów pragnie promować ludzkie zalety (jak np. życzliwość, lub współczucie), pozbywając się, przy tym, istniejących wad.

    Wartość ludzkiego życia nie wynika z samego faktu bycia człowiekiem, tak samo, jak wartość kamienia, żaby, bądź postczłowieka, nie wynika wyłącznie z faktu bycia kamieniem, żabą, lub postczłowiekiem. Wartość tkwi w tym, kim jesteśmy, i jak decydujemy się spędzać swoje życia.

    Czyż nie jest prawdą to, że śmierć stanowi naturalną kolej rzeczy?

    Transhumaniści n

  • Marcin Nowak
    Wpis na grupie GL - Różne ogłoszenia w temacie Biznes z Chinami
    24.11.2006, 15:05

    Witam!

    Zapraszam do wymiany informacji wszyskie osoby zainteresowane współpracą gospodarczą i wymianą handlową pomiędzy Polską a Chinami.

    Marcin Nowak
    BiznesChiny.pl

Dołącz do GoldenLine

Oferty pracy

Sprawdź aktualne oferty pracy

Aplikuj w łatwy sposób

Aplikuj jednym kliknięciem

Wyślij zaproszenie do